babusia

Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy
piątek, 31 grudnia 2010
31.12.2010 Idzie Nowe
środa, 29 grudnia 2010
30.12.2010 Rok 2010
I przyszła jesień a z nią kolejna fala powodzi . Znów ze wschodu i południa nadeszły wieści o klęskach. Ledwie minęło Święto Zmarłych a już zima przypomniała o sobie przymrozkiem i pierwszymi płatkami śniegu i zanim opadła z drzew resztka liści sypnęła śniegiem i ścięła siarczystym mrozem . I trwa na swoim posterunku dając o sobie co dzień znać nowymi warstwami śniegu i lodu. A tymczasem groźne widmo światowego kryzysu rozrosło się i rozpanoszyło. Stało się jasne ,że następny rok będzie jeszcze trudniejszy , podwyżka vat, , cięcia w inwestycjach i te sprawy, które zresztą przewidywałam od połowy 2006 roku.. Dla nas rok był pracowity jak mało który i choć nie było tylu dużych kontraktów co w ubiegłym , roboty nam nie brakło i obroty nawet nieznacznie wzrosły. A poza tym ... , właściwie nic , ani dobrze , ani źle . Zwykłe , codzienne zmaganie , oświetlone maleńkim słoneczkiem .A słoneczko ma prawie 15 miesięcy i nieustająco rozradowaną buzię i „palmę” sterczącą na czubku główki.. A niedługo zaświeci nam i drugie . I jakoś tak się dzieje,że wobec tych radosnych uśmiechów , pisków i psot wszystkie inne sprawy , te duże i te malutkie ,przestają się liczyć a kłopoty tracą swój wymiar i moc.
poniedziałek, 20 grudnia 2010
20.12.2010 A to dopiero !!!!!!!!
niedziela, 19 grudnia 2010
sobota, 18 grudnia 2010
18.12.2010 Pachną pierniczki , pachną …
Ale było wczoraj wesoło. Jak co roku zmówiłam się z synowymi na pieczenie pierniczków. Przyjechała też nasza wnusia i tak we cztery , a właściwie to w pięć kobiet ( bo przecież Karolcia w brzuszku u mamy też się liczy) zabrałyśmy się do pracy. Helenka dostała swój kawałeczek ciasta piernikowego i też sobie gniotła rączką. Potem kiedy już zaczęłyśmy wykrawać i wkładać do pieca dojechali nasi mężowie. I tych naszych trzech twardzieli przyłączyło się do nas. Rejwach zrobił się w kuchni niemożliwy. Podbierali nam kawałki ciasta i zaczęli lepić z niego jak z plasteliny ; powstał motor, autko , miś, napis „Helenka” i wielkie serduszko z inicjałami A i W, smoczek, kokardka, słoń a na koniec rozwałkowali kawałek ciasta i Helenka odcisnęła na nim z pomocą taty i wujka swoją małą rączkę. Po upieczeniu całkiem fanie to wygląda. Zabawy i śmiechu było co niemiara. Tak poza tym , to jest tylko jeden piernikowy aniołek, bo mała przywłaszczyła sobie foremkę i za nic nie chciała jej oddać.
Ciekawa jestem jak Malucha zareaguje na widok choinki. Mam zamiar ją kupić dzisiaj i od razu udekorować, choć do Świąt jeszcze cały tydzień. . A niech sobie będzie świątecznie...
A po południu zdobienie pierniczków. Fotka ozdobionych jutro.
Na skwerku koło muzeum stoi już Szopka .
sobota, 11 grudnia 2010
11.12.2010 Mam ochotę lepić bałwana


Ale mi odwala , stara baba i bałwany. Co innego takie lepienie bałwana z wnuczką , ale wnuczka jeszcze trochę za malutka na lepienie bałwanów. Cieszy mnie ta zima , choć to znów na zimę stulecia wygląda. W moim życiu już drugą , a może trzecią , bo tak dobrze to nie pamiętam. Z czego tu się cieszyć , skoro zapowiadają mrozy trzydziestostopniowe , a jednak , cieszę się i już. A przyczyna tej radości ma 80cm i mieszka na drugim końcu miasta w swoim błękitnym pokoiku z „gospodarstwem” na ścianach i tłumem miśków i lal na półkach. Wszystko wokół małej się kręci. A już za parę miesięcy i wokół dwóch maleństw. To jednak prawda,że dzieci zmieniają postrzeganie świata i wobec ich obecności bledną inne sprawy. I to jest cudowne.
Zaczęłam czytać „Reanimację” autorstwa naszej Krajanki.. Ubarwione tym co się nazywa licentia poetica , ale jednak bez trudu odnajduję znane mi osoby i sytuacje z czasów kiedy pracowałam w przychodni , a pani doktor zaczynała tam pracę . Niektóre postacie tak wyraziście opisane ,że nie sposób pomylić. Książka mi się podoba , dobrze napisana , językiem dziś w dobie skrótów , uproszczeń i obcojęzycznych naleciałości pomieszanych z przekleństwami , niemal nie spotykanym. Dużo szczegółów i niuansów z życia światka lekarskiego i małomiasteczkowego . Drażni trochę przekonanie o wyższości świata lekarskiego nad resztą ,nawet przebijająca pewna zarozumiałość z tego powodu , ale w sumie to nic nowego, przynajmniej dla mnie, bo stykałam się z tym na co dzień przez ładnych parę lat. Tak czy inaczej warto było po tę książkę sięgnąć.
W mieście iluminacje świąteczne po prostu oszałamiające. Zrobiłam wczoraj kilka fotek , w trakcie czekania na zamówione dla chłopaków jedzonko ( pracowali całą noc i zażyczyli sobie pizzy na wzmocnienie – nie było rady musiałam doskoczyć ) ale nie miałam aparatu . Tak tylko pstyknęłam aparatem , który mam w komórce i tylko w okolicach rynku. Więc foty nie są najlepsze. Na „ sesję „ wybiorę się za parę dni jak już do końca ustawią Szopkę.
Przygotowania świąteczne prawie na ukończeniu. Zostało mi kupić saneczki dla Helenki i tablicę dla synka naszego pracusia . Inne zakupy z głowy , no może tylko jeszcze owoce i drobiazgi , które i tak trzeba kupić na bieżąco. Gorzej ze sprawami firmowymi. Prezentów dla kilku najważniejszych kontrahentów i najlepszych serwisantów na razie nie mam – dopiero się po nie wybieram , przede mną piętrzy się fura kartek do wypisania i zabieram się za nie jak przysłowiowy pies do jeża a to czas najwyższy,żeby wysyłać. Premię chłopakom wypłaciłam w środę , ale paczki żywnościowe – tradycyjne jak co roku- też jeszcze nie gotowe, chociaż część już mam. . I sama nie wiem kiedy z tym zdążę... Zdążę ... A kiedy nie zdążyłam???
czwartek, 9 grudnia 2010
9.12.2010 Zimowo
Możemy świętować ; sandacze i opłatek są . No prawie możemy , bo jeszcze trzeba trochę przygotowań poczynić. Kartki świąteczne rozesłać , prezenty brakujące dokupić , zapakować , choinkę ubrać … No i pokończyć kontrakty. Wczoraj chłopakom wypłaciłam bardzo konkretną świąteczną premię więc i u nich święta będą bogate. Zresztą i tak na Wigilię zwalają się do nas jak co roku. Ale ja to lubię. Taki dzień musi być gwarny i radosny. I naprawdę czas kupować większy stół. Na Wigilii będziemy tradycyjnie: my , dzieciaki i moja matka , ale już na kawie ludzi przybędzie. Chrześniak Mężusia w niedzielę się zaręczył więc mamy jedną osobę więcej , Helenka na swoim dziecinnym krzesełku też musi się przy stole zmieścić , a za trochę i Karolcia. . Stół potrzebny i już. Wczoraj teoretycznie byłam na świątecznych zakupach. Teoretycznie , bo mężuś naprawiał sprzęt a ja snułam się po pobliskiej Galerii Malta i kupiłam kilka drobiazgów , bynajmniej nie świątecznych. Mężusiowi nowy jedwabny krawat , sobie cieniutki bawełniany golfik w kolorze morskim z przeceny – taki akurat pod bezrękawniki, W Empiku książkę mojej krajanki pt. Reanimacja ( wreszcie ) i aniołki do przypięcia na choinkę, w Dauglasie aniołkowy zestaw kąpielowy i w sklepiku z artykułami dekoracyjnymi aniołkowe serwetki . No wiem , stuknięta jestem na tym tle. Ale znów były z tych , którym się oprzeć nie można i do mojej srebrno- czarnej zastawy pasują.. Potem wskoczyliśmy jeszcze do Ikei w celu nabycia tablicy do pisania , na prezent dla synka naszego pracownika i zjedzenia kolacji . Tablicy nie było , niestety , zamiast tego kupiłam sobie szklaną miskę i metalową podstawkę pod świecę , Mężuś dwie zapachowe świeczki do swojej pracowni, ( że niby mają zapach papierosów neutralizować ) , kolację zjedliśmy tradycyjną , kulki mięsne i warzywka na parze i to właściwie wszystko. Wyszło,że tablicę musimy kupić u nas , w tym samym sklepiku , w którym był pan miś i saneczki. Ale może to i lepiej, bo oglądałam i te z naszego sklepiku są zdecydowanie solidniej wykonane niż te z Ikei.
Tym sposobem świąteczne zakupy wciąż nie dokończone. Spożywcze w zasadzie już mam. Została mąka, kapusta kiszona , owoce , ale to na bieżąco, bez pospiechu. Za tydzień czas pieczenia pierników. Dawno tak nie cieszyliśmy się Świętami jak w tym roku.
A póki co , u nas jak na fotkach . Zimowo .
sobota, 4 grudnia 2010
4.12.2010 Nastrój u nas świąteczny
W mieście trwają prace nad upiększaniem . Już widzę,że dekoracje będą zupełnie nowe . Aż się doczekać nie mogę. Inauguracja 6.12. - pewnie wybiorę się z aparatem fotograficznym.
Na świecie piękny dzień zimowy , słońce i skrzący się śnieg i moja ulubiona muzyka w radiu – właśnie puszczają zespół Smoky . Zrobiłam kilka kolejnych zakupów świątecznych . Dobrze mi dziś.
czwartek, 2 grudnia 2010
2.12.2010 100% Zimy w zimie
Takiej zimy , nie było od 1979. Jak zaczęło sypać wczoraj około 19 .00 ta do dzisiaj sypie, chociaż teraz już mniej. Z samochodu zgarnęłam 20cm warstwę śniegu. . Gorzej było z wsiadaniem . W miejscu gdzie miałam drzwi pasażera zrobiła mi się zaspa , w którą wpadłam na wysokość butów ( takich prawie pod kolano) . Nie wiem jak moi z delegacji do Gorzowa wrócą , bo w tamtym fyrtlu jeszcze gorzej. U Słynnej Zielonej Górze wybuchł gaz . Rozmawiałam z naszym serwisantem , wybuchło w jego bloku – 2 klatki dalej – nie zazdroszczę przezyć.Drzwi do biura mi zasypało więc poranna gimnastykę sobie zaliczyłam w postaci odśnieżania. A najlepiej to wygląda parking obok biura , czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Pomiędzy autami porobiły się metrowe zaspy. Jak ktoś wyjedzie , to zostaje taki śnieżny boks. U nas zima drogowców nie zaskoczyła, jeżdżą pługi śnieżne i solarki , ale z przyrodą jeszcze nikt nie wygrał. Pokazuje nam dobitnie kto tu rządzi. Żadne pługi nie pomogą. Właściwie to zimę należałoby przesypiać , jak miś . Fajnie byłoby , nie musieć wstawać do pracy … Aaaahhhh …Ale wstać było trzeba, zabrać się do pracy też , zwłaszcza,że koniec roku bliski. Ale za to jak ładnie na świecie !!! I kolejorz zremisował z Juventusem... Fajnie jest.
środa, 1 grudnia 2010
1.12.2010 Takie sobie sprawy babusine
W niedzielę była imprezka u młodszego Synalka – zaległa , imieninowa. Ludzi się zebrało coś około 15 – sama rodzinka . To mnie znów skłoniło do oglądania stołów , bo ten co mam już się zrobił mały na tyle wiary. Moja matka tym razem przyszła na kawę , a właściwie to przywiózł ją starszy wnuk . Nagadałam jej jeszcze raz za to,że nie była na roczku u Helenki.. Do dziś mi się w głowie nie mieści ,że mogła nie przyjść – i żadnego rozsądnego wyjaśnienia dlaczego. Nie bo nie .Ale ten model tak ma. A w ogóle to już naprawdę koniec świata bliski ; matka zapisała się na kurs komputerowy! Zważywszy,ze do wszelkiej techniki ma dwie lewe ręce i obie nogi na dodatek ( ja też mocna w te klocki nie jestem , ale przynajmniej pralkę i zmywarkę umiem włączyć) , nawet żelazko na jej widok samo się wyłącza to naprawdę wróży koniec świata. Ale powodzenia. Może jak zacznie serfować po necie to przynajmniej w domu będzie można ją zastać.
Z innych spraw , to zwykłe przed końcem roku urwanie krawatki. Znajomy handlowiec przywiózł mi kalendarz – taki dla pań ; same nagie , męskie torsy i pośladki. Chłopakom też , tyle,że w wersji adekwatnej – damskie biusty. Zdjęcia naprawdę ładne , profesjonalne . Był z tego nie zły ubaw. Ja zresztą nawet dobrze nie zdążyłam się przyjrzeć , bo mi zagrabił kalendarz synalek –„dla samotnej koleżanki „ - co by sobie w redakcji nad biurkiem powiesiła na pocieszenie. Za bardzo nie protestowałam . Niech ma , za to ,ze robi nam ładne reklamy w Miejscowym Tygodniku.
Kupiłam ładne guziczki do świątecznej sukienki wnusinej więc dziś ja skończę definitywnie.
Poza tym rośnie sterta ozdób choinkowych i nastrój w domu już bardzo mikołajkowy. W mieście powoli już też , nad deptakiem zawisły nowe ozdoby – tym razem w kształcie wielkich , walcowatych lampionów. Aż nie mogę się doczekać jaką niespodziankę świąteczną mieszkańcom tym razem zafundują burmistrz i starosta .
piątek, 26 listopada 2010
26.11.2010 Zima nie zaskoczyła drogowców
Z innych spraw , chrześniak mężusia szuka pierścionka zaręczynowego … Wesele w rodzinie się szykuje ( choć pewnie jeszcze nie prędko) .
A poza tym kończę sukienkę świąteczną dla wnusi , a potem zabieram się za robótki dla drugiej wnusi – w tajemnicy przed Młodszą Synową ,żeby nie mówiła,że zapeszam.
A na witrynach sklepowych pierwsze choinki.
sobota, 20 listopada 2010
20.11.2010 Pan Miś
A najważniejsze,że michu jest swój – wykonany ręcznie przez polską firmę i bardzo przypomina misie z naszego dzieciństwa , choć oczywiście jest zrobiony z lepszych materiałów i dużo lżejszy niż ten , które miały moje dzieci . Sprzedawca – taki sympatyczny starszy pan- w sklepiku bawił się równie dobrze jak my przy tym wybieraniu i dyskusji . Powiedział nam ,że wybierając zabawki zawsze szuka polskich firm rękodzielniczych , stąd u niego konie na biegunach, wozy drabiniaste , bączki , drewniane auta i kolejki , wiklinowe wózeczki dla lalek itd. zamiast różowych i piszczących koszmarków z Chin. Następny zakup u niego to będą saneczki dla Małej na Gwiazdkę ( może śnieg dopisze). W markecie wprawdzie widzieliśmy dużo tańsze , ale jakościowo nawet nie ma czego porównywać .
A poza tym to dziergam świąteczną sukienkę . Wolno mi to idzie, bo wrabiam wzorki , a to wymaga dokładnego liczenia oczek. I zrobiłam kolejne świąteczne zakupy: następne pudełko bombek – tym razem w kolorze żółtym , ozdobne gałązki do wazonów , perełki do dekoracji pierniczków, olejek migdałowy , proszki do pieczenia itp. - wszystko , o czym najłatwiej zapomnieć . Bombki oczywiście szklane. Mężuś nie pozwala mi innych kupować , choć takie są droższe od plastikowych i nietrwałe, ale szklane ładniejsze i mają się tłuc ,żeby na następne święta kupować nowe, bo świętami trzeba się nacieszyć . Za to go kocham . Niby taki racjonalny i rzeczowy a potrafi się cieszyć takimi drobiazgami.
Mężuś idzie dziś na firmową imprezke do jednego z naszych klientów , a ja ruszam do boju uzbrojona w miotłę, mop i ścierki.- z mniejszym wprawdzie duchem niż w ubiegły tydzień , ale przynajmniej dziś nic mi nie przeszkodzi. .
Jutro świąteczna degustacja win . W programie wina z winnic europejskich , w tym węgierskie wino lodowe. Na pewno nie wyjedziemy bez zapewnienia sobie stosownego zapasu.
czwartek, 18 listopada 2010
18.11.2010 Na co się przydaje pisanie pamiętników i firmowe reklamówki
wtorek, 16 listopada 2010
niedziela, 14 listopada 2010
14.11.2010 Wnusia miała wyjątkowe urodziny !
Wieczorem Małej wyrósł nowy , piąty już ząbek.
sobota, 13 listopada 2010
13.11.2010 Dziś nasza wnusia obchodzi swoje 1 urodziny !
A tak poza tym sezon świąteczny uważam za otwarty : mam już większość prezentów i dziś nabyłam pierwsze dwa pudełka bombek. Weszłam do Brico – tak sobie , zobaczyć co jest ciekawego i kupiłam. Ciemnoniebieskie , pomalowane w ośnieżone domki i czerwone z rysunkiem płonących świec. Takie lubię najbardziej. Przypominają mi choinkę u mojej babci. Do świąt oczywiście jeszcze ich dokupię , a już na pewno różowe i żółte. Mam białe, zielone i fioletowe więc choinka będzie bardzo kolorowa. Koniec z jednobarwnymi , eleganckimi choinkami. Skoro są maluchy to choinki u babci i dziadka muszą być dla maluchów- bajecznie kolorowe i wesołe. Uzupełnienie zapasów bombek wobec powyższego wskazane. A za rok będzie taka naprawdę babcina; ubrana cukierkami, orzeszkami , jabłuszkami i pierniczkami, które dzieci ( bo za rok będzie już biegająca dwójka ) będą mogły ściągać bez obawy, że coś potłuką i zrobią sobie krzywdę.
piątek, 12 listopada 2010
12.11.2010 Jak obyczaj stary karze ,
Na winko nikt nie miał ochoty . Tak poza tym to przed południem oglądałam sobie rozmowy o święcie Niepodległości i doszłam do wniosku,że nic się nie zmieniło. Kariera Piłsudskiego zaczyna się od przyjazdu do Warszawy - po wyjściu z twierdzy magdeburskiej, ale dlaczego on z tej twierdzy wyszedł nikt nie mówi. Nawet to rozumiem . Fakt,że okazał się sprzedawczykiem i za cenę swojej wolności „sprzedał „ Niemcom Wielkopolskę i Śląsk mocno by nadszarpnął świetlany wizerunek Marszałka. . Paderewskiego nawet wspomniano, ale o jego roli jaką odegrał dla Wielkopolan ani słowa , o tym ,że kiedy reszta kraju świętowała już wolność, to Wielkopolanie i Ślązacy dopiero o nią walczyli też ani słowa. Dla mnie to takie święto trochę naciągane. Co nie zmienia faktu,że paru ciekawych rzeczy o współczesnym ceremoniale wojskowym i muzyce w wojsku się dowiedziałam. I jak tak słuchałam tego wszystkiego przyszło mi do głowy,że za 2-3 lata będę już wnusi opowiadać o naszej historii , uczyć ją piosenek i wierszy patriotycznych , bo tak myślę ,że młodzież chyba będzie miała z tym kłopoty – oni żyją przyszłością .
wtorek, 9 listopada 2010
9.11.2010 Zwykłe sprawy babusine
Z innych spraw to policja umorzyła śledztwo w sprawie naszego skradzionego laptopa. Szybko im to poszło. Szkoda ( jak dla kogo ) na 5000zł . Skradzione w ubiegłym roku narzędzia – szkoda 10000 zł . Ciekawe ile musiałaby wynieść kwota takiej szkody, żeby szukali do skutku ?. Na co ja podatki płacę ? No , ale trudno oczekiwać ,że odnajdą złodzieja laptopa czy narzędzi, skoro przez 10 lat nie znaleźli zabójcy swojego dowódcy … Tylko pieniędzy z podatku szkoda...
W firmie szaleństwo przedświąteczne rozpoczęte. Wszyscy chcą na przedwczoraj. Ok. Przetrzymamy. Rok zapowiada się pod względem obrotów na poziomie ubiegłego., mimo,że nie było tylu dużych kontraktów jak w ubiegłym, czyli nie jest źle.
Jak nigdy w historii mam już większość prezentów gwiazdkowych. Teraz obmyślam świąteczne dekoracje i 10678 koncepcję remontu w kuchni. Najlepiej mi idzie przy dzierganiu ( aktualnie szal-kominek a w planach świąteczna sukienka dla Helenki) . W sobotę imprezka roczkowa.
sobota, 6 listopada 2010
6.11.2010 Duch bojowy
Dziś dzień urodzin Babci Stanisławy . Tyle lat minęło odkąd odeszła a mnie wciąż jej brakuje.
piątek, 5 listopada 2010
5.11.2010 Zwykłe sprawy babusine
nowego laptopa kupować , bo wyglądało to groźnie i wskazywało na uszkodzenie sprzętowe. Na szczęście nie. Mój starszy synalek – nawiedzony informatyk wziął go w swoje ręce i lapek ożył. Nie wiem jak on to robi , ale na pewno się komunikuje z komputerami telepatycznie. Robią co im każe jak tylko na nie spojrzy. Na mój widok same się wyłączają ,żeby wszystko było jasne. Paru poprawek jeszcze wymaga , ale danych nie straciłam i pracować mogę dalej. I całe szczęście, bo nie mam ochoty na kolejne nieplanowane wydatki.
Mężuś już się zameldował w nowych szafach. Do jednej przenieślismy wszystkie kasety i cd-iki z muzyką i filmami , zostało jeszcze trochę miejsca na rodzinne albumy ze zdjęciami , do drugiej wróciły mężowskie skarby i jeszcze jest trochę miejsca. Korytarzyk wygląda pięknie i już wiem ,że pozostałe szafy , te na holu też będą z tej samej płyty . Dzięki tej przeprowadzce zarobiłam dwie wolne szuflady w komodzie i większy koszyk - walizkę .
Jedną szufladę już sobie zagospodarowałam . Poukładałam w niej moje zapasy serwetek. Nadal je kupuję. Niektóre są tak piękne,że nie sposób się im oprzeć . Ostatnio kupiłam czarne ze srebrno- białą różą . A do walizki – koszyka przełożę swoje robótki. .
Jutro dzień latania na miotle. Zapuściłam trochę chałupkę , bo to i prezenty pięćdziesiątkowe wciąż na wierzchu ( no bo przecież nacieszyć się nimi trzeba ) i remont trwał dość długo i w ciągłym biegu – dobry pretekst,żeby się do tak prozaicznej czynności jak sprzątanie nie przykładać za bardzo. No , ale kiedyś trzeba. Więc czemu nie jutro. Dzień jak każdy. Za tydzień imprezka z okazji roczku Helenki.
Tak poza tym napisali o nas w miejscowym tygodniku. To dlatego,że zostaliśmy sponsorem wspierającym miejscową drużynę siatkarzy juniorów. Ambitna młodzież ; planują w tym roku wejść do pierwszej ligi.
wtorek, 2 listopada 2010
2.11.2010 Tak to jakoś jest,
W niedzielę pojechaliśmy w moje strony na groby dziadka i babci oraz prababci i pradziadka . Uświadomiłam sobie,że od prababci Faustyny i pradziadka Ignacego dzieli mnie ponad 100 lat ! Prabacia urodziła się w roku 1858, - ja 1961. Mimo to ,akurat prababcia jest mi bliska – zawsze to czułam , była, choć przecież nie mogłam jej spotkać . Może się mną w jakiś sposób opiekuje? Cmentarz w mieścince , którą uważam za rodzinną , gdzie czas stanął w miejscu za czasów mojej młodości nadal mały ale jak większość cmentarzy w dzisiejszych czasach stracił swój spokój. Po alejkach przewalają się tłumy ludzi, a nagrobki epatują przepychem – jak wszędzie. Nie lubię tego, toteż nie byliśmy tam długo... Takie wyprawy do świata młodości , bardziej niż co inne uświadamiają mi upływ czasu i nieuchronnie postępujące zmiany. Źle się z tą świadomością czuję. Jakoś zmian nie lubię , choć przecież rozumiem i akceptuję a na co dzień nawet o tym nie myślę …
Wczoraj jak co roku odwiedziliśmy groby naszych bliskich tu na miejscu. Na starym cmentarzu mojego ojca, naszego wnuczka, pradziadków Mężusia i mimo tłumów jakoś dało się w ciszy powspominać i skupić na modlitwie . Na nowym odwiedziliśmy babcię i dziadka Mężusia , znajomych i dalszych krewnych. Tych ostatnich bardziej symbolicznie , poświęcając im myśli i modlitwy i paląc jedną symboliczną lampkę niż odwiedzając ich kwatery. Nie sposób nikogo odnaleźć . Cmentarz zrobił się ogromny a w tym tłumie ludzi , który wczoraj dosłownie go zalał nie sposób się było swobodnie poruszać. Uciekliśmy szybko skracając sobie drogę przez sektor grobowców i mauzoleów rodzinnych . Być może za sto lat ktoś doceni ten blichtr ale teraz mocno rażą nowością , wymyślnością kształtów i jakością marmurów. Ten styl wybrali sobie miejscowi bogacze, niektórzy jeszcze żyjący – na marmurach wyryte same znane w mieście nazwiska , jeszcze bez imion i dat . I kiedy tak patrzyliśmy na to wszystko, mężuś podśmiechiwał się trochę,że to niby też inwestycja w nieruchomości, ja nie mogłam się uwolnić od myśli „ a wszystko to marność ...” . I od paru już lat mi chodzi po głowie,że to kolejne święto , na którym można zbić kasę. Nikt już pewnie nie pamięta jak się robiło wieńce z mchu , szyszek , krepowych kwiatów i malowanych srebrolem liści paproci. I nie chodzi o to ,żeby wracać do robienia samodzielnie wieńców z mchu ,ale o wciskającą się wszędzie komercję . Bo tak naprawdę to naszym Zmarłym wystarczy nasza pamięć i modlitwy . Te wszystkie bukiety , wieńce i znicze potrzebne są nam żywym. Dzień tradycyjnie już zakończyliśmy u Teściowej na kawie . Widok rodziny zasiadającej razem do stołu zawsze podnosił mnie na duchu , a teraz tym bardziej . W sumie zasiadły już 4 pokolenia . Obie prababcie, my – dziadkowie , nasze dzieci i wnuczęta. Jedno na rękach rodziców, drugie jeszcze w brzuszku mamy ,ale już do powitania kolejnego maluszka bliżej niż dalej. Szwagierka wprawdzie definitywnie rozstała się ze swoim mężem , a jej syn został na weekend w Poznaniu z powodu nauki , ale wspomniała coś o jego bliskich zaręczynach. Kandydatkę na żonę już mieliśmy wszyscy okazję poznać więc pewnie kolejne rodzinne spotkanie znów w większym gronie. A nasz młodszy synalek i synowa już mówią , o drugim maluszku , bo przecież musi mieć kontakt z rodzeństwem , tak jak on miał ze starszym bratem , nawet na wszystkich zdjęciach zawsze są razem. Między Synową i jej siostrą była większa różnica i to już nie to. I jak tu się nie cieszyć ?
piątek, 29 października 2010
29.10.2010 Odchodzą w zapomnienie



Te fotki zrobiłam 17 października, w rocznicę śmierci mojego Ojca, na starym cmentarzu. Takich pięknych , starych pomników jest tam wiele , ale znikają . W ich miejsce powstają nowe , lśniące o coraz wymyślniejszych kształtach . Jak dla mnie takie trochę bezduszne. W tych ze zdjęć jest jakaś nostalgia.
wtorek, 26 października 2010
26.10.2010 Fajnie było
Z innych spraw standard. Robota się mnoży i durnych drobiazgów do załatwienia opór. Najgłupsze są pomylone zamówienia .
Poza tym kupiłam sobie całkiem fajne buty na zimę , takie wysokie pod kolano , na grubej podeszwie z flanelową wyściółką w środku, czyli wreszcie takie jak lubię. W niedzielę jak co roku zaliczyłam wystawę rolniczą , ale nic ciekawego tym razem nie było. Kupiłam miód i nową, drewnianą kopystkę.
Dziś w końcu stolarz skończy mi szafy w korytarzyku i wreszcie , po długim , długim czekaniu przyszły zamówione do kuchni płytki . Wczoraj dostałam informację ,ze mam do odbioru .Sama jestem ciekawa jak te dekory z fioletową różą się prezentują w realu , bo dotąd oglądałam je tylko na fotkach w kompie i katalogu. Ogólnie rzecz biorąc to był dość głupi pomysł z tym kupowaniem płytek na zamówienie ( prościej byłoby wybrać z seryjnej sprzedaży ) bo czeka się ,że ho, ho mimo,że teoretycznie realizacja od 7-10 dni . Ale ja już tak mam,że nie lubię mieć tak jak wszyscy , a poza tym 90 % seryjnej sprzedaży występuje w ponurych brązach i beżach , od których po tygodniu można dostać depresji. No to sobie poczekałam. Na szczęście mam czas. Remont dopiero w przyszłym roku , a może nawet później , bo mój mężuś zarządził wszystkie materiały i sprzęty w dobrym gatunku i żadnych prowizorek , a to ma przełożenie na środki płatnicze jak wiadomo...
Za oknem wygląda jakby miało sypnąć śniegiem...
sobota, 23 października 2010
23.10.2010 Imprezowo
Z innych spraw to nic nowego . Pracujemy. Wczoraj telefon nie przestawał dzwonić a to znak,że dwa najlepsze miesiące w roku przed nami. Teraz już będzie tylko praca i praca.
Zamierzałam dziś kupić znicze, ale wjazd na stary zieleniak nadal zamknięty , a nie mam rano aż tyle czasu,żeby biegać po mieście pieszo. I nie mam pomysłu jak to rozwiązać. Chciałam kupić zwykłe, szklane znicze w kolorze niebieskim lub białym z metalową przykrywką , do tego białe chryzantemy a tu klapa. W marketach wszędzie tylko znicze plastikowe w kolorach czerwonym, żółtym i pomarańczowym , a jak się trafią białe to tylko z jakimiś koszmarnymi ozdóbkami. Jakoś nie mam do takiego ozdobnictwa przekonania.
Skończyłam wczoraj mitenki i szaliko-golf z tej cieniowanej włóczki, którą kupiłam w ubiegłym tygodniu. Fajnie to wygląda , bo włoczka sama tworzy różnokolorowy wzór. Będzie idealnie pasować do kapelusika , który niedawno sobie kupiłam. Po południu spróbuję zrobić jakąś fotkę i dokleić .
A na długie jesienno - zimowe wieczory mam w planach popracować nad swoją książką .Literacki sukces pewnej znajomej mi Krajanki wpłynął na mnie mobilizująco. Zaniedbałam moją działalność pisarsko- kronikarską , pora do niej wrócić. Chodzi mi po głowie,żeby zrobić z tego drugi równoległy blog . No , w każdym razie temat bloga jest do przemyślenia.
Za oknami dziś piękna , złota , polska jesień.
środa, 20 października 2010
20.10.2010 Znów się okazało,że moje słowa mają moc sprawczą.
sobota, 16 października 2010
16.10.2010 Kiedyś naprawdę mnie trafi...
poniedziałek, 11 października 2010
11.10.2010 Weekend
a to inne fotki z lasu
Jesień – dziś mglista ,chłodna i wietrzna. Lubię taką pogodę. Od dzieciństwa fascynowały mnie żywioły. Chętnie bym się przeprowadziła na wieś ,już tylko z tego powodu,żeby mieć bezpośredni kontakt z przyrodą . Nie tylko , ale ten powód byłby decydujący. Auto stojące przez weekend pod blokiem zastałam dziś osnute nitkami babiego lata . Niesamowite! Nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło...
Sweterek dla Helenki skończyłam. Żółty kolor wymyślili specjalnie dla niej. Wygląda w nim ślicznie.
Rodzinka była wczoraj na obiedzie. 45 pyz drożdżowych z bitkami wołowymi i czerwoną kapustą zniknęło w pół godziny. Lody z owocami na deser też. Młodzież zadowolona.
Młodsza synowa już się całkiem zaokrągliła. Maleństwo rozrabia w brzuszku u mamy a my wciąż nie wiemy czy to on czy ona. Może dowiemy się w tym tygodniu, po kolejnej wizycie .
Moje plany sobotnie nie całkiem mi się udały. W ciągu dnia pracy pojeździłam sobie po mieście , wszystko z powodu objazdów, a sprawę miałam do załatwienia w sumie jedną. Chłopakom zabrakło kabli i chcieli,żebym im dowiozła z garażu. Dowiozłam. Przy okazji pokręciłam się po naszej działce. Po wycięciu chaszczy jakoś dziwnie się powiększyła. Długo to jednak nie potrwa , bo wszystko znów wypuszcza, mimo dwukrotnego traktowania randapem . Będzie trzeba „kurację” powtarzać. Poza tym trzeba przyciąć papierówkę i wiśnie i jakoś wykarczować czereśnie. No i spokój większy niż po mojej obecnie zamieszkiwanej stronie miasta. Popołudniowy spacer też się mocno skrócił . Mężuś pojechał do klienta i utknął. Wrócił przed 18.00. Pojechaliśmy ale w lesie zapadał już zmrok więc spacer trwał krótko. Szkoda...
sobota, 9 października 2010
8.10.2010 Mam, mam, mam …
A dziś czyli już 9.10 ubrałam się nieco młodzieżowo , w dżinsowy bezrękawnik, przed kolano i legginsy i nawet dobrze się w tym stroju czuję. Jakimś cudem całkiem dobrze zamaskowało moje nadprogramowe kilogramy. Na razie ubyło mi zaledwie 3 i dalej waga ani drgnie, ale dobre i to. Przynajmniej ciuchy mi się nie opinają na brzuchu i zimowy płaszcz mi się dopina czyli mogę jeszcze w tym roku nowego nie kupować.
Popołudnie zamierzam spędzić w lesie ( stolarz znów przesunął termin roboty) na długim spacerze . Już zapowiedziałam mężusiowi . Sprzeciwu nie wnosił więc liczę na to,że zrealizujemy.
Poza tym nic nowego; w mieście coraz większy horror komunikacyjny , żeby przez nie przejechać trzeba więcej czasu i jeszcze więcej cierpliwości.
Sweterek dla wnusi się robi. Już bym wczoraj skończyła, ale źle zrobiłam 2 rękaw – za wąski o 2 oczka . Zorientowałam się ,że źle robię , kiedy już miałam połowę . Co było robić – sprułam. Skończę dziś wieczorem .
czwartek, 7 października 2010
7.10.2010 Zwyczajnie
W pracy też normalnie . To znaczy zlecenia realizujemy w kolejności zgłoszeń – chwilowo te , które wymagają pracy na wolnym powietrzu , bo nie pada. Klienci z kasą się nie śpieszą ale nie jest źle.
Wystawiłam na sprzedaż działkę w naszym Gaju. Jutro wyjdzie ogłoszenie. Ciekawa jestem czy będzie ktoś chętny. Oby, bo domek na wsi wciąż mi się marzy … No , ale marzyć każdy może... Ja w szczególności, bo i tak moje marzenia nigdy się nie spełniają do końca. Czasem trafi mi się namiastka tego o czym marzę. Tak miałam od dziecka...
Sweterka dla wnusi przybywa. Mam już przód i plecki. Teraz rękawki i wykończenie. A potem będę się uczyć nowych wzorów. Przyszła dziś zamówiona książka . A w sobotę montaż nowych szaf !
wtorek, 5 października 2010
5.10.2010 Niespotykany u nas luzik

Telefon dziś milczy, sprawy służbowe w zasadzie wyprowadziłam na bieżąco. W zasadzie, bo przecież jak się uprę to coś znajdę. Nie , no co ja wypisuję ; nawet nie muszę się upierać , po prostu znajdę. Nie ma jednak pośpiechu. Korzystamy z bezdeszczowej pogody i wykonujemy prace na zewnątrz., a poza tym w pracy standardowo jak na październik.
Z domowych spraw pochłaniają mnie robótki. Z wielką przyjemnością do nich wróciłam i jak już wróciłam nie mogę przestać. Ledwie skończyłam czapeczkę – kotka i rękawiczki dla wnusi ( jak widać na załączonym obrazku) a już powstaje pasiasty sweterek – taki do dżinsowych ogrodniczek. Kolorowych włóczek nakupiłam mnóstwo więc prędko nie skończę . A drugie wnusiątko w drodze i za chwilę i dla niego czas będzie coś stworzyć. Mam też parę pomysłów na dekoracje i zmiany , ale koncepcje wymagają jeszcze przemyślenia i dopracowania . Wyciągnęłam też z mojej przepastnej biblioteki książkę „Skrawki Życia”. Takie słodkie czytadło – nic szczególnie wartościowego ale bardzo je lubię . O budowaniu damskich przyjaźni. Doczytuję po parę stron pomiędzy mieszaniem w garnkach a sztrykowaniem sweterka (dzierganiem znaczy) . Kupiłam kiedyś ot tak, , do szybkiego poczytania na wyjazdowym weekendzie i okazała się całkiem przyjemna. Chwilowo nie mam zapału do czegoś ambitniejszego od artykułów z Wprostu lub Polityki więc na razie sobie ambitna literatura poczeka na mój zapał.
Na świecie coraz bardziej kolorowo , ale zimno, jakieś 5-6 stopni. I pomyśleć ,że się wczoraj lekko zdziwiłam ,że u Lidki w górach już przymrozki. ..
sobota, 2 października 2010
02.10.2010 Jesień
Zamotałam się dziś kompletnie. Błądzę we własnym mieście , które znam lepiej niż własną kieszeń i które nie ma przede mną żadnych tajemnic . To wszystko z powodu remontów na krajowej 15-tce , która biegnie przez miasto , w tym i po mojej ulicy. Odpadła mi z tego powodu połowa frajdy z cosobotnich porannych zakupów. Na zieleniak nie wjechałam , bo oba wjazdy na parkingi odcięte . Dostęp tylko pieszo, a nie miałam aż tyle czasu,żeby biegać po mieście pieszo. No trudno. Frajdę sobie odbiję u fryzjera. Mężuś będzie szkolił serwisanta , to ja się urwię zrobić porządek na głowie. A propos remontu krajowej 15-tki. Drogowcy wykopali spod nawierzchni tory kolejki wąskotorowej, która jeszcze za mojego życia jeździła po powiecie , dowożąc ludzi do pracy. Zlikwidowano ją dopiero na początku lat 70-tych kiedy to runął drewniany most po którym pokonywała rzeczkę przez miejscowych zwaną malowniczo Nilem.
Ten most był wspaniałym miejscem naszych dziecięcych zabaw , ale to już inna historia.
Stare tory biegły tuż przy granicy naszej posesji. Zapadły w ziemię , zarosły i zostały zapomniane. Przez te niespełna 40- lat pogrążyły się w ziemi jakieś 30 cm. Patrzyłam sobie na to wykopalisko i tak sobie pomyślałam ,że już rozumiem dlaczego archeologom tak trudno odnajdywać ślady przeszłości . Może powinni kopać głębiej ?
A tak poza tym jesiennie ...
czwartek, 30 września 2010
30.09.2010 Znow sprawy babusine
W domu leniwie . Popołudnia przy herbatce i tv – ja z obowiązkową robótką , mężuś laptopem na kolanach. Kojarzy mi się bajka : „byli sobie dziad i baba , bardzo starzy oboje”. Tyle,że nam do tego daleko. Ale jesień sprzyja siedzeniu w domu, podjadaniu smakołyków – wczoraj spróbowaliśmy konfitury śliwkowej z amaretto ; pycha i popijaniu herbatek. Za chwilę będzie co robić , bo nasze szafy na ukończeniu , za kilka dni montaż i wtedy wyciągniemy z zakamarków wszystkie albumy ze zdjęciami, zapomniane filmy i cd-iki z muzyką . Trzeba będzie to wszystko uporządkować , poukładać i przy okazji obejrzeć lub posłuchać. Zajęcie na całą jesień …
Helenka pracowicie stawia pierwsze kroczki, jeszcze z pomocą dorosłych , ale o raczkowaniu już zapomniała. Świat z wysokości 70 cm wydaje jej się dużo ciekawszy . Dziś znów się nie oparłam pokusie i kupiłam jej sukieneczkę – trochę za dużą , wiem , ale jak tu się oprzeć klasycznej , błękitnej sukience z aksamitu z kołnierzykiem bebe i trzema malutkimi atłasowymi różyczkami na karczku ? Bez cykinów, cicików i pięciu falbanek naraz – zwłaszcza, że do strojenia miało się kiedyś samych chłopaków.
W marketach „zatrudnili” już aniołki i gwiazdorki – na razie tylko te słodkie (właśnie robiąc przedwczoraj zakupy zdziwiłam się z tego powodu) , ale jednak. Stanowczo za wcześnie jak na mój gust. No ale AMUN też już mi kartki świąteczne i nowy kalendarz przesłał. Tu jednak mogę zrozumieć . Od lat jesteśmy ich klientem a właściwie takim trochę klientem – sponsorem . Dużo takich jak my więc potrzebują czasu na rozesłanie. A propos sponsorowania , to w tej kwestii jestem ignorantką. Od września nasza firma jest sponsorem wspierającym miejscową drużynę piłki siatkowej , a ja jeszcze na początku września nie wiedziałam w co grają . Siatkówka z koszykówką mi się myliła, na żadnym meczu nie byłam ( i nie będę , umarłabym z nudów) nie znam wyników meczy , nie wiem kto gra w drużynie . Śmiech po prostu. Chłopaki bardziej się tym pasjonują i wiedzą więc wystarczy .
Tak jednak trzeba , nie mam nic przeciw sponsorowaniu choć wolałabym cel szczytniejszy niż sport , np. jakiś ośrodek dla dzieci niepełnosprawnych albo coś w tym rodzaju. To jednak byłą transakcja wiązana . Wzięliśmy świetny kontrakt , który dał nam pracę do następnego roku , a ponieważ właściciel inwestycji jest sponsorem tytularnym ( czyli tym najważniejszym i dającym największą kasę na drużynę ) to jak rzucił hasło tego wspierania młodzieży grającej to już wyjścia nie było, trzeba się było zdeklarować . No cóż rąsia rąsie myje , a żadnego ośrodka i tak u nas nie ma więc niech będzie drużyna piłki siatkowej.
A póki co czekam kiedy się dzień w biurze zakończy – z robotą na bieżąco jestem więc mam mały luzik i sobie mogę skrobać na blogu i błądzić po forach – bo w kartoniku pysznią się prawdziwki i czarne łebki i tylko czekają na przerobienie ich w pyszny obiadek. Nic pyszniejszego niż grzybki w śmietanie ze świeżym chlebem . Przepis jeszcze babciny .
Grzybki smażone wg Babci Stanisławy
Wziąć zdrowe grzyby leśne prawdziwki, czarne łebki, kurki maślaki , kozaki
lub jakie kto nazbiera . ( na oko , ile jest)
Oczyścić, pokroić , nóżki odłożyć na susz , a resztę obgotować w wodzie z solą – nie dłużej niż 10 minut , bo stracą smak. Odcedzić , przelać zimną wodą
W rondlu , albo na głębokiej patelni rozgrzać smalec , zeszklić pokrojoną w drobną kostkę cebulkę , na to wrzucić grzybki , dodać 2 ziarna ziela angielskiego, liść laurowy , obsypać pieprzem . Smażyć mieszając jakieś 5 minut. Zalać słodką śmietanką , dosolić do smaku i dusić jeszcze z 10 minut mieszając . Pierzu i śmietanki nie żałować. Jeśli za mocno zgęstnieją to dolać śmietanki lub troszeczkę wody. Podać ze świeżym chlebem. PALCE LIZAĆ !!!
poniedziałek, 27 września 2010
sobota, 25 września 2010
25.09.2010 Zwykłe sprawy babcine

Na zieleniaku dziś skromnie. Mało owoców i warzyw , pojawiły się pierwsze orzeszki laskowe i rękawiczki. Z tym jeszcze poczekam. Jak co roku kupię kilka par za jakieś drobne pieniążki, bo i tak do końca zimy pogubię. Tak mam i tyle. Za to znalazłam dziś coś fantastycznego dla wnusi. Skórkowe bamboszki z futerkiem – takie trochę zakopiańskie, tyle,że bez haftów, wysokie , sięgną prawie do kolanka , wiązane. Na zimowe spacery w wózku idealne. O ile w ogóle będzie jeszcze chciała siedzieć w wózku, bo od kilku dni wstaje na nóżki i próbuje chodzić. Kiedy trzymamy ją za rączki to już całkiem sprawnie się przemieszcza. Trzech sekund nie usiedzi już spokojnie.
Popołudnie mam zamiar spędzić na działce – są już gruszki , winogrono i kwitną morcinki -i przy pracach domowo- piwnicznych. Porządek w piwnicy aż się prosi. Muszę jakoś zmobilizować mężusia niech się trochę poudziela i wyniesie parę zbędnych rzeczy. Przy okazji ze swojej jaskini też.
Może jakieś ciasto z jabłuszkami przy okazji wyprodukuję . Dom przecież powinien pachnieć ciastem ...
środa, 22 września 2010
22/23.09.2010 Nie mogę zdążyć
Ooooojjjj, przydałoby się wydłużyć dobę. Tylko jak? Czas mi jakoś szybko ucieka. Wciąż mnóstwo spraw do załatwienia , nie wiadomo co najpierw do ręki brać i wciąż na coś czasu brakuje. Planowałyśmy z koleżanką zorganizować spotkanie klasowe na 30-lecie matury. Kwiecień sprawie nie sprzyjał, bo wiadomo; żałoba narodowa i te sprawy, w maju były matury więc koleżanka była zajęta ,bo jest egzaminatorem , potem przyszły wakacje. Stanęło na tym ,że będzie 2 października . No i tu zonk; chętnych brak. Odpowiedziały tylko 3 osoby z tego 2 odmówiły. No cóż... Najgorzej,że mam taką zadymę,że brak mi czasu ( albo zapominam z nadmiaru spraw) zadzwonić do R, żeby jej o tym powiedzieć. Załatwić sali na wspólną kolację urodzinową też nie mam kiedy...
******************************
23.09.2010
A dziś pierwszy dzień jesieni. Jak przystało piękny, słoneczny i kolorowy. Lubię jesień. Wczoraj znów
nie zdążyłam; zadzwonić do wuja i do koleżanki, żeby jej o nieudanej próbie zorganizowania spotkania opowiedzieć( dokończyć wpisu też nie zdążyłam). Za to byłam z mężusiem w u klienta w Poznaniu, a potem wstąpiliśmy do le roi zamówić płytki do kuchni. Na razie zamówiliśmy dekory ( 2 wielkie 30x60cm fioletowe róże i płytki na podłogę ; fioletowy gres szkliwiony). Resztę płytek na ścianę i fugi kupimy chyba na miejscu , bo nic wyszukanego nie będzie. Haaaa! Moja nowa kuchnia zaczyna nabierać kształtu. Do remontu jako takiego jeszcze trochę. Musimy wpierw sobie materiały przygotować , ale płytki to już coś. Za tydzień do odbioru – bo to wszystko na zamówienie. Teraz kolej na okap i lampy.
Tak poza tym pracowity dzień nam się dziś zapowiada.
23.09.2010 No cóż....
Mam tyle na głowie,że umykają mi sprawy ważne. Zapomniałam napisać,że 21.09. mój Mężuś obchodził 50 -te urodziny . Miło było, przyjechała teściowa ze szwagierką , nasza młodzież i pracuś z żoną. Zjedliśmy po kawałku cytrynowego tortu i wypiliśmy 2 butelki południowo - afrykańskiego wina . Mężuś dostał od nas wspólny prezent – jedyny, który mógł go uszczęśliwić jak orzekły dzieci. Większą imprezkę planujemy pod koniec października – wspólną , bo i mnie do 50-tki wiele nie zostało. Moja matka jak zwykle nie pamiętała. Nawet nie zadzwoniła z życzeniami. Trudno, nauka życia z pewnością już jej nie grozi, skoro nie nauczyła się niczego przez 74 lata. Niech jej będzie . Szkoda tylko,że nie pamięta,że oprócz nas nikogo nie ma i na nikogo innego liczyć nie będzie mogła, bo z pewnością nie na koleżanki.
sobota, 18 września 2010
18.09.2010 Sobotnio...
No i decyzja zapadła; sprzedajemy działkę w Gaju. Postanowiliśmy jednak nie schodzić niżej 50 tysięcy. Jeśli nie dostaniemy tej ceny to nie sprzedamy. Nie musimy . I tak coś mi mówi,że część domku w pobliskim „-ówku” do którego podchodziliśmy w ubiegłym roku wciąż jest do wzięcia. Takie samo przeświadczenie miałam kiedy podchodziliśmy do kupna obecnego mieszkania. Po prostu czułam ,że będzie nasze , widziałam to jakimś siódmym zmysłem. Może i tym razem moje „coś '” się nie myli.?
piątek, 17 września 2010
17.09.2010 Jesiennie
czwartek, 16 września 2010
16.09.2010 Ale będzie uczta !
Tak poza tym to doczekałyśmy z synową przesyłki z ciuszkami. Ja sweterek i zimowe rajstopy , synowa legginsy z tuniką. Zima nam nie straszna.
środa, 15 września 2010
15.09.2010 Świat się jakoś odmóżdża ostatnio
sobota, 11 września 2010
11.09.2010 Takie sobie sprawy babcine

Albo lepiej namówię męzusia żeby w końcu zrobił gablotkę dla naszej kolekcji agatów.
Tydzień minął pracowicie. Niestety. Lato minęło , czas znów zabierać się do roboty również w sobotę . Chociaż pozwoliłam sobie jeszcze na luz i przyszłam w dżinsach , bluzeczce w kwiatki , dżinsowej kurtce i trampkach. A co tam … I właśnie w biurze ustawiłam pierwszą jesienną dekorację : do doniczki z wrzosem , który kupiłam na czwartkowym targu wpięłam atrapkę grzybków i obok położyłam 2 miniaturowe korbolki ( dynie znaczy). . Jak odszukam w piwnicy resztę dekoracji to dołożę jeszcze kilka kolorowych listków. A dziś rano sfotografowałam calkiem czerwone drzewko. Dosłownie 20m od mojego bloku. Wszystko w około zielone , nawet wiązy, które zwykle pierwsze okrywają się jaskrawym pomarańczem i stąd wiem ,że już jesień , a to jedno drzewko , chyba jakaś odmiana klonu czerwoniutka jak ogień. Jak widać na załączonym powyżej obrazku.
Jednak jak słyszę o tej sprawie to dostaję napadu agresji. A w ogóle to co to znowu za powód do świętowania i czczenia !? Nieszczęśliwy wypadek , fakt,że w skali nawet świata bezprecedensowy , ale tylko wypadek jakich wiele. Co miesiąc na drogach też giną ludzie, pewnie wcale nie mniej niż w tej katastrofie i nikt święta zmarłych z tego powodu nie urządza.
Sprawdza się stara moja prawda: trzeba pilnować własnych garnków a resztę mieć w … „głębokim poważaniu „. Tylko,że my tego jakoś nie umiemy i siłą rzeczy obchodzi nas dobro Kraju.
Za dwa tygodnie będziemy mieli nowe szafy w korytarzyku. Stolarz był wczoraj , obmierzył - długo to robił, z powodu nieco krzywych ścian , spisaliśmy umowę, wybrałam uchwyty i rodzaj płyt , wpłaciłam zaliczkę i teraz czekamy na efekt końcowy...
Wczoraj przetrzepałam szafy z ciuchami , dwa worki poszły do pojemników tym razem – ostatnio już nawet PCK nie zbiera używanej odzieży ( dobrze się powodzi ludziom w okolicy) . Teraz kolej na szafki kuchenne , na końcu zrobię porządek w swoich szufladkach i książkach. Przydałoby się żeby mężuś wpadł na ten sam pomysł i przerzedził swoje gospodarstwo.
***********
czwartek, 9 września 2010
9.09.2010 Bylam na grzybach
„A na murku” w biurze pyszni się kwitnący wrzos. Bardzo je lubię. Teraz pora na wyprawę do lasu po jarzębinę . Na razie nie zrezygnowałam z moich planów zrobienia konfiturki z jarzębin.
Poza tym leje ; pogoda listopadowa.
**************************
A teraz około 21.00 pysznią się 4 słoiczki marynowanych i cztery długie sznureczki na susz.
Ale będzie pysznie !!!
środa, 8 września 2010
8.09.2010 Remonty, remonty...
Tak sobie obserwuję drogowców i doszłam do takiego wniosku. Dwóch stoi tam tylko po to ,żeby kierować ruchem. Reszta musi pracować pomiędzy jadącymi autami i przemieszczającymi się maszynami drogowymi.. Ale będzie lepiej …
W polityce coraz ciekawiej , rzecz sprowadza się do „ co Kaczyński powiedział „ lub „co Palikot powiedział” .
A poza tym to wreszcie schudłam ciutkę – widzę po ciuchach .
piątek, 3 września 2010
3.09.2010 No i po moich pięknych planach
A miało być tak pięknie; miałam umyć okna w sypialni i zrobić konfiturę śliwkową z likierem amaretto , a przed południem pochodzić po sklepach a potem jeszcze z dwie szafy „przetrzepać „... Zakupów w planach nie mam , może jakieś drobiazgi i trochę spożywki ale dawno już nie byłam w mieście ot tak, dla frajdy. Gość od szafy zawalił termin i na pomiary nie przyszedł ; no ale to akurat rozumiem , bo facet robi bardzo dokładnie , a to czasu wymaga więc się nie wyrobił. Skoro jednak założyliśmy ,że jakość wykonania jest istotna to jakoś przeżyję te opóźnienia. I tak już długo czekam na koniec remontu.
Wczoraj przyszła zamówiona na roczek dla Helenki laleczka z muzeum lalek. Wiem ,że to jeszcze trochę , ale wolałam zamówić od razu póki były te co sobie upatrzyłam. Jeszcze nie miałam czasu jej obejrzeć , ale na pewno jest śliczna tak jak poprzednia.
Tak poza tym chłodno. Pogoda jesienna , w letnich balerinkach zmarzły mi nogi i chyba od jutra zacznę nosić półbuty i jakiś sweterek wyciągnę z górnej półki – choć właściwie to jeszcze nie pora.
Szkoda mi tegorocznego lata . Pogodowo nie było za ciekawe i jakoś dziwnie nam „przeciekło” .
wtorek, 31 sierpnia 2010
31.08.2010 Takie sobie myśli
I druga nacja to ci, którzy nie chcą zmienić swojego myślenia i szukać swojego miejsca w nowej rzeczywistości a która z uporem maniaka wyciąga rękę do Państwa z roszczeniami. Tych zawłaszczyło PiS i robi im wodę z mózgu wmawiając jakąś fałszywie pojętą solidarność społeczną , strasząc dominacją bogatych i podsycając nastroje nacjonalistyczne i religijny fanatyzm . No cóż, ogłupionym i biednym motłochem łatwiej sterować. Zdaje mi się jednak,że ten temat już w naszej historii nie tak znów odległej przerabialiśmy...
Z innych spraw to jesienne smuteczki czają się za rogiem i wyglądają co chwilę choć do końca lata jeszcze 23 dni. Ja tam lubię jesień i chłodek wcale mi nie przeszkadza , ani deszcz ani niebo w kolorze ołowiu , bo jesień zwykle przynosiła mi coś dobrego więc myślę ,że i tego roku będzie tak samo. Na szafce w kuchni przybywa słoiczków z pysznościami . Teraz robię takie rarytasiki ; jabłuszka z mietą i miodem, w planach mam jeszcze konfiturę ze śliwek z likierem amaretto i coś z jarzębiny , ale muszę pomyśleć nad jakąś kompozycją , bo sama jest nieco gorzkawa. Może z gruszkami ? Przydały by się tez jakieś grzybki .
Dla Helenki zrobiłam szydełkowe ponczo i do kompletu berecik z cieniowanej włóczki. Berecik odpatrzyłam z robótkowego blogu Zdzichy. Lubię jej blog – kobieta kocha druty i szydełko i robi mnóstwo pięknych rzeczy.
Dziś przychodzi stolarz w sprawie budowy szaf. Projekt i wycenę przysłał mi w ubiegły tydzień , zaakceptowaliśmy i przystępujemy do wykonania. Jutro 3 rocznica ślubu młodszej młodzieży – nie wiadomo kiedy to zleciało.
Od jutra korki w mieście – młodzież wraca do szkół .