dzień, który się toczył normalnie a nie z dodatkowymi atrakcjami. Nawet moja mamuśka nic nie narozrabiała. Jak mnie taki dzień ucieszył! Odcięłam się dziś od myślenia o tym wszystkim co mi daje popalić, po południu usiadłam z książką a potem pojechaliśmy na cotygodniowe zakupy. resztę wieczoru też planuję czytać. Jak to w kryminałach ; krew się leje , trup gęsto pada ale nie mogę nie wybuchnąć śmiechem czytając powiedzonka z gwary poznańskiej. No bo jak tu się nie śmiać jak ktoś wygląda jak "zdalasiały kociamber z katzenjemerem " - całkiem zapomniałam to określenie a co się tłumaczy "wyleniały (wynędzniały) kot na kacu". I tak co kawałek. Uwielbiam gwarę poznańską , a tej w książkach Ćwirleja nie brakuje.
Jutro czeka mnie trochę pracy, bo muszę zrobić górę makaronu. Rodzinka na rosołek przychodzi z okazji dnia babci i dziadka, bo to już w najbliższy wtorek i środę , a to dzień pracy więc czasu nie za wiele. A jak dzień babci i dziadka to muszą być chruściki, bo bez tego takie święto się nie liczy.
W mieście znikają dekoracje świąteczne , na wystawach królują babcie i dziadkowie a niebawem pojawią się czerwone serduszka i baloniki. Ja tymczasem obmyślam już drugą część ogrodu i zamarzył mi się ogród purpury i ognia , bo skoro w tej części ma być ozdobny ... I pod tym kątem zaczęłam szukać roślin i kwiatów. Od ogniście płonących aksamitek po ciemnobordowe niemal czarne dalie i mnóstwo innych pomarańczowych, brązowych i czerwonych z wplecionymi w to fioletami roślin. Jeśli mi się to uda , to znów zaskoczę sąsiadów działkowych jak tymi skrzynkami i łączką. A te skrzynki już zaczynają się pojawiać w innych ogrodach jak zauważyłam w czasie niedzielnego spaceru. Byle do wiosny.