babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 5 listopada 2016

5.11.2016 Wyjątkowy luz jak na nasze możliwości

aż się prawie zastanawiałam jak wypełnić czas. Od rana mieliśmy trochę biegania i zanosiło się na więcej. Ja już przed ósmą wyruszyłam na zakupy co tygodniowe, wróciłam po 40 minutach , bo w zasadzie tylko pieczywo miałam do kupienia i po drodze parę drobiazgów w kuflandzie , mężuś już był gotów do wyjazdu , bo na 9.00 się umówił. Rozpakowałam zakupy , wypiłam sobie kawę i pojechałam z powrotem do miasta . Najpierw na basen kupić dla wnusi karnet w prezencie na urodziny, potem do hurtowni papierniczej podrzucić jeden sprzęcik, którego nie zdążyłam odstawić wczoraj , a potem poszwendałam się po mieście , zaliczyłam pasmanterię , sklep z tkaninami , gdzie kupiłam materiały na  świąteczne skrzaty i zajrzałam jeszcze do monopolowego w poszukiwaniu alkoholu w butelce jak z PRL-u . Nie było . W trzecim z kolei sprzedawca uświadomił mnie,że producenci zmienili butelki i nawet najzwyklejsza "żytnia" jest teraz w butelkach ozdobnych i nowoczesnych . No to kupiłam tę "żytnią " , bo to z PRL-em najbardziej się kojarzy , a pudel się dopasował. Mieli nawet poczciwy jarzębiak ( starsze pokolenie wie o czym piszę ) ale butelka przypominała raczej elegancki flakon  na perfumy niż zwykłą butelkę do wódki więc zrezygnowałam. Tym sposobem będzie prezent prawie z PRL-u.Po powrocie dokończyłam świecznik,  to znaczy pomalowałam go lakierem i ozdobiłam ornamentami  i właściwie zabrakło mi pomysłu co dalej. Byłam umówiona na 12.30 z klientem w biurze , ale zadzwonił, że popsuł mu się samochód w Poznaniu i zamiast przyjechać na spotkanie, kombinuje kogoś , kto mu auto sholuje . No to zrobił mi się luz. Drugi klient do którego małżonek miał jechać też odwołał spotkanie więc i jemu zrobił się luz.  Pojechał tylko na budowę , bo stolarz dotarł z nowym blatem i drzwiami do kabiny wc. Po obiedzie mężuś zasiadł do komputera i uruchomił sobie szkolenie on-line , a ja najpierw poszłam do piwnicy wynieść ostatnie zaprawy a potem pojechałam na działkę synalka po opalarkę , bo została . Używają  opalarki żeby grill się lepiej palił jak nie ma wiatru.  Tak, tak sprawa ławy przesądzona ; odnawiamy . Dziś już mężuś uważa, że to jego pomysł . A ja od razu do rzeczy przystąpiłam i zamówiłam już w necie odpowiednie farby. Tak poza tym to się nie przemęczamy . Nawet chwilę się zdrzemnęłam i odpuściłam sobie sprzątanie , ogarnęłam tylko po łebkach . A co , też mi się odpoczynek należy , po takim tygodniu jak miniony. 
Sukienkę kupioną na targu przymierzyłam , zadziwiająco dobrze leży i nawet materiał nie jest zły. Myślałam ,że będzie ziębił , ale nie . 

piątek, 4 listopada 2016

4.11.2016 Zmanipulowałam

zaszantażowałam , zmolestowłam , wymusiłam , jednym słowem postawiłam na swoim .  A było tak: wczoraj wieczorem nagle mnie olśniło : odnowię starą ławę , którą mam w saloniku. Ława ma swoją historię i to nie byle jaką ; czterdziestopięcioletnią czyli wczesne lata 70-te innymi słowy "wczesny Gierek" ,  PRL głęboki i te sprawy . Najpierw była o nią awantura w domu u moich rodziców , bo ojciec jej nie chciał , a matka i tak kupiła i wyrzuciła stół , potem jakoś się zadomowiła. Zabrałam ją z domu jak się wyprowadzałam do pierwszego mieszkania i to była jedyna rzecz jaką zabrałam wtedy z domu  . Przetrwała i pojechała z nami na nowe mieszkanie ; bagatelka za 2 tygodnie będzie to 20 lat temu.  Kilka razy próbowałam ją zdewastować , po cichu rozkręcałam , nie dbałam o nią ani trochę , parę razy dostała wrzątkiem po blacie , parę razy straciła kilka śrub i nic . Trzyma się . Mężuś ławę kocha miłością bezwarunkową . Ja robię co mogę ,żeby się jej pozbyć . Patrzeć już na nią nie mogę a ona nic ; trwa i straszy , nawet do reszty mebli nie pasuje. A mój małżonek z uporem maniaka nie pozwala jej wyrzucić . Dawno bym to zrobiła, gdyby nie jego ośli upór. Oglądałam sobie wczoraj różne blogi wnętrzarskie i trafiłam na taki , którego autorka odnawia sama stare meble , między innymi pokazała komodę z PRL-u . Moja ciotka miała dokładnie taką samą , dlatego zwróciłam na nią uwagę . No i wtedy właśnie mnie olśniło ; skoro można zedrzeć z komody wysoki połysk to czemu nie z blatu od ławy . Poszperałam trochę w zakamarkach cyberprzestrzeni , pooglądałam różne poodnawiane meble i wtedy mnie olśniło po raz drugi ; metaliczna farba do drewna to będzie to . Od razu złośliwymi oczkami wyobraźni zobaczyłam efekt końcowy ; ławę w kolorze srebrny metalic . Tak ; srebrny metalik to jest to! Zwłaszcza, że mężusiowi podoba się kolor amarant ( biskupi znaczy ) i obiecałam mu ,że po malowaniu na kolor perłowo - szary i grafitowy dobiorę dodatki w tym kolorze . No i ruszyłam do boju: zmanipulowałam , zaszantażowałam , zmolestowałam , wymusiłam - bezwarunkową zgodę na renowację zabytku czyli ławy z epoki wczesnego Gierka . Powiedziałam ,że albo przerabiam ławę na metalic albo w przyszłym tygodniu już jej tu nie będzie czyli właściwie wyboru nie dałam ( coś jak nasz rząd). Mężuś próbował protestować ,że nie widział jak to może wyglądać , że może lepiej pociągnąć bejcą i woskiem i td . a ja swoje , albo metalic albo ława wyjeżdża na śmietnik . No i wyszło na moje . Pokazałam w moich czasopismach jak taki mebel może wyglądać  i tu Fortuna była po mojej stronie , bo na obrazku była szafka metalic w otoczeniu amarantowych dodatków i mężuś pękł . No to teraz pozostało pożyczyć opalarkę od synalka , kupić w brico ostrą szpachtelkę i zamówić farby w necie i do pracy - rodacy. Muszę szybko z tym ruszyć ,żeby na Gwiazdkę była gotowa , no i żeby się mężuś nie rozmyślił. A choćby i się rozmyślił , to i tak tę ławę przerobię .  A swoją drogą teraz już takich solidnych mebli nie robią , jak na swoje lata i permanentne próby dewastacji to trzyma się wyjątkowo dobrze . Blat na wysoki połysk owszem popękał , ale rama i nogi nawet nie są porysowane. Może jak dostanie drugie życie to przestanie mnie wkurzać . I jak modnie będzie ... co - nie ?
A poza tym to miałam cięęęężżżki dzień . Ogarnęłam 350 tysięcy spraw a co jedna to gorsza i jeszcze wszyscy diabli się sprzysięgli i zawzięli na komputery u naszych dostawców . Dobrze,ze jutro sobota. 

czwartek, 3 listopada 2016

3.11.2016 35 lat

skończył dziś nasz starszy synalek . Tak , tak, mam takiego starego syna . Kiedy to zleciało ... Aż mi się wierzyć nie chce . Dzień jego urodzin był bardzo podobny do dzisiejszego ; pochmurny z przebłyskami jesiennego słońca - pamiętam to i pamiętam każdą chwilę tego dnia . Takie momenty w życiu chyba się pamięta ...  Świętujemy w niedzielę 13.11 ( razem z 7 -mymi urodzinami wnusi ) w kręgielni . To prezent dla niego od jego kobiet . My mamy dla niego zegarek i oczywiście tego zrobionego przeze mnie pudla , rodem z PRL-u. 
Na targ dotarłam . Odebrałam płaszcz mężusia - zaniosłam go w ubiegły tydzień do sprzedawcy  w celu skrócenia rękawów ( po poprawce pasuje idealnie) . Pokręciłam się chwilę , nawet grzybki trafiłam ale były takie napite wodą ,że zrezygnowałam, nawet nie zapytałam po ile mają . Przy samym wyjściu na straganie z ciuchami dojrzałam ciekawe sukienki , szare i szaro - czarne z motywami drzew. Kupiłam sobie szaro - czarną, bardziej podobała mi się cała szara z czarnym nadrukiem ale nie było mojego rozmiaru , no to wzięłam kombinowaną ; szaro- czarną . czarny tył i rękawy , szary przód z czarnym nadrukiem drzew . Jeszcze nie zdążyłam przymierzyć ale myślę ,że będzie ok. Krój bardzo prosty , taki jakie teraz są modne. Zobaczymy jak się sprawdzi. Wygląda porządnie , wyrób polski ... A poza tym na targu pojawiły się sandacze . Czas przerzedzić zamrażalnik i zrobić sobie zapas rybek na Wigilię. Niby to dużo czasu ale z sandaczami jest tak,że przed świętami mogą zniknąć z oferty . Wolę kupić od razu , jak już są . 
Chyba mnie jakieś przeziębienie łapie, niby nic ale jakoś tak się nie wyraźnie czuję . Zobaczymy jutro, może wystarczy ,że się dobrze wyśpię i minie. Na razie popijam herbatę z cytryną . 
Po głowie zaczynają mi chodzić nowe pomysły remontowe , tym razem korytarza i saloniku. Nie jest źle , choć odświeżyć by się przydało. No ale to na razie pomysły i do realizacji dopiero po skończeniu remontu łazienek . 
Jutro znów czeka mnie szaleńczy dzień pracy , na szczęście po jutrze wolne. Powinnam jechać do biura robić porządki w szafach , czas do przeprowadzi się szykować i kasować co zbędne i nieaktualne ale na razie nie mam ochoty na tę zabawę . 

środa, 2 listopada 2016

2.11.2016 Sprawy babusine

W pracy jak zwykle , aż nudno o tym pisać .  Za oknem zimno, mokro i wietrznie . Jesienne ciuszki poszły głębiej do szaf a ich miejsce zajęły zimowe płaszczyki. I tym samym sezon czerni i zieleni rozpoczęty. Czerwony kapelusz , torebkę i rękawiczki zastąpiły zielone. Mam tylko problem z szalem, bo ten który niedawno przedłużałam jest bardzo gruby i sztywny  , nie zbyt wygodnie się go nosi. Ale zakup szala w kolorze ciemno - zielonym albo czarno - zielonym graniczy z cudem. Będę się rozglądać , może się jakiś trafi. 
Jutro wybieram się na targ . Znów się wybieram ... a co z tego wyniknie to się okaże jak zwykle. 
Parę spraw na długie jesienne wieczory:
- naprawić naszyjnik z korali ( wciąż o nim zapominam)
- udekorować decoupagowo skrzynkę na dekoracje do niby - kominka 
- kupić materiał na świąteczne skrzaty ( trafiłam na fajny pomysł świątecznej dekoracji) 
- uszyć skrzaty 
- uporządkować rodzinne fotki 
- inne co mi strzeli do głowy 


wtorek, 1 listopada 2016

1.11.2016 Święto

zapłakane, zalane strugami deszczu i szare . Dawno już nie było takiej pogody 1 listopada. Stary cmentarz emanował jak zawsze spokojem . Atmosfera sprzyjała wspominaniu i modlitwom i nawet drobny kapuśniaczek i zimna mżawka nie przeszkadzała. Odwiedziliśmy grób mojego ojca , najstarszego wnuczka i pradziadków męża .U wejścia kibice Lecha kwestowali na renowację nagrobków Powstańców Wlkp. Oczywiście wsparliśmy akcję.  Potem pojechaliśmy do domu na obiad i na drugi cmentarz. Akurat skończyło się nabożeństwo i ludzie już się porozchodzili. Lało , akurat trafiło na największą ulewę . Zapaliliśmy znicze na grobie dziadków męża i jeszcze kilka małych lampek , dla dalszych krewnych i znajomych , tym razem tak bardziej symbolicznie . Nie dało się chodzić po cmentarzu , nawet parasol nie dał rady . Zmokliśmy jak przysłowiowe kury. Resztę dnia spędziliśmy tradycyjnie na kawie u teściowej . Jakoś tak się utarło na przestrzeni dziejów , że po wizytach na cmentarzu spotykamy się całą rodziną u teściowej.  
Wieczór mija nam jak zwykle. Przy dzbanku herbaty i muzyce. Dziś poezja śpiewana . 
Zostaliśmy zaproszeni na występ chórku naszej wnuczki . Koncert jest 10 listopada. Oczywiście musimy na nim być . 

poniedziałek, 31 października 2016

31.10.2016 Wieczór nie sprzyja refleksjom

choć czas po temu najwłaściwszy ; Święto Zmarłych przed nami przecież . Czas kiedy trzeba się wyciszyć i skupić na wspominaniu bliskich ... Atmosfera jaką rozpętały ostatnie informacje o ekshumacjach , bezsensownych , bez żadnego logicznego czy choćby prawnego uzasadnienia, wbrew woli rodzin i zdrowemu rozsądkowi odpycha od tego święta i obniża jego rangę i znaczenie . Nisko upadliśmy jako naród skoro nie szanujemy naszych Zmarłych ... Smutne to bardzo. Wniosek sam się nasuwa ; skoro wolno podeptać szacunek dla zmarłych to wolno wszystko ; nie ma takiej niegodziwości , której nie można się bezkarnie dopuścić . Nie przyszło mi nigdy do głowy , nie śniło mi się nawet  ,że takich czasów dożyję... 
Samo święto u nas wyjątkowo skromne w tym roku. Oferta wiązanek zniczy i kompozycji wyjątkowo okrojona . Obserwuję to już od dobrych trzech lat . PRL-owski przepych i rewie mody odchodzą do historii. Jak dla mnie to dobrze , strasznie mnie to zawsze drażniło.  

A poza tym dzień całkiem zwyczajny . Teoretycznie część firm miała wolne ale my byliśmy tym razem w pracy . I miałam co robić . Nie mniej niż każdego innego dnia. 

A poniżej obiecane fotki - efekt naszego szybkiego zwiedzania sławnego grodu Grzybowo


Drewniany , kryty gontem kościół pw. Michała Archanioła . Jest bardzo stary , odbudowywany kilka razy na przestrzeni dziejów . Jego początki sięgają roku 1300. 


Do rotundy prowadzi szpaler pomiędzy żywopłotami 


A to już rotunda z czasów romańskich ( muszę doczytać historię , sfotografowaliśmy tablice informacyjne ale jeszcze nie czytaliśmy) ; przypomnę gród Grzybowo jest jednym z najstarszych grodów na terenie Kraju ; 


I widok z tyłu i powiedzmy ,że z boku - obecnie mieści się tu kaplica cmentarna 


A poniżej przepiękne miejsce pochówku z czasów Powstania Listopadowego 






niedziela, 30 października 2016

30.10.2016 Roczkowo

Świętowaliśmy . Po części roczek i imieninki najmłodszego wnusia , po części imieniny jego taty . Takie 3 w 1. Uroczysty obiadek i podwieczorek urządzili w restauracji za miastem , a dokładniej to w sali bankietowej , w pobliżu wykopalisk w Grzybowie. Wieś w jesiennej szacie okazała się niezwykle urokliwa . W tej części nigdy jeszcze nie byliśmy i okazało się , że było warto ale o tym później. Mały z początku był trochę skołowany ; mnóstwo ludzi , głośno i wszyscy się z nim witali i obsypywali czułościami , ale długo to nie trwało . Dołączył do pozostałej 10- tki dzieciaków i bawił się z nimi pod opieką starszego braciszka . Podziwiam jak starszy wnusiu się nim opiekuje i jak się świetnie razem bawią . Jedzonko było pyszne , choć bardzo tradycyjne a różowe wino idealnie dobrane do potraw . Na podwieczorek  był tort w niebieskim kolorze z fajerwerkiem i świeczką , którą mały zdmuchnął i kilka gatunków innych ciast , choć w umiarkowanej ilości . I co ciekawe maluch sam zjadł swój kawałek torcika , pomagał sobie paluszkami , ale poradził sobie . Położyli mu tradycyjnie , pieniądze, różaniec , książkę i kieliszek . Oczywiście drapnął kasę a z prezentów naszego micha przyswoił sobie od razu . Myślę ,że to będzie jego ulubiony przytulak. 
Na parę minut urwaliśmy się z imprezki , bo podjeżdżając do restauracji minęliśmy zabytkowy kościół , cmentarz i rotundę . Wiedziałam ,że one tam są ale nigdy tam nie zajrzeliśmy. Okazały się bardzo ciekawe a w jesiennym anturażu wygląda wszystko po prostu cudnie . Sala bankietowa jest prawie na przeciw więc nie zajęło nam to wiele czasu . Zdjęcia wrzucę jak obrobię . 
Imprezka skończyła się około 17.30 . Mały był już tak śpiący , że kładł się na podłodze . Pomogliśmy spakować prezenty i resztę jedzenia i pojechaliśmy. 
Poza tym nasza wnusia za koszyk z kotami zrobiony z dyni dostała I miejsce w konkursie o czym powiedziała nam jak tylko nas zobaczyła. I ma coś po dziadkach ; zamiłowanie do oryginalnych klimatów . Byli na zakupach i sama sobie wybrała strój i jeszcze zapłaciła z własnej skarbonki . Piękną , czarno - białą sukienkę , uszytą tak,że jak się na nią patrzy  z przodu to widać pyszczek kota , lekko pod kątem lub z boku , po prostu czarno- białe kwadraty. Do tego miała grube rajstopy a la podkolanówki , z pyszczkami czarnych kotów nad kolanem i srebrne botki. Wyglądała rewelacyjnie i bardzo wyróżniała się wśród innych dzieciaków ( a była ich licząc z jubilatem 11- tka w tym 5 dziewczyn) . A jeszcze kilka miesięcy temu najlepszy strój to taki z  księżniczkami i syrenkami a tu nagle proszę ; klasyczna czerń i biel. 
Jutro dzień pracy , choć niektórzy mają wolne , nam jednak tym razem się nie poszczęściło pod tym względem. 

30.10.2016 Dla mssf - zapiekanka owocowa

Przepis skopiowałam od Stefane - dawno temu z dts. Sprawdził się , deser jest naprawdę pyszny. 

Na 4 porcje :
2 duże ,twarde gruszki , obrać , pokroić w ćwiartki 
80 gram cukru utrzeć z 3 jajkami na pianę ( powinny potroić objętość ) 
Dodać pudełko serka mescarpone ok.400g i urzeć na gładką masę . 
Gruszki podsmażyć na łyżce masła - krótko jak zaczną tracić jędrność i dostaną złocisty odcień, ułożyć w 4 małych  naczyniach do zapiekania wysmarowanych lekko masłem, zalać masą jajeczno- serową , posypać płatkami migdałowymi , piec ok. 40 minut w 180 stopniach . Podawać gorące . Można jeść na zimno polane jakimś sosem . 
Trzeba uważać , bo naczynia robią się bardzo gorące .