Szkoda,że nie do końca wykorzystana. Od rana niestety musiałam być w biurze . Lato minęło , trzeba było wrócić do zwykłego trybu .Policzyłam co trzeba i nawet szybko mi poszło, zdążyłam jeszcze umyć okna . Po obiedzie miałam w planach pojechać na działkę synalka i spalić niepotrzebne dokumenty firmowe . Pojechałam i owszem , ale nic mi z tego zajęcia nie wyszło. Zakaz palenia , restrykcyjnie przestrzegany . Poprzedniego dnia straż miejska karała mandatami. odpuściłam w tym układzie , bo co miałam zrobić, szkoda kasy na mandaty. Zrobię to przy innej okazji. Miło było jednak pobyć chwilę na świeżym powietrzu . Przywiozłam bukiet morcinków . Pyszni się teraz na stoliczku w salonie .
Resztę popołudnia spędziłam więc na pracach domowych , czytaniu "Polityki" i produkowaniu makaronu. Użyłam maszynki . Musiałam trochę poćwiczyć żeby dobrać odpowiednią grubość , ale po trzeciej próbie już było jak należy. I tak mi to sporo czasu zajęło, bo makaronu zrobiłam dużo. Podsycha sobie na blatach w kuchni . Jutro mi odpadnie ta robota . Rosół sam się gotuje więc pójdzie szybko.
babusia

Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy
sobota, 3 października 2015
piątek, 2 października 2015
2.10.2015 Ciuchcia wąskotorowa
Stanęła na skwerku , w pobliżu miejsca w którym jeszcze w 1977 roku był dworzec . Kiedyś taka ciuchcia jeździła 6 razy dziennie z Pyzdr do naszego miasta i z powrotem , a w sezonie i dalej dowożąc buraki cukrowe do cukrowni w Gnieźnie . W 1977 roku runął drewniany wiadukt po którym jeździła , a potem nikt już o kolejkę nie zadbał i wkrótce ją zlikwidowano. Od wczoraj jest coś w rodzaju mini- muzeum . Odtworzony peron , ławeczki i śliczna kolorowa lokomotywa z trzema wagonikami . Można do ciuchci wsiąść i poczuć się jak dawniej. Obok zrobili nie duży " ciuchciowy" plac zabaw dla dzieci , z piaskownicą , drabinkami i zjeżdżalnią w kształcie ciuchci. Atrakcja i dla dużych i dla małych . Muszę się tam kiedyś wybrać z aparatem fotograficznym . Zdania w mieście są podzielone, niektórzy twierdzą ,że nie potrzebnie wydano na coś takiego kasę , ale ja uważam, że to kolejna miejska atrakcja . Nie samym VW w końcu miasto żyje . I jak by na to nie spojrzeć należy do historii miasta , niech więc ma swoje w nim miejsce w postaci mini- ekspozycji.
A poza tym , papiery mnie zasypały dziś pod samą grzywkę, a chłopaki z prędkością światła na wysokości lamperii latali . Jutro miałam w planach sprzątanie w biurowych szufladach ale nic z tego. Do biura owszem jadę ( skończyły się dobre czasy) ale mam kolejny projekt do wyceny i nie ma zmiłuj . We wtorek mamy ruszyć z robotą na tym obiekcie. W ogóle weekend zapowiada nam się pracowicie. Mężuś też jedzie do klienta i to już wcześnie rano . A w niedzielę rodzinny rosołek . I znów trochę roboty ; trzeba zrobić mnóstwo makaronu . Będzie okazja wypróbować maszynkę do robienia makaronu . Kupiłam sobie całkiem niedawno ale jak dotąd jeszcze jej nie użyłam.
A poza tym , papiery mnie zasypały dziś pod samą grzywkę, a chłopaki z prędkością światła na wysokości lamperii latali . Jutro miałam w planach sprzątanie w biurowych szufladach ale nic z tego. Do biura owszem jadę ( skończyły się dobre czasy) ale mam kolejny projekt do wyceny i nie ma zmiłuj . We wtorek mamy ruszyć z robotą na tym obiekcie. W ogóle weekend zapowiada nam się pracowicie. Mężuś też jedzie do klienta i to już wcześnie rano . A w niedzielę rodzinny rosołek . I znów trochę roboty ; trzeba zrobić mnóstwo makaronu . Będzie okazja wypróbować maszynkę do robienia makaronu . Kupiłam sobie całkiem niedawno ale jak dotąd jeszcze jej nie użyłam.
czwartek, 1 października 2015
1.10.2015 Koszmarny dzień
i to nie z powodu wnuczki i babcinych obowiązków ale tego co się działo. Ledwie wnusię do szkoły odwiozłam i zdążyłam odjechać z pod szkoły a tu słyszę wyjące syreny. Nic to dziwnego w naszym mieście więc z początku nie zwróciłam na to uwagi . Zdążyłam wejść do biura a syreny nadal wyły. Po jakich 15 minutach telefon od synowej z prośbą ,żebym pojechała do nich pod blok bo podobno się pali . Tak ją poinformowała moja matka ( mieszka trzy bloki dalej na tym samym osiedlu) . Synowa poprosiła, żebym sprawdziła co się dzieje i czy mają wracać. Pojechałam . Faktycznie stały 4 bojowe wozy strażackie, karetka i radiowóz a z okienek piwnicznych wydobywały się kłęby czarnego , gryzącego dymu. Zaparkowałam przy pobliskim sklepie i podeszłam pod blok żeby się zorientować co się dzieje i akurat nawinął mi się sam komendant , Znamy się dobrze więc go zapytałam jak sprawy stoją i czy mam młodych ściągać z powrotem. Powiedział , co się stało i jak wygląda sytuacja i na razie nie kazał sprowadzać młodzieży. Ma zresztą telefon do syna więc jak by co to zadzwoni. Około 11.00 młodzięż była już z powrotem. Synowa zrobiła badania, załatwiła receptę na swoje leki , ale z wizyty u lekarza już zrezygnowała. Komendant zadzwonił do syna ,że jednak mają wracać. Ich mieszkanie na II piętrze nie ucierpiało ale piwnica i prawie wszystko co w nim było zniszczone. Paliło się dwa pomieszczenia dalej . Sąsiad czasem sypia w piwnicy , wrzucił niedogaszonego papierosa w jakieś śmieci , no i się zapaliło. Straty w budynku straszne , a budynek świeżo odremontowany. Koszmar.
środa, 30 września 2015
30.09.2015 Minęłam się z powołaniem
tak , tak , powinnam zostać politykiem . Nie minęła doba a już entuzjazm i zachwyt honorami dla naszego MNU mniejszy. Mówiłam wczoraj ,że ustawka ? A dziś już wiadomo ile nas to będzie kosztowało . Rosja nałożyła nam kolejne embargo - tym razem na ryby .Tv oczywiście o tym milczy - wiadomość wygrzebałam jak zwykle w necie. Możemy podziękować panu Obamie . Tyle na dziś jeśli chodzi o nie polityczne tematy.
Tak poza tym , to mi się sprawy logistycznie nie za bardzo składają , przynajmniej jutro . Małą trzeba zaprowadzić do kościoła na Różaniec i to już na 17.00. To w ramach przygotowań do I Komunii Św. W pierwszej klasie !!! Jak dla mnie to przegięcie. Nie żebym miała coś przeciw chodzeniu na Różaniec , ale to przesada . Na różne nabożeństwa chodziliśmy ( i nasi synowie też) w klasie III , a nie od pierwszej. Nawet porządnego obiadu nie zdążę małej przygotować . Pracuję do 16.00. Chyba po prostu zamówię do biura pizzę , choć to nie za bardzo zdrowe i odpowiednie dla dziecka, przecież nie pójdzie głodna. I właściwie to dnia już nie wiele zostanie po powrocie , a gdzie odrabianie lekcji i zabawa ?
Tak poza tym nic nowego , ani w pracy ani w domu. Za oknem przyjemny, jesienny chłodek (rano było tylko 4 stopnie) a dni wciąż słoneczne i bardzo mnie to cieszy, bo jesień to moja ulubiona pora roku.
Tak poza tym , to mi się sprawy logistycznie nie za bardzo składają , przynajmniej jutro . Małą trzeba zaprowadzić do kościoła na Różaniec i to już na 17.00. To w ramach przygotowań do I Komunii Św. W pierwszej klasie !!! Jak dla mnie to przegięcie. Nie żebym miała coś przeciw chodzeniu na Różaniec , ale to przesada . Na różne nabożeństwa chodziliśmy ( i nasi synowie też) w klasie III , a nie od pierwszej. Nawet porządnego obiadu nie zdążę małej przygotować . Pracuję do 16.00. Chyba po prostu zamówię do biura pizzę , choć to nie za bardzo zdrowe i odpowiednie dla dziecka, przecież nie pójdzie głodna. I właściwie to dnia już nie wiele zostanie po powrocie , a gdzie odrabianie lekcji i zabawa ?
Tak poza tym nic nowego , ani w pracy ani w domu. Za oknem przyjemny, jesienny chłodek (rano było tylko 4 stopnie) a dni wciąż słoneczne i bardzo mnie to cieszy, bo jesień to moja ulubiona pora roku.
wtorek, 29 września 2015
29.09.2015 No i ...
Nie wiem od czego zacząć , czy od polityki czy od spraw codziennych ... Codzienność nabiera tępa , ta firmowa . Nie wiem ile razy już to samo powtarzam , ale "leci z górki". Za trzy miesiące koniec roku. Na budowie znów prace ruszyły , ale goście od okien nadal sprawy zawalają - nie wiem już po raz który . No cóż - gdyby wszystko szło gładko , nie wiedzielibyśmy, że się budujemy , Dobra, wiem pocieszam się , co nie zmienia faktu,że prace postępują.
Jeśli chodzi o sprawy domowe , to wyprasowałam resztę prania i na razie mam spokój. Definitywnie też odłożyłam na wyższe półki resztę letnich ciuchów. Jesień zagościła na dobre zwłaszcza,że ranek był tak zimny,że pomyślałam o mitenkach .
Jutro mamy wnusię na nocce a w czwartek obowiązki babciowe mnie czekają ale to miłe obowiązki. Muszę zabrać się na dobre do robótek i dla nowego wnusia jakiś sweterek wyprodukować a dla wnusi nowe mitenki , dla wnusia golf - szyjogrzej , bo mały szalików nie lubi i zawsze odkrywa szyję , albo je gubi.
A co do polityki , to mi dziś znów MNU tematu do myślenia dostarczył. Wszyscy pieją z zachwytu jak to nas uhonorowano w ONZ-cie i jakich to zaszczytów dostąpił Prezydent . No dobrze, niech mu będzie , dobrze przynajmniej ,że nic głupiego w tym ONZ-cie nie chlapnął . Jak tak sobie jednak sprawę przemyślałam , to mi wyszło ,że to celowa ustawka i znów nami sprytnie pograno tym razem Stany Zjednoczone . No bo tak: Obama drze koty z Putinem i ostatnio też z Chińczykami , frakcja z której wywodzi się nasz MNU znana jest z rusofobii , Putina wkurzyliśmy wtrącając się w sprawy z Ukrainą w wyniku czego ma z nami "na pieńku" więc Obama sprytnie to wykorzystał i "uhonorował " naszego MNU , pozwalając mu przemawiać zaraz po sobie , przed Chińczykiem i przed Putinem i zasiąść przy wspólnym stole. Czym mógł bardziej wkurzyć Putina niż faworyzowaniem jego aktualnego wroga ( może wróg to za duże słowo , ale powiedzmy nielubianego sąsiada0 ? Przy okazji wetknął kij pomiędzy Chiny i Rosję , bo choć z oporami ale jednak się próbują dogadywać . Chińczyk na pewno się nie przejął ,tym ,że Polak przed nim przemawia , bo sprawy Europy Wschodniej są dla Chin obce i odległe, potęgą z która musiałby się liczyć nie jesteśmy, więc co mu tam kraj wielkości jego 2-3 większych miast . Ustawka ? I to jeszcze jaka - wręcz mistrzowska . I jak by tego było mało ,jakiś dziennikarzyna , zaczepił przechodzącego przez hall Putina i zapytał kiedy odda wrak tupolewa . Przypadek ? Moim zdaniem nie , już raczej jestem skłonna uznać, że ktoś mu za to zapłacił. O tym incydencie się nie mówi w TV ale ja doczytałam się tego w internecie ; dziennikarza zresztą wymieniają z nazwiska. A wszyscy chórem się cieszą z sukcesu dyplomatycznego , pytanie tylko czyjego , bo na nasz jakoś mi to nie wygląda.
Jeśli chodzi o sprawy domowe , to wyprasowałam resztę prania i na razie mam spokój. Definitywnie też odłożyłam na wyższe półki resztę letnich ciuchów. Jesień zagościła na dobre zwłaszcza,że ranek był tak zimny,że pomyślałam o mitenkach .
Jutro mamy wnusię na nocce a w czwartek obowiązki babciowe mnie czekają ale to miłe obowiązki. Muszę zabrać się na dobre do robótek i dla nowego wnusia jakiś sweterek wyprodukować a dla wnusi nowe mitenki , dla wnusia golf - szyjogrzej , bo mały szalików nie lubi i zawsze odkrywa szyję , albo je gubi.
A co do polityki , to mi dziś znów MNU tematu do myślenia dostarczył. Wszyscy pieją z zachwytu jak to nas uhonorowano w ONZ-cie i jakich to zaszczytów dostąpił Prezydent . No dobrze, niech mu będzie , dobrze przynajmniej ,że nic głupiego w tym ONZ-cie nie chlapnął . Jak tak sobie jednak sprawę przemyślałam , to mi wyszło ,że to celowa ustawka i znów nami sprytnie pograno tym razem Stany Zjednoczone . No bo tak: Obama drze koty z Putinem i ostatnio też z Chińczykami , frakcja z której wywodzi się nasz MNU znana jest z rusofobii , Putina wkurzyliśmy wtrącając się w sprawy z Ukrainą w wyniku czego ma z nami "na pieńku" więc Obama sprytnie to wykorzystał i "uhonorował " naszego MNU , pozwalając mu przemawiać zaraz po sobie , przed Chińczykiem i przed Putinem i zasiąść przy wspólnym stole. Czym mógł bardziej wkurzyć Putina niż faworyzowaniem jego aktualnego wroga ( może wróg to za duże słowo , ale powiedzmy nielubianego sąsiada0 ? Przy okazji wetknął kij pomiędzy Chiny i Rosję , bo choć z oporami ale jednak się próbują dogadywać . Chińczyk na pewno się nie przejął ,tym ,że Polak przed nim przemawia , bo sprawy Europy Wschodniej są dla Chin obce i odległe, potęgą z która musiałby się liczyć nie jesteśmy, więc co mu tam kraj wielkości jego 2-3 większych miast . Ustawka ? I to jeszcze jaka - wręcz mistrzowska . I jak by tego było mało ,jakiś dziennikarzyna , zaczepił przechodzącego przez hall Putina i zapytał kiedy odda wrak tupolewa . Przypadek ? Moim zdaniem nie , już raczej jestem skłonna uznać, że ktoś mu za to zapłacił. O tym incydencie się nie mówi w TV ale ja doczytałam się tego w internecie ; dziennikarza zresztą wymieniają z nazwiska. A wszyscy chórem się cieszą z sukcesu dyplomatycznego , pytanie tylko czyjego , bo na nasz jakoś mi to nie wygląda.
poniedziałek, 28 września 2015
28.09.2015 Sprawy babusine
Właściwie to nic specjalnego , zwykłe codzienności . Popołudnie za to spędziliśmy całkiem miło w towarzystwie teściów młodszego synalka. Pojechaliśmy do nich - niby na chwilę., podrzucić worek z ciuchami przeznaczonymi do opieki społecznej ( teść młodszego jeździ w ops-ie na zlecenie jako kierowca więc mu daję takie rzeczy a on je dostarcza komu trzeba) , a zeszło do 21.00 z minutami. Miło się gadało o różnych sprawach . Uśmialiśmy się z pewnej pani doktor , która wyróżnia się dość szczególnym wyglądem oględnie mówiąc oraz brakiem umiejętności prowadzenia pojazdów i znajomości przepisów drogowych . Lekarzem jest jednak dobrym i nie to było przedmiotem żartów. No i pracowałam kiedyś w zozie razem z nią i z teściem młodszego . Teść jako kierowca karetki, ona jako lekarz a ja średni personel medyczny - piguła znaczy. Powspominaliśmy dawne czasy . Dawne? Ojjjj , nawet bardzo dawne , połowa lat 80-tych. I tak zleciało do wieczora. A tak w ogóle to za miesiąc będziemy świętować wspólnie przyjście na świat nowego wnusia. Synowa ma termin na 2.11 ale osobiście stawiam na 24 październik +/- jeden - dwa dni . Nie wiem skąd mi się ta data wzięła , ale moje "coś mi mówi" tak mi podpowiada. Zobaczymy ...
niedziela, 27 września 2015
27.09.2015 Niedzielny wieczór
Spokojnie. Ochłodziło się dziś znacznie . Było tylko 15 stopni co po tylu gorących dnia trochę daje się odczuć . Mnie tam nie przeszkadza. Ze spadkiem temperatury czuję przypływ energii. Dzień minął nam na drobiazgach . Bez pospiechu i gadania o firmie. Poszyłam to co sobie wczoraj przygotowałam oprócz guzików do nowego swetra. Właściwie to już go skończyłam , ale wciąż leży bez guzików i jakoś nie mogę się za to zabrać . Tak trochę od nie chcenia przerzedziłam ręczniki w bieliźniarce . Wszystko przez to ,że niechcący sobie wyrzuciłam kilka z półki. Tym samym mam jedną robotę mniej. Przygotowałam obiad a potem czytałam . Właściwie zaczęłam już wczoraj wieczorem . Zostały mi jeszcze 4 rozdziały. Może skończę . Książka typowo popularno - naukowa. Dobrze napisany kawałek historii widziany przez pryzmat sypialni królowych . Książka nosi tytuł "W Łożnicach Królowych " . Traktuje o kochankach królowych , intrygach , upadkach, zdradach i o tym jak miłość potrafi sprowadzić zgubę. Treść oparta o listy , zapiski sądowe , dzienniki i inne dokumenty historyczne. Lubię takie książki , opisujące życie codzienne , kilka wieków wstecz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)