Wstałam bardzo wcześnie , bo z gorąca nie mogłam spać , ale nie ma tego złego. Zaliczyłam sobie dłuższą kąpiel w wannie. Dobrze mi zrobiła. A potem już było normalnie czyli nadrabianie zaległości z tygodnia , wizyta u matki, prasowanie i takie tam różności. Wyniosłam też do piwnicy ostatnie zaprawy. W sumie jakieś 17 słoików. Zrobiłam też nowe , letnie dekoracje. Nic szczególnego kilka drobiazgów nawiązujących do wakacji. Aż się prosiło, bo stały jeszcze wielkanocne. Nie miałam czasu ich zmienić. A potem pojechaliśmy do młodszej synowej na urodzinowy obiad. Urządzili grilla na tarasie. I dobrze, po co latem siedzieć w domu. Przyjechała też teściowa syna , właściwie od dwóch tygodni jakoś funkcjonuje. Prawie dwa miesiące przeleżała na zmianę w domu i szpitalu. Dziś była w dość dobrej formie. Zawieszka w kształcie drzewka bardzo się synowej spodobała. Posiedzieliśmy prawie do 18.00 a potem pojechaliśmy podlać działkę . Małżonek podłączył jeszcze dodatkową lampę w domku , taką oświetlającą blaty szafek a ja przemieszałam moją słowiańską miksturę, obwiązałam na powrót lnianą serwetką i wystawiłam z powrotem przy drzwiach balkonowych , gdzie najmocniej świeci słońce. Przyznam się bez bicia , na koniec oblizałam łyżkę. Smakuje pysznie. Ciekawe czy tak będzie jak już napój powstanie .