Dziś jesiennie i u mnie , zaczęłam od ubrania w kolorach jesieni , włożyłam nawet mitenki, bardziej jako uzupełnienie stroju niż z potrzeby , choć nie zaszkodziły . Ranek był zimny. Mężuś pojechał do pracy ( jeszcze go nie ma ) a ja zabrałam się jak zwykle za tematy domowe tym razem przy dźwiękach zespołu Gregorians . Fajnie się wpisało w deszczowy klimat i podbiło nastrój .Lubię pracować przy muzyce. Oprócz tych cotygodniowych zajęć wymieniłam dekoracje na jesienne. Uszyłam nawet nową poduszkę , no nie całkiem , przerobiłam jedną z ubiegłego roku . Jutro obfotkuję i pokażę . Spódnicę też . Tym razem pamiętałam o kupnie gumki i zdążyłam wciągnąć . Wyszło całkiem przyzwoicie i co ciekawe , mimo,że włóczka jest gruba , spódnica nie poszerza sylwetki .
babusia

Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy
sobota, 23 września 2017
23.09.2017 Jak jesień to na jesiennie
Pierwszy dzień jesieni prawdziwie jesienny ; szary, chłodny i zalany deszczem , ale ja i tak jesień lubię .Bardzo lubię i to bez względu na to , czy jest
słoneczna i kolorowa , szeleszcząca opadającymi liśćmi czy też płacząca
deszczem , z ołowianymi chmurami nad głową i zimnym , wyjącym złowrogo
wiatrem. No bo jak tu jej nie lubić ,
gdy za oknem orgia ciepłych złocisto –
czerwonych barw , gdy na ziemi ścielą się dywany opadłych liści ,
szeleszczących tajemniczo przy każdym kroku , gdy pomarańczowe dynie w
ogródkach wygrzewają w ostatnich promieniach słońca swoje brzuszyska, gdy z
drzew lecą kasztany i żołędzie , gdy powietrze pachnie ziemią i dymem z ognisk
, stragany puchną od dorodnych owoców i warzyw a na półkach w spiżarni pysznią
się kolorowe słoiki z przetworami , gdy dziadek z wnuczętami tworzą kasztanowe
ludziki , gdy na stole czeka dzbanek z herbaty z sokiem z malin lub miodem a
kuchnia pachnie suszonymi grzybami . Jak nie kochać jesieni, gdy wreszcie jest
czas na czytanie , na blask świec , pachnący kominek , dekoracyjne drobiazgi z
gałązek przyniesionych z jesiennej przechadzki , gdy długi jesienny wieczór
umilają dźwięki ulubionej muzyki i nalewka z porzeczki, gdy za oknem szaleje
wiatr i dzwoni deszczem o szyby , gdy rankiem miasto spowijają mgły nadając mu
bajkowy , magiczny wygląd … I to ,że jesień zwykle przynosiła nam coś dobrego .
Dziś jesiennie i u mnie , zaczęłam od ubrania w kolorach jesieni , włożyłam nawet mitenki, bardziej jako uzupełnienie stroju niż z potrzeby , choć nie zaszkodziły . Ranek był zimny. Mężuś pojechał do pracy ( jeszcze go nie ma ) a ja zabrałam się jak zwykle za tematy domowe tym razem przy dźwiękach zespołu Gregorians . Fajnie się wpisało w deszczowy klimat i podbiło nastrój .Lubię pracować przy muzyce. Oprócz tych cotygodniowych zajęć wymieniłam dekoracje na jesienne. Uszyłam nawet nową poduszkę , no nie całkiem , przerobiłam jedną z ubiegłego roku . Jutro obfotkuję i pokażę . Spódnicę też . Tym razem pamiętałam o kupnie gumki i zdążyłam wciągnąć . Wyszło całkiem przyzwoicie i co ciekawe , mimo,że włóczka jest gruba , spódnica nie poszerza sylwetki .
Dziś jesiennie i u mnie , zaczęłam od ubrania w kolorach jesieni , włożyłam nawet mitenki, bardziej jako uzupełnienie stroju niż z potrzeby , choć nie zaszkodziły . Ranek był zimny. Mężuś pojechał do pracy ( jeszcze go nie ma ) a ja zabrałam się jak zwykle za tematy domowe tym razem przy dźwiękach zespołu Gregorians . Fajnie się wpisało w deszczowy klimat i podbiło nastrój .Lubię pracować przy muzyce. Oprócz tych cotygodniowych zajęć wymieniłam dekoracje na jesienne. Uszyłam nawet nową poduszkę , no nie całkiem , przerobiłam jedną z ubiegłego roku . Jutro obfotkuję i pokażę . Spódnicę też . Tym razem pamiętałam o kupnie gumki i zdążyłam wciągnąć . Wyszło całkiem przyzwoicie i co ciekawe , mimo,że włóczka jest gruba , spódnica nie poszerza sylwetki .
piątek, 22 września 2017
22.09.2017 Dziwny ten dzień
Działo się w nim tyle ,że trudno się ogarnąć . W pracy miałam co robić przez dobre 6 godzin ale nic konkretnego poza jedną ofertą , same drobiazgi ; meile , reklamacje , jakieś protokóły serwisowe , no pierdołki zajmujące czas. Ale przynajmniej odgarnęłam zaległości , właśnie te uciążliwe drobiazgi.
W tak zwanym między czasie pojechałam do matki , ale tym razem do klubu emerytów po kasę na spłatę długu , bo mi nie przyniosła , a jakże. Stwierdziła, że nie ma przy sobie i da mi po południu. No dobra , zapowiedziałam ,że przyjadę . Wcięła mi się matki przyjaciółka . Nie trawię tej baby od dzieciaka . Ojciec zresztą też jej nie znosił i mówiliśmy matce ,że ma się od niej trzymać z daleka , ale nie . Zignorowałam ją i poza dzień dobry i do widzenia nie odezwałam się do niej słowem , ale niech mi tylko znowu w drogę wlezie to jej coś głupiego powiem. Oddałam matce papiery od telefonu i powiedziałam ,że odkręciłam i za kilka dni będzie miała znowu czynny . Odwaliła jakąś pokazówkę przed emerytami i mnie uściskała (!) - curiosum jakieś, bo nawet jak jej życzenia składam to nie specjalnie się nadstawia do pocałowania w policzek , a gdzie tu rzucanie się na szyję!. Po południu , a raczej pod wieczór pojechałam do niej znowu , tym razem do domu. Oczywiście kasy nie miała , a jak na nią wsiadłam , to się przyznała ,że pożyczyła swoją emeryturę koleżance i ta jej nie oddała , a miała dziś jej przynieść . No łapy opadają . Ciekawe czego jeszcze się dowiem ... Zapowiedziałam , że jutro po tę kasę przyjadę. Pytanie co znów wymyśli. Eeehhh...
Od matki pojechałam do galerii , głównie do apteki , żeby małżonkowi lekarstwa wykupić . W galerii wpadłam na kuzynkę z którą nie widziałam się od pogrzebu babci czyli jakieś 8 lat . Pogadałyśmy chwilę , a ja się ucieszyłam , bo z rodziną z matki strony mało mam kontaktu, ale lubiłyśmy się jako dzieciaki .
Dzwoniłam do brata ojca , obchodzi dziś imieniny . A za kilka dni znów idzie do szpitala , po raz piąty w tym roku. Nie szczególna ta starość ; moja matka nie wie co robi i zapomina , wuja choruje , teściowa choruje ...
A tak poza tym zostałam wrobiona w rodzinny obiad , a właściwie to trochę sama sie wrobiłam , bo obiecałam ,że jak załatwią wiejskiego kurczaka to im rosołek ugotuję . Kurczaki dopiero rosną , rosołku nie będzie ale się przymówili o coś innego . No to co mam zrobić , coś upichcę .
W tak zwanym między czasie pojechałam do matki , ale tym razem do klubu emerytów po kasę na spłatę długu , bo mi nie przyniosła , a jakże. Stwierdziła, że nie ma przy sobie i da mi po południu. No dobra , zapowiedziałam ,że przyjadę . Wcięła mi się matki przyjaciółka . Nie trawię tej baby od dzieciaka . Ojciec zresztą też jej nie znosił i mówiliśmy matce ,że ma się od niej trzymać z daleka , ale nie . Zignorowałam ją i poza dzień dobry i do widzenia nie odezwałam się do niej słowem , ale niech mi tylko znowu w drogę wlezie to jej coś głupiego powiem. Oddałam matce papiery od telefonu i powiedziałam ,że odkręciłam i za kilka dni będzie miała znowu czynny . Odwaliła jakąś pokazówkę przed emerytami i mnie uściskała (!) - curiosum jakieś, bo nawet jak jej życzenia składam to nie specjalnie się nadstawia do pocałowania w policzek , a gdzie tu rzucanie się na szyję!. Po południu , a raczej pod wieczór pojechałam do niej znowu , tym razem do domu. Oczywiście kasy nie miała , a jak na nią wsiadłam , to się przyznała ,że pożyczyła swoją emeryturę koleżance i ta jej nie oddała , a miała dziś jej przynieść . No łapy opadają . Ciekawe czego jeszcze się dowiem ... Zapowiedziałam , że jutro po tę kasę przyjadę. Pytanie co znów wymyśli. Eeehhh...
Od matki pojechałam do galerii , głównie do apteki , żeby małżonkowi lekarstwa wykupić . W galerii wpadłam na kuzynkę z którą nie widziałam się od pogrzebu babci czyli jakieś 8 lat . Pogadałyśmy chwilę , a ja się ucieszyłam , bo z rodziną z matki strony mało mam kontaktu, ale lubiłyśmy się jako dzieciaki .
Dzwoniłam do brata ojca , obchodzi dziś imieniny . A za kilka dni znów idzie do szpitala , po raz piąty w tym roku. Nie szczególna ta starość ; moja matka nie wie co robi i zapomina , wuja choruje , teściowa choruje ...
A tak poza tym zostałam wrobiona w rodzinny obiad , a właściwie to trochę sama sie wrobiłam , bo obiecałam ,że jak załatwią wiejskiego kurczaka to im rosołek ugotuję . Kurczaki dopiero rosną , rosołku nie będzie ale się przymówili o coś innego . No to co mam zrobić , coś upichcę .
czwartek, 21 września 2017
21.09.2017 Chłodno ,
ostatnie dni lata temperaturowo bardziej przypominają koniec października niż wrzesień . Rano tylko 7 stopni i choć potem w ciągu dnia jest całkiem ciepło i słonecznie to wieczór znów daje o sobie znać jesiennym klimatem. Mnie to jednak nie przeszkadza. Nazbierałam znów kasztanów, tym razem więcej. W sobotę zmontuję jakieś jesienne dekoracje. Nakupiłam też wstążeczek w jesiennych kolorach . Wstążeczki się świetnie sprawdzają w dekoracjach , czasem wystarczy obwiązać zwykły słoik i już jest efekt. Pogadałam z zaprzyjaźnioną właścicielką pasmanterii i znów dostałam malutki rabacik na zakupy. Oczywiście zapomniałam kupić szerszą gumkę do spódnicy. Dziś skończyłam , jeszcze tylko tę gumkę wciągnę. Mam co prawda ale wąską , a potrzebuję szerszej.
Mój mężuś obchodzi dziś 57 urodziny. Rodzinka na kawę wpadnie w niedzielę . Upiekę bułeczki drożdżowe ze śliwkami . Dawno ich nie robiłam , a są przepyszne i wszyscy je lubią . Nie wysiliłam się z prezentem i kupiłam koszulkę. Powtórzyłam prezent z imienin , ale koszul nigdy za dużo , szczególnie jak ktoś chodzi w nich co dziennie.
Jutro znów muszę rundkę do matki zaliczyć , bo mi kasy na dług nie przyniosła. Nie odpuszczę jej . Poza tym udało mi się odkręcić sprawę z jej telefonem . Za kilka dni powinni jej znów włączyć.
Mój mężuś obchodzi dziś 57 urodziny. Rodzinka na kawę wpadnie w niedzielę . Upiekę bułeczki drożdżowe ze śliwkami . Dawno ich nie robiłam , a są przepyszne i wszyscy je lubią . Nie wysiliłam się z prezentem i kupiłam koszulkę. Powtórzyłam prezent z imienin , ale koszul nigdy za dużo , szczególnie jak ktoś chodzi w nich co dziennie.
Jutro znów muszę rundkę do matki zaliczyć , bo mi kasy na dług nie przyniosła. Nie odpuszczę jej . Poza tym udało mi się odkręcić sprawę z jej telefonem . Za kilka dni powinni jej znów włączyć.
środa, 20 września 2017
20.09.2017 Jeszcze sie jesień kalendarzowa nie zaczęła ,
a tu już wieści o kolejnej zimie stulecia krążą. Mnie tam nie straszna żadna zima , parę zim stulecia już przeżyłam , to i kolejną przeżyję . A co !
Dzień w zasadzie podobny do innych . Na obiadek zjedliśmy pyszne grzybki , czym pochwalić się muszę , bo rzadko je jemy. Klasycznie , w śmietance . Zapewniam ,że potrafię je przyrządzić po mistrzowsku ( wiem , skromnością nie zgrzeszyłam w tym przypadku) .Potem trzeba było zająć się sprawami przyziemnymi czyli starym biurem , przewiezieniem do garażu paru rzeczy i wlotem do mojej matki. Przegarnęłam rachunki , ale kasy na spłatę długu nie dostałam . Obiecała mi jutro przynieść . Aha , okaże się . Jak nie przyniesie to znów do niej pojadę . I tak to już będzie , na razie co miesiąc będę musiała rachunków dopilnować a z czasem i innych spraw. Liczyłam , że uda mi się jeszcze trochę się nią nie zajmować ale nie , dopadło mnie już teraz. Napsuła mi w życiu krwi i wcale nie mam ochoty się nią zajmować , ale ... magiczne słowo "muszę" , które od wczesnego dzieciństwa stawiało mnie do pionu znów daje o sobie znać . Tak czy inaczej muszę , nikt inny za mnie tego nie zrobi ani mnie nie wyręczy. Nie mam rodzeństwa to obowiązek spada na mnie. Ano, zobaczymy jak się sprawy potoczą .
Spódniczka prawie na ukończeniu a jeszcze mam całkiem spory kłębek włóczki . Może po prostu zrobię nieco dłuższą . Planowałam do kolan. Wygląda coraz ładniej. Kolor mnie nie przekonuje , nigdy nie przepadałam za niebieskościami . Może jednak czas się przekonać i coś zmienić ?
Dzień w zasadzie podobny do innych . Na obiadek zjedliśmy pyszne grzybki , czym pochwalić się muszę , bo rzadko je jemy. Klasycznie , w śmietance . Zapewniam ,że potrafię je przyrządzić po mistrzowsku ( wiem , skromnością nie zgrzeszyłam w tym przypadku) .Potem trzeba było zająć się sprawami przyziemnymi czyli starym biurem , przewiezieniem do garażu paru rzeczy i wlotem do mojej matki. Przegarnęłam rachunki , ale kasy na spłatę długu nie dostałam . Obiecała mi jutro przynieść . Aha , okaże się . Jak nie przyniesie to znów do niej pojadę . I tak to już będzie , na razie co miesiąc będę musiała rachunków dopilnować a z czasem i innych spraw. Liczyłam , że uda mi się jeszcze trochę się nią nie zajmować ale nie , dopadło mnie już teraz. Napsuła mi w życiu krwi i wcale nie mam ochoty się nią zajmować , ale ... magiczne słowo "muszę" , które od wczesnego dzieciństwa stawiało mnie do pionu znów daje o sobie znać . Tak czy inaczej muszę , nikt inny za mnie tego nie zrobi ani mnie nie wyręczy. Nie mam rodzeństwa to obowiązek spada na mnie. Ano, zobaczymy jak się sprawy potoczą .
Spódniczka prawie na ukończeniu a jeszcze mam całkiem spory kłębek włóczki . Może po prostu zrobię nieco dłuższą . Planowałam do kolan. Wygląda coraz ładniej. Kolor mnie nie przekonuje , nigdy nie przepadałam za niebieskościami . Może jednak czas się przekonać i coś zmienić ?
wtorek, 19 września 2017
19.09.2017 Grzyby, grzyby , grzyby ...
Mogę powiedzieć ,że byliśmy na grzybach ... Teoretycznie , bo pojechaliśmy kawałek za Pyzdry i kupiliśmy od grzybiarki . Wiem , wiem , powinniśmy się sami wybrać i nazbierać , ale , po pierwsze to las w pobliżu miasta po niedawnej nawałnicy przestał istnieć , drzewa powalone , albo powyrywane i opierają się jedne o drugie zagrażając bezpieczeństwu i zakaz wchodzenia do lasu z tego powodu. A po drugie nadmiar różnych zadań , co znacznie ogranicza nam czas. No to nie wiele myśląc postanowiliśmy pojechać w okolicę , gdzie nie było nawałnicy i po prostu kupić . I udało się . Stali grzybiarze przy drodze . Zatrzymaliśmy się na niewielkiej leśnej zatoczce . Pani miała co prawda ostatnie wiaderko , ale za to jakie. Same , malutkie czarne łebki ( podgrzybki znaczy) takie w sam raz do octu. Obłowiliśmy się ,że hej! Od razu po powrocie do domu zabraliśmy się do obierania. Właściwie nawet za wiele pracy nie było , bo grzybki zdrowe i nie oblepione igliwiem . Wybraliśmy też trochę na jutrzejszy obiad i do suszenia . No a te najładniejsze poszły do słoiczków . W sumie wyszło mi sześć sztuk. W domu pachnie zalewą octową aż wierci w nosie , ale tak ma być . Będzie zapasik na zimę . Może jeszcze raz taki zakup zrobimy ?
W drodze powrotnej kupiliśmy też u okolicznych sadowników trochę owoców ; gruszek , brzoskwiń i malin. Owoców nigdy za dużo.
W lesie już bardzo jesiennie ; króluje kolor złocisty i pomarańczowy.
I jeszcze przepis na najlepsze grzybki w occie pod słońcem :
Grzybki w ilości dowolnej , obgotować jakieś 10 minut w osolonej wodzie , trzeba pilnować , bo kipią i odszumowywać , żeby razem z pianą pozbyć się resztek igliwia czy listków. Po tym czasie odcedzić , przelać krótko zimną wodą . Jak lekko przestygną włożyć do słoiczków , nie za dużo , muszą mieć trochę luzu , bo ocet dobrze w nie nie wniknie jak będą za ciasno ułożone.
Na zalewę;
pokrojona w plastry cebula ziele angielskie , liść laurowy , mały ząbek czosnku , ocet spirytusowy 10% .
Zagotować ocet z wodą w proporcji szklanka octu, dwie i pół szklanki wody i przyprawami. Na każdy słoiczek należy liczyć po 1-2 plastry cebulki, jedno małe listko laurowe ,3 ziarna angielskiego ziela i płatek czosnku ( zwykle 1 ząbek kroję na 3 plasterki i taki jeden cienki plasterek , na 1 słoik to jest tyle ile trzeba) . Gotować ze 3-4 minuty , potem powkładać do słoiczków z grzybkami przyprawy i zalać zalewą . Zakręcić od razu gorące i gotowe . Za kilka tygodni , tak z 7-8, będzie się już można objadać .
W drodze powrotnej kupiliśmy też u okolicznych sadowników trochę owoców ; gruszek , brzoskwiń i malin. Owoców nigdy za dużo.
W lesie już bardzo jesiennie ; króluje kolor złocisty i pomarańczowy.
I jeszcze przepis na najlepsze grzybki w occie pod słońcem :
Grzybki w ilości dowolnej , obgotować jakieś 10 minut w osolonej wodzie , trzeba pilnować , bo kipią i odszumowywać , żeby razem z pianą pozbyć się resztek igliwia czy listków. Po tym czasie odcedzić , przelać krótko zimną wodą . Jak lekko przestygną włożyć do słoiczków , nie za dużo , muszą mieć trochę luzu , bo ocet dobrze w nie nie wniknie jak będą za ciasno ułożone.
Na zalewę;
pokrojona w plastry cebula ziele angielskie , liść laurowy , mały ząbek czosnku , ocet spirytusowy 10% .
Zagotować ocet z wodą w proporcji szklanka octu, dwie i pół szklanki wody i przyprawami. Na każdy słoiczek należy liczyć po 1-2 plastry cebulki, jedno małe listko laurowe ,3 ziarna angielskiego ziela i płatek czosnku ( zwykle 1 ząbek kroję na 3 plasterki i taki jeden cienki plasterek , na 1 słoik to jest tyle ile trzeba) . Gotować ze 3-4 minuty , potem powkładać do słoiczków z grzybkami przyprawy i zalać zalewą . Zakręcić od razu gorące i gotowe . Za kilka tygodni , tak z 7-8, będzie się już można objadać .
poniedziałek, 18 września 2017
18.09.2017 Kasztany i inne takie...
lecą już z drzew. Pozbierałam dziś kilka , tak na szybko w drodze ze sklepu . Nazbieram więcej , ale dziś nie miałam czasu się na dłużej zatrzymać. Nie szkodzi , kasztanowiec rośnie 30m od naszej biurowej posesji. Nazbieram i wykorzystam do do dekoracji jesiennych.
Dziś przysiedzieliśmy długo w biurze , bo na 15.30 zamówiłam gościa do mycia okien. Stawił się punktualnie uzbrojony po zęby. Tak, tak , uzbrojony - tak to właśnie wyglądało . Nawet własną wodę w wiadrach przywiózł - na rowerze , żeby wszystko było jasne. Różne , gumy, skrobaki i szczotki wystawały mu z wszystkich kieszeni narzędziowego pasa , w koszyku zamieszczonym na bagażniku nad tylnym kołem miał niski stołek nazywany u nas ryczką a w tej odwróconej ryczce umieścił dwie torby plastikowe ze ścierkami i płynami, z kierownicy zapięte szeklami zwisały wiadra a zamiast ramy od roweru , na specjalnych uchwytach zamocowany miał teleskopowy uchwyt , uniwersalny , na który nakładał potrzebne mu akurat narzędzie typu szczotka, skrobak itp. Wyglądało to imponująco. Nie wziął dużo ; za 6 okien i witrynę oraz umycie żaluzji , nie tylko szyb tylko sto złotych. W takim układzie mogę zamawiać mycie okien biurowych przynajmniej raz na kwartał. W sumie zajęło mu to 2 i pół godziny.
No i tak to wygląda . Właściwie koniec dnia .
Wczoraj upiekłam chleb z mieszanki do automatu , ale w piekarniku i wyszedł bardzo dobry. Powiedziałabym ,że nawet lepszy niż z automatu. Pieczenia w automacie nie zaryzykowałam , bo ostatnio coś nie poszło, prawdopodobnie się po prostu zepsuł , a że było już dość późno nie miałam czasu ,żeby czekać na efekty ponad 3 godziny, bo tyle trwa cykl. I jak mi się ten chlebek udał to stwierdziliśmy z małżonkiem ,że jeśli faktycznie maszyna jest popsuta , to nowej nie ma sensu kupować skoro dobrze wychodzi z piekarnika. A poza tym i tak często teraz wypiekam różne domowe chlebki i mam już w tym nie złą wprawę.
Dziś przysiedzieliśmy długo w biurze , bo na 15.30 zamówiłam gościa do mycia okien. Stawił się punktualnie uzbrojony po zęby. Tak, tak , uzbrojony - tak to właśnie wyglądało . Nawet własną wodę w wiadrach przywiózł - na rowerze , żeby wszystko było jasne. Różne , gumy, skrobaki i szczotki wystawały mu z wszystkich kieszeni narzędziowego pasa , w koszyku zamieszczonym na bagażniku nad tylnym kołem miał niski stołek nazywany u nas ryczką a w tej odwróconej ryczce umieścił dwie torby plastikowe ze ścierkami i płynami, z kierownicy zapięte szeklami zwisały wiadra a zamiast ramy od roweru , na specjalnych uchwytach zamocowany miał teleskopowy uchwyt , uniwersalny , na który nakładał potrzebne mu akurat narzędzie typu szczotka, skrobak itp. Wyglądało to imponująco. Nie wziął dużo ; za 6 okien i witrynę oraz umycie żaluzji , nie tylko szyb tylko sto złotych. W takim układzie mogę zamawiać mycie okien biurowych przynajmniej raz na kwartał. W sumie zajęło mu to 2 i pół godziny.
No i tak to wygląda . Właściwie koniec dnia .
Wczoraj upiekłam chleb z mieszanki do automatu , ale w piekarniku i wyszedł bardzo dobry. Powiedziałabym ,że nawet lepszy niż z automatu. Pieczenia w automacie nie zaryzykowałam , bo ostatnio coś nie poszło, prawdopodobnie się po prostu zepsuł , a że było już dość późno nie miałam czasu ,żeby czekać na efekty ponad 3 godziny, bo tyle trwa cykl. I jak mi się ten chlebek udał to stwierdziliśmy z małżonkiem ,że jeśli faktycznie maszyna jest popsuta , to nowej nie ma sensu kupować skoro dobrze wychodzi z piekarnika. A poza tym i tak często teraz wypiekam różne domowe chlebki i mam już w tym nie złą wprawę.
niedziela, 17 września 2017
17.09.2017 Niedziela bez niedzieli
tak jak by . Musieliśmy popracować i to solidnie , bo nasz stały klient nagle potrzebował żeby przeredagować zgodnie z życzeniem banku naszą ofertę i to na jutro rano . A że kontrakt spory to i roboty trochę z tym było. Nawet do biura musiałam dwa razy pojechać , bo raz po rysunki a drugi żeby wydrukować, bo nasza drukarka domowa parę tygodni temu odmówiła współpracy , a że specjalnie w domu przydatna nie jest , to z wymianą nikomu pilno nie było. Ale jest , zrobione , wysłane . Temat właściwie już przesądzony , kwestia terminu, bo obiekt w budowie .
Tak poza tym chłodno. Rankiem miasto tonęło we mgle , potem świeciło słońce , aż w końcu znów zrobiło się pochmurno. I wieje jesiennym chłodkiem. Na stole pachnąca herbatka , w tle muzyka, pachnie pieczącym się właśnie chlebkiem i tak może zostać. Nic więcej mi nie potrzeba na dziś wieczór.
Wczoraj zaczęłam ostatni kłębek włóczki. Mam już 3/4 spódniczki. Zobaczymy co z tego wyjdzie .
Tak poza tym chłodno. Rankiem miasto tonęło we mgle , potem świeciło słońce , aż w końcu znów zrobiło się pochmurno. I wieje jesiennym chłodkiem. Na stole pachnąca herbatka , w tle muzyka, pachnie pieczącym się właśnie chlebkiem i tak może zostać. Nic więcej mi nie potrzeba na dziś wieczór.
Wczoraj zaczęłam ostatni kłębek włóczki. Mam już 3/4 spódniczki. Zobaczymy co z tego wyjdzie .
Subskrybuj:
Posty (Atom)