babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 9 kwietnia 2016

9.04.2016 Spokojnie dzisiaj

jak na sobotę przystało.  Rano jak zwykle , zakupy i biuro , popołudniowe plany mi nie wypaliły z powodu deszczu . W biurze zajęłam się porządkami . Powiedzmy ,że mi się udało w tym tłoku . Towaru po sufit , przejść trudno ale to znaczy , że jest robota. Mężuś pojechał do klienta . Poszło mu dośc szybko , wrócił trochę po 15.00. Ja zdążyłam już zrobić obiad , załadować pralkę i posprzątać pokój i zacząć sprzątanie kuchni. 
Na popołudnie zgadałam się z teściem młodszego . Mieliśmy u nich w ogrodzie ( a mają hektar ) spalić firmowe papiery . Niestety kiedyś można je było po prostu na makulaturę wyrzuć , ale przepisy o ochronie danych to uniemożliwiają . Paliłam więc na działce u synalka , ale gmina zakazała palenia czegokolwiek . Można za to 500zł mandatu zarobić . Czasem " po cichu " palę ryzykując kasę ale ostatnio nie mam możliwości. Stale się ktoś po tych działkach kręci. Na wsi na razie jakiegoś wielkiego zakazu nie ma , w każdym razie nie karają. No to sobie załatwiłam miejsce . Niestety jak się już umówiliśmy na godzinę , to zaczęło padać . I tyle mi z tego wyszło. W tym układzie usiadłam sobie przed telewizorem i obejrzałam nagrane jakiś czas temu filmy historyczne , o budowlach starożytnego Rzymu, budowie katedr i historii Rosji. Ciekawe . Mężuś uciął sobie drzemkę . 
A tak poza tym nasza starsza młodzież obchodzi dziś 11 rocznicę ślubu. Zniknęłi na cały dzień z horyzontu. Dopiero przed chwilą udało mi się do nich zadzwonić . Z tej okazji pojechali sobie do wrocławskiego zoo.  
No i tak sobie na spokojnie ta sobota mija. 

piątek, 8 kwietnia 2016

8.04.2016 Taki sobie ten piątek.

Zanosiło się na marną pogodę ale nie; chmury się rozeszły i zaświeciło słońce . W pracy normalka . Każdy w locie . Na budowę nikt nie zdążył ale to nic strasznego , ekipa sprawdzona , nie ma z nimi większego problemu . Robią swoje i nie trzeba im na ręce zbyt często patrzeć.  Tkwiłam w papierach przez cały dzień , ale nie było wyjścia; musiałam oddać księgowym żeby policzyły co trzeba więc posegregowałam i opisałam . Mam to z głowy . 
Po pracy pojechaliśmy z mężusiem do naszego stałego klienta w Poznaniu a potem do marketów budowlanych w celach rozpoznawczych . Szukaliśmy gresu na podłogę i płytek do łazienki - do nowego biura. W castoramie wybór żaden . Nie było czego oglądać . W le roy dużo lepiej , ale gresu na podłogę i tak nie było takiego jak byśmy chcieli. A chcemy ciemny grafit lub antracyt , matowy 60x60cm . No nie było i już , w żadnym ze sklepów. Podobały mi się jedne płytki , które fakturą przypominały szczotkowany metal . Grafitowy mat ale mniejszy rozmiar 45x45 cm . Te były dość drogie , prawie 100zł za metr ale może warto wydać więcej . Tylko ten rozmiar, nie taki jak planowaliśmy. Zastanowimy się . Z płytek na ścianę wpadły mi w oko dwa modele. Jeden przypominający fakturą betonową ścianę , w dwóch odcieniach jasnoszarych z dodatkiem szafirowego , lustrzanego paska. Ładnie to razem wyglądało . Drugi wzór imitował płynącą wodę . Płytki są białe , niebieskie indygo i mają dekory w kształcie obrazków o tematyce morskiej. Od razu wyobraziłam sobie jak by to wyglądało na ścianie. Mężusiowi bardziej przypadł do gustu pierwszy wzór. W sumie też za bardzo nie było w czym wybierać.  Trudno , poszukamy w innych marketach . Takie łazęgi po sklepach zabierają strasznie dużo czasu . Jednak nie unikniemy tego jeśli mamy coś sensownego wybrać . Już widzę co będzie jak zaczniemy szukać mebli ... 

czwartek, 7 kwietnia 2016

07.04.2016 Wnusia modna

z racji babciowania dzisiejszego dostałam zadanie bojowe. Kupić wnusi buciki , bo z wszystkich wyrosła i przez to do wszystkiego nosi adidasy . Synowa mi zleciła to zajęcie , bo dzień wcześniej szukały i nie znalazły. Wybór ogromny tyle ,że brak odpowiedniego rozmiaru . Dziś miała być nowa dostawa .  Po szkole i po pracy poszłyśmy do miasta . W pierwszym z brzegu sklepie , takim ze średnią półką nawet były aż trzy modele w pięciu rozmiarach ale nie na wnusię . Posżłyśmy dalej , do sklepu , w którym miała być dostawa. Była i owszem . Wybór ogromny ale we wnusinym rozmiarze aż dwa modele , w trzech kolorach , różowy metalik , ciemnoróżowy z czarnymi lamówkami i złoty metalik.  Wszystkie inne w tym piękne pantofelki z paskiem na przegubie w kolorach czarnym , czerwonym , bordo , zieleni , szarym i białym z kolorowymi lub błyszczącymi lamowaniami , ale rozmiaru brak . Jak by się wszyscy zmówili - rozmiar 30 lub 31 po prostu nie istnieje . Koniec , końców kupiłyśmy ciemnoróżowe balerinki z czarnymi lamówkami i złotą zawieszką - serduszkiem doczepionym do kokardki . Pani sklepowa nam zapakowała , poszłyśmy do kasy . Przy kasie inna pani sklepowa nie zajrzała do pudełka jak to zwykle robią , ale były tylko dwie na cały sklep , a tłok panował niemożliwy zwłaszcza w dziale dziecięcym więc uważam ją za usprawiedliwioną.  Stwierdziłam jednak ,że takie różowe balerinki nie do wszystkiego będą odpowiednie i że poszukamy jeszcze innych . W kolejnym sklepie nie było w czym wybierać , w następnym był większy wybór choć też w modelach a nie rozmiarach. Po kilku próbach wyszukałam na półce ciemnoniebieskie , ozdobione srebrnym paseczkiem , na centymetrowym szerokim obcasiku i z paskiem na przegubie zapinanym na rzep. Kupiłam . Wnusia była zdziwiona , bo mama powiedziała, że ma być jedna para , a babcia kupuje drugą ale z radości podziękowała i wyściskała mnie już w sklepie , wprawiając w zdziwienie ekspedientki ( może inne dzieciaki tak żywiołowo nie reagują , nie wiem co ją tak dziwiło) . Buciki jak na dziecięce i za stosunkowo niską cenę całkiem eleganckie i wygodne . No i tu się zaczyna najlepsze . W domu wnusia postanowiła nowe buciki zaprezentować dziadkowi , otworzyła pierwszy kartonik i szok : jeden bucik ciemnoróżowy z czarną lamówką , drugi różowy metalik. Pani ekspedientka pomyliła kartoniki. Wnusia omal sie nie popłakała, bo nie będzie mogła nosić . Wytłumaczyłam jej ,że jutro mama pójdzie do sklepu i poprosi panią ,żeby zamieniła . Pojechałabym od razu ale było już po 18.00 , bo po drodze byliśmy jeszcze na obiedzie . Dostałyśmy po uszach od synowej , no bo jak to ; dwie pary ! Jedna miała być .  Powiedziałam ,że jedne są zamówione , drugie od babci w prezencie . Te ciemnoniebieskie bardzo się rodzicom spodobały, dziadkowi też ( he, he , jak babcia sobie coś nowego sprawi to zauważy najwcześniej po dwóch miesiącach , ale jak wnusia się wystroi to od razu komplementy jej prawi; no ale wnusia owinęła sobie dziadziusia wokół paluszka już jak miała  kilka dni ) . Najważniejsze ,że udało się kupić mimo problemu z numeracją .
A poza tym dzień jak zwykle , zwariowany .

środa, 6 kwietnia 2016

6.04.2016 Opróżniłam puszkę po kawie

Z pięciozłotówek opróżniłam . Policzyłam , zaniosłam do banku , wymieniłam na 20 ładniutkich , zielonych papierków.  Moje zasoby na łazienkę rosną , a do puszki znów będę wrzucać pięciozłotówki. Jak tak dalej pójdzie to całe mieszkanie od nowa wyremontuję . Ale dopiero po zakończeniu budowy . Na dwa fronty się nie da. Ekipa budowlańców weszła dziś na działkę . Nie wiem co tam dziś zdziałali , ale najważniejsze,że zaczęli . Może w piątek się wybiorę zobaczyć rezultaty . Dziś czekam na wnusię . Nocuje u nas . Mama ostatnio miała złe wyniki więc lekarze kazali jej przyjechać jeszcze raz po 2 tygodniach . No i tym sposobem znów zajmujemy się małą. Zamówiła sobie na jutro pieczenie ciasteczek. Czemu nie , będzie zabawnie. 
Mężuś wciąż jeszcze w pracy. 
Tak poza tym wszystko idzie jak zwykle . W domu dziś nie zaszalałam. Wybrałam sie tylko na zakupy . Nic takiego , to co brakuje w lodówce , ale musiałam jechać do lidla , bo naszą okoliczną biedronkę remontują . Nie miałam ochoty , bo zakupów nie lubię robić , ale nie miałam innej możliwości. Za oknami wiosna na całego ; zakwitły drzewa owocowe, forsycja i tarnina . Pięknie to wygląda. 

wtorek, 5 kwietnia 2016

5.04.2016 Przewrót wiosenny

w szafach z ciuchami zrobiłam. Zimowe ciuchy poszły na najwyższe półki , letnie na średnią , wiosenne na najniższą czyli tak ,żeby w zasięgu ręki były.  Przydałoby się się jeszcze coś przerzedzić i co zbędne to do kontenera , a co w lepszym stanie a nie noszone do opieki społecznej oddać , ale to jak mężusia w domu nie będzie , bo jemu się wszystko przydaje . Jak nie widzi , to nie marudzi,że się przyda . Stwierdziłam ,że mam bardzo monotonną szafę : czarny, czerwony , zielony i pojedyńcze sztuki szare , białe , fioletowe , morskie i w kolorze dżinsowym. No i prawie wszystko gładkie. Tak lubię i tyle. We wzorkach się nie czuję . Toleruję paski i ewentualnie delikatną kratkę i różyczki. Wszystko inne odpada. 
   Dziś już dzień w pracy spokojniejszy i dobrze . Coś nie coś policzyłam , choć nie wszystko. Mam parę tematów , które trzeba dokończyć i dopiero wtedy będę liczyć. No i znów zasypały mnie paczki z towarem. 
Jutro idę do fryzjerki . Zobaczę co się da zrobić z moją fryzurą . Na razie marnie mi idzie zapuszczanie. Nie chcą mi włosy rosnąć i żadne kuracje nie pomagają . 
   Jutro wznawiamy roboty budowlane. Przeprowadzkę planujemy jeszcze w tym roku .

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

4.04.2016 Sprawy babusine poniedziałkowe

Chciało by mi się napisać "nie lubię poniedziałku" , chociaż to nie prawda . Ten dzień jednak taki był, że do lubienia się nie nadawał. W punkcie ksero straciłam ponad pół godziny  i nic nie załatwiłam bo ludzi było mnóstwo i wszyscy z rysunkami wielkoformatowymi po południu musiałam pojechać jeszcze raz , poczta internetowa odmówiła mi współpracy ( synalek spojrzał swoim okiem , coś tam poklikał po klawiaturze i wystartowało - podejrzewam ,że on ma jakieś tajemnicze telepatyczne kontakty z kompami - tylko na nie spojrzy i już robią to co chce ; mnie za cholerę nie chcą słuchać ) , do miasta jeździłam kilka razy i na dodatek jeszcze musiałam załatwić ,oddanie towaru , który z niemałym trudem załatwiłam z piątku na sobotę. 
Jakimś cudem udało mi się o 16.15 z biura wyjechać , ale i tak musiałam pojechać jeszcze raz - zostawiłam komórkę .  I jak tu lubić poniedziałek...
W domu same drobiazgi. Zagotowałam przygotowaną wczoraj wędlinkę , wyhaftowałam wnusi pelerynę superbohaterki , pozdejmowałam z suszarki pranie . Takie nic nie znaczące a niezbędne czynności. Z braku innego zajęcia rozpracowuję sobie wzory na szydełkowe chusty. Może sobie jakąś zrobię - do jesieni mam sporo czasu. Tak po prawdzie to zajęć mi nie brakuje , ale nie chce mi się za nie zabierać jak na razie. Może jak słoneczko poświeci jeszcze kilka dni z rzędu to mi leń pozimowy minie. 
Miałam już o polityce nie pisać , ale nie mogę . Wierzyć się nie chce ile można spieprzyć przez 5 miesięcy i ile nacji przy okazji wkurzyć ...  To się jakąś wojną domowa skończy jak ta NE i MNU się nie opamiętają . Strach się bać jak w 2005 roku świewało Lady Pank. Piosenka nie straciła na aktualności. Obym w złą godzinę nie chlapnęła. 

niedziela, 3 kwietnia 2016

3.04.2016 Sprawy babusine

Niedziela taka sobie . Właściwie całkiem zwyczajna. Rano posiedziałam sobie dłużej w wannie , pokręciłam się po kuchni i oczywiście zemściło się na mnie wczorajsze lenistwo , bo musiałam dziś nadrobić to czego nie zrobiłam wczoraj, czyli prasowanie. Ale mam to z głowy . 
Około 17.00 pojechaliśmy do teściowej na urodzinową kawę . Strasznie u nich gorąco. Po godzinie miałam ochotę wracać do domu. Zjechała się rodzinka , ale tylko z naszej strony. Trzeci wnuk z rodziną się nie pokazał. Poniosło ich do tej Warszawki to tak jest . Szwagroska za taką babcie z doskoku robi , wnusię widuje sporadycznie . 
Moje nowe buciki okazały się rewelacyjne. Bardzo ładnie wyglądają na nodze i są bardzo wygodne , choć jak na mnie to mają bardzo wysoki obcas , bo aż 7 cm. Zwykle noszę takie na 4-5 cm . Do pracy raczej nosić ich nie będę , bo zamsz szybko mi się zniszczy , ale na wyjścia są idealne. I jak przyjemnie dziś było na dworze ; ciepło i słonecznie. Prawdziwa wiosna. I to mnie cieszy. Jakoś mi zima w tym roku nie po drodze , choć tak w ogóle to zimę lubię .
A jutro znów szaleństwo w pracy przed nami.