babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 10 maja 2014

10.05.2014 Sprawy babusine w majowy poranek

( no, z przymróżeniem oka ten poranek- to już  południe przecież ) . Słucham sobie mojego ulubionego Radia Merkury – z zakłóceniami niestety – coś się internet zacina dzisiaj , pewnie cybrprzestrzeń zamarza , bo wciąż zimno , choć zapowiadają temperatury ok. 20 stopni. . Ogarniam sprawy biurowe , z którymi nie zdążyłam wczoraj i popijam ciepła herbatkę jeżynową .
Od rana niespodzianka : moja zaprzyjaźniona straganiarka otworzyła dziś po raz pierwszy swój kramik. Przywitałam się i oczywiście kupiłam sałatę i koperek z ogrodu . Miała też świeży rabarber , rzodkiewki , szczypior i mnóstwo flanców . Rzodkiewki zgarnęła mi klientka przede mną . Kupiłam też 2 doniczki ziół rozmaryn i szałwię . Jakiś jednak inny gatunek tej szałwi – po zapachu sądząc to jest ten leczniczy , który używa się do płukania gardła i jamy ustnej . Ale co tam ; lubię mieć w kuchni świeże ziółka , a i tak za tydzień znów jakieś kupię . Lubię nasz zieleniak o tej porze roku. Pachnie świeżą ziemią i przywołuje czas wczesnej młodości na wsi... No i świeże , polskie , pachnące truskawki !!! Znajoma bamberka ma już z własnego pola . Drogie jeszcze sakramencko, ale nie oparłam się , kupiłam 30 dkg ( bo nie wiem czy mogę jeść – w czwartek skonsultuję z dietetyczką ) więc na niedzielny podwieczorek dla mężusia i dla mnie po małej miseczce. A jak mi pachniało w samochodzie !!!
Wkurzyli mnie sąsiedzi – nie po raz pierwszy zresztą . A właściwie to jeden sąsiad , który nie wiedzieć czemu coś wciąż do nas ma. Wiem o tym od dawna ( pewnie zazdrość , bo co innego) . Przeszkadza mu ,że parkujemy się przed blokiem częściowo na chodniku. Donosił już na policję i na straż miejską ( kontrole z US to tez pewnie jego sprawka , choć tego akurat na 100% nie wiem , ale jak na policję to czemu nie tam więc wysoce prawdopodobne) , śruby pod oponami w moim aucie i durne naklejki na masce to też jego wyczyn. Małżonkowi próbuje się odgrażać ,że on coś tam nam udowodni a na ostatnim zebraniu stwierdził,że ja uszkodziłam autem studzienkę przed blokiem . A kilka dni temu dostaliśmy pismo od naszego zarządu z prośbą o nie parkowanie się na chodniku , bo mieszkańcom to przeszkadza.. No ja p....ę , tu się ciśnie nieparlamentarne słówko . Nie my jedni się tak parkujemy . Jak jest miejsce na parkingu to wjeżdżamy a jak nie ma to co mamy zrobić – parkujemy się tam gdzie jest i jeszcze tak ,żeby innym drogi nie zastawić i przy wyjeździe w nikogo nie trafić. Do zakutego łba to jakoś dotrzeć nie może. Szkoda,że od razu na tym zebraniu nie odpowiedziałam zarzutem ,że obił klatkę schodową wnosząc rower na 3 piętro. Wszyscy rowery trzymają w rowerowni na dole , a on i jego rodzinka taszczą do góry nie wiadomo po jaką cholerę – chyba do nogi je przywiązują na noc ,żeby im kto nie świsnął . Nie mam na razie pomysłu jak się mu zrewanżować za te jazdy , ale poczekam na okazję . A z administratorem się spotkamy po 18 maja . Mamy kilka innych spraw do omówienia , po części firmowych i jest szansa wykupić jedno zadłużone mieszkanie piętro wyżej. Maleńkie – 18m2 . Pomyśleliśmy ,ze na razie na wynajem , a jak przyjdzie czas,że będę musiała zając się moją matką , to ją tam zakwaterujemy, żeby na drugi koniec miasta nie latać co chwilę .
Wielkich nadziei na to sobie nie robię ale kto wie?
Plany na popołudnie miotlano – szmaciane . Kuchnia straszy , zawartość szaf się wysypuje – jeszcze chwila i kolanami będę dopychać , w saloniku tłuką się niezliczone ilości wnusinych wycinanek , gazetek reklamowych i gazet , a w łazience puchnie kosz od prania .Czas to ogarnąć . Wystarczy mi zajęcia na całe popołudnie . No chyba ,że mój małżonek coś wymyśli....
„Spiżowy Łabędź „ gdy zaczynałam czytać , po pierwszej księdze wydał mi się ciężkawy , ale im dalej tym robiło się ciekawej i bardziej klimatycznie , a od dwóch dni oderwać się nie mogę . Zostało mi jeszcze około 180 stron ( książka liczy 560) . Dokończę dziś wieczór i jutro.
cdn.


środa, 7 maja 2014

7.05.2014 Fotkowo w wielkim skrócie

Nie zrobiliśmy dużo zdjęć, trochę dzieciakom , kilka ciekawostek . Tyle się działo i nie wiele się przemieszczaliśmy  ,że jakoś się nie złożyło , ale chociaż kilka  

Tym chcieliśmy popływać ale przy wiejącym wietrze się nie dało , groziło wywrotką .

Takie urzekające widoki mieliśmy przed oczami - na górnym zdjęciu widać jak czyste są tam jeziora 


A tu płonący ogień - ognisko wszystkim podobało się najbardziej 



Most zwodzony w fazie opuszczania 



Pół godziny na wodzie  


I na kucykach 

Taki widok mieliśmy z okien ośrodka 

Zachód słońca - choćby tylko dla takiego widoku warto pojechać na Kaszuby

I mój nabytek w kaszubskie wzorki - są śliczne 

I to by było na tyle w temacie tegorocznej majówki . 

wtorek, 6 maja 2014

6.05.2014 Nie dało się z powodu zimna i wiatru

Nie wiem sama ile razy użyłam już tego zwrotu . Ale tak było , wiele atrakcji uciekło nam z powodu zimna. Sobota powitała nas słońcem i równie niską temperaturą jak i piątek. Po śniadaniu i grze w pingla dopadła mnie dzieciarnia " babcia poczytaj" . No to babcia czytała bajki o syrence Arielce i legendę o Gnieźnie ( zabrałam książeczkę z polskimi legendami w wersji dla maluchów) . Potem stwierdziliśmy,że skoro nie można na wodę , to pojedziemy na nasze stare kajakowe miejsce , bo tam są kucyki i dzieci sobie pojeżdżą..  Pojechaliśmy . Trzeba było chwilę poczekać , bo akurat jeździły. Czekaliśmy. Dzieciarnia poszalała na placu zabaw i obejrzała sobie gospodarstwo : świnki wietnamskie, kaczki , kurę z kurczakami , dorosłe konie i kucyki . Zabawne są , te młode wyglądają jak pluszaki.. Dzieciaki frajdę miały niesamowitą. Jechały po kolei , po 10 minut każde. Tyle przewiduje spacer do lasu i objazd gospodarstwa. Nawet półtoraroczny synek pracusia przestał marudzić i też pojeździł chwilkę  po podwórku . Do lasu z nim nie jechali, bo za mały żeby sam się utrzymał na kucyku. Na obiad pojechaliśmy do sprawdzonej  smażalni ryb do Swornychgaci .Wybór był i zdecydowanie lepiej smakowały niż w Charzykowych . Tylko patrzyłam czy od tych ryb płetwy i ogon mi nie wyrastają ( raz w trakcie pobytu by wystarczył ) , ale coś jeść trzeba było. Zwiedziliśmy sobie kaszubską chatkę - muzeum . Na piętrze trwały warsztaty rękodzieła , a przed chatką kiermasz wyrobów : były hafty, rzeźby , malunki , wyroby z drewna i gliny , najróżniejsze drobiazgi . Moją wnusię zachwyciły lalki w strojach kaszubskich jej rozmiaru . Opowiadała potem całą drogę w samochodzie ,że lala miała fartuszek , opaskę z kwiatkami na głowie i pantofelki i taką ładną niebieską sukienkę .  Po południu młodzież wybrała się do Charzykowych na gofry , dzieci na dmuchane zamki i różne pojazdy , a my w odwiedziny do zaprzyjaźnionej ze mną od lat byłej DTS-owiczki , tutaj występującej pod nickiem Fusilla.. Wojażowała trochę po zagranicy więc się mijałyśmy , ale w końcu nadarzyła się okazja do spotkania . Fusillo , dziękujemy jeszcze raz za gościnę .Mam nadzieję ,że umówione na sierpień spotkanie przy grillu dojdzie do skutku.  Czas szybko nam mijał na pogawędce i nim się obejrzeliśmy był już czas wracać na kolację . Wróciliśmy więc by po kolacji znów zasiąść przy ognisku.  Zanim wyjechaliśmy trafiła nam się awaria auta . W wanie mężusia zacięła się  stacyjka . Chłopaki szybko temat opanowali i można było jechać ( niestety prowizorycznie - stacyjka do wymiany ) . 
Ognisko tym razem nie trwało długo - z powodu zimna . W trakcie naszej nieobecności w ośrodku zdarzył się wypadek . Nasi sąsiedzi z parteru postanowili popływać mimo pogody . Wzięli sobie rower wodny - jak leciało , pierwszy z brzegu  . Nie spytali pracowników gospodarczych , o to który jest gotowy ( akurat wyciągali kolejne i sprawdzali ) no i stało się . Zdążyli odpłynąć kilkadziesiąt metrów od brzegu i rower się przewrócił -a konkretnie ustawił w pionie. Oczywiście wylecieli do wody ( wiem coś o tym , bo kilka lat temu zaliczyłam wywrotkę z kajaka , ale na dworze było 18 stopni , a woda miała jakieś 11, ci z pewnością tak ciepło nie mieli) . Jakimś cudem tylko młody lat około 12 się nie zamoczył. Akcję ratunkową  podobno przeprowadzono błyskawicznie . Podpłynęły dwie żaglówki , jedna zabrała ludzi na brzeg , druga zholowała rower , a nasz pracuś podjechał swoim terenowcem i po doczepieniu liny wyciągnął rower na brzeg .Okazało się ,że rower miał nie domknięte komory powietrzne i po paru chwilach nabrał w nie wody . Dobrze,ze tylko na tym się skończyło .
W niedziele znów było zimno. Nie specjalnie mieliśmy pomysł na to co robić po śniadaniu więc znów czytałam dzieciom legendy . Podobało im się , szczególnie ta o 12 miesiącach.. Rodzinka zaczęła pakowanie. Mnie to zdecydowanie lepiej wychodzi . Spakowana byłam już przed śniadaniem . Nie spieszyliśmy się . Wyjechaliśmy z ośrodka w porze obiadowej . Po drodze wstępując do Charzykowych , po pamiątki dla dzieci . Ja się namyśliłam i postanowiłam kupić jeszcze dwie filiżanki ze spodkami i tym sposobem mam ich cztery. Po drodze przypomniało mi się ,że Fusilla polecała bar rybny AS. Pojechaliśmy i to było to !!!. Trafiliśmy dobrze , bo nikogo akurat nie było więc zamówienie nam szybko zrealizowali . Jedzonko pyszne . Nawet mnie tym razem ryba smakowała.. Przed podaniem kelnerka przyniosła nam razem ze sztućcami tackę z kawałkami pieczywa i miniaturową miseczką rybnej pasty " swojej roboty". Tak na przekąskę.i w cenie zamówienia  . Tez pychotka.. Na odwrocie menu dla zabicia czasu można sobie było poczytać kawaly o wędkarzach .  Droga do domu mijała nam spokojnie , na drodze aut było nie wiele a pogoda choć zimno sprzyjała podróży. Dotarliśmy około 18.30. 
Reasumując : deszcz nie padał, telefony nie dzwoniły ( z wyjątkiem tych 4 w piątek) , atrakcji mimo zimna nie brakowało , ośrodek się podobał , wypoczęliśmy- majówka się udała .
Fotki będą . 

poniedziałek, 5 maja 2014

5.05.2014 Minęły niestety

dobre czasy . Jak przewidywałam wyruszyliśmy o 9.00. Nie było źle pogoda sprzyjała i  nawet od rana było dość ciepło. W miarę upływu czasu i przybywania kolejnych kilometrów robiło się zimniej.. Ale nie padało ,było nawet słonecznie więc nam pasowało. Ośrodek z wyglądu  peerelowski . W środku jednak odremontowany po części , po części w remoncie. Stołówko - świetlica  unowocześniona , łazienki nowe i bardzo czyste . Obsługa bardzo sympatyczna i nastawiona na to,żeby klient wyjechał zadowolony i sąsiadowi polecił.. Syn właściciela przyniósł nam nawet farelki - nie proszony - bo są z nami małe dzieci a się mocno ochłodziło . Ale to było dopiero wieczorem. Po tym jak rozlokowaliśmy się w pokojach pojechaliśmy sobie na obiad do Charzykowych .Oczywiście rybę . Zjadłam kawałek sandacza z surówką. Nie był zły , choć mój wigilijny smakuje zwykle lepiej .  Właśnie się zaczynał sezon;  do mariny zwozili sprzęty pływające , grała muzyka a we wszystkich pubach i budkach z jedzenie wrzało jak w ulu.. Pokręciliśmy się po okolicy , zrobiliśmy kilka drobnych zakupów , drobiazg wyszalał się na dmuchanych zamkach i morskich potworach. Poszliśmy z mężusiem na przystań rozpoznać teren , to znaczy sprawdzić rejsy pirackim statkiem. Niestety nie dało rady z powodu wiatru . Taka podróż po jeziorze byłaby niebezpieczna . Tymczasem robiło się coraz zimniej i wietrzniej . Na kolację do ośrodka dotarliśmy przemarznięci.  Kolacja miło nas zaskoczyła; na ciepło fasolka po bretońsku , świeżutkie wędlinki i sery pomidory i ogórki  jak z ogródka i ciepły , chrupiący chleb ! Pyszny . W świetlico-stołówce stały jak za PRL-u stół do ping-ponga i bilard. Pograliśmy w "pingla " a jakże.  Wieczór był leniwy - ja z książką , młodzież przy piwku , dzieciaki szalały na rowerkach i od razu zakolegowały się z dzieciarnią sąsiadów. 
Następny dzień był jeszcze zimniejszy  Rano 4 na plusie , w ciągu dnia 7 Chłopaki pojechali do apteki po lekarstwa dla synka pracownika a my wybrałyśmy się na spacer. Ja z kijkami.Pływać się nie dało z powodu zimna i wiatru.. Postanowiliśmy więc  pojeździć rowerami a nasz pracuś ryb nałapać na wieczornego grilla. Jego żona też została, bo młodszy był przeziębiony i marudził niemiłosiernie.  Ruszyliśmy ścieżką  rowerową w stronę Swornychgaci. Scieżki super; nowe , trasy pięknie wijące się wzdłuż  jezior ale dla twardzieli - parę górek trzeba było pokonać pieszo pchając rowery pod górę.  I byłoby piękna przejażdżka , ale starsza synowa miała wypadek. Zarzuciło ją na piaszczystym , ostrym zakręcie i wyrżnęła jak długa . Skończyło się źle ; potężnym stłuczeniem  lewej ręki , Dalej nie pojechała, zadzwonili po pracusia , podjechał po nich autem i zabrał do ośrodka . Ręka spuchła jej paskudnie i bolała cały dzień mimo środków przeciwbólowych .My pojechaliśmy jeszcze kawałek do Małych Swornychgaci., do zwodzonego mostu. Akurat był podniesiony i trafiliśmy na opuszczanie. Ciekawie to wygląda. Widziałam z bliska po raz pierwszy . Wróciliśmy zmarznięci i przewiani..Druga rundka do apteki - do Chojnic po środki opatrunkowe i przeciwbólowe dla synowej. Pojechaliśmy z mężusiem..  Przy okazji kupiłam 2 filiżanki w kaszubskie wzorki. A potem mniej -więcej od 14.30 było mega- ognisko . Gadaliśmy, piliśmy drinki i piekliśmy kiełbaski nad ogniem a karkówkę na grillu. I dzieci staraliśmy się utrzymać z daleka od wody , bo do jeziora ich ciągnęło .Potem jeszcze były złowione przez pracusia grillowane  liny - słownie trzy . Skubnęłam , ale mi nie smakowały jak to ryby . Kolacja na dwie zmiany , żeby nam stanowiska ogniowego nikt nie zaanektował i ciąg dalszy . Aż do 1.00 w nocy . Ognisko grzało , po tylu godzinach nikt juz nie marzł ale i tak dłużej wytrzymać się nie dało. Dzieciarnia walczyła do 23.00 . Przed kolacją na pół godziny młodzież wsiadła do kajaków i rowerów . Dłużej się nie dało z powodu zimna , ale frajda była No i tatusiom udało się słowa dotrzymać ,bo całą drogę pytały kiedy dojedziemy i kiedy będziemy pływać .  Dzień minął na kompletnym luzie. Telefonów od klientów nie odebraliśmy a tych ważniejszych poprosiliśmy o kontakt w poniedziałek.- na szczęście rozumieli ,że mamy urlop. 
Ciąg dalszy nastąpi , fotki będą .  
  

niedziela, 4 maja 2014

4.05.2014 Kocham Kaszuby !!!

Zakochałam się w tym regionie prawie 12 lat temu kiedy tam zawitaliśmy po raz pierwszy - przypadkiem , bo auto nas tam zawiozło . I moja miłość rośnie z każdym , kolejnym pobytem . Tym razem dałam temu wyraz , kupiłam 4 piękne , duże filiżanki ze spodkami w siedmiokolorowy kaszubski wzór i  będę kupować kolejne elementy zastawy  z tym wzorem przy każdym kolejnym pobycie . Zastawy mam dość , ale te będą mi przypominać moje ulubione miejsca. 
A za co je kocham ? 
Za zieleń w niezliczonych odcieniach 
Za błękit nieba 
Za niebywałej urody , niekończące się lasy 
Za niezwykłe krajobrazy , których piękna nie sposób opisać ani z niczym porównać 
Za czyste, pachnące żywicą powietrze
Za kolorowe łąki 
Za krystalicznie czyste wody jezior i rzek
Za przyjaznych , uśmiechniętych ludzi ( trudno się nie uśmiechać żyjąc w otoczeniu takiego piękna- tak myślę)
Za wielką dbałość o zachowanie swojej , regionalnej kultury i stylu 
Za ryby , które w przeciwieństwie do innych smakują wyjątkowo, nawet mnie , która od dziecka nie znosi ryb 
Za wspaniałe hafty w siedmiu kolorach
Za pyszne lokalne jedzonko 
Za ciszę 
Za cudne zachody słońca 
Za zachmurzone niebo
Za płonące ogniska
Za łabędzie pływające po jeziorach 
Za blask ognia rozjaśniający mrok
Za krzyk wodnego ptactwa 
Za tańczące iskry na tle granatowego nieba 
Za urokliwe zakola rzek
Za drewniane kapliczki i przydrożne figurki
Za deszcz na świerkowych gałązkach 
Za miękkie jak aksamit , kolorowe mchy 
Za obfitość grzybów w lesie 
Za wygrzane słońcem leśne polanki 
Za gwiazdy  na sierpniowym niebie w ilościach gdzie indziej nie spotykanych 
Za gliniane ptaszki i drewniane koniki sprzedawane w sklepikach z pamiątkami 
Za sieci rybackie zdobiące puby i przydrożne bary
Za żaglówki na wodach jezior 
Za malownicze , przydomowe ogródki  
I za wszystko inne , czego tu nie napisałam a co trzeba zobaczyć na własne oczy. 
**********
Relacja z majówki i fotki już niedługo.   
FUSILKO , dzięki wielkie za gościnę w Twoim wymarzonym MBD . Jest śliczny , przytulny i emanuje dobrą energią . Dokładnie taki jak powinien być dom .