Epizod I .
Zaczęło się już w roku 1980 , zanim jeszcze
się pobraliśmy , choć już plany takie były.
1980 był pamiętny z wielu względów , dla Kraju z powodu masowych
strajków i początków nowego , dla nas ,
bo zaczynaliśmy dorosłe życie. Po maturze , po przejściach związanych ze
śmiercią mojej babci i miesiącu przepracowanym w zakładach elektronicznych i jak
zwykle „ ostrej jeździe „ z moją rodzinką znalazłam się w oględnie mówiąc dole
psychicznym . Mój ,wtedy chłopak zaproponował wspólny wyjazd na Kaszuby pod
namiot . Oczywiście się zgodziłam . Musiałam nakombinować , żeby dostać
pozwolenie na wyjazd od rodzinki , a nie powiedzieć dokąd i po co jadę . Do
pewnego stopnia mi się to udało , ale to osobna historia ( kto ciekaw niech
szuka na „Chwilowo bez tytuł” ). Wyjazd byłby całkiem udany i może zakończył
się bez fajerwerków , ale w czasie gdy pływaliśmy kajakiem po jeziorze
wdzydzkim , skradziono nam namiot i wszystko co w nim było; materace, śpiwory ,
plecaki z ciuchami i jedzenie . Dobrze przynajmniej, że mieliśmy przy sobie
portfele i aparaty fotograficzne.
Zgłosiliśmy sprawę na milicję , ale oni nam nie pomogli. Jedynie załatwili
nocleg w domku kempingowym , w pobliskim ośrodku wypoczynkowym . Tam , z radia
dowiedzieliśmy się o strajkach w stoczni.
Właściciele domków letniskowych , do których zaszliśmy pytać czy nie zauważyli
złodziei albo porzuconego gdzieś sprzętu pożyczyli nam ciuchy , w których
chodzili na grzyby. Wróciliśmy do miasta bez sprzętu i w pożyczonych ciuchach ,
których nie powstydziłyby się niektóre byłe posłanki . Jak to się w moim
przypadku skończyło , lepiej nie wspominać . Długo miałam przechlapane i nie tyle za zaginiony sprzęt , co za sam
fakt, że wyjechałam z chłopakiem . Jak na moją rodzinkę jednak i tak szybko im
minęło ( po 2 miesiącach) , bo sprawy w kraju przybrały na sile , ja zaczęłam
dojeżdżać do szkoły w Poznaniu i na całe dnie znikałam im z oczu więc siłą
rzeczy co innego zaczęło ich zaprzątać . To był pierwszy raz , a po nim były
następne.
Epizod II.
Następny był w 1990 .
Właśnie zaczął się rozkręcać nasz biznes , na razie jeszcze na pół etatu .
Kilka tygodni wcześniej kupiliśmy „nowe” auto . Wtedy wszystkie nowe auta były
używane i kosztowały fortunę . Bo to takie czasy były , po 89-tym ludzie
zaczęli brać sprawy w swoje ręce więc i my wzięliśmy . Zleceń zaczęło nam
przybywać i właśnie w związku z takim zleceniem małżonek pojechał do Bydgoszczy
odebrać sprzęt od dostawcy . Nie działały jeszcze wtedy firmy kurierskie .
Pojechali z nim nasi synowie , wtedy 8 i 9-cio letni , bo lubili z tatą jeździć
. Brat mojego ojca mieszka w Bydgoszczy i gdy ojciec dowiedział się , że mężuś
tam jedzie poprosił go żeby oddał coś wujowi. Mąż się zgodził , bo czemu nie ,
zwłaszcza , że miejsce pracy wuja mieściło się dwie ulice dalej od firmy , w
której kupował sprzęt. Po odebraniu sprzętu i załadowaniu do auta pojechali pod
firmę wuja. No i stało się . Mężuś zostawił naszego kanarkowego malucha na
parkingu pod firmą wuja , naprzeciw przystanku autobusowego , pomiędzy oplem
kadetem ( wtedy auto luksusowe) a polonezem . Po dwudziestu niespełna minutach
bo tyle trwało spotkanie z wujem, gdy wrócili
, auta nie było . Zostało skradzione . Oczywiście zgłosili na policję ,
ale i tym razem się nie wykazali . Nie znaleziono ani auta , ani sprzętu , ani
teczki z dokumentami . Dopiero kilka miesięcy później , już po umorzeniu sprawy
wobec nie wykrycia sprawcy , zadzwonili z policji w Inowrocławiu , że
znaleziono teczkę z dokumentami , w pobliżu torów kolejowych. Portfela rzecz
jasna w niej nie było , jak się okazało , kiedy mąż po nią pojechał . Strata
bolała , bo autko pochłonęło prawie całe nasze oszczędności i kasę ze sprzedaży
garbusa , którym jeździliśmy wcześniej . Bardziej jednak bolała nas utrata
sprzętu klienta , za który z góry zapłacił.
Tu pomogła nam śp. Teściowa wspomagając kasą na odkupienie urządzeń . Po
czasie stwierdziła , że nie musimy zwracać pożyczki.
Epizod III. .
Rok 2000 . Milenium
. Pod koniec roku 1999 , niemal na moich
oczach złodziej ukradł mi z biura skórzaną kurtkę . Po brawurowej akcji policji
, w której brałam zresztą udział ( przy okazji i tę historyjke opiszę ) policja
odzyskała moją kurtkę a ponieważ zgłosiłam wartość powyżej 250 zł , to się
kwalifikowało jako przestępstwo a nie wykroczenie i złodziej odsiedział parę
miesięcy w Gębarzewie . Latem 2000 roku jednak znalazł się już na wolności ,
ale o tym oczywiście nie wiedzieliśmy . No i wtedy właśnie, latem włamano nam
się do firmy . Biuro mieliśmy w środku miasta , tuż obok starostwa , w budynku
, na tyłach , którego mieścił się jedyny wtedy w mieście nocny sklep, gdzie
ruch nie zamierał nawet o 3.00 nad ranem , a dookoła starostwa świeciły
latarnie miejskie . Złodzieje włamali się przez pomieszczenia zarządu dróg ,
wyłamując po chamsku łomem troje drzwi plus czwarte nasze . I nikt nic nie
słyszał i nie widział . Odlecieliśmy na jakieś 7 tysięcy złotych w sprzęcie ,
nie licząc tego co zostało zniszczone . Policja mimo dochodzenia łącznie z
szukaniem odcisków palców i drobiazgowym opisywaniem każdego przedmiotu i tym
razem się nie postarała. Nie odzyskaliśmy niczego , a ubezpieczalnia nie wiele
nam wypłaciła odszkodowania . Nie wiedzieliśmy na co zwracać uwagę podpisując
umowy ubezpieczenia , ta wiedza miała jeszcze przyjść z czasem .Podejrzewamy ,
że w ten sposób złodziej kurtki podziękował nam za wakacje na koszt podatnika. Ten rok nie był też szczęśliwy dla naszej
okolicy . Miasto nawiedziła seria nieszczęśliwych wypadków i zupełnie
bezsensownych śmierci , w tym czterech z naszego bloku: sąsiada z drugiego końca
bloku i naszego sąsiada z klatki z III
pietra , ojca naszej obecnej synowej i
sąsiadki z naszej kondygnacji – w tym jeden zawał za kierownicą tira, jeden
wypadek samochodowy na własne życzenie i dwa samobójstwa .
Epizod IV .
Rok 2010 . Pamiętny z
powodzi i śnieżyc nawiedzających kraj ,
ale też i z katastrofy lotniczej. Dla nas z początku nie zapowiadał się tak źle
, ale nadeszło lato , a z nim jeden z najlepszych naszych kontraktów , który
zaowocował długoletnią współpracą . Pracowaliśmy i wcześniej dla tej firmy ,
ale tym razem była to jedna z większych robót jakie nam zlecili. Pod koniec 2009 roku kupiliśmy nowe
elektronarzędzia , w pełni profesjonalne , z atestami ,pełnym asortymentem
akcesoriów , przeznaczone do ciężkich prac . Długo musieliśmy na coś takiego
czekać , bo nie ma co ukrywać ; profesjonalny sprzęt kosztuje . To nie jest
wiertarka z marketu , która wytrzyma najwyżej domowy remont . No i w trakcie gdy nasza ekipa wykonywała
prace złodziej włamał się do busa zaparkowanego na podwórku przed firmą , w środku
dnia pracy i ukradł trzy z pięciu zestawów naszych wypasionych narzędzi .
Przypuszczalnie ktoś z pracowników ,kto zaobserwował , że w busie są takie
narzędzia . Zgłosiliśmy , a jakże . Policja zgłoszenie przyjęła ale znów nie
dali rady . Narzędzi nie znaleziono i znów tak samo jak w poprzednich
przypadkach sprawę umorzono wobec nie wykrycia sprawców . Do końca roku było jeszcze parę epizodów ,
ginęły jakieś drobne narzędzia, rozbił się aparat komórkowy , w busie
wycięto nam katalizator i takie tam …
Epizod V.
Rok 2020 . Może później …
rok się jeszcze nie skończył , a już się to i owo wydarzyło …
I niech mi ktoś powie, że
dziesiątki nie są trefne…