że się babsko wyniosło. Sąsiadki mi meldowały jeszcze trzy dni temu , że jej nie było. I co ? Ano dziś znów się przywlokła. Przegoniłam ,ale nie minęła godzina jak znów przyszła. Znów przegoniłam ale kto wie czy znów tam nie siedzi. Jak zaplanowałam pojechaliśmy do matki , ja z zamiarem zrobienia porządku a małżonek żeby sprawdzić dlaczego telewizor przestał gadać. Wyszło jak wyszło. Jak zabrałam się za robotę , to mamuśka na mnie z pyskiem. Machnęłam na to ręką i robiłam swoje. Nie mogę powiedzieć żebym dużo zrobiła, ale przynajmniej wyszorowałam łazienkę , zabrałam pranie i wyniosłam cztery wielkie worki śmieci. Potem nazbierałam jeszcze jeden. Małżonek majstrował przy tv ale nic nie wymyślił i stwierdził, że jedzie do domu po komputer i pendriv z filmami, że niby jak podłączy to się okaże czy tv czy dekoder nawalił. I pojechał. Za parę minut dzwonek do drzwi. Byłam szybsza , podniosłam słuchawkę od domofonu i co słyszę? to babsko : "otwórz" . Pytam się kto tam , a ta a kto mówi. Odłożyłam słuchawkę i nie otworzyłam. Za chwilę następny dzwonek , ja znów kto tam , a ta się nie odzywa , ale nie odpuściła. Jeszcze parę razy tak wydzwaniała, a że się nie doczekała wpuszczenia to poszła za blok pod okna. Zgasiłam światło w dużym pokoju i wyjrzałam, a moja matka oczywiście zaczęła wyglądać z drugiego okna przy świetle. Nawkładałam jej od razu w uszy, że ma tak nie robić, że kobieta jest poszukiwana przez policję bo staruszków okrada i wszystko co tylko mi do głowy przyszło, żeby ją wystraszyć i wbić do głowy, że ma jej nie wpuszczać. W tak zwanym międzyczasie wrócił małżonek z laptopem i za chwilę się sprawa tv wyjaśniła. Mamuśka rozwaliła program , a może to babsko, tego się nie dowiem . Małżonek ustawił, uruchomiłam jej ulubiony program i tyle . Zabraliśmy worki z praniem i śmieciami i poszliśmy. Ale pomyślałam , że się babsko gdzieś kręci i kazałam małżonkowi objechać kwartał. No i siedziała na ławce na skwerku. To podjechaliśmy z drugiej strony i czekaliśmy . Nie minęło 20 minut a babsko sunie do bloku. Wypadłam zza roku , nawrzeszczałam na nią i przegoniłam po raz drugi a ta jeszcze mi się odgrażać zaczęła. Poszła gdzieś w osiedle , ale kto wie czy znów gdzieś nie przeczekała. Nawinęła mi się jeszcze jedna sąsiadka z bloku obok , trochę się znamy z pasmanterii. Akurat pieska wyprowadzała i widziała całą akcję . No i mnie zaczepiła. Powiedziałam jak się sprawy mają a ona obiecała mi "mieć oko" i w razie czego dzwonić. Przy okazji zgadałyśmy się, że jej mama zna się z moją ciotką czyli siostrą mojej matki. Dobrze wiedzieć.
Tak poza tym od rana ruszyłam do moich szaf . I zrobiłam nie zły przewiew . A wszystko przez dekoracje , które postanowiłam wyjąć i część porozkładać . Skończyło się na tym ,ze uszykowałam do poukładania. A resztę posegregowałam , część wyrzuciłam - to co połamane, niekompletne albo w ogóle nadgryzione zębem czasu. Taki sam przewrót zrobiłam w szafie z obrusami. I pewnie zrobiłabym więcej ale skoro pojechaliśmy do matki i zamiast po zrobieniu tego co należało jechać jak ludzie do domu , to się szwendaliśmy po osiedlu i pilnowaliśmy czy się babsko matce na chatę nie wsypie. No i tyle z moich planów budowania świątecznego klimatu...