No cóż, muszę . Innej opcji nie ma , firma działa ; na pół gwizdka , bo do piątku jeszcze chłopaki na urlopach więc rządzimy we dwoje ze starszym synem , który już po urlopie. Klienci muszą się pogodzić , że szef na razie do ich dyspozycji nie będzie , a na wykonanie zleceń trzeba trochę poczekać. Na razie starszy syn skutecznie go wyręcza , ale ma i swoją działkę więc siłą rzeczy czas się nieco nam wydłuża.
Jeśli chodzi o małżonka , to na razie zostaje w szpitalu do przyszłego tygodnia , zapewne na skutek tych przypadłości sercowych odezwały się stare sprawy i dzisiaj ordynator zdecydował ,że trzeba to też ustabilizować . Rozmawiamy przez telefon , bo odwiedziny zabronione z powodu chińskiego wirusa i tak mi z rozmowy wyszło, że na świadomość stanu rzeczy chyba ma wpływ widok kolegów z sali i tego jak można wyglądać i jakim stać się wrakiem jak się o siebie nie dba . Ale to dobrze , bo przynajmniej będzie miał motywację do zabrania się za siebie .
Popołudnie spędziłam na opiece nad wnuczkami . Jak zawsze chłopaków roznosiła energia , ale w sumie fajnie było , byliśmy na lodach i na placu zabaw i na podwórku wyszaleli się na hulajnogach. Na koniec młodszy oglądał bajki , a ze starszym grałam w warcaby. Dobry jest w tej grze , bardziej niż można spodziewać się po 9-latku.