babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 8 czerwca 2024

8.06.2024 Pokonała mnie grządka z cebulą

 Tak zarosła chwastami, że walczyłam z nią ponad godzinę , a nie jest większa niż inne. W ogóle zielsko się rozpanoszyło , miałam co robić. Mężuś mi pomagał, pomalowaliśmy też deski tarasowe i dokończyliśmy wynoszenia rzeczy z nowej altany. W poniedziałek  po południu wchodzi majster , a rano przywożą towar do wykończenia naszego domku. A w ogródku się dzieje i pokażę to jutro na fotkach. Dziś padnięta jestem kompletnie przez tę grządkę z cebulą . Przegięłam znowu, czuję w nodze i w kręgosłupie. Mam jednak, tę frajdę , że znów sporo zrobiłam a ogródek odwdzięcza się okazałym wyglądem.  Z drugiej strony, jak sobie pomyślę ile jeszcze mamy do zrobienia to wpadam depresję . Nowy zarząd urządza piknik zapoznawczy dla działkowców. Wpisowe :placek , albo plony z działki . Muszę jakiś drożdżowy upiec i się wpisać. W końcu wszyscy sąsiedzi nas zaakceptowali. A teraz kończę na dziś , muszę trochę odpocząć. 

piątek, 7 czerwca 2024

7.06.2024 Kicz

 ogrodowy , ale za to z demonicznie świecącymi ślepiami czyli figurki ogrodowe sowa i ślimak z mini-panelem słonecznym . Kupiliśmy na prezent imieninowy dla Szwagroskiej. Wiem , zrobiliśmy to z premedytacją  tak a propos ich sekciarskich zapędów. Kiedy w biurze zastanawiałyśmy się z młodszą synową co sprezentować ciotce , starszy syn stwierdził, ze na imieniny Szwagroskiego kupi płaski globus, do sierpnia zdąży taki znaleźć. Uśmialiśmy się niemożliwie i wtedy wpadłam na te figurki. Mnie się specjalnie nie podobają takie dziwolągi , ale ten zakup traktuję jak żarcik. A mój małżonek oczywiście przyklasnął. To przynajmniej jedno mamy z głowy.

Dotarł dziś nowy telefon dla mojej matki, od razu go naładowałam i przystosowałam do użytku. Nie doszłam tylko jak zablokować pojedynczy numer. Mam zamiar zablokować numer tej jej znajomki, którą podejrzewamy o wyłudzanie od matki kasy . Jeszcze pokombinuję. 

Skończyłam dziś kolejny tom o milicjantach z Poznania . Zostały mi dwa , już mam zamówione. Sprzedałam kolejny ciuszek na Vinted. Za drobną kasę , ale przynajmniej nie wyrzuciłam. Plany na jutro działkowe oczywiście. 

czwartek, 6 czerwca 2024

6.06.2024 Nadprodukcja

 sałaty mi wyszła . Zasiałam dwa krótkie  rządki sałaty tej wczesnej , dwa rządki karbowanej wczesnej i posadziłam 4 sztuki lodowej . I z tego mam tyle, że mogę rozdawać . I chyba tak zrobię .I tak już od kilku dni zanoszę matce . Po tych przelotnych deszczach rośnie wszystko jak szalone. Dziś przynieśliśmy szczypior, górę sałaty , rukolę i koperek. W sobotę czeka mnie mnóstwo prac na grządkach, a małżonek będzie malował deski na taras. Co więcej zobaczymy. Tak poza tym załatwiliśmy na poniedziałek dostawę materiałów do wykończenia domku. I tak sporo jeszcze zostanie do zrobienia ale jak już będą ścianki działowe do łazienki i sufit a do tego położony tynk, to i tak będziemy sporo do przodu. Trawnik podrósł i za chwilę zmieni się w łąkę tak jak założyłam. Będzie pięknie jak zakwitnie. 

Tak poza tym nic ciekawego się nie dzieje. Młodzież ustaliła terminy urlopów, bo wakacje i kalendarzowe lato już całkiem blisko. W niedzielę idziemy na imieniny do Szwagroskiej i tym samym kolejny sezon imprez rodzinnych uznamy za otwarty. I oczywiście na wybory ! Niby Unia Europejska daleko ale tym razem chodzi o to , żeby nas tam reprezentowali ludzie z otwartymi głowami , nastawieni na rozwój i nowoczesność i choć trochę obyci w świecie .Czas te skostniałe rycerstwo z pisu odesłać po raz kolejny w niebyt. Chciało by się szybciej i skuteczniej ale rozumiem ,że nie zawsze tak się da zrobić , a i bałagan ta ekipa zastała większy niż kiedykolwiek. Czekam więc cierpliwie co z tego wszystkiego wyniknie. 

środa, 5 czerwca 2024

5.06.2024 Codzienność wróciła

 Ta pracowa, ta domowa i ta, którą nieustająco funduje mi mamuśka. W pracy jak w pracy , popychamy sprawy do przodu jak zwykle. Nie ma w sumie o czym pisać , każdy robi swoje. Co innego poza pracą . Po pierwsze i najważniejsze , decyzja zapadła. Jedziemy na Agatowe Lato do Lwówka Śląskiego. Już zarezerwowałam hoteli pod Bolesławcem, tam gdzie zwykle. Na krótko niestety od środy do niedzieli , ale przy ekscesach mojej mamuśki na dłużej urwać się nie mogę. Po poniedziałkowej zadymie z kluczem , dziś rozwaliła telefon. To znaczy miała go uszkodzonego już przed naszym wyjazdem , ale jeszcze był naładowany więc działał. Jednak od wczoraj nie działa. I co się okazało, zgubiła ładowarkę , wzięła jakąś pierwszą z brzegu , nie wiadomo od czego i na siłę wcisnęła w gniazdko. No i wyłamała razem z kawałkiem płytki z elektroniką . Jak jej się to udało ??? Zabrałam do biura, chłopaki sprawdzili , no i wyszło. Podejrzewałam ,że coś z ładowarką , bo kojarzyłam ,że miała inną , no i miałam rację . A poza tym znalazł się smartfon , który kupiła z jakąś wariacką umową , która wygasa w grudniu tego roku i płaciła ponad sto złotych . Nie posłuchała mnie jak mówiłam ,ze jej tę umowę ogarnę i jej wcisnęli , smartfon z 5G , który do dziś spłaca. Umowę jej zmieniłam na najtańszą wersję , bo można na pół roku wcześniej , ale za aparat i tak musi płacić do grudnia. Schowała go gdzieś , żebym go nie widziała , ale dziś miała go na biurku , przykryty papierami. Wypatrzyłam go jednak i też zabrałam do biura . Ładowarkę od niego zgubiła a wyświetlacz rozbiła. I znów jak jej się to udało ??? Chłopaki jednak odkryli, że miał szybę ochronna i tylko ta jest uszkodzona . Naładowałam na swojej ładowarce , bo model bardzo podobny do mojego. Zamówiłam jej nowy aparat z przeznaczeniem dla seniorów, prosty w obsłudze, taki jak miała, bo niestety gniazdka nie udało się naprawić . Jak ją znam i tak go zajedzie nim minie rok. Tak ma i tyle. 

No i na koniec nowe wieści z PDzO . Materiały nam już kupione a majster zaczyna wykańczanie domku w najbliższy poniedziałek. Zabiła mnie cena usługi , ale trudno, kiedyś trzeba dokończyć.  

wtorek, 4 czerwca 2024

4.06.2024 Obrazki z wyprawy

  – na Kaszuby oczywiście . Wybraliśmy stałe sprawdzone miejsce , domki w ośrodku Psia Góra. Scenariusz też właściwie taki sam , choć w nieco odmiennym składzie niż ostatnio, bo nie wziął udziału w imprezie jeden z naszych pracowników. Tak mu wypadło,  miał rodzinne sprawy do ogarnięcia i zamiast jednej ekipy znajomych „na przyczepkę” , pojechali inni znajomi „na przyczepkę”, też z powodu spraw rodzinnych . No i dwoje dzieci w wieku lat 18 z dwóch rodzin odmówiło wyjazdu z rodzicami i młodszym rodzeństwem. Wiecie jak to jest ; „starych nima , chata wolna, oj będzie bal, oj będzie bal” jak śpiewał Laskowik z kabaretu Tej. Czy balowali pod nieobecność rodziców , jeszcze nie wiem. Pierwszy dzień zszedł właściwie na podróży , dopiero wieczór był jakiś wspólny. Grill i pogaduchy. Dzień drugi też jak zwykle pod znakiem LB. My oczywiście pokrążyliśmy trochę po okolicy , bo przecież trzeba było się rozejrzeć co nowego, co się zmieniło, pogadać z szefami ośrodka, zejść na plażę do kawiarenki pod chmurką na drinka ( mają przepyszne truskawkowe mojito i jeszcze kilka innych wersji) i w ogóle przywitać stare śmieci. Domki przydzielił nam pan właściciel te same co w ubiegłym roku , ale ładnie je odremontował, dostały zadaszenia nad werandami. Jak nie krążyliśmy to zalegaliśmy na kanapie z książkami. Ja oczywiście z cyklem o milicjantach z Poznania. Młodzież wylegiwała się na plaży , a dzieciaki grały w bilard w świetlicy , krążyły po ośrodku, młodsze okupowały plac zabaw i okoliczne krzaczki. Na piątek załatwiliśmy sobie spływ kajakowy i ognisko. Tym razem spływ Brdą od Swornegaci do Drzewicza – „a jak damy radę to dalej”. Rady nie daliśmy, a dokładniej to nie dały te nasze zółtodzioby co pierwszy raz kajaki na oczy zobaczyły, bo my byśmy bez problemu przepłynęli dłuższy dystans. Tak czy inaczej nie dało się , bo zaczęło padać . Już jak dopływaliśmy do końca jeziora przed Drzewiczem , zaczynało kropić. Ledwie minęliśmy most i wpłynęliśmy na Brdę zaczęło lać. Na szczęście na transport długo nie czekaliśmy. Panowie z ośrodka podjechali po może 10-15 minutach. Trochę zmoknięci wróciliśmy do domków.

Foto, żeby nie było, że coś ściemniam :









 Deszcz ustał mniej-więcej po 2 godzinach ale się chmurzyło. Dokończyłam książkę w tym czasie , zjedliśmy obiad i poszliśmy na lody i kawę do świetlicy,  gdzie ucięliśmy sobie dłuższą pogawędkę z gośćmi z sąsiedniego domku . Okazało się , że są z Mogilna czyli całkiem blisko od nas i znają nasze okoliczne jeziora. A o 20 z minutami rozpaliliśmy ognisko jak było w planach , choć drewno było trochę mokre i z początku dymiło. Widełki do pieczenia kiełbasek już na nas czekały, drewno na opał też. I tu się zaczęło dziać ! Odwiedziła nas w tym dniu kuzynka żony naszego pracownika z mężem. Oczywiście to było zaplanowane , że przyjadą na ognisko. Mąż tej kuzynki jest ni mniej ni więcej tylko drugim perkusistą w zespole Policja Federalna. Nie gra z nimi na stałe , ale bardzo często zastępczo. Przywiózł ze sobą instrument – taką elektroniczną perkusję. Zaczynało się niewinnie , podkładał rytm pod piosenki puszczane z samograja chłopaków. Dzieciaki jak dzieciaki , zainteresowane sprzętem obstąpiły go dookoła i patrzyły co się dzieje. Nasz starszy wnuk i wnuczka odważyli się zagrać . I zrobili to dobrze, wnuczka szczególnie , ale ona ma zdolności muzyczne. A potem perkusista przejął stery i się zaczęła zabawa ; śpiewy chóralne , tańce dookoła ogniska – tylko czekałam kiedy jakieś gradobicie wytańczą , bo to jakieś szamańskie praktyki przypominało. Nasza wnusia namówiona przez perkusistę dała mini koncert hiszpańskich piosenek. Jest ich wielką fanką i potrafi śpiewać prawie wszystko co  jest aktualnie na listach , choć akurat języka hiszpańskiego się nie uczy   ( może zacznie) a tylko angielskiego i niemieckiego. Zebrała brawa od widowni zza płotu i naszej eki..Było wesoło i głośno i nie było człowieka, który przechodził w pobliżu pola i się nie zatrzymał , żeby posłuchać i popatrzeć. W ognisku piekły się kiełbaski , czosnkowe grzanki i pyry. No , bo co innego skoro ekipa z Wielkopolski . Długo się impreza ciągnęła . Około pierwszej przyszedł szef ośrodka z prośbą o ściszenie nieco muzyki . Wiemy, że walczy z gminą żeby kawiarenka nie grała dłużej jak do 23.00 bo mu się goście skarżą na hałas więc dla zasady musi sam przestrzegać czasu. Wyciszyliśmy oczywiście muzykę i perkusję ale tak naprawdę nie miał nic przeciw , a następnego dnia gdy poszliśmy na kawę i zapłacić za ognisko powiedział nam , że bardzo mu się podobało, że mamy fajną setlistę i chętnie by ją skopiował na swój użytek  a perkusista dodał temu atrakcyjności i nic dziwnego, że chwalił, bo jest naprawdę dobry. Czuje muzykę  i rytm i dużo ćwiczy więc ma wprawę.  Powiedzieliśmy mu oczywiście kto to taki , ale chyba nazwa zespołu nie wiele mu powiedziała ( pewnie na festiwale rockowe nie jeździ , ale nie spytałam), myślę jednak, że sprawdzi , co to za zespół. W sobotę towarzystwo odsypiało prawie do południa , a my wybraliśmy się do Lubiany. Byliśmy w ubiegłym roku ale zawsze można coś ciekawego zobaczyć . Oferta słabsza niż w zeszłym roku , ale i tak było co podziwiać . Kupiłam 4 filiżanki ze spodeczkami do espresso i naczynie do zapiekanek. Takie nie za duże , akurat na dwie osoby. Mam kilka ale na większe porcje więc mi bardzo pasowało. Po powrocie i szybkim obiadku pojechaliśmy do naszej kaszubskiej przyjaciółki na pogaduchy . To już nasza tradycja , spotykamy się od wielu lat , a znamy … tak już 20 lat , jeszcze z czasów , gdy DTS-y dopiero zaczynały. Ja nieco wcześniej dołączyłam do zacnego grona dziennikowiczek , Fusilla parę tygodni po mnie. Tradycyjnie już przygotowałam dla niej drobne niespodzianki w postaci tacy i świecznika tym razem a Fusilka też tradycyjnie obdarowała nas pysznym sokiem z czarnego bzu i szydełkowymi drobiazgami . Pokażę, ale jeszcze nie zdążyłam zrobić fotek więc na razie pokażę tylko swoje niespodzianki.



 Gadało się jak zwykle o wszystkim , było mnóstwo śmiechu i mnóstwo truskawek do podjadania. I jeszcze śpiew ptaków i zapach kwitnącego, czarnego bzu umilający nam popołudnie i wieczór . Fusilko , bardzo, bardzo dziękujemy !!! Jak zawsze było cudownie i jak zawsze za krótko. Młodzież tymczasem świętowała dzień dziecka w charzykowskiej marinie. Dzieci korzystały z atrakcji a dorośli popijali kawę w portowych kawiarenkach. W niedzielę spakowaliśmy sprzęt , oddaliśmy klucze i około 11.00 wyruszyliśmy w drogę powrotną zahaczając po drodze o park rozrywki pod Człuchowem. Z okazji dnia dziecka zasponsorowaliśmy naszym wnuczętom przejażdżkę na torze cartingowym i kilka atrakcji w parku rozrywki. I tyle. Około 15.00 ruszyliśmy w drogę powrotną . Kaszuby jak zwykle piękne i zielone a czas tam spędzony jak zwykle minął zbyt szybko . Będziemy czekać na następną wyprawę i tęsknić .

I jeszcze, żeby przybliżyć klimat : Policja Federalna 



 

 

poniedziałek, 3 czerwca 2024

3.05.2024 Tak, wiem ...

 nie dotrzymałam obietnicy i relację z wyjazdu przekładam ; mam nadzieję , że na jutro. Dowalił mi dzisiejszy dzień . Co prawda lepiej się skończył niż zaczął , ale nie fajnie jak się dzień zaczyna od awantury. No zgadnijcie o co poszło . Tak ,  tak, Moja mamuśka zrobiła mi dzień , ledwie do niej weszłam, Awantura , bo zabrałam jej klucze i ona nie może wyjść z domu, Kazałam jej szukać , ona swoje:  ja jej zabrałam . Nie przyjmowała do wiadomości , że mnie 4 dni nie było. Jak wychodziłam od niej w środę klucz wisiał na swoim miejscu , a 2 godziny później już biegała po mieście , bo ją widziałam wracając do domu . Co z tym kluczem zrobiła , nie mam pojęcia. Leków nie wzięła . W jednym pudełku zostały wszystkie  w jednej przegródce, w drugiej wzięła dwie małe tabletki, tę większą , ale najważniejszą zostawiła. Opieprzyłam za to , ale oczywiście wyparła się , że to nie prawda, że nie wzięła , ona wszystkie leki bierze . Pytam się , gdzie drugie pudełko , bo były dwa z tabletkami na każdy dzień . Znów awantura , bo żadnego drugiego pudełka nie było a w ogóle to zabrałam jej klucz. I tu już się na dobre wkurzyłam . Wysypałam jej na kanapę wszystko co miała w torebce , klucza nie było, za to poowijane w papierki tabletki - kilkanaście. Jak jej się udaje ich nie połknąć , to już zupełnie nie wiem . Wiem ,że lubi trzymać różne drobiazgi pod poduszkami więc wyrzuciłam wszystkie poduszki na podłogę i wygarnęłam to co miała pod nimi - głównie jakieś stare karteluszki i trzy zdezelowane kosmetyczki z nie wiadomo czym. No i oczywiście znalazło się drugie pudełko z lekami. Nie ruszone, oczywiście. Zostawiłam ten cały bałagan i wyszłam . Klucz pewnie znalazła , bo już po godzinie była w banku po resztę emerytury. I tym sposobem miałam już od rana "wesoło". W pracy jak to po weekendzie. Roboty pod grzywkę . Dzień mi zszedł na odpisywaniu na e-maile, pisaniu faktur i szykowaniu papierów dla księgowych . Po obiedzie już było lepiej . Wybraliśmy się na działkę i własnym oczom nie wierzyłam. Wszystko rośnie jak szalone . Zakwitły pierwsze z posianych kwiatów , na krzaczkach było aż czerwono od truskawek i poziomek , a pomidory mają zawiązki. Oczywiście zielsko też podrosło. Posadzone niedawno dalie i hortensja w pełnym rozkwicie, trawnik- łąka też już prawie całkiem wyrośnięty, lada moment zaczną kwitnąć  na nim kwiaty. I mamy pierwsze plony i to w ogromnej ilości. Trochę wypieliliśmy w skrzynkach ( mój małżonek też pielił, choć się zarzeka, że nie lubi ) , narwałam sałaty, szczypioru, koperku  i rukoli oraz pudelko truskawek i poziomek , a mężuś podstawił drabinę i zerwał trochę czereśni. Malutko, bo jeszcze trochę cierpkie. W sobote będą w sam raz . Po tym radykalnym cięciu owoce są ogromne.  Chyba coś w tym jest , że jak się dabo o ogród i poświęca mu czas to sie odwdzięcza. Nasz się odwdzięczył. A będzie jeszcze piękniej. Na koniec jeszcze wstąpiliśmy do sklepu uzupełnić zapasy. A czas sobie uciekał aż zrobiło się późno i tym sposobem relację muszę przełożyć. Ale nadrobię , obiecuję .  

niedziela, 2 czerwca 2024

2.06 .2024 Wróciłam!!!

 I od razu niespodzianki na blogu u Luci. Relacja i może jedna czy druga fotka z wyprawy jutro.  Działo się , oj działo !