babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

wtorek, 4 czerwca 2024

4.06.2024 Obrazki z wyprawy

  – na Kaszuby oczywiście . Wybraliśmy stałe sprawdzone miejsce , domki w ośrodku Psia Góra. Scenariusz też właściwie taki sam , choć w nieco odmiennym składzie niż ostatnio, bo nie wziął udziału w imprezie jeden z naszych pracowników. Tak mu wypadło,  miał rodzinne sprawy do ogarnięcia i zamiast jednej ekipy znajomych „na przyczepkę” , pojechali inni znajomi „na przyczepkę”, też z powodu spraw rodzinnych . No i dwoje dzieci w wieku lat 18 z dwóch rodzin odmówiło wyjazdu z rodzicami i młodszym rodzeństwem. Wiecie jak to jest ; „starych nima , chata wolna, oj będzie bal, oj będzie bal” jak śpiewał Laskowik z kabaretu Tej. Czy balowali pod nieobecność rodziców , jeszcze nie wiem. Pierwszy dzień zszedł właściwie na podróży , dopiero wieczór był jakiś wspólny. Grill i pogaduchy. Dzień drugi też jak zwykle pod znakiem LB. My oczywiście pokrążyliśmy trochę po okolicy , bo przecież trzeba było się rozejrzeć co nowego, co się zmieniło, pogadać z szefami ośrodka, zejść na plażę do kawiarenki pod chmurką na drinka ( mają przepyszne truskawkowe mojito i jeszcze kilka innych wersji) i w ogóle przywitać stare śmieci. Domki przydzielił nam pan właściciel te same co w ubiegłym roku , ale ładnie je odremontował, dostały zadaszenia nad werandami. Jak nie krążyliśmy to zalegaliśmy na kanapie z książkami. Ja oczywiście z cyklem o milicjantach z Poznania. Młodzież wylegiwała się na plaży , a dzieciaki grały w bilard w świetlicy , krążyły po ośrodku, młodsze okupowały plac zabaw i okoliczne krzaczki. Na piątek załatwiliśmy sobie spływ kajakowy i ognisko. Tym razem spływ Brdą od Swornegaci do Drzewicza – „a jak damy radę to dalej”. Rady nie daliśmy, a dokładniej to nie dały te nasze zółtodzioby co pierwszy raz kajaki na oczy zobaczyły, bo my byśmy bez problemu przepłynęli dłuższy dystans. Tak czy inaczej nie dało się , bo zaczęło padać . Już jak dopływaliśmy do końca jeziora przed Drzewiczem , zaczynało kropić. Ledwie minęliśmy most i wpłynęliśmy na Brdę zaczęło lać. Na szczęście na transport długo nie czekaliśmy. Panowie z ośrodka podjechali po może 10-15 minutach. Trochę zmoknięci wróciliśmy do domków.

Foto, żeby nie było, że coś ściemniam :









 Deszcz ustał mniej-więcej po 2 godzinach ale się chmurzyło. Dokończyłam książkę w tym czasie , zjedliśmy obiad i poszliśmy na lody i kawę do świetlicy,  gdzie ucięliśmy sobie dłuższą pogawędkę z gośćmi z sąsiedniego domku . Okazało się , że są z Mogilna czyli całkiem blisko od nas i znają nasze okoliczne jeziora. A o 20 z minutami rozpaliliśmy ognisko jak było w planach , choć drewno było trochę mokre i z początku dymiło. Widełki do pieczenia kiełbasek już na nas czekały, drewno na opał też. I tu się zaczęło dziać ! Odwiedziła nas w tym dniu kuzynka żony naszego pracownika z mężem. Oczywiście to było zaplanowane , że przyjadą na ognisko. Mąż tej kuzynki jest ni mniej ni więcej tylko drugim perkusistą w zespole Policja Federalna. Nie gra z nimi na stałe , ale bardzo często zastępczo. Przywiózł ze sobą instrument – taką elektroniczną perkusję. Zaczynało się niewinnie , podkładał rytm pod piosenki puszczane z samograja chłopaków. Dzieciaki jak dzieciaki , zainteresowane sprzętem obstąpiły go dookoła i patrzyły co się dzieje. Nasz starszy wnuk i wnuczka odważyli się zagrać . I zrobili to dobrze, wnuczka szczególnie , ale ona ma zdolności muzyczne. A potem perkusista przejął stery i się zaczęła zabawa ; śpiewy chóralne , tańce dookoła ogniska – tylko czekałam kiedy jakieś gradobicie wytańczą , bo to jakieś szamańskie praktyki przypominało. Nasza wnusia namówiona przez perkusistę dała mini koncert hiszpańskich piosenek. Jest ich wielką fanką i potrafi śpiewać prawie wszystko co  jest aktualnie na listach , choć akurat języka hiszpańskiego się nie uczy   ( może zacznie) a tylko angielskiego i niemieckiego. Zebrała brawa od widowni zza płotu i naszej eki..Było wesoło i głośno i nie było człowieka, który przechodził w pobliżu pola i się nie zatrzymał , żeby posłuchać i popatrzeć. W ognisku piekły się kiełbaski , czosnkowe grzanki i pyry. No , bo co innego skoro ekipa z Wielkopolski . Długo się impreza ciągnęła . Około pierwszej przyszedł szef ośrodka z prośbą o ściszenie nieco muzyki . Wiemy, że walczy z gminą żeby kawiarenka nie grała dłużej jak do 23.00 bo mu się goście skarżą na hałas więc dla zasady musi sam przestrzegać czasu. Wyciszyliśmy oczywiście muzykę i perkusję ale tak naprawdę nie miał nic przeciw , a następnego dnia gdy poszliśmy na kawę i zapłacić za ognisko powiedział nam , że bardzo mu się podobało, że mamy fajną setlistę i chętnie by ją skopiował na swój użytek  a perkusista dodał temu atrakcyjności i nic dziwnego, że chwalił, bo jest naprawdę dobry. Czuje muzykę  i rytm i dużo ćwiczy więc ma wprawę.  Powiedzieliśmy mu oczywiście kto to taki , ale chyba nazwa zespołu nie wiele mu powiedziała ( pewnie na festiwale rockowe nie jeździ , ale nie spytałam), myślę jednak, że sprawdzi , co to za zespół. W sobotę towarzystwo odsypiało prawie do południa , a my wybraliśmy się do Lubiany. Byliśmy w ubiegłym roku ale zawsze można coś ciekawego zobaczyć . Oferta słabsza niż w zeszłym roku , ale i tak było co podziwiać . Kupiłam 4 filiżanki ze spodeczkami do espresso i naczynie do zapiekanek. Takie nie za duże , akurat na dwie osoby. Mam kilka ale na większe porcje więc mi bardzo pasowało. Po powrocie i szybkim obiadku pojechaliśmy do naszej kaszubskiej przyjaciółki na pogaduchy . To już nasza tradycja , spotykamy się od wielu lat , a znamy … tak już 20 lat , jeszcze z czasów , gdy DTS-y dopiero zaczynały. Ja nieco wcześniej dołączyłam do zacnego grona dziennikowiczek , Fusilla parę tygodni po mnie. Tradycyjnie już przygotowałam dla niej drobne niespodzianki w postaci tacy i świecznika tym razem a Fusilka też tradycyjnie obdarowała nas pysznym sokiem z czarnego bzu i szydełkowymi drobiazgami . Pokażę, ale jeszcze nie zdążyłam zrobić fotek więc na razie pokażę tylko swoje niespodzianki.



 Gadało się jak zwykle o wszystkim , było mnóstwo śmiechu i mnóstwo truskawek do podjadania. I jeszcze śpiew ptaków i zapach kwitnącego, czarnego bzu umilający nam popołudnie i wieczór . Fusilko , bardzo, bardzo dziękujemy !!! Jak zawsze było cudownie i jak zawsze za krótko. Młodzież tymczasem świętowała dzień dziecka w charzykowskiej marinie. Dzieci korzystały z atrakcji a dorośli popijali kawę w portowych kawiarenkach. W niedzielę spakowaliśmy sprzęt , oddaliśmy klucze i około 11.00 wyruszyliśmy w drogę powrotną zahaczając po drodze o park rozrywki pod Człuchowem. Z okazji dnia dziecka zasponsorowaliśmy naszym wnuczętom przejażdżkę na torze cartingowym i kilka atrakcji w parku rozrywki. I tyle. Około 15.00 ruszyliśmy w drogę powrotną . Kaszuby jak zwykle piękne i zielone a czas tam spędzony jak zwykle minął zbyt szybko . Będziemy czekać na następną wyprawę i tęsknić .

I jeszcze, żeby przybliżyć klimat : Policja Federalna 



 

 

2 komentarze:

  1. I co tu napisać. Same miłe rzeczy. Prezenty śliczne, Kasxuby wspaniałe, spotkanie z przyjaciółką bezcenne. Wnusia dziewczyna talentów wszelakich. Do pozazdroszczenia. Pogoda dopisała i nawet spływ się udał mimo końcówki mokrej. Zapisać wyjazd do wspomnień i czekać na na następny. Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak też zrobię, a w planach juz Agatowe Lato.

      Usuń