babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

piątek, 26 lipca 2019

26.07.2019 Nie wiem od czego zacząć

Może tak; wszystkim Aniom i Haniom tu zaglądającym najlepsze życzenia ! 
Znów piątek, tydzień nam zleciał nie wiedzieć kiedy , od poniedziałku chłopaki idą na urlop. I dobrze niech sobie odpoczywają . Te upały nie sprzyjają pracy . Kto może to na zielonej trawce siedzi - tak umownie zielonej , bo wszystko wypalone słońcem.  Pod koniec dnia pracy obcięłam lawendę . Suszy się w garażu . Jest tego spory kartonik. Hurtowo poduszki na mole będę szyć. 
Po pracy wybraliśmy się z małżonkiem na zakupy. Skorzystaliśmy z okazji . W CCC przeceny i promocje. Kupiliśmy 3 pary butów w cenie półtorej.  Dwie pary dla małżonka i jedną dla mnie . Akurat  ja nie specjalnie potrzebuję , ale 3 para była za 1grosz , no to wybrałam sobie sandałki. Poza tym zrobiliśmy zakupy na jutrzejszą imprezkę .W sklepach ze wszystkim już jesiennie i przybory szkolne się pojawiły.  Jutro jeszcze tylko wpadnę do lidla po mini - lody dla dzieciaków i upiekę bułeczki drożdżowe. Zapowiada się fajne popołudnie . 


czwartek, 25 lipca 2019

25.07.2019 Imieniny

poczwórne świętować będziemy w sobotę nad jeziorem . Dziś tylko szneki z glancym ( drożdżówki znaczy) w biurze podgryzaliśmy z tej okazji. Pyszne były,z naszej , zabytkowej cukierni jak zwykle. 
Z matką dobrze się skończyło. Dziś już jej nic nie było, ciśnienie ma dobre. Kupiłam jej dziś nowy aparat i zawiozłam . Moja robota psu na budę , bo znów kuchnię zdążyła zapuścić . Muszę tam znów wpaść z mopem , ale nie w tym tygodniu. Po niedzieli .  
Roboty kończymy. Dziś rozliczyłam kolejną inwestycję , jutro następną . Chłopaki wyrobią się przed urlopami. 
Znów upały. Mam dość już po jednym dniu, a tu się zanosi na dłużej. 

środa, 24 lipca 2019

24.07.2019 Powinnam dziś zacząć od rzucenia częściami ciała i innymi zawodami

A to z powodu słynnych już w naszym pięknym Kraju SOR-ów.   Znów miałam jazdę z matką . Ok. ma swoje lata , tak już będzie . Zadzwoniła mniej-więcej o 9.00 ,że się źle czuje, że się trzęsie, boli ją w klatce piersiowej . Zapytałam o jej  lekarza rodzinnego, czy będzie rano . Nie , po południu , a w ogóle to chyba jeszcze ma urlop. No dobra , mówię , zawiozę cię do szpitala . Pojechałam , faktycznie źle wyglądała , chciałam jej jeszcze ciśnienie zmierzyć ale okazało się ,że aparat nie działa. Wrzuciłam do torebki, zmyślą ,że chłopaki coś poradzą jak wrócę do biura. Pojechałam . Na izbie przyjęć ludzi za dużo nie było. Ratowniczka owszem zajęła się matką od razu . Zmierzyła ciśnienie , podała coś na obniżenie , wypisała papiery i kazała czekać . Akurat miałam umówione spotkanie i musiałam do biura wrócić więc kazałam matce poczekać i jak ją zbadają zadzwonić . Po półtorej godziny jeszcze nie zadzwoniła. No to ja dzwonię . Okazało się , że jeszcze czeka . Po kolejnej godzinie znów dzwonie; wciąż czeka . I tak jeszcze dwa razy. Wypadło mi jechać akurat do szpitala zawieźć protokóły pomiarowe , więc stwierdziłam ,że pójdę na izbę przyjęć i sprawdzę co się dzieje , zwłaszcza, że już nic pilnego nie miałam. Oddałam pomiary i poszłam. Matka dalej siedziała i nikt się nią nie zajął , a była już 14.00.  Poszłam do recepcji zapytać . Dowiedziałam się tylko tyle, że lekarz decyduje kogo przyjmie najpierw i one nie mają na to wpływu i że mam poczekać to ona sprawdzi jak przyjmie na oddział . Dobra , stoję i czekam . Po jakich 10 minutach nawinęła się ratowniczka i zapytała z czym przyszłam . No to mówię co i jak. Lekarz był gabinecie , to pójdzie zapytać . Poszła i znikła . Czekam następne 15 minut . Wkurzyłam się , olałam recepcję i bezczelnie wpakowałam się na oddział i weszłam do gabinetu lekarskiego. Pan doktor siedział w pustym gabinecie i sobie coś w komputerze grzebał. Jak mu się spytałam kiedy zostanie przyjeta osoba , która z bólem w klatce siedzi tu od 9 rano , to mi nie zbyt grzecznie odpowiedział ,że on ma pilniejsze sprawy , bo mu ludzie umierają , a ktoś z wysokim ciśnieniem i lekkim bólem może poczekać albo iść do rodzinnego.  Rozumiem , mówię , ma pan pilniejsze sprawy w komputerze i rozumiem ,że pan odmawia przyjęcia . I wyszłam . I jak wyszłam wypaliłam na cały głos , tak żeby cała poczekalnia słyszała : wychodzimy, doktor ma pilniejsze sprawy , nie przyjmie cię . Matka oczy zrobiła, na poczekalni zapadła cisza  i wyszłyśmy . Było około 14.30. Zawiozłam matkę do przychodni rodzinnej . Godzina taka, że ktoś powinien być . No i był , co prawda lekarka matki faktycznie na urlopie, ale przyjmował inny lekarz i miał tylko dwóch pacjentów. Weszłyśmy po 10 minutach . Zbadał matkę , zrobił ekg , ciśnienie i napisał skierowanie na SOR. Oczywiście o sprawie z wyczekiwaniem na poczekalni mu opowiedziałam. Nie wiem co napisał ale przyjęli od razu , bez gadania. Czekaliśmy parę minut aż wyjdzie poprzedni pacjent . Potem jeszcze półtorej godziny za wynikami i diagnozą . Sercowe sprawy lekarka ( bo już się zmieniła obsługa i trafiło na synową naszego zaprzyjaźnionego medyka) wykluczyła, kazała jeszcze jakieś dodatakowe badania krwi zrobić, bo jej się morfologia nie podobała i zdjęcie kręgosłupa , bo stwierdziła, że te powtarzające się bóle mogą się brać z jakiegoś lekkiego zwyrodnienia , co w tym wieku nie byłoby dziwne. I kazała odpoczywać .  Do domu zlądowałam około 19.00 . Jutro muszę kupić jej nowy aparat do mierzenia ciśnienia , bo ten okazał się do niczego , odsłużył swoje , a w piątek zawieźć na badania krwi i rentgen. Całość 10 godzin. Niech żyje dobra zmiana- o kant dupy z taką zmianą . 

wtorek, 23 lipca 2019

23.07.2019 Deus vult!



Dziś będzie o tolerancji , albo i nie … Dlaczego ? Ano, wiele się dzieje i to złego w tej szufladce , a spirala się nakręca. Pytanie czemu to ma służyć . Nie mniej ,jest to pytanie na koniec,nie na początek.  Ja chcę jednak odwrócić trochę porządek rzeczy. Czemu służy to nakręcanie … Tak sobie myślę , że świadomie i z premedytacją robią to politycy w imię boże i wysokości słupków w sondażach , a bezmyślne media powielają i to wszystkie i te rządowe i te komercyjne.  A wszystko przez to , że nasze społeczeństwo  jest po prostu tępe i niedouczone , a wiadomo, że takimi łatwo sterować i jeszcze łatwiej coś wkręcić albo zwyczajnie wystraszyć. Można się na mnie obrażać , ale tak jest . Czego się spodziewać po społeczeństwie , w którym tylko 18% czyta książki, a większość  z wyciągania łapy do państwa po pieniądze zrobiło sobie sposób na życie , ale to inna bajka . Jakiś czas temu , gdzieś tak w okolicach roku 2005/6 , napisałam ,że niedługo przestane być tolerancyjna . To były czasy kiedy panowała swojego rodzaju propaganda tolerancji i poprawności , w odniesieniu do ludzi o innej orientacji, nie tylko zresztą , ale głownie o to chodziło. Drażniło mnie to wtedy strasznie, uważałam , że jest tego za dużo i zbyt nachalne . Bo do ludzi nic nie miałam i nie mam do dziś. Oberwało mi się wtedy strasznie , że niby taka zacofana i nietolerancyjna jestem ( widać mało precyzyjnie się wyrażałam) i tylko o ile pamiętam jedna osoba zrozumiała moją intencję . Dzisiaj , w świetle tego co się dzieje, publicznie tamten wpis odszczekuję. Tego propagowania tolerancji i poprawności było za mało. Należało tłuc do głów ludziom  po całych dniach, miesiącach i latach, aż przeniknie do każdego najbardziej ciemnego mózgu , wniknie w geny i stanie się drugą naturą. Tak ,żeby nikomu nie postała nawet myśl o tym ,że tolerancja jest czymś negatywnym , albo, że można nie być tolerancyjnym. Dziś, po latach trend się odwrócił. Brak tolerancji jest czymś pozytywnym , a wręcz pożądanym, co mnie osobiście przeraża . Znam historię i wiem do czego to prowadzi.  Tak spektakularnie i ostro widać to już było za czasów krucjat , stąd ten tytuł „Deus vult”, hasło przewodnie zagrzewające do mordowania Saracenów. A historia zna jeszcze nie jedno takie „deus vult” – lata 30-te za Odrą na ten przykład. „Deus vult” – wołają dziś z ambony księża , nie dosłownie, ale czymże jest nazwanie w kazaniu osób o odmiennej orientacji wrogami? Czym jest odcięcie się (teoretycznie ) publiczne od ekscesów w czasie marszu , ale zaraz potem , w dalszej wypowiedzi ,stwierdzenie, że „obroniliśmy katedrę „ i „ zagraża nam ideologia, należy z nią walczyć” . Czym jest publiczna wypowiedź, za którą , ja osobiście dałabym gościowi publicznie po twarzy – że on poseł „ potępia robienie z osób atakowanych i pobitych męczenników”. Nie dotarło do tego zakutego łba , że ci ludzie zostali zwyczajnie pobici , obrzuceni wyzwiskami , opluci, obrzuceni kamieniami ; po prostu skrzywdzeni, chociaż nikomu nic nie zrobili, poza tym ,że poszli zamanifestować swoje poglądy , zgodnie zresztą z prawem . Nie dotarło do zakutego łba ,że ci ludzie są ofiarami propagandy ; perfidnego szczucia .  Wolno urządzać procesje na Boże Ciało, marsze z okazji Święta Niepodległości, tak zwane miesięcznice smoleńskie , wolno i manifestacje równości.  I na dobrą sprawę czym i komu może zagrozić czyjaś odmienność ? Co mnie  lub komuś innemu , szkodzi dwóch sąsiadów gejów , jeśli  mówią „dzień dobry”, myją schody , sprzątają po swoim psie , pracują i płacą podatki , to co kogo obchodzi reszta ?  I czym zagrażają ?  Bo jakoś realnego zagrożenia nie dostrzegam . Nasze społeczeństwo , zwłaszcza to zamieszkujące na wschód od Wisły jednak, funkcjonować umie tylko jak ma wroga , nie ważne jakiego . Wróg musi stać u bram , wtedy jest fajnie; mamy wspólny cel, z wrogiem można walczyć , na wrogu można wyładować swoją frustrację .  W moim mieście zamiast wroga wolimy kasę . A tak , kasę. Odcięliśmy się od historii , chociaż wciąż ją pamiętamy i kultywujemy , ale żyjemy przyszłością . W Niemcach zamiast widzieć wroga , widzimy potencjalne źródło interesów i pieniędzy a cudzoziemcy w niczym nam nie przeszkadzają , a jest ich u nas nie mało ,bo ponad tysiąc z jedenastu różnych nacji. Mieszkańców zaś 29 tysięcy z drobnym haczykiem.  To taka mała dygresja , bo wrogiem dziś może być każdy ; uchodźca, emigrant, innowierca , ciemnoskóry , albo wegetarianin czy leworęczny . Akurat na topie  - w tym negatywnym ujęciu owego top- są osoby LGBT . A  wroga , wiadomo trzeba tępić , zwalczać wszelkimi sposobami; nie ważne , przypisać mu wszelkie zło tego świata, obrzucić błotem ,odczłowieczyć , pobić ,poniżyć , zniszczyć … Deus volt ! Wróg zagraża dzieciom, rodzinie, krajowi , kościołowi, tradycjom … Czym się pytam i w jaki sposób mniejszość , może zagrozić większości. Co ma do tego tradycja ?Co ma do tego kościół ? Choć powinien mieć , bo zgodnie z nauką chrześcijańską, wszyscy ludzie są braćmi , każdy zasługuje na szacunek i akceptację.A jak biją to nie należy oddawać a nastawić drugi policzek.  Tymczasem kościół albo podżega , albo w najlepszym razie po piłatowsku umywa ręce - jak zwykle zresztą. 
Najbardziej w tej całej historii rozśmieszyło mnie święte oburzenie , kiedy powstawała w Warszawie karta LGBT ( którą notabene nie wielu przeczytało, a jeszcze mniej dokument WHO , do którego się odwołuje) i ktoś z polityków , już nie pamiętam kto wypalił , o pokojach i nauce masturbacji. No koniec świata !  Uśmialiśmy się z małżonkiem niemożliwie. Nie tylko my zresztą . Poszperałam parę minut w necie i przeczytałam oba dokumenty. No i nic tam takiego nie znalazłam . Tym bardziej się śmialiśmy . Groźnie zrobiło się kiedy mój małżonek pojechał do pewnej zaprzyjaźnionej firmy , a dyrektor techniczny z oburzeniem na twarzy nawiązał do tematu. Mężuś oczy zrobił jak spodki i udał ,że nie jest w temacie. Parę dni później  w podobnym stylu wypaliła ni mniej ni więcej tylko moja Szwagroska.  Staram się być grzeczna nawet jak gada głupoty , ale tym razem nie wyrobiłam. Powiedziałam co o tym myślę , a o osobach z wyższym wykształceniem , które w takie kretyństwa wierzą tym bardziej. Mężuś swoje dołożył . Tylko , to jest walka z wiatrakami . Paru trzeźwo myślących nijak się nie przebije przez nachalną propagandę i regularne pranie mózgów. A piorą ; z tv, z ambon , z mediów społecznościowych . Smutne jest to, że dają się indoktrynować osoby wydawałoby się wykształcone i rozumne.  Kościelna i rządowa  strona ma tu więcej na sumieniu niestety , choć i opozycji można nie jedno zarzucić w tym względzie . Zwalają jedni na drugich winę za stan rzeczy. Licytują , kto pierwszy zaczął i tak dalej. Różnica polega na wadze tych słów , a teraz już i czynów . I w tym względzie zagrywy opozycji to mały pikuś. Smutne to w gruncie rzeczy. I nie ma się co czarować ; będzie gorzej .” Deus vult „ będą krzyczeć , różańca używać jak broni , bić wroga , kimkolwiek się okaże , albo raczej kogokolwiek im wskażą . Nie!  Nie dajmy się zwariować ; Deus non vult .

poniedziałek, 22 lipca 2019

22.07.2019 Sprawy babusine

Szaleństwo w pracy . Tylko ten tydzień mamy na dokończenie robót przed urlopami chłopaków. Dwa tematy zakończyliśmy, jutro piszę faktury . I to mnie cieszy .
W domu ciąg dalszy produkcji kompotów. Chyba parę podrzucę mamie i teściowej, bo mi ilości szaleńcze wyszły . Wyniosłam do piwnicy 18 słoików , a mam do zrobienia jeszcze kilka co najmniej, jeśli nie kilkunastu. Zdecydowanie przesadziliśmy z ilością . Nalewki się robią ; na razie do końca tygodnia będą się owoce moczyć w alkoholu , potem dosypię cukru i zostawię aż cukier sam się rozpuści . A potem już będzie można zlać do butelek na przechowywanie . Można wypijac od razu , ale jak trochę postoją to będą lepsze . Tak mniej- więcej do listopada.
W miejsce odesłanej sukienki zamówiłam sobie spódnicę , już na jesień . Jednak tym razem nie w bonprixie tylko u konkurencji więc nie wiem czy trafię z rozmiarem. Jutro się okaże, bo mimo terminu jaki podają 10 dni , wysłano po 4 dniach. 

niedziela, 21 lipca 2019

21.07.2019 Czas podsumować wyprawę


Dolny Śląsk jest piękny. To będzie nasz ulubiony region zaraz po Wielkopolsce i Kaszubach ex aequo.  Piękne krajobrazy , zabytki w każdym najmniejszym miasteczku , ciekawa historia

Ludzie na Dolnym Śląsku bardzo przyjaźni – tylu przypadkowych , drobnych znajomości nie zawarliśmy już dawno . Właściwie nigdy i nigdzie.
Dolny Śląsk lubi się bawić . Jak nie ma powodu to go sobie wymyślą ; a to święto chleba i piernika, a to targ staroci, a to bieg jagody. Każda mieścinka ma tam jakieś swoje dni , święta , wydarzenia ; każdy pretekst do zabawy dobry.
Niestety , są fatalnymi kierowcami ; wyprzedzają na trzeciego, nagminnie ścinają zakręty , jeżdżą jak szaleńcy, nie przestrzegają przepisów ruchu. Nie dziwi mnie już ,że akurat tam jest tak wiele wypadków. Dla porównania , u nas też jeździ się szybko , ale jednak wypadków jest dużo mniej , za to gdy już się zdarzają to ciężkie ( nie wiadomo co gorsze)
Parzą koszmarną kawę i nie umieją wybrać odpowiedniego gatunku . Nie ważne, hotel, pensjonat , kawiarnia, restauracja , wszędzie kawa jest okropna, nawet taka z profesjonalnego ekspresu . Za to jedzenie jest ok.
Co więcej ; oprócz trofeów w postaci nowych okazów do kolekcji wróciliśmy z solidną porcją wiedzy. Nie miałam pojęcia , że w Polsce występuje taka ilość minerałów. Ponad pięćdziesiąt sklasyfikowanych i opisanych;  sfaleryty, agaty, ametysty, opale , septaria, priasoliyt , kalcyt , kryształ górski , kwarcyt , geoda kwarcowa,  izeryn , oliwin , kwarc dymny, hiacynt, nefryt , chryzopraz i jeszcze wiele innych .
A teraz parę fotek. Tych nie wielkich , przeznaczonych dla wnucząt prezentować nie będę , zresztą nie zdążyłam im zrobić zdjęć . Maluchy oprócz kamyszków , dostały po grawerowanej łyżeczce , każde ze swoim imieniem i wielkie lizaki z postaciami z bajek oraz po szklaczku – zwierzaczku z huty szkła i ceramicznej figurce z bolesławickiej ceramiki . Z każdego miejsca jakiś drobiazg.  Młodzież obdarowaliśmy serduszkiem -zawieszką z huty szkła. Młodsi dostali białe w zielone i czerwone ciapki, starsi szaro- czarne , opalizujące . Da nas zostało to zielone , ze zdjęcia.

Agaty , a jakże ; te znalazły swoje miejsce w moim biurze . Był jeszcze jeden , czarny, ale dostała go wnusia , z racji tego koloru . 



Piękny zielony chryzopraz - kiedyś kamień ten traktowano jako tłuczeń i sypano pod asfalt , a to piękny i cenny  materiał jubilerski , choć stosunkowo twardy a więc nie łatwy w obróbce, czasem nazywany polskim diamentem 


Prezent od mężusia - pudełeczko z malachitu , jedyne w swoim rodzaju . Malachit charakteryzuje się niepowtarzalnymi rysunkami 


A teraz uwaga : białe kruki :

MOKAIT z  Australii - wygląda jak krajobraz odbity w wodzie . Mokait to odmiana jaspisu. Ten poniżej jest wyjątkowo malowniczy ( i całkiem spory jakieś 17 / 15cm)


 FLUORYT NIEBIESKI z afrykańskiego Malawi. Nie widać tego na zdjęciach ,ale te błękitne fragmenty mienią się tęczowo - ten jest nie duży ; 5/7cm



 Zielony kwarc z Chin . W sumie nie wiele mogę na dzień dzisiejszy o nim powiedzieć poza tym ,że jest piękny i unikatowy - szczotka jest dość duża  ; mniej - więcej 10/10/10cm 


I morion , ten wytargowany od Pakistańczyka za "ośtatećną" cenę . Właściwie jest to kwarc dymny. Morion tym się różni od kwarcu dymnego , że jest bardzo ciemny , niemal nie przeźroczysty - kwarc dymny bywa nawet jasnobrązowy i prześwituje jak każdy kryształ . Bryłka jest podobnej wielkości jak kwarc z Chin . Jako kamień pomaga zwalczać nałogi, szczególnie palenie .



I wyjątkowy unikat , nie wiele jest takich w kolekcjach , w Polsce ; JASPIS KRAJOBRAZOWY z Arizony (USA) . Wygląda jak obraz, albo japoński malunek na jedwabiu  . Jak dotąd największy z naszych eksponatów  
( 20/25cm) i chyba najcenniejszy 


Poniżej ciekawostka : te granatowe paski to sokole oko , te brązowo - złote to tygrysie oko . Oba kamienie to nic innego jak odmiany kwarcu.Ten egzemplarz jest o tyle ciekawy, że zwykle występują osobno. Takie połączenie zdarza się rzadko
 

      Polski nefryt z Jordanowa Śląskiego . Przecudne odcienie zieleni 
     


A tu już moje nabytki , kupione od Hindusów . Tanzanit , pięknie wybarwiony i czysty naszyjnik - niestety bez zapięcia, będe musiała dorobić , ale to mały kłopot , kiedyś kupiłam kilka zapinek do naszyjników 



Poniżej czarne opale , nie widać tego na zdjęciach,  ale każdy z tym koralików połyskuje zielonkawo i złoto


      Tu na zbliżenieu , ale też tego nie widac 

I moja agatowa zawieszka , dawno chciałam sobie taką kupić , a ta trafiła mi się właściwie w gratisie, do kamieni , które kupowałam dla maluchów 


I na koniec  zawieszka - serduszko z huty szkła . Może służyć tak po prostu dla ozdoby , albo jako bombka na choinkę 


A tak wygląda nasza kolekcja w gablotce na ścianie , tej , o której pisałam przy okazji remontów .


No i nabytek małżonka: popielniczka z prl-owskim sznytem