A na swoim miejscu; czyli w kuchni. Wczoraj rodzinne pieczenie pierniczków odchodziło, że aż miło, wyszło całkiem sporo i jak zwykle są bardzo kolorowe. Starszy wnuk i wnuczka produkowali ludziki w różnych wersjach, młodszy "grubcie". Jakie ja mam mądre wnuczęta ! Gadaliśmy sobie o różnych sprawach przy tej robocie, zupełnie jak ja z moją babcią. Fajnie mi się z nimi rozmawiało i już tak dorośle... A ile fajnych powiedzonek usłyszałam , np. takie słówko "ulaniec", że niby tłuścioch. Uśmiałam się z różnych historyjek szkolnych , które opowiadali. I pierwszy raz nie wrzeszczeli przy tej robocie. Lukier oczywiście kapał , kulały się po podłodze posypki , ale daliśmy radę. Dziś kiedy już lukier wysechł popakowałam do puszek i pudełek. Będą czekać na Wigilię i kruszeć. Dziś zrobiłam też część dekoracji świątecznych , dokończę jutro. Dziś nie zdążyłam , bo wybraliśmy się na zakupy. Nie zaszaleliśmy jakoś specjalnie . Tylko brakujące prezenty i trochę świątecznych słodkości dla dzieciaków. Jutro przygotowań świątecznych ciąg dalszy .
No i muszę się znów pochwalić. Nasz starszy wnuczek został wolontariuszem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tym razem babcina puszka z drobnymi powędruje do skarbonki wnuczka. Jestem z niego dumna.
Tak poza tym nasz młodszy syn obchodzi dziś 42 drugie urodziny. Jutro zaliczamy jakąś kawkę urodzinową.