Przed południem w biurze.
Jak to dobrze, że
Pan Bóg wymyślił takie dni . Piątek był szaleńczy . Od rana
telefon przysłowiowo robił się czerwony . Dzwoniły wszystkie
naraz niemal co 3 minuty. Po południu wypadło nam gnać do Poznania
po pewien sprzęt i spotkać się z jednym gościem . Sprzęt
odebraliśmy , do spotkania nie doszło. Zapomniał. Czekaliśmy z
godzinę . W tym czasie w „oszołomie” pokręciliśmy się po
Daischmanie i dziale zabawek ( mężuś ) ja po książkach i
skorupach i trochę spożywczym ; przynajmniej najpotrzebniejsze
zakupy zrobiłam. Kupiłam sobie czytadło na weekend majowy , ale
jak znam siebie to dopadnę i przeczytam od razu . Gość się nie
pojawił więc pojechaliśmy z powrotem. Żeby było szybciej to A2 i
S5 . Szybciej nie było. Na odcinku pomiędzy Poznaniem a zjazdem na
S5 trzy wypadki z tego dwa groźne. Korek na 7 km , średnia prędkość
30km/godz. Pod biurem wylądowaliśmy ok.19.00 Szybko wrzuciliśmy
sprzęt i pojechaliśmy w następną trasę do Turka. Chłopaki się
zawzięli ,że zakończą kontrakt w dwa dni, stwierdzili, że
jeszcze mają czas i jak posiedzą do 2-3 w nocy to dadzą radę.
Dowieźliśmy im resztę i chyba skończyli. Tym razem korka na A2
nie było. Dojechaliśmy w godzinę. Wróciliśmy późno , bo około
23.30. Ja jak zwykle wygrzebałam się wcześnie , bo w ogóle ranny
ptaszek jestem i pojechałam po świeże bułeczki i owoce a potem do
biura. Jak patrzę na ten bałagan to tracę ochotę do pracy.
Chciałam się załapać do fryzjerki , ale nic z tego ma poumawiane
klientki . Umówiłam się na wtorek po pracy. Jak to ktoś
powiedział „niechcem ale muszem „ zabrać się do pracy ,
inaczej kartony nas przysypią.
Na popołudnie szczególnych planów
nie mam . Chatkę do ładu doprowadzę a potem się zobaczy.
Wieczorem na kanapie
Zobaczyło się : tylko z grubsza ogarnęłam chatkę i poza obiadem i tym co niezbędne ręką nie ruszyłam. I jak przewidywałam - wciągnęło mnie słowo pisane czyli kupione wczoraj czytadło pt. "Butik na Astor Place". Sympatyczne. Rzecz się dzieje w dwóch epokach współcześnie i 100 lat temu . Nie, nie romans , choć w tle się przewija , raczej opowieść , dziennik , zapis dnia codziennego. Sądząc po notce z tyłu spodziewałam się czegoś bardziej historycznego , ale i tak może być . Fajna książka na weekend nie wymagająca wielkiego wysiłku umysłowego , w sam raz na sobotnio - niedzielny relaks.