odświętowany. Młodzież i dzieci się stawiły , prababcia nie. Dzwoniłam do niej o 10,00 jak skończyłam smażyć chruściki to przyklepała; tak, uszykuje się , przyjedzie , wszystko fajnie. O 13,00 zadzwoniłam drugi raz żeby jej przypomnieć, że D będzie za pół godziny i ją zabierze, babcia foch jak stodoła; ona nie pójdzie, ona jest chora, jej się nie chce , nie będzie z nami siedzieć i tak dalej. Zadzwoniłam do syna, że ma i tak wejść po babcię ale jak nie będzie chciała jechać to się nie upierać. I tak wyszło. A żeby było śmieszniej nagadała mu , że nikt do niej nie przychodzi, ja nie przychodzę , nie robię jej zakupów, opiekunki nie przychodzą i w ogóle do niej dziś nie dzwoniłam. No co tu dużo mówić ??? Makaron wyszedł pyszny, rosołek też , rodzinka najedzona. Poprawiliśmy chruścikami i pysznym sernikiem , który upiekła młodsza synowa z sera , który podarował nam kilka dni temu nasz klient razem z innymi swoimi wyrobami. Młodzież zabrała na wynos dla babci i podrzucili po drodze do domu. No cóż , tego nie przeskoczę , mogę tylko minimalizować szkody.
Tak poza tym skończyłam pierwszy z czterech tomów Ćwirleja z Antonim Fischerem w roli głównej. Świetna, łatwa w odbiorze proza okraszona gwarą poznańską , obrazkami z międzywojennego miasta i doskonale odtworzona atmosfera pierwszych lat po odzyskaniu niepodległości. Chwilami czytając miałam wrażenie, że słucham opowieści mojej babci, której młodość przypadła właśnie na tamtą epokę. Myślę , że kolejne tomy będą równie fascynujące.