babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 9 listopada 2019

9.11.2019 Wybieraliśmy się



dziś na "Dziady" , ale nie takie tradycyjnie teatralne , tylko na pobliskie wykopaliska na taką rekonstrukcję historyczną organizowaną przez drużynę grodu Grzybowo. Rekonstrukcja miała za cel pokazanie dawnych obrzędów związanych z pochówkami i obchody święta zmarłych czyli Dziady . Pogoda jednak plany nam pokrzyżowała , rozpadało się . W tym układzie odpuściliśmy. Trochę szkoda , mogło być ciekawie. 
Pierwszy dzień weekendu minął nam na luzie. Mężuś trochę odsypiał , trochę czytał, ja zaczęłam od zakupów jak zwykle , trochę ogarnęłam chatkę , wyprałam ,trochę się zdrzemnęłam po obiedzie . Pod wieczór podrzuciła nam młodsza młodzież chłopaków na nie całe 2 godziny , bo też chcieli zrobić zakupy. Świetnie się razem bawiliśmy . Dziadek wyjął swoją kolejkę na kluczyk z dzieciństwa więc mieli niesamowitą frajdę .
Zakupy przed weekendami stają się coraz bardziej uciążliwe. Niemożliwe tłumy w sklepach aż trudno się do półek przebić , kolejki  w kasie ... Strasznie to wkurzające. 
Jutro zamierzam czytać. Mam czwartą część  "Odrodzonego Królestwa" pani Cherezińskiej pt. "Wojenna Korona ". Kiedy trafiłam na to w Empiku byłam zaskoczona. Nie miała pojęcia, że dopisała IV tom. Przeoczyłam taką ważną informację . Oczywiście od razu ją sobie kupiłam.  Lubię jej książki .


piątek, 8 listopada 2019

8.11.2019 A tak poza tym ...

Poza tym, czyli poza wspaniałym występem, Warszawa nie zrobiła na mnie wrażenia . Dworzec centralny się nie zmienił poza tym,że filary przemalowali na niebiesko, a ostatnio byłam tam z 10 lat temu albo lepiej. Drożyzna wszędzie i nie zawsze idzie za tym jakość.  Na ten przykład toalety; wszędzie płatne i ok, rozumiem to , ale czemu w płatnej toalecie nikt nie sprząta ? Jedną dosłownie trafiliśmy zadbaną. Nie rozumiem . Hala widowiskowa Torwar wygląda jak z lat 70-tych - taką zapamiętał mój małżonek z czasów kiedy jako 12-latek jeździł ze swoim wujem, który był szefem miejscowej drużyny hokejowej  na rozgrywki. Komfort żaden ; plastikowo-metalowe nie wygodne krzesła przyspawane do szyny , żeby się nie przemieszczały , nie ciekawe toalety i szatnie , nie remontowane od nie wiadomo kiedy elewacje. Słaba akustyka na dodatek. Owszem na brak miejsca nie można narzekać , obiekt duży , ale zaniedbany. Poznańska Sala Ziemi , choć o wiele mniejsza oferuje znacznie wyższy komfort ; wygodne foteliki , widownia pod kątem - tak,ze z każdego miejsca każdy widz ma doskonałą widoczność na scenę i dobre nagłośnienie . No i jest wszystko bezpłatne , jeśli już się wejdzie na teren obiektu , szatnie i toalety są darmowe ( na Torwarze płatne 2 zł od osoby) , dla palaczy jest specjalna kabina z wyciągiem ( w Warszawie brak jakiegokolwiek miejsca)  , w przerwie można wyjść poza obiekt - zakładają tylko taką papierową opaskę na rękę dla identyfikacji ,żeby nie było problemu z powrotem ( na Torwarze nie do pomyślenia ). I oczywiście zakaz robienia zdjęć czy filmowania . W Poznaniu nikt z tego nie robi problemu. Przy cenie biletów na występ Sary rzędu 400- 1200zł zależnie od sektora ,to co najmniej nie na miejscu . Powinni organizatorzy bardziej się postarać i przynajmniej szatnie i toalety zwolnić z opłat , no i nie zabraniać fotografowania. Rozbawiła mnie sytuacja jak z minionej epoki ,mianowicie tak zwany "Konik " handlujący biletami przed wejściem . Nie wiem skąd je wziął i jaki miał na tym zysk ale sprzedawał za 1/3 wartości . Mogły być jakieś trefne , podrabiane , no bo skąd cena?
Sam dojazd do Warszawy w normie. Inter City dość drogie ale wygodne, kawa , herbata lub inny napój w cenie , można czytać lub pracować na laptopie , bo i wifi działa. I punktualne . Nie ma na co narzekać . Hotel choć jednogwiazdkowy to przyzwoity. Pokój mieliśmy nie wielki ale czysty , było ciepło, łazienka w pokoju  i ładny widok z okna na Wisłę i PGE Narodowy , śniadanie w cenie i co najważniejsze blisko Torwaru , jakieś 400-500m. No i tanio ; ze śniadaniem wyszło po 104 zł na osobę . Czego chcieć więcej. jedynie nie było w pobliżu restauracji więc kolację zaliczyliśmy w pobliskiej Żabce; zapiekanka na ciepło i kawa. My tam mało wymagający nie narzekaliśmy na tę niedogodność. Najważniejszy był cel czyli koncert.
Po śniadaniu wyruszyliśmy z powrotem na dworzec . Pozostałe do odjazdu 2 i pół godziny kręciliśmy się po butikach w przejściu podziemnym , zaliczyliśmy ze dwie kawy w barkach , kupiliśmy dla wnucząt pamiątki ; magnesiki na lodówkę w widoczkami i napisem Warszawa. I po 12.00 wsiedliśmy do pociągu . O 15.30 byliśmy już z powrotem . Na dworzec podjechała po nas synowa . I to by było na tyle . Szaleństw na ten rok chyba koniec. Czas wracać do pracy .
Aha, byłabym zapomniała : ten niemal kobiecy głos nazywa się kontratenor w zakresie sopranu koloraturowego . Zapewniam , że to było coś naprawdę wyjątkowego . A młody solista  o niezwykłym głosie nazywa się Narcis Ianau .  I jeszcze na koniec : duet Sara Bringhtman i Vincet Niclo. Nie z koncertu rzecz jasna , ale udało mi sie namierzyć kawałek w necie.



czwartek, 7 listopada 2019

7.11.2019 Warto było !


Warto było wydać nie małą kasę i odbyć długą podróż do Warszawy i nawet przecierpieć wszystkie niewygody. Tych było nie mało , ale o tym w osobnym wpisie . Krotko mówiąc warszawski Torwar pod względem komfortu i organizacji do poznańskiej Sali Ziemi może się schować , choć ta ostatnia jest dużo mniejsza , ale o tym innym razem. 
Rozmach i jakość wykonania koncertu Sary Bringhtman jest nieporównywalna z żadnym innym. Zdecydowanie był to koncert naszego życia. Może się już nigdy nie powtórzyć i pewnie nie powtórzy. Mieliśmy świetne miejsca na głównej płycie , ledwie 15 rzędów od sceny, dokładnie na wprost . Minus, że wszystkie miejsca na jednym poziomie, a my z natury rzeczy nie zbyt wyrośnięci więc widzowie przed nami nieco zasłaniali widok, ale nie jakoś znacząco, bo jednak scena była wysoko. 
Koncert zaczął się o czasie , a głos spikera zza sceny umiejętnie podsycał atmosferę , informując kilka razy ile minut zostało do występu. Punktualnie o 20.00 opadła kotara i na scenie zobaczyliśmy nie wielką orkiestrę symfoniczną , typowo rockowy zespół z perkusją , klawiszami i dwoma gitarami oraz 40 osobowy chór! Po chwili wśród ostrych hardrockowych riffów i błysków światła wyłoniła się z mroku Sara , ubrana w suknię przywodząca na myśl Marię Stewart , królową Szkocji. Suknia z czarnego aksamitu z wyszywana  złotymi nićmi i kryształami Svarowskiego ,spódnicą z długim trenem i w diademie przypominającym koronę również obsypaną kryształami. Zaśpiewała dwa zupełnie nowe kawałki, potem dołączył do niej solista i razem wykonali jeszcze jeden utwór z repertuaru operowego , a potem Sara zapowiedziała występ solowy swojego ,hmmm, nie wiem chyba ucznia , bo sądząc po wyglądzie bardzo młodego człowieka i zniknęła. I tu muszę sprostować , okazało się jak chwilę poszperałam w necie, że solista nie jest wcale taki młody i nazywa się Vincent Niclo, a jest śpiewakiem operowym. Wychodzi, że wygląd sceniczny może być złudny. Utwór pt " Ameno", zespołu Enigma zabrzmiał w jego wykonaniu imponująco. Potem znów zjawiła się sama , tym razem w wąskiej czarnej sukni ozdobionej girlandą z czerwonych i różowych róż i oczywiście kryształami, tym razem w diademie imitującym ogromne rubiny. znów zabrzmiały perfekcyjnie wykonane utwory , tym razem ze starszego repertuaru. Były jeszcze utwory z repertuaru Pavarotiego, Enio Moricone , tytułowy utwór z pierwszej części "Nieśmiertelnego" , który w jej wykonaniu brzmi znacznie ciekawiej niż oryginał ( wykonanie Quinn) i znów  na przemian kilka nowych i starych kawałków. W trakcie pierwszej części występu Sara zmieniała kostiumy w sumie 7 razy . Po dwóch czarnych aksamitnych , pojawiła się jeszcze w kostiumie różowo- srebrnym , całkowicie mieniącym się i skrzącym jak diamenty , śnieżnobiałym podpinanym kryształowymi broszami w różnych miejscach i w końcu znów czarnym obsypanym niezliczoną ilością kryształków , co przy każdym ruchu skrzyło się wszystkimi kolorami ; zielonym , czerwonym, złotym , niebieskim i fioletowym. Do każdego stroju oczywiście miała odpowiednio dobrany diadem . Kostiumy zmieniała zadziwiająco szybko . Wystarczyło kilkanaście sekund, wypełnionych krótkimi intro w wykonaniu chóru , zespołu lub orkiestry i pokazem światła i znów zjawiała się w nowym anturażu .  Po godzinie nastąpiła 15 minutowa przerwa. Druga część zaczęła się w zdecydowanie spokojniejszej konwencji , wśród chmur scenicznego dymu umiejętnie podświetlonymi reflektorami , co sprawiało niemal magiczny klimat . Sara wyszła tym razem ubrana w suknię złotą , również udekorowaną kryształami . W tej części , równie urozmaiconej jak pierwsza też nie zabrakło starych i nowych wykonań , niektórych w nowej aranżacji. Do występu zaprosiła jeszcze młodszego chłopaka . I tu zaskoczenie ; barwa głosu . Nie pamiętam jak się ten rodzaj głosu męskiego nazywa , obiecuję się dowiedzieć , ale młody człowiek śpiewał kobiecym mezzosopranem. Wiem ,że ten rodzaj głosu jest bardzo rzadki i bardzo charakterystyczny.  Brzmiało przecudnie . A Sara znów zmieniła kostium tym razem na ciemnozielony i diadem wysadzany kryształami w kształcie promieni. Wykonała jeszcze trzy utwory i oczywiście akompaniując sobie sama na pianinie zaśpiewała "Time to say goodbay". Przepięknie ! Nie był to jednak koniec występu . Chór z towarzyszeniem pokazu świateł dał kilkunastosekundowy reczital a capella a Sara zmienila kostium na czerwony , obszyty srebrzyście poyskującymi kamieniami i diadem imitujący rubiny. Znów były dwa nowe utwory a potem zespół rockowy zagrał intro do tanga z "Upiora w Operze".Naprawdę brawurowo . Zabrzmiało jak zespół metalowy. Utwór wykonała wspólnie ze starszym z dwóch solistów . Publiczność wstała z miejsc a brawa nie ustawały. To był już koniec występu , ale były jeszcze bisy. Najpierw dwa kawałki , a po zmianie kostiumu kolejne dwa . Dostała na koniec mnóstwo kwiatów , publiczność stała klaszcząc i skandując "Sara". Ale wszystko ma swój koniec , tak i ten wspaniały występ , kotara zasłoniła scenę i trzeba było opuścić hale widowsikową . I tyle o koncercie . O samym wyjeździe , organizacji i pobycie w stolicy jutro. Wciąż jesteśmy pod wrażeniem . Bez wątpienia było to fantastyczne przeżycie, zwłaszcza, że Sara dysponuje niesamowitym sopranem , który chwilami dzwoni niczym sygnaturki kościelne , czasami jest mroczny i głęboki zależnie od potrzeb aranżacji. Na koniec ciekawostka ; sponsorem trasy koncertowej była firma Svarowski . Na kostiumy Sary  do tych występów naszyto 38 tysięcy kryształów Svarowskiego. Tak gdzieś czytałam , kiedy szukałam biletów na koncert . Nie wiem czy to prawda , ale istotnie , jej suknie dosłownie tonęły w kryształach.  Osobiście ich nie lubię i nie noszę biżuterii od Svarowskiego , za bardzo świecące jak na mój gust , w kostiumach scenicznych jednak sprawdziły się idealnie . Dodały im królewskiego blichtru. 








wtorek, 5 listopada 2019

5.11.2019 Muzycznie



 Koncert był piękny , choć zupełnie inny w klimacie niż ostatnio  przez nas preferowane. Celtyckie dziewczyny kazały chwile na siebie czekać , ale piękno tej muzyki , ich głosów i doskonale przygotowane schow sprawiło ,że im wybaczyliśmy . Zresztą nie trwało to długo, jakieś 10 minut poślizgu.  Weszły na scenę w wieczorowych sukniach w odcieniach ciemnej zieleni i granatu i zmieniały je niemal do każdego utworu . Nie wiem już ile odcieni zieleni miały w czasie tego występu na sobie . Śpiewały, tańczyły , jedna z nich grała przy tym na skrzypcach , a niektóre utwory również na harfie. Wspomagał je zespół złożony z dwóch gitarzystów grających przeważnie na klasycznych gitarach, dwóch perkusji z potężnymi bębnami  i fletów oraz uwaga : ubranego w szkocki kilt kobziarza . A dopełniali występ dwaj przystojni tancerze. Muzyka bardzo urozmaicona od typowo ludowych brzmień , po klasyczne arie operetkowe. Raz pobrzmiewały więc wesołe nuty zapraszające do tańca i beztroskiej zabawy by za chwilę nastrój się zmienił i przywołał na myśl ponure szkockie zamczyska , groźne , surowe góry i tajemnicze wrzosowiska . Przebił jednak wszystko utwór zagrany na koniec drugiej części ( dziewczyny znów zmieniły stroje , tym razem na pastelowe różowości i srebra , kojarzące się z letnim wschodem słońca – w tych już pozostały przez całą drugą część występu) , mianowicie: wyłącznie na bębnach, łyżkach , czymś co z daleka wyglądało jak torebka po prezentach ; niestety nie umiem tego ani nazwać ani tym bardziej lepiej opisać i rytmie wybijanym butami tancerzy . Coś niesamowitego ! Już choćby dla tego jednego utworu warto było na ten koncert przyjechać . Wyszliśmy usatysfakcjonowani !


I żeby nie było ; coś do posluchania - nie z koncertu , ale ładny kawałek.
   A dziś sobie popracowałyśmy z synową  i to konkretnie . Zapakowanie 9 paczek to nie takie byle co. Będą niespodzianki jutro, bo choć zlecenia były na jutro kurier zabrał już dziś więc dojadą do adresatów już jutro. Żyjemy w zgodzie z kurierami to idą nam na rękę . 
 A jutro wydarzenie roku ; koncert samej Sary Bringhtman , na który już się cieszymy.  Ostatecznie zdecydowaliśmy się jechać do Warszawy pociągiem . Walizeczka spakowana, ciuchy na koncert , coś do spania  , jutro dorzucę saszetkę z kosmetykami i możemy ruszać w drogę . W tym układzie znów mnie jutro tu nie będzie . Relacja najwcześniej w czwartek .

niedziela, 3 listopada 2019

3.11.2019 Urodzinowo

u synalka . Skończył dziś 38 lat.  Wielkiej imprezy nie było , kawa , ciasto i pizza .  
Synowa już zdążyła zagospodarować muchomory i udekorowała nimi  mieszkanie, bo jak stwierdziła są takie ładne, że szkoda żeby do Gwiazdki w szafie leżały.
Rano pomalowałam lakierem moją tackę .   Teraz schnie. Zaczęłam dziergać szydełkowe choinki . Zamierzam je ozdobić , lekko wypchać i nabić na  patyczki i ustawić w podstawkach z modeliny. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie. 
Jutro koncert Celic Women w Poznaniu więc pewnie się tu nie pokażę , ale relacja będzie na pewno.