babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 3 listopada 2018

3.11.2018 Nie zmarnowałam dnia i ciąg dalszy o zbieraniu.

Mężuś też nie. Zaczęłam jak zwykle od zakupów i sporo mi dziś wyszło , bo musiałam też parę biurowych i ogródkowych zrobić .Przed obiadem pomalowałam nasze krzesło ludwikowskie , pierwszą warstwę. Wyszło pięknie choć wymaga jeszcze ze dwóch warstw .Pierwszy raz malowałam farbą kredową do mebli. Technika malowania podobna jak przy decoupagach , każdą warstwę trzeba przeszlifować .  Po obiedzie ja pojechałam na działkę a mężuś do Szwagroskiej założyć nową lampę w pokoju. Przesypałam wapnem te miejsca gdzie matka zakopywała owoce i wsypałam do kompostowników takie granulki , które przyśpieszają powstawanie kompostu. I to by było na tyle , gdy chodzi o działkę w tym roku. Sezon zamknięty. Wieczorem pojechaliśmy złożyć życzenia starszemu synalkowi , który dziś obchodzi 37 urodziny .  Jejku , mam takiego starego syna ! Wierzyć się nie chce ,że tak szybko zleciało ! Oczywiście wnusia nas zaanektowała i wieczór minął na zabawie z wnusią . To tyle z codziennych relacji.

A teraz wracam do zbierania :

To magiczne słówko „promocja” działa do dziś . Wystarczy pójść do pierwszego z brzegu dyskontu żeby się o tym przekonać . Nadal większość ładuje do wózków góry towaru , bo w gazetkach reklamowych proponują po niższej cenie. Sporo z tych zakupów skończy na śmietniku, bo albo okażą się marnej jakości i szybko popsują , albo przeterminują , albo będzie tego zbyt dużo żeby skonsumować . A góra śmieci rośnie .A wystarczyłoby zastanowić się czy faktycznie tego czy innego przedmiotu potrzebujemy , czy potrafimy się bez niego obyć, do czego to wykorzystamy i td. .  Wielu ludzi pozbywa się różnych rzeczy , w nie złym stanie , bo chce sobie sprawić nowocześniejsze, ładniejsze, z większą ilością gadżetów , jeszcze lepszej jakości itd.  Stare na śmietnik. Być może posłużyłoby jeszcze , gdyby tylko zadać sobie trochę trudu , albo dać zarobić komuś i odnowić , zmienić wygląd lub przeznaczenie , albo zamiast wyrzucać na śmietnik oddać komuś kto potrzebuje . Tylko gdzie takich szukać . Mało jest miejsc , które przyjmują takie rzeczy żeby potem przekazać je potrzebującym . Przynajmniej u nas. To też  można jakoś wytłumaczyć ; nie każdy ma czas albo umiejętności żeby samodzielnie przerabiać czy odnawiać meble czy też inne przedmioty.  Może nie takie to głupie jednak , że mój małżonek upiera się, żeby nie likwidować naszej ławy z epoki „wczesny Gierek” brzydkiej  , ale zadziwiająco wytrzymałej . Przyznaję ,że nawet po renowacji i odmalowaniu nie podoba mi się za grosz i najchętniej bym ją skasowała ale jeśli zostanie i dalej będzie nam służyć , będzie o jeden śmieć mniej.  I tak by można w nieskończoność ; zrobić coś z niczego , odnowić , odrestaurować , zamiast jednorazówki        ( płatnej od pewnego czasu , która też zresztą ląduje w śmietniku) do marketu zabierać wiklinowy koszyk albo torbę – szmaciaka.  Jedno i drugie trwałe. Reklamówki to jest zresztą osobny temat . Jakiś czas temu osobiście wydałam im wojnę . Unikam jak tylko mogę .Po zakupy chodzę z koszykiem lub szmaciakiem. Mentalność jednak jest taka , że na zieleniaku, czy w sklepikach  i tak wszyscy pakują do reklamówek każdy towar osobno , nawet jak proszę żeby nie pakowali np. jabłek czy sałaty . Rozumiem jakieś drobne rzeczy jak pieczarki na przykład , ale po co większe. Do sprzedawców jednak nie dociera . Osobna sprawa to markety. Jak zaobserwowałam to większość przy każdych zakupach kupuje ich po kilka i odnoszę wrażenie ,że im więcej ich kupują , tym bardziej rośnie im samoocena –„ a niech sąsiedzi widzą  „ . Potem te płatne reklamówki trafiają do śmietnika , robiąc za worek na śmieci . Nie wiem czy ktoś to liczy , ale jak za 1 szt płaci się zależnie od sklepu od 70 groszy do złotówki , to wyrzucając reklamówkę  równie dobrze można wyrzuć pieniądze. Czysta strata. Tak czy inaczej konsumpcja prędzej czy później przekłada się na góry śmieci . Produkujemy ich ilości nieprawdopodobne . Nawet w gospodarstwie domowym . Myślę sobie, że to też cena za cywilizację , podobnie jak ocieplenie klimatu  (choć tu zdania naukowców są różne ; niektóre badania wskazują ,że to proces cykliczny) , konieczność stosowania nawozów sztucznych czy wydłużenie godzin pracy na długo po zapadnięciu zmroku. W dalekosiężnej perspektywie jednak nie jawi nam się świetlana przyszłość świata, taka przysypująca nas góra śmieci .


piątek, 2 listopada 2018

Mania zbierania - wpis długi więc dzielę na dwie części


Nie każdy ją ma . Nie każdy jest też zdeklarowanym chomikiem , jak ja czy mój mąż ; nie wyrzucamy , bo się przyda ( nie przyda się jak doświadczenie uczy, ale może ) , a i duch wielkopolski u nas, a tu wiadomo ; obowiązuje zasada, ze od przybytku głowa nie boli. Rzecz będzie nie tyle o wyrzucaniu ( temat wywołała niedawno Lucia na swoim blogu) co o zbieraniu. Kiedyś zbierałam starocie , mogę więc poszczycić się pewnym doświadczeniem w tym względzie , aczkolwiek odległym i dawno zapomnianym. Mam jeszcze kilka drobiazgów w klimacie retro czy też jak to się modnie dziś określa vintage , kilka pamiątek rodzinnych , niektóre nawet bardzo wiekowe i cenne ( tak sądzę – z racji ich wieku i znanej mi historii ich pochodzenia) . Nie przejdę też obojętnie jeśli coś jest sygnowane /tagowane mianem staroć , retro , antyk itp. Stąd moja mania oglądania programów o handlarzach starociami . Nie powiem ,że nie jest to ciekawe . Spora porcja wiedzy o sztuce użytkowej , stylach i trendach przy okazji. Niektórzy się dziwią , że mnie to nie nudzi i w ogóle po co mi ta wiedza . No cóż tak mam i już , od dziecka .No i kryzys końca lat 70-tych i stanu wojennego też miał chyba jakiś wpływ na tę manię zbierania .  Co innego jednak kolekcjonerstwo , a co innego gromadzenie gratów wszelkiej maści , które później lądują na śmietnikach. A lądują ich nieprawdopodobne ilości . Wystarczy udać się z workiem śmieci do najbliższego śmietnika żeby zobaczyć ; sprzęt agd, ciuchy , zastawa, stołowa, garnki , mniejsze i większe meble, góry zabawek – przeważnie plastikowej chińszczyzny . O górach jedzenia nawet nie wspomnę . Tego się marnuje mnóstwo , widuję powyrzucane całe bochenki chleba. I wciąż nie mogę się nadziwić , że ludzie kupują w takich ilościach a potem wyrzucają . Jeśli chodzi o jedzenie to u mnie akurat prawie nic się nie marnuję . Nauczyłam się kupować tyle ile zużywam i po blisko 50 latach przyrządzania posiłków jestem mistrzynią w robieniu czegoś z niczego . Wiadomo, że czasem się zdarzy ,że zwiędnie jakaś zapomniana marchewka czy zgnije owoc , albo coś nie zasmakuje i zostanie niedojedzone , tego się nie uniknie choćby nie wiem jak się człowiek starał , nie mniej jedzenie się u mnie nie marnuje  i tu jestem zadowolona sama z siebie.
Z graciarni już nie koniecznie . Trzymam różne rzeczy właściwie nie wiem po jakie licho , bo się nie przydadzą . Np. puszki po ulubionej herbacie . Owszem są fajne, aluminiowe, szczelne, estetycznie wykonane i odkładam je z myślą ,że do czegoś wykorzystam . Tymczasem zamiast wykorzystać, gromadzę w piwnicy. Ale puszki to tylko jedno z wielu. To samo mam ze słoikami ( część wykorzystuję do przetworów), jakimiś gadżetami reklamowymi , czasopismami itd.   Nauczyłam się już wyrzucać ciuchy . No nie , nie zupełnie wyrzucać , najpierw segreguję ; to co się nadaje do opieki społecznej , do kontenera i do śmietnika w ostateczności – np. koszulki czy tenisówki „zajechane „ przy remontach . Opieka społeczna i PCK przestały niedawno przyjmować ciuchy więc zostają tylko kontenery. Nie wnikam w uczciwość firm , które je podstawiają a wieści o tym krążą różne . Zakładam ,że to co mnie się już nie przyda , komuś może jeszcze posłużyć , nie ważne w jaki sposób. Jeśli napali tym w piecu i w ten sposób ogrzeje mieszkanie to też dobrze, choć mało ekologicznie.
Takim samym graciarzem jest mój małżonek; deska , kawałek sklejki , wykręcone ze starych drzwi zawiasy czy zamek , śruby z demontażu – broń Boże wyrzucić to się przyda . Gdybym nie powynosiła przy ostatnim remoncie łazienek starych kranów i lamp to też by je przechowywał.  Nasz rocznik tak ma niestety. Braki w zaopatrzeniu mamy w genach i robimy wszystko ,żeby się przed tym zabezpieczyć . Nasza młodzież ma bardziej , dużo bardziej praktyczne podejście . I wcale mnie nie zdziwiło pytanie synowej „ po co wam tyle szaf , co dwie osoby mogą trzymać w tylu szafach? My się mieścimy w jednej” . No i się mieszczą ; młodzież ma tylko to co aktualnie się przydaje ; popsuta zabawka, znoszony ciuch, wyszczerbiony talerz – do kasacji . Jeśli jest potrzeba to kupują  nowy , jeśli nie to się obywają . Przyznam się , ze próbuję wprowadzić ten styl, ale mi nie wychodzi a mężuś nawet nie próbuje. Rzecz jednak chyba nie w wyrzucaniu , a w świadomym kupowaniu . Do tego jeszcze wrócę , a w tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję . Kiedyś się naprawiało, właściwie wszystko: agd, rtv, parasole, aparaty telefoniczne nawet rajstopy i baterie. Przerabiało się ciuchy , zanosiło do wymiany w torebkach i kurtkach zamki błyskawiczne , buty do szewca , a ze starych zasłon szyło ręczniki do naczyń . Świat jednak się pod tym względem mocno zmienił , koszty pracy są ogromne , co się wiąże z cenami usług, a te często przekraczają wartość nowego przedmiotu wyprodukowanego przy bardzo małych nakładach. Kiedyś , kiedy dóbr było mało i drogie naprawy się opłacały . Dziś już nie . Zrozumiałam to kiedy zajmowaliśmy się naprawami telefonów, faxów itp. Sprzętów. Naprawa miała swoją cenę ; założyliśmy , że nie powinna przekraczać połowy ceny zakupu , ale rzetelnie kalkulując cenę należało ją ustalić na zupełnie innym poziomie. I często wychodziło więcej niż cena zakupu, zwłaszcza, że niektóre rzeczy dawały się naprawić w ciągu kilkunastu minut, inne zajmowały kilka godzin.  Technologia produkcji też zrobiła swoje ; w pewnym momencie zaczęto produkować rzeczy nienaprawialne. W pewnym sensie ma to uzasadnienie, produkcja trwa nieprzerwanie, ludzie mają pracę ale w konsekwencji produkujemy góry śmieci , bo prędzej czy później to wszystko wyląduje gdzieś na śmietniku . I tu właśnie jest motyw , o którym wspomniałam ; świadome kupowanie . Bo w gruncie rzeczy od nas to wszystko zależy , a ściślej od naszych wyborów. Kiedy zawitały do nas pierwsze markety ludzie szaleli na zakupach kuszeni ilością i asortymentem .Nic w tym dziwnego , bo po latach braków każdy chciał mieć . Tak po prostu . Kiedy pierwsza euforia minęła , markety zaczęły kusić magicznym słowem „promocja” . Szaleństwo zakupów znów się rozkręciło , bo jak tu nie kupić kiedy jest taniej – nie ważne czy potrzebne  , ważne że taniej. Pamiętam jak ludzie w marketach ładowali towarem z promocji po dwa wielkie wózki.
cdn. 

czwartek, 1 listopada 2018

1.11.2018 Jeden taki dzień

w roku. Dzień kiedy czas zwalnia i otaczają nas wspomnienia. Czas kiedy odwiedzamy swoich Zmarłych , modlimy się i poświęcamy im  dobre myśli. Odwiedziliśmy jak co roku oba cmentarze. Ten parafialny , nazywany starym , by zapalić znicze mojemu ojcu, wnuczkowi i pradziadkom. Pomyśleć o spoczywającym tam Powstańcom Wielkopolskim i Dzieciom Wrzesińskim , ale też ofiarom ostatniej wojny . Cmentarz się zmienił ; odremontowano alejki , usunięto spróchniałe drzewa zagrażające bezpieczeństwu , zadbano o miejsca do składowania śmieci i nawet toalety.  Jak zwykle kwestowali kibice z klubu Wiara Lecha na rzecz odnowy nagrobków Powstańcow Wlkp. Kwestują tak od kilku lat i kilka zdążyli już odnowić.  W tym roku nie zaobserwowałam jakiegoś określonego stylu czy mody , gdy chodzi o kompozycje kwiatowe , za to większość poszła na ilość . Groby dosłownie były zarzucone kwiatami i zniczami , jak by to miało świadczyć o pamięci i w czymkolwiek pomóc zmarłym. Ale rozumiem ,że ten cały blichtr i przepych potrzebny jest żywym. Nie było też rewii mody , ale to już zaobserwowałam kilka lat temu . Na drugim cmentarzu jak zwykle nieprzebrany tłum i taki sam przepych .Trudno tam o skupienie i zadumę . Odwiedziliśmy dziadków mężusia i dalszą rodzinę,  kilkoro znajomych ... Coraz więcej zniczy i wspomnień. Czas jest nieubłagany. Pospacerowaliśmy też chwilę alejkami wspominając kolegów szkolnych . 
Popołudnie spędziliśmy u teściowej już tradycyjnie. 
Moja matka na cmentarzu nie była . Twierdzi ,że się źle poczuła. Zajrzeliśmy do niej w drodze z cmentarza , ale nic jej nie było . Hmmm... Ale kto ją tam wie. 

środa, 31 października 2018

31.10.2018 Tyle na głowie mam.


że na kilka wpisów by wystarczyło . Codzienność daje mi się we znaki z powodu upierdliwych drobiazgów.  Przytłacza mnie sytuacja w Kraju coraz bardziej ponura i frustrująca . Do głowy cisną mi się różne myśli egzystencjalne, jak to przy okazji Święta Zmarłych . Do tego kłopoty z matką. Trochę tego jest . Nie daję się . Po woli popycham do przodu  i panuję jak zwykle nad sytuacją. A wpisy zrobię , w swoim czasie . Kiedy znajdę ten czas nie wiem , ale znajdę .
Długi weekend nie dla nas . Część klientów pracuje a my mamy tyle pracy ,że na stratę jednego dnia nie możemy sobie pozwolić. 
Urwałam się dziś na zieleniak po kwiaty. Dziwne ale było ich bardzo mało jak na dzień przed Świętem Zmarłych . Wymyśliłam sobie złociste chryzantemy i z trudem takie znalazłam .W tym roku same białe i żółte. Może to z powodu suszy ?  Ale mam , kupiłam i nawet jakoś specjalnie nie przepłaciłam. Jak zwykle odwiedzimy cmentarze , w południe stary , gdzie są groby naszego wnuczka , mojego ojca i pradziadków mojego męża i który jest ściśle związany z historią miasta a po południu na nowy, gdzie spoczywają dziadkowie męża , nasze dalsze rodziny i kilkoro znajomych . I chyba jak zwykle dzień zakończymy u teściowej na kawie. To już rodzinna tradycja. I niech tak zostanie . 
A że się nie daję , to taki mały humorystyczny obrazek wrzucam ; halloweenowy 
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni - autor nie wiadomy 





wtorek, 30 października 2018

30.10.2018 Jaka miła niespodzianka !

Spotkałam dawno nie widzianego kolegę z podwórka, podstawówki, lo . Przyjechał z Niemiec zakończyć sprawy rodzinne.  Przed dwoma laty zmarła jego matka . Byłam oczywiście na pogrzebie , chwilę rozmawialiśmy , ale sytuacja nie sprzyjała. A dziś wpadliśmy na siebie na ulicy. Niestety bardzo się spieszyłam i nie mogliśmy pogadać dłużej. Wymieniliśmy się telefonami, uściskaliśmy serdecznie i obiecaliśmy sobie dłuższe pogaduchy przy innej okazji. W dzieciństwie i wczesnej młodości  byliśmy wielkimi przyjaciółmi. Niektóre dziewczyny nawet patrzyły na nas z zazdrością . Chyba nie wiedziały , jak to wygląda , bo W jest gejem . Mnie to nigdy nie przeszkadzało , naszej podwórkowej paczce też nie. Cieszę się ,że go spotkałam ... 
Tak poza tym to jak zwykle w tym roku ; przesyłkowe niefarty wciąż trwają . Dziś  trzy kolejne. Wczoraj też jedna. I tak nam idzie jak po grudzie. Pechowy jakiś ten rok . Niby nic takiego ale upierdliwe . 
Pogoda szaleje . Po kilku dniach szarugi , wiatru , niskich temperatur i deszczu dziś było 18 stopni na plusie . Co prawda pochmurno , ale ciepło, wręcz duszno. I tak ma być jeszcze kilka dni. 

poniedziałek, 29 października 2018

29.10.2018 Opowiastki z dynią w tle

Halloween blisko , jak by co . Święto nie nasze kulturowo i nie zamierzam świętować , choć i w naszej słowiańskiej tradycji mamy i duchy i obrzędy tzw. dziady i wydrążone dynie lub rzepy z ogarkiem w środku i ognie palone na rozstajach dróg by oświetlić duszom zmarłych drogę w zaświaty. Korzenie głęboko pogańskie . Zwyczaje , święta i obrzędy w miarę upływu wieków zawłaszczane przez religie chrześcijańskie. Tak było jest i będzie , to także swojego rodzaju postęp cywilizacyjny. W naszą kulturę , czy chcemy tego czy nie , wkracza celtycki  halloween , a Wszystkich Świętych staje się jeszcze jednym świętem komercji; potrzebnym nam żywym . Kupujemy znicze, wieńce i kwiaty coraz bardziej wyszukane , krystalizują sie mody  i style i nawet kościół katolicki urządza w kontrze do halloweenu Bale Wszystkich Świętych. Taki znak czasu , chyba... 
Dynie , w naszym wielkopolskim fyrtlu nazywane korbolami moja babcia siała w ogródku. Miała jakieś przedziwne zdolności , bo wszystko co posadziła rosło , nawet na najbardziej jałowej ziemi , rośliny jej słuchały , chwasty wyrastały tylko w miejscu , które im wyznaczyła , a seler osiągał rozmiary piłki do kosza . Dynie były prawdziwą ozdobą ogródka . Babcia gotowała z nich pyszną zupę , robiła kompoty a pestki suszyła , żeby było co podjadać  w zimowe wieczory . Zawsze znalazła się też taka z której można było zrobić lampion . Wycinało się oczy i zęby , wkładało świeczkę i stawiało w oknie lub na płocie.
Do dziś mam sentyment do tego warzywa . Z dynią z babcinego ogródka wiąże się zabawna historia rodzinna z czasów młodości mojego ojca i jego braci . Jak to młodzi mężczyźni przed 20-tką lubili poszaleć w nocy . Wymykali się czasem na takie nocne eskapady w letnie noce i wracali nad ranem . Którejś nocy najmłodszy z nich wracając z takiej wyprawy zauważył , że ktoś buszuje w ogródku. przyczaił się w cieniu i patrzył co się będzie działo.  Jak się okazało łupem złodzieja padła okazała dynia . Naprawdę okazała ; metr średnicy . Musiała ważyć z 50kg, może więcej. Złodziej z wielkim trudem załadował sobie na plecy , z trudem się podniósł i poszedł . Wujek w odległości kilkunastu kroków ruszył za nim . Gość wędrował przez całą wieś do przed ostatniej chaty - jakieś 800  m . Zładował ją na swoim podwórku , zmęczony i zasapany . I w tym momencie wkroczył mój wujek . Złapał gościa za przysłowiowe szmaty , rzucił na szopkę do drewna i kazał dynie odstawić tam skąd ją zabrał. Złodziej - ich kolega ze wsi zresztą , był tak przerażony , że zrobił co mu kazano .Wujek szedł za nim i poganiał witką urwaną z jakiegoś krzaka . Z tej eskapady złodziej wyszedł tak zmordowany, że nie dał rady dotrzeć z powrotem do swojego domu. Rano znalazła go babcia śpiącego tuż za płotem. 
W moim domu dynie też mają swoje miejsce. W kuchniach , na przestrzeni dziejów miałam obrazki z dyniami , malowane i haftowane . Robiłam z ich udziałem dekoracje jesienne , robię je na szydełku jako drobne upominki , gotuję z nich zupę i piekę dyniowe chlebki . I wciąż bardzo je lubię . A od przyszłego roku zagoszczą na mojej działce. 

niedziela, 28 października 2018

28.10.2018 Sprawy babusine na niedzielny wieczór

Jak wspomniałam wczoraj , już od rana prześladował mnie pech. Wyruszyłam jak co rano w sobotę na zakupy i zonk . Moje nowe auto odmówiło współpracy . Wpadł pedał gazu , biegi się zablokowały i ani rusz. Po bułki poszłam więc pieszo , kilka najpotrzebniejszych rzeczy też i koniec na tym. Czekałam aż mój małżonek spojrzy męśkim okiem na pojazd. Niestety okazało się , że auto musi jechac do serwisu , bo sam nic z tym nie zrobi. Zadzwonił do starszego synalka i zholowali mi pojazd do serwisu. Zakupów nie zrobiłam , do wyjazdu na działkę się nie przygotowałam . Mężuś z synalkiem wyruszali do serwisu a ja wstawiłam obiad i tu następny pech ; skończył się gaz. Obiad co prawda zaplanowałam z tych szybkich , ale zanim wrócili i zanim męzuś zalożył mi nową butlę obiad opóźnił się o półtorej godziny. Na działkę pojechaliśmy z dużym poślizgiem , administratora już nie było , licznika wody nam nie miał kto zczytać . Zrobiłam to sama , ale pewnie będzie trzeba w tygodniu pojechać . Resztę dnia spędziliśmy na zakupach ( tych co nie zdążyłam rano) i w biurze porządkując półki . Wróciłam starym poczciwym autkiem , które jeszcze się nie zdążyło sprzedać . Czymś jeździć muszę do czasu naprawy.
Dziś zwyczajnie i spokojnie. Wyprasowałam pranie, pooglądałam ulubione programy, poczytałam i przygotowałam nasze ludwikowskie krzesełko do malowania . Jeszcze z dwa weekendy i będzie gotowe. No, może trzy . 
Dziś za oknami prawdziwa jesień , z deszczem i wiatrem . Wrzucę trochę jesiennych klimatów . Fotki robiłam kilka dni temu przy okazji odbierania wnusi ze szkoły.  Na fotkach park za naszym starym biurem, przerobionym obecnie na galerię sztuki widziany  z innej perspektywy . I konkursowa Dyniunia na dokładkę .

Dyniunia , całkiem sympatyczna nam się udała , już jest na wystawie w szkole językowej wnusi 


Takie zabawne ciuchcie wyładowane dyniami i wrzosami zdobią tej jesieni nasze ulice 

a poniżej klimaty z Parku Hrabiny , roslinnośc mocno przerzedzona po ubiegłorocznym kataklizmie