babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

poniedziałek, 29 października 2018

29.10.2018 Opowiastki z dynią w tle

Halloween blisko , jak by co . Święto nie nasze kulturowo i nie zamierzam świętować , choć i w naszej słowiańskiej tradycji mamy i duchy i obrzędy tzw. dziady i wydrążone dynie lub rzepy z ogarkiem w środku i ognie palone na rozstajach dróg by oświetlić duszom zmarłych drogę w zaświaty. Korzenie głęboko pogańskie . Zwyczaje , święta i obrzędy w miarę upływu wieków zawłaszczane przez religie chrześcijańskie. Tak było jest i będzie , to także swojego rodzaju postęp cywilizacyjny. W naszą kulturę , czy chcemy tego czy nie , wkracza celtycki  halloween , a Wszystkich Świętych staje się jeszcze jednym świętem komercji; potrzebnym nam żywym . Kupujemy znicze, wieńce i kwiaty coraz bardziej wyszukane , krystalizują sie mody  i style i nawet kościół katolicki urządza w kontrze do halloweenu Bale Wszystkich Świętych. Taki znak czasu , chyba... 
Dynie , w naszym wielkopolskim fyrtlu nazywane korbolami moja babcia siała w ogródku. Miała jakieś przedziwne zdolności , bo wszystko co posadziła rosło , nawet na najbardziej jałowej ziemi , rośliny jej słuchały , chwasty wyrastały tylko w miejscu , które im wyznaczyła , a seler osiągał rozmiary piłki do kosza . Dynie były prawdziwą ozdobą ogródka . Babcia gotowała z nich pyszną zupę , robiła kompoty a pestki suszyła , żeby było co podjadać  w zimowe wieczory . Zawsze znalazła się też taka z której można było zrobić lampion . Wycinało się oczy i zęby , wkładało świeczkę i stawiało w oknie lub na płocie.
Do dziś mam sentyment do tego warzywa . Z dynią z babcinego ogródka wiąże się zabawna historia rodzinna z czasów młodości mojego ojca i jego braci . Jak to młodzi mężczyźni przed 20-tką lubili poszaleć w nocy . Wymykali się czasem na takie nocne eskapady w letnie noce i wracali nad ranem . Którejś nocy najmłodszy z nich wracając z takiej wyprawy zauważył , że ktoś buszuje w ogródku. przyczaił się w cieniu i patrzył co się będzie działo.  Jak się okazało łupem złodzieja padła okazała dynia . Naprawdę okazała ; metr średnicy . Musiała ważyć z 50kg, może więcej. Złodziej z wielkim trudem załadował sobie na plecy , z trudem się podniósł i poszedł . Wujek w odległości kilkunastu kroków ruszył za nim . Gość wędrował przez całą wieś do przed ostatniej chaty - jakieś 800  m . Zładował ją na swoim podwórku , zmęczony i zasapany . I w tym momencie wkroczył mój wujek . Złapał gościa za przysłowiowe szmaty , rzucił na szopkę do drewna i kazał dynie odstawić tam skąd ją zabrał. Złodziej - ich kolega ze wsi zresztą , był tak przerażony , że zrobił co mu kazano .Wujek szedł za nim i poganiał witką urwaną z jakiegoś krzaka . Z tej eskapady złodziej wyszedł tak zmordowany, że nie dał rady dotrzeć z powrotem do swojego domu. Rano znalazła go babcia śpiącego tuż za płotem. 
W moim domu dynie też mają swoje miejsce. W kuchniach , na przestrzeni dziejów miałam obrazki z dyniami , malowane i haftowane . Robiłam z ich udziałem dekoracje jesienne , robię je na szydełku jako drobne upominki , gotuję z nich zupę i piekę dyniowe chlebki . I wciąż bardzo je lubię . A od przyszłego roku zagoszczą na mojej działce. 

2 komentarze:

  1. Super historyjka. Ja też lubię dynie. A moja babcia robiła z dyni marynowane kostki. Takie slodkokwasne z gozdzikami. I kompoty i chyba to wszystko. A w Italii jadłam pure z dyni. Sama gotuje zupę. Jednym słowem dynia górą. :)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te kostki to własnie był kompot z goździkiem , w słodko- kwaśnym syropie. Pychota ! Dynia górą !

      Usuń