można tak powiedzieć . Zajmowałam się dziś i domem i przybiurwym skalniakiem. Roboty miałam , że ho, ho . Od rana jak zwykle wybrałam się na zakupy . Na zieleniaku poszalałam.Wszystko już jest, nawet świeży bób i oczywiście sobie nie odmówiłam. Kupiłam też więcej truskawek , agrest i czereśnie. Niestety owoców mało i drogie. Majowe mrozy zrobiły swoje . No i do biurowego ogródka kilka krzaczków lawendy . Pachnie niesamowicie .
Po powrocie zajęłam się porządkami w domu i przy okazji zmianą dekoracji. Przez ostatnie roboty w sobotę i ogarnianie po łebkach miałam co robić . Po drodze wrzuciłam kilka ładunków prania i "odczarowałam" nasze kamienie. Przy okazji pozmieniałam dekoracje, dołożyłam muszle i kilka świec w ciemnoniebieskim kolorze i od razu zrobił się letni nastrój. Nie zdążyłam uszyć ostatniej powłoczki i zawieszek . Może jutro z rana mi się to uda. Skończyłam około 17.00 . A potem pojechaliśmy z mężusiem do biura . Ja się zajęłam sadzeniem lawendy i pieleniem zielska a mężuś naprawianiem sprzętu . A na koniec jeszcze zagospodarowałam truskawki . Powstały trzy butelki soku a jutro będą jeszcze konfitury . Tym razem smażę po babcinemu , na zwykłym cukrze , nie na żelującym . Roboty więcej , ale za to jaka pychotka ! Jutro zamierzam zrobić kompot i dżem z agrestu i może i nazrywam porzeczek . Imprezkę imieninowo - urodzinową planujemy na działce więc będzie okazja .
Zrobiłam kilka fotek mojego ogródka , pochwalę się przy okazji.
babusia

Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy
sobota, 24 czerwca 2017
piątek, 23 czerwca 2017
23.06.2017 Nie planowane świętowanie
dnia ojca. Po pracy zabrałam się za szycie poduszek z morskimi motywami , a tu niespodziewajka . Zwaliła się cała kompania z życzeniami dla taty . Szycia nie dokończyłam . Harmider zrobił się niesamowity .Dzieciaki sie przekrzykiwały , siłą rzeczy my też gadaliśmy głośno, grał telewizor , bo oczywiście nikt nie wpadł na to,żeby wyłączyć. Chcieliśmy zamówić pizzę na kolację , ale wszędzie kazali nam czekać około dwóch godzin . Stanęło na tym ,że chłopaki pojechali do MD. Nie wiem dlaczego akurat pojechali , bo MD mamy tuż za rondem , nie dalej jak 300m od bloku. Dzieciaki miały frajdę , bo jak to dzieciaki ,dla nich to wciąż jeszcze atrakcja.
Jutro czeka mnie pracowity dzień , choć do firmy raczej się nie wybieram ; no , chyba ,że na zieleniaku będą jakieś ciekawe roślinki do mojego skalnego ogródka. I m am dylemat : czy zając się sprawami domowymi czy może przybiurowym skalniakiem.
Tak poza tym to dziś burzowo i z przelotnymi deszczami. nieco się ochłodziło . I dobrze , bo w upale się męczę .
Jutro czeka mnie pracowity dzień , choć do firmy raczej się nie wybieram ; no , chyba ,że na zieleniaku będą jakieś ciekawe roślinki do mojego skalnego ogródka. I m am dylemat : czy zając się sprawami domowymi czy może przybiurowym skalniakiem.
Tak poza tym to dziś burzowo i z przelotnymi deszczami. nieco się ochłodziło . I dobrze , bo w upale się męczę .
czwartek, 22 czerwca 2017
22.06.2017 Psu na budę
Moja wczorajsza praca . Byli od nas tańsi. Bo tak w ogóle to wczoraj ofertę do przetargu tworzyłam. Tak mi jednak chodzi po głowie , że może jednak oferta nasza przejdzie, bo tamta była bardzo zaniżona . Opcje są takie : albo gość czegoś nie doczytał i dał słabszy sprzęt, albo od innego producenta i nie do końca spełnia warunki, bo pewne wymagania były , które tylko nasz dostawca może spełnić , albo generalny dostawca robi koło pióra własnym partnerom a tamci mają z nimi układy i mimo rejestracji projektu dali im lepsze ceny . Szkoda mojej roboty , ale w sumie to dawno się wyleczyliśmy z zaniżania ofert. Albo wygrywamy z tą ceną , którą dajemy , albo nie wygrywamy i tyle. Roboty nam nie brak.
Upał . Powinnam podlać mój ogródek ale nie miałam kiedy . Od popołudnia zanosi się na burzę więc może w nocy natura mnie w podlewaniu wyręczy . Może... I teraz doceniłam dodatkowy wydatek budowlany ; klimatyzację. Siedzę sobie w przyjemnie chłodnym biurze, mogę pracować i żadne upały mi nie straszne. Przynajmniej w godzinach pracy.
A propos pracy. Miałam problem żeby z niej wyjechać . A to z powodu pożaru, który wybuchł w opuszczonym domu przy wjeździe do centrum . Najpierw myśleliśmy ,że zapaliła się Biedronka , która sąsiaduje z tym domem , ale okazało się ,że nie . Paliło się solidnie , nawet z odległości kilometra , z okien biura widać było płomienie , a gryzący dym dotarł aż do naszej ulicy . Tak podejrzewam ,że to było celowe podpalenie . Dom od wielu lat stoi pusty , właściciel nie chce go remontować , bo musiał by to robić pod dyktando konserwatora zabytków , bo dom z przełomu lat 20 i 30 -tych XXw i jak całe nasze centrum wpisany do rejestru zabytków. Nie ma certyfikatu , ale w spisie figuruje i ten co chce robić remont musi się liczyć ze zdaniem konserwatora.
Szkoda ,że spłonął ; nie wiele już takich domów z klimatem zostało w mieście . Większość odremontowano , zmieniając nieco ich charakter , część została zburzona i rosną na ich miejscu deweloperskie bloki .
W niedzielę kolejna rodzinna imprezka ; imieniny mojej matki i urodziny synowej . Wypadają w sobotę , ale spotykamy się na działce u starszego synalka. Liczę na to, że będą już porzeczki , zwane u nas świętojankami. Porzeczki są dla mnie takim synonimem lata i wakacji. Porzeczki sobie załatwię , z wakacjami krucho. Najpierw muszę ogarnąć chatę i parę tematów domowych załatwić . No i maluchy zabrać na jakąś fajną wakacyjną wyprawę .
Upał . Powinnam podlać mój ogródek ale nie miałam kiedy . Od popołudnia zanosi się na burzę więc może w nocy natura mnie w podlewaniu wyręczy . Może... I teraz doceniłam dodatkowy wydatek budowlany ; klimatyzację. Siedzę sobie w przyjemnie chłodnym biurze, mogę pracować i żadne upały mi nie straszne. Przynajmniej w godzinach pracy.
A propos pracy. Miałam problem żeby z niej wyjechać . A to z powodu pożaru, który wybuchł w opuszczonym domu przy wjeździe do centrum . Najpierw myśleliśmy ,że zapaliła się Biedronka , która sąsiaduje z tym domem , ale okazało się ,że nie . Paliło się solidnie , nawet z odległości kilometra , z okien biura widać było płomienie , a gryzący dym dotarł aż do naszej ulicy . Tak podejrzewam ,że to było celowe podpalenie . Dom od wielu lat stoi pusty , właściciel nie chce go remontować , bo musiał by to robić pod dyktando konserwatora zabytków , bo dom z przełomu lat 20 i 30 -tych XXw i jak całe nasze centrum wpisany do rejestru zabytków. Nie ma certyfikatu , ale w spisie figuruje i ten co chce robić remont musi się liczyć ze zdaniem konserwatora.
Szkoda ,że spłonął ; nie wiele już takich domów z klimatem zostało w mieście . Większość odremontowano , zmieniając nieco ich charakter , część została zburzona i rosną na ich miejscu deweloperskie bloki .
W niedzielę kolejna rodzinna imprezka ; imieniny mojej matki i urodziny synowej . Wypadają w sobotę , ale spotykamy się na działce u starszego synalka. Liczę na to, że będą już porzeczki , zwane u nas świętojankami. Porzeczki są dla mnie takim synonimem lata i wakacji. Porzeczki sobie załatwię , z wakacjami krucho. Najpierw muszę ogarnąć chatę i parę tematów domowych załatwić . No i maluchy zabrać na jakąś fajną wakacyjną wyprawę .
środa, 21 czerwca 2017
21.06.2017 Ja się tak nie bawię
każą mi robić rzeczy niemożliwe . Zrobiłam , choć sprawy mi zawalił dostawca i nie zrobił na czas tej modyfikacji . Zobaczymy jutro co z tego wyniknie .
Padnięta jestem , przez cały dzień siedzę przy kompku i pracuję i jeszcze ten upał ...
Jutro napiszę coś więcej , na dziś mam dość .
Padnięta jestem , przez cały dzień siedzę przy kompku i pracuję i jeszcze ten upał ...
Jutro napiszę coś więcej , na dziś mam dość .
wtorek, 20 czerwca 2017
20.06.2017 Kilka fotek
Wczoraj nieco przydługi wpis mi wyszedł więc dla odmiany dziś się będę streszczać , choć obrazkowo. Jakoś mało czasu było mało na robienie zdjęć więc i tu za wiele się nie znajdzie.
Zacznę od takiego szybkiego handmadziaczka , który skleciłam dzień przed wyjazdem. Trochę krosówki ( wiadomo; krosówka dobra na wszystko) , igła do szycia sfetrów kilka zawieszek i koralików i trochę sznurka . I oto ona: spinka do włosów . Spinam nią prawdziwy , babciny koczek . Wyszła jak wyszła ; zapomniałam techniką wiązania makramy niestety , ale kto wie czy sobie tego nie przypomnę .

Łabędzie rozpanoszyły się w ośrodku i się oswoiły - wcale nie boją się ludzi
Zacznę od takiego szybkiego handmadziaczka , który skleciłam dzień przed wyjazdem. Trochę krosówki ( wiadomo; krosówka dobra na wszystko) , igła do szycia sfetrów kilka zawieszek i koralików i trochę sznurka . I oto ona: spinka do włosów . Spinam nią prawdziwy , babciny koczek . Wyszła jak wyszła ; zapomniałam techniką wiązania makramy niestety , ale kto wie czy sobie tego nie przypomnę .

Łabędzie rozpanoszyły się w ośrodku i się oswoiły - wcale nie boją się ludzi
W marinie gotowi do startu - sprzęt pływający w pełnym rynsztunku
A zakole Brdy ani trochę nie straciło swojego uroku
A to już mój kolejny , kaszubski skarb - czajnik do herbaty , wystarczy na jakieś 4 spore filiżanki ; pozostałe drobiazgi pokażę w aranżacjach
No i to by było tyle na dziś , jeszcze tylko wystrój na bardziej letni przerobię , bo to i maki kwitną i rumianki a za kilka dni zacznie się lato .
poniedziałek, 19 czerwca 2017
19.06.2017 Fajnie było
ale czas jest nie ubłagany , laba minęła i trzeba było wrócić dziś do pracy . Na weekend wyjechaliśmy już w środę po południu. W cztery auta . Najlepszą ekipę miał starszy synalek : dwóch facetów , dwa dzieciaki , trzy rowery , motorówka i królik (żywy, żeby nie było wątpliwości) . Zaraz potem mój małżonek : on sam i cztery baby . Reszta w normie : żony i dzieciaki . Chwilę trwało aż się z tym wszystkim zapakowaliśmy do samochodów . Jechało się spokojnie i nawet wielkiego tłoku na drogach nie było, jak na popołudnie przed długim weekendem. W ośrodku wszystko już było dla nas przygotowane z ciepłą kolacją włącznie. Po kolacji rozpakowywaliśmy się , chłopaki zwodowali motorówkę typu RIB czyli takie skrzyżowanie łódki z pontonem , a potem kręciliśmy się po okolicy i gadaliśmy sobie a dzieciaki szalały na rowerach. Wieczór był bardzo zimny i na dodatek żarły komary , co nad wodą wcale nie jest takie niezwykłe. Następnego dnia już od rana było bardzo ciepło więc zaraz po śniadaniu poszliśmy na wodę . .
Starszy synalek po kolei woził nas motorówką po jeziorze charzykowskim. Motorówka była 5-osobowa więc trzeba było na zmiany , a poza tym dla bezpieczeństwa dzieciaków trzeba było się wymieniać . Nie byłam przekonana do śmigania motorówką , ale zmieniłam zdanie ; fajna zabawa . Już zaczęłam myśleć , o zakupie własnej. Może kiedyś jak już zrobię w domu wszystkie remonty zacznę zbierać na motorówkę.
Po południu my pojechaliśmy na obiad , tradycyjnie już do Asa na sandacza a potem kręciliśmy się trochę po marinie i Charzykowych jako takich , obejrzeliśmy stare kąty , a młodzież zamiast obiadu upiekła sobie kiełbaski na grillu. Po kolacji zrobiliśmy sobie ognisko. Trzeba było pilnować miejsca , bo wsypała się do ośrodka wycieczka emerycka i od razu zaczęli balować jeszcze przed kolacją . Obsługa zadbała, żeby drewna nie trzeba było zbierać po lesie . W pobliżu leżała cała sterta , wystarczyło porąbać . Jak na prawdziwych facetów przystało chłopaki wykazali się jak należy w charakterze drwali .
Posiedzieliśmy długo i ze trzy flaszki whisky poszły w postaci drinków. Do tego parę piw i dwie flaszki wina reńskiego . Ja tym razem zrezygnowałam z wina ,na rzecz drinków . Trzeba było w końcu tę firmę opić . Ale to wszystko jest mały pikuś przy emeryckim zlocie ; mniej - więcej jak u Kazika :
"Jedna flaszka, druga flaszka i też trzecia, kurde bele
Leci, dom stoi zupełnie pusty, nocą kurzą się dookoła rupiecie
Wracamy chwiejnym krokiem po okrążeniu nad ranem
Po schodach na piechotę raczej rady nie damy"
Po południu my pojechaliśmy na obiad , tradycyjnie już do Asa na sandacza a potem kręciliśmy się trochę po marinie i Charzykowych jako takich , obejrzeliśmy stare kąty , a młodzież zamiast obiadu upiekła sobie kiełbaski na grillu. Po kolacji zrobiliśmy sobie ognisko. Trzeba było pilnować miejsca , bo wsypała się do ośrodka wycieczka emerycka i od razu zaczęli balować jeszcze przed kolacją . Obsługa zadbała, żeby drewna nie trzeba było zbierać po lesie . W pobliżu leżała cała sterta , wystarczyło porąbać . Jak na prawdziwych facetów przystało chłopaki wykazali się jak należy w charakterze drwali .
Posiedzieliśmy długo i ze trzy flaszki whisky poszły w postaci drinków. Do tego parę piw i dwie flaszki wina reńskiego . Ja tym razem zrezygnowałam z wina ,na rzecz drinków . Trzeba było w końcu tę firmę opić . Ale to wszystko jest mały pikuś przy emeryckim zlocie ; mniej - więcej jak u Kazika :
"Jedna flaszka, druga flaszka i też trzecia, kurde bele
Leci, dom stoi zupełnie pusty, nocą kurzą się dookoła rupiecie
Wracamy chwiejnym krokiem po okrążeniu nad ranem
Po schodach na piechotę raczej rady nie damy"
Śpiewali , ryczeli , wrzeszczeli , tańczyli na piasku - no szaleństwo. Zwinęłi się jednak dość wcześnie , bo około pierwszej. Nasze dzieciaki buszowały po okolicznych krzakach i co chwilę wpadały po kiełbaski albo pieczony nad ogniem chleb. Skończyliśmy około trzeciej .
Piątek powitał nas ulewą . Było szaro , buro , jezioro nabrało koloru ołowiu a lasy ciemnego grafitu .
Takim go jeszcze nie widziałam , ale klimat mój, wpadłam w zachwyt jak zwykle . Jakimś cudem wszystkim udało się pójść na śniadanie ,na dziewiątą . Mnie jednak męczyło spanie . Po śniadaniu zakopałam się z powrotem w kołdrę , choć miałam ochotę poczytać i zasnęłam . Okazało się , że nie tylko ja . Kiedy przestało padać nasi faceci poszli do lasu postrzelać , bo to są fanatycy strzelectwa i zazwyczaj na takie wyprawy zabierają cały swój wiatrówkowy arsenał . A mój małżonek poszedł z nimi. Nie wiem jak długo tam siedzieli ale zdążyłam się wyspać i przeczytać spory kawałek kryminału , oczywiście skandynawskiego autorstwa. Po południu się nieco przejaśniło ale wciąż było zimno. Pojechaliśmy na obiad do Charzykowych, my jak zwykle do Asa , młodzież do pobliskiej restauracji. Dzieci za rybami nie przepadają. Po obiedzie część pojechała na "kokardy" jak mówią dzieciaki (gokarty oczywiście ) do Człuchowa , do parku rozrywki , nasza wnusia z rodzicami , jej przyjaciółka z mamą, znajomi z redakcji i my wybraliśmy się na spacer po marinie i kupowanie pamiątek . Była jeszcze kawa i lody , dziewczynki pojeździły na takich niby gokartach ale na pedały , coś a la trójkołowy rower. Ja na razie pamiątki tylko pooglądałam . Nie lubię kupować jak jest tłok w sklepiku , a był spory. Reszta coś tam powybierała . Tym razem nie szaleliśmy po nocy , bo zimno i wszyscy jeszcze nocną imprezę pamiętali. Emerycki zjazd gdzieś zniknął . Pokazali się dopiero następnego dnia na śniadaniu. Sobota nadal była zimna choć nie padło i czasami prześwitywało nawet słońce więc pojechaliśmy na nasze stare miejsce kajakowe do Płęsna pojeździć na koniach . Dzieci na kucykach oczywiście . Zdrożała ta frajda ponad 2-krotnie od ubiegłego roku . Po przejażdżkach pojechaliśmy znów na obiad , ale w różne miejsca . Jedna ekipa do Charzykowych na pizze a potem zostali w okolicach mariny , na placu zabaw dla dzieci , a druga , w tym my do Chojnic . W sklepiku z pamiątkami na rynku dziewczynki dostały w prezencie po komplecie przewodników po mieście w wersji dla dzieci z zadaniami do wykonania i planem wycieczki . Znajoma z redakcji nakupiła mnóstwo zawieszek z motywami kaszubskimi i kilka kotów ( koty to jej hobby) z przeznaczeniem na choinkę a dziewczynki kolejne drobiazgi. Ja dokupiłam sobie kolejny magnesik na lodówkę , tym razem z Chojnicami . Takiego jeszcze nie miałam , a mam już sporą kolekcję z różnych miejsc na Kaszubach . Po obiedzie pożegnaliśmy towarzystwo i pojechaliśmy na spotkanie z naszą kaszubską przyjaciółką. Bardzo się ucieszyłam , że mogliśmy się spotkać . To już niemal tradycja , że wpadamy do ich MBD pzry każdym pobycie w okolicy. Fusilko , bardzo , bardzo Ci dziękujemy za spotkanie i za to ,że znalazłaś dla nas czas mimo tych wszystkich trudnych spraw , z którymi musisz sobie radzić. No i oczywiście za wspaniałe prezenty! Jesteś mistrzynią szydełka i pyszności!
W drodze powrotnej wstąpiliśmy znów do sklepiku z pamiątkami. Tym razem ludzi nie było , oprócz mojej synowej . Wróciła , żeby kupić koszulki z kaszubskim wzorem dla siebie i wnusi. Reszta czekała w pobliżu a znajomy z redakcji pilnował w ośrodku dzieciaki. Ja tym razem kupiłam śliczny kaszubski czajnik do herbaty z porcelany , drewnianą żaglówkę do moich morskich dekoracji i śliczną , drewnianą , rzeźbioną bombkę na choinkę ( wychodzi, że kaszubskich choinek w tym roku będzie więcej , bo zawieszki mam własnej roboty - żadem problem dorobić więcej ) . Wieczorem znów przysiedliśmy przy ognisku , ale już bez alkoholowych dodatków . Chłopaki zapodali po butelce piwa do pieczonej kiełbaski i tyle. Wiadomo , następnego dnia czekała nas jazda do domu ; nikt utraty prawka nie zaryzykuje . Zjazd emerycki urządzał dyskotekę , na którą zapraszali wszystkich mieszkańców ośrodka . Za didżeja robił sam syn szefa ośrodka , zaprzyjaźniony zresztą
z nami od ubiegłorocznej integracji . Na dyskotekę poleciał nasz starszy wnusiu z młodszym synem naszego pracusia i jeszcze jedną dziewczynką z sąsiedztwa. Z miejsca zawojowali całe towarzystwo tak im tańce wychodziły .Wnusia poszła ze starszym synem pracusia na pomost łapać ryby ( nałapali okoni) a jej przyjaciółka jakiegoś focha strzeliła i siedziała obrażona kawałek od ogniska aż ją mama wysłała do pokoju spać . Poszło ponoć o zgubioną bluzę . Około północy emerycka dyskoteka się skończyła , a cała eka wsypała nam się na ognisko i jak wyżej : "jedna flaszka , druga flaszka " itd .ale byli mili , przedstawili się , dało się z nimi podać i pożartować. A potem dołączył syn szefa z gitarą i zaczęły się śpiewy gremialne. Wychodziło średnio. Po godzinie zaczęły mi uszy cierpnąć i gitarzyście chyba też od tego fałszowania. Zwinęliśmy się przed pierwszą a reszta siedziała jeszcze z godzinę , emeryci jeszcze dłużej.
No i na tym właściwie koniec ; niedziela znów okazała się upalna i słoneczna więc po śniadaniu znów ruszyliśmy na wodę , poszaleć na motorówce . Niestety dwa zimne dni temu nie sprzyjały . Około 12.30 spakowaliśmy wszystko do aut i wyruszyliśmy w drogę powrotną zaliczając po drodze obiad w Charzykowych . Do domu dotarliśmy około 19.30.
Z Kaszub przywiozłam jeszcze kilka skarbów ; szyszki sosnowe , śliczne świeże i czyściutkie . Wymienię te , które mam pochowane w pudelkach ze świątecznymi ozdobami , już nieco wiekowe. I przyznaję się bez bicia , podkradłam z wyrębu dwa drewniane kołki . Pocięliśmy je dziś na kawałki , jeden przerobie na brzozę ( podobno wnusia uczulona i z prawdziwą brzozą nie powinna mieć do czynienia ) i będą zdobić w zimie nasz niby - kominek .
No i to by było na tyle . Fotek nie mam tym razem za dużo , a to co mam pokażę jutro w osobnej notce , muszę trochę nad nimi popracować .
niedziela, 18 czerwca 2017
18.06.2017 hej , hej! Wróciłam !
Relacja jutro a i ta czy tamta focia też się znajdzie . Dziś tylko chciałam się przywitać . Padnięta jestem po podróży , pakowaniu i rozpakowywaniu , no i muszę się nastawić na powrót do pracy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)