babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 24 czerwca 2017

24.06.2017 W domu i zagrodzie

można tak powiedzieć . Zajmowałam się dziś i domem i przybiurwym skalniakiem. Roboty miałam , że ho, ho . Od rana jak zwykle wybrałam się na zakupy . Na zieleniaku poszalałam.Wszystko już jest, nawet świeży bób i oczywiście sobie nie odmówiłam.  Kupiłam też więcej truskawek , agrest i czereśnie. Niestety owoców mało i drogie. Majowe mrozy zrobiły swoje . No i do biurowego ogródka kilka krzaczków lawendy . Pachnie niesamowicie .
Po powrocie zajęłam się porządkami w domu i przy okazji zmianą dekoracji. Przez ostatnie roboty w sobotę i ogarnianie po łebkach miałam co robić . Po drodze wrzuciłam kilka ładunków prania i "odczarowałam" nasze kamienie. Przy okazji pozmieniałam dekoracje, dołożyłam muszle i kilka świec w ciemnoniebieskim kolorze i od razu zrobił się letni nastrój. Nie zdążyłam uszyć ostatniej powłoczki i zawieszek . Może jutro z rana mi się to uda. Skończyłam około 17.00 . A potem pojechaliśmy z mężusiem do biura . Ja się zajęłam sadzeniem lawendy i pieleniem zielska a mężuś naprawianiem sprzętu . A na koniec jeszcze zagospodarowałam truskawki . Powstały trzy butelki soku a jutro będą jeszcze konfitury . Tym razem smażę po babcinemu , na zwykłym cukrze , nie na żelującym . Roboty więcej , ale za to jaka pychotka ! Jutro zamierzam zrobić kompot i dżem z agrestu i może i nazrywam porzeczek . Imprezkę imieninowo - urodzinową planujemy na działce więc będzie okazja . 
Zrobiłam kilka fotek mojego ogródka , pochwalę się przy okazji.

piątek, 23 czerwca 2017

23.06.2017 Nie planowane świętowanie

dnia ojca. Po pracy zabrałam się za szycie poduszek z morskimi motywami , a tu niespodziewajka . Zwaliła się cała kompania z życzeniami dla taty . Szycia nie dokończyłam . Harmider zrobił się niesamowity .Dzieciaki sie przekrzykiwały , siłą rzeczy my też gadaliśmy głośno, grał telewizor , bo oczywiście nikt nie wpadł na to,żeby wyłączyć. Chcieliśmy zamówić pizzę na kolację , ale wszędzie kazali nam czekać około dwóch godzin . Stanęło na tym ,że chłopaki pojechali do MD. Nie wiem dlaczego akurat pojechali , bo MD mamy tuż za rondem , nie dalej jak 300m od bloku. Dzieciaki miały frajdę , bo jak to dzieciaki ,dla nich to wciąż jeszcze atrakcja. 
Jutro czeka mnie pracowity dzień , choć do firmy raczej się nie wybieram ; no , chyba ,że na zieleniaku będą jakieś ciekawe roślinki do mojego skalnego ogródka. I m am dylemat : czy zając się sprawami domowymi czy może przybiurowym skalniakiem.
Tak poza tym to dziś burzowo i z przelotnymi deszczami. nieco się ochłodziło . I dobrze , bo w upale się męczę . 


czwartek, 22 czerwca 2017

22.06.2017 Psu na budę

Moja wczorajsza praca . Byli od nas tańsi. Bo tak  w ogóle to wczoraj ofertę do przetargu tworzyłam. Tak mi jednak chodzi po głowie , że może jednak oferta nasza przejdzie, bo tamta była bardzo zaniżona . Opcje są takie : albo gość czegoś nie doczytał i dał słabszy sprzęt, albo od innego producenta i nie do końca spełnia warunki, bo pewne wymagania były , które tylko nasz dostawca może spełnić , albo generalny dostawca robi koło pióra własnym partnerom a tamci mają z nimi układy i mimo rejestracji projektu dali im lepsze ceny . Szkoda mojej roboty , ale w sumie to dawno się wyleczyliśmy z zaniżania ofert. Albo wygrywamy z tą ceną , którą dajemy , albo nie wygrywamy i tyle. Roboty nam nie brak. 
Upał . Powinnam podlać mój ogródek ale nie miałam kiedy . Od popołudnia zanosi się na burzę więc może w nocy natura mnie w podlewaniu wyręczy . Może...  I teraz doceniłam dodatkowy wydatek budowlany ; klimatyzację. Siedzę sobie w przyjemnie chłodnym biurze, mogę pracować i żadne upały mi nie straszne. Przynajmniej w godzinach pracy. 
A propos pracy. Miałam problem żeby z niej wyjechać . A to z powodu pożaru, który wybuchł w opuszczonym domu przy wjeździe do centrum . Najpierw myśleliśmy ,że zapaliła się Biedronka , która sąsiaduje z tym domem , ale okazało się ,że nie . Paliło się solidnie , nawet z odległości kilometra , z okien biura widać było płomienie , a gryzący dym dotarł aż do naszej ulicy . Tak podejrzewam ,że to było celowe podpalenie . Dom od wielu lat stoi pusty , właściciel nie chce go remontować , bo musiał by to robić pod dyktando konserwatora zabytków , bo dom z przełomu lat 20 i 30 -tych XXw i jak całe nasze centrum wpisany do rejestru zabytków. Nie ma certyfikatu , ale w spisie figuruje i ten co chce robić remont musi się liczyć ze zdaniem konserwatora. 
Szkoda ,że spłonął ; nie wiele już takich domów z klimatem zostało w mieście . Większość odremontowano , zmieniając nieco ich charakter , część została zburzona i rosną na ich miejscu deweloperskie bloki . 
W niedzielę kolejna rodzinna imprezka ; imieniny mojej matki i urodziny synowej . Wypadają w sobotę , ale spotykamy się na działce u starszego synalka. Liczę na to, że będą już porzeczki , zwane u nas świętojankami. Porzeczki są dla mnie takim synonimem lata i wakacji. Porzeczki sobie załatwię , z wakacjami krucho. Najpierw muszę ogarnąć chatę i parę tematów domowych załatwić . No i maluchy zabrać na jakąś fajną wakacyjną wyprawę . 

środa, 21 czerwca 2017

21.06.2017 Ja się tak nie bawię

każą mi robić rzeczy niemożliwe . Zrobiłam , choć sprawy mi zawalił dostawca i nie zrobił na czas tej modyfikacji . Zobaczymy jutro co z tego wyniknie . 
Padnięta jestem , przez cały dzień siedzę przy kompku i pracuję i jeszcze ten upał ... 
Jutro napiszę coś więcej , na dziś mam dość .

wtorek, 20 czerwca 2017

20.06.2017 Kilka fotek

Wczoraj nieco przydługi wpis mi wyszedł więc dla odmiany dziś się będę streszczać , choć obrazkowo. Jakoś mało czasu było mało na robienie zdjęć więc i tu za wiele się nie znajdzie. 

Zacznę od takiego szybkiego handmadziaczka , który skleciłam dzień przed wyjazdem. Trochę krosówki ( wiadomo; krosówka dobra na wszystko) , igła do szycia sfetrów kilka zawieszek i koralików i trochę sznurka . I oto ona: spinka do włosów . Spinam nią prawdziwy , babciny koczek . Wyszła jak wyszła ; zapomniałam techniką wiązania makramy niestety , ale kto wie czy sobie tego nie przypomnę . 





              Łabędzie rozpanoszyły się w ośrodku i się oswoiły - wcale nie boją się ludzi 




W marinie gotowi do startu - sprzęt pływający w pełnym rynsztunku








A zakole Brdy ani trochę nie straciło swojego uroku 




A to już mój kolejny , kaszubski skarb - czajnik do herbaty , wystarczy na jakieś 4 spore filiżanki ; pozostałe drobiazgi pokażę w aranżacjach 


No i to by było tyle na dziś , jeszcze tylko wystrój na bardziej letni przerobię , bo to i maki kwitną i rumianki a za kilka dni zacznie się lato .


poniedziałek, 19 czerwca 2017

19.06.2017 Fajnie było

ale czas jest nie ubłagany , laba minęła i trzeba było wrócić dziś do pracy . Na weekend wyjechaliśmy już w środę po południu. W cztery auta . Najlepszą ekipę miał starszy synalek : dwóch facetów , dwa dzieciaki , trzy rowery , motorówka i królik (żywy, żeby nie było wątpliwości) . Zaraz potem mój małżonek : on sam i cztery baby . Reszta w normie : żony i dzieciaki . Chwilę trwało aż się z tym wszystkim zapakowaliśmy do samochodów . Jechało się spokojnie i nawet wielkiego tłoku na drogach nie było, jak na popołudnie przed długim weekendem.  W ośrodku wszystko już było dla nas przygotowane z ciepłą kolacją włącznie. Po kolacji rozpakowywaliśmy się , chłopaki zwodowali motorówkę typu RIB czyli takie skrzyżowanie łódki z pontonem , a potem kręciliśmy się po okolicy i gadaliśmy sobie a dzieciaki szalały na rowerach. Wieczór był bardzo zimny i na dodatek żarły komary , co nad wodą wcale nie jest takie niezwykłe. Następnego dnia już od rana było bardzo ciepło więc zaraz po śniadaniu poszliśmy na wodę . . Starszy synalek po kolei woził nas motorówką po jeziorze charzykowskim. Motorówka była 5-osobowa więc trzeba było na zmiany , a poza tym dla bezpieczeństwa dzieciaków trzeba było się wymieniać . Nie byłam przekonana do śmigania motorówką , ale zmieniłam zdanie ; fajna zabawa . Już zaczęłam myśleć , o zakupie własnej. Może kiedyś jak już zrobię w domu wszystkie remonty zacznę zbierać na motorówkę. 
Po południu my pojechaliśmy na obiad , tradycyjnie już do Asa na sandacza a potem kręciliśmy się trochę po marinie i Charzykowych jako takich , obejrzeliśmy stare kąty , a młodzież zamiast obiadu upiekła sobie kiełbaski na grillu. Po kolacji zrobiliśmy sobie ognisko. Trzeba było pilnować miejsca , bo wsypała się do ośrodka wycieczka emerycka i od razu zaczęli balować jeszcze przed kolacją . Obsługa zadbała, żeby drewna nie trzeba było zbierać po lesie . W pobliżu leżała cała sterta , wystarczyło porąbać . Jak na prawdziwych facetów przystało chłopaki wykazali się jak należy w charakterze drwali . 
Posiedzieliśmy długo i ze trzy flaszki whisky poszły w postaci drinków. Do tego parę piw i dwie flaszki wina reńskiego . Ja tym razem zrezygnowałam z wina ,na rzecz drinków . Trzeba było w końcu tę firmę opić . Ale to wszystko jest mały pikuś przy emeryckim zlocie ; mniej - więcej jak u Kazika :
"Jedna flaszka, druga flaszka i też trzecia, kurde bele
Leci, dom stoi zupełnie pusty, nocą kurzą się dookoła rupiecie
Wracamy chwiejnym krokiem po okrążeniu nad ranem
Po schodach na piechotę raczej rady nie damy"

 Śpiewali , ryczeli , wrzeszczeli , tańczyli na piasku - no szaleństwo. Zwinęłi się jednak dość wcześnie , bo około pierwszej. Nasze dzieciaki buszowały po okolicznych krzakach i co chwilę wpadały po kiełbaski albo pieczony nad ogniem chleb. Skończyliśmy około trzeciej . 
Piątek powitał nas ulewą . Było szaro , buro , jezioro nabrało koloru ołowiu a lasy ciemnego grafitu . 
Takim go jeszcze nie widziałam , ale klimat mój, wpadłam w zachwyt jak zwykle . Jakimś cudem wszystkim udało się pójść na śniadanie ,na dziewiątą . Mnie jednak męczyło spanie . Po śniadaniu zakopałam się z powrotem w kołdrę , choć miałam ochotę poczytać i zasnęłam . Okazało się , że nie tylko ja . Kiedy przestało padać nasi faceci poszli do lasu postrzelać , bo to są fanatycy strzelectwa i zazwyczaj na takie wyprawy zabierają cały swój wiatrówkowy arsenał . A mój małżonek poszedł z nimi. Nie wiem jak długo tam siedzieli ale zdążyłam się wyspać i przeczytać spory kawałek kryminału , oczywiście skandynawskiego autorstwa. Po południu się nieco przejaśniło ale wciąż było zimno. Pojechaliśmy na obiad do Charzykowych, my jak zwykle do Asa , młodzież do pobliskiej restauracji. Dzieci za rybami nie przepadają. Po obiedzie część pojechała na "kokardy" jak mówią dzieciaki (gokarty oczywiście ) do Człuchowa , do parku rozrywki , nasza wnusia z rodzicami , jej przyjaciółka z mamą, znajomi z redakcji  i my wybraliśmy się na spacer po marinie i kupowanie pamiątek . Była jeszcze kawa i lody , dziewczynki pojeździły na takich niby gokartach ale na pedały , coś a la trójkołowy rower. Ja na razie pamiątki tylko pooglądałam . Nie lubię kupować jak jest tłok w sklepiku , a był spory. Reszta coś tam powybierała . Tym razem nie szaleliśmy po nocy , bo zimno i wszyscy jeszcze nocną imprezę pamiętali. Emerycki zjazd gdzieś zniknął . Pokazali się dopiero następnego dnia na śniadaniu. Sobota nadal była zimna choć nie padło i czasami prześwitywało nawet słońce więc pojechaliśmy na nasze stare miejsce kajakowe do Płęsna pojeździć na koniach . Dzieci na kucykach oczywiście . Zdrożała ta frajda ponad 2-krotnie od ubiegłego roku . Po przejażdżkach pojechaliśmy znów na obiad , ale w różne miejsca . Jedna ekipa do Charzykowych na pizze a potem zostali w okolicach mariny , na placu zabaw dla dzieci , a druga , w tym my do Chojnic . W sklepiku z pamiątkami na rynku dziewczynki dostały w prezencie po komplecie przewodników po mieście w wersji dla dzieci z zadaniami do wykonania i planem wycieczki . Znajoma z redakcji nakupiła mnóstwo zawieszek z motywami kaszubskimi i kilka kotów ( koty to jej hobby) z przeznaczeniem na choinkę a dziewczynki kolejne drobiazgi. Ja dokupiłam sobie kolejny magnesik na lodówkę , tym razem z Chojnicami . Takiego jeszcze nie miałam , a mam już sporą kolekcję z różnych miejsc na Kaszubach . Po obiedzie pożegnaliśmy towarzystwo i pojechaliśmy na spotkanie z naszą kaszubską przyjaciółką. Bardzo się ucieszyłam , że mogliśmy się spotkać . To już niemal tradycja , że wpadamy do ich MBD pzry każdym pobycie w okolicy. Fusilko , bardzo , bardzo Ci dziękujemy za spotkanie i za to ,że znalazłaś dla nas czas mimo tych wszystkich trudnych spraw , z którymi musisz sobie radzić. No i oczywiście za wspaniałe prezenty! Jesteś mistrzynią szydełka i pyszności!
W drodze powrotnej wstąpiliśmy znów do sklepiku z pamiątkami. Tym razem ludzi nie było , oprócz mojej synowej . Wróciła , żeby kupić koszulki z kaszubskim wzorem dla siebie i wnusi. Reszta czekała w pobliżu a znajomy z redakcji pilnował w ośrodku dzieciaki. Ja tym razem kupiłam śliczny kaszubski czajnik do herbaty z porcelany , drewnianą żaglówkę do moich morskich dekoracji i śliczną , drewnianą , rzeźbioną bombkę na choinkę ( wychodzi, że kaszubskich choinek w tym roku będzie więcej , bo zawieszki mam własnej roboty - żadem problem dorobić więcej ) . Wieczorem znów przysiedliśmy przy ognisku , ale już bez alkoholowych dodatków . Chłopaki zapodali po butelce piwa do pieczonej kiełbaski i tyle. Wiadomo , następnego dnia czekała nas jazda do domu ; nikt utraty prawka nie zaryzykuje . Zjazd emerycki urządzał dyskotekę  , na którą zapraszali wszystkich mieszkańców ośrodka . Za didżeja robił sam syn szefa ośrodka , zaprzyjaźniony zresztą 
z nami od ubiegłorocznej integracji . Na dyskotekę poleciał nasz starszy wnusiu z młodszym synem naszego pracusia i jeszcze jedną dziewczynką z sąsiedztwa. Z miejsca zawojowali całe towarzystwo tak im tańce wychodziły .Wnusia poszła ze starszym synem pracusia na pomost łapać ryby ( nałapali okoni)  a jej przyjaciółka jakiegoś focha strzeliła i siedziała obrażona kawałek od ogniska aż ją mama wysłała do pokoju spać . Poszło ponoć o zgubioną bluzę . Około północy emerycka dyskoteka się skończyła , a cała eka wsypała nam się na ognisko i jak wyżej : "jedna flaszka , druga flaszka " itd .ale byli mili , przedstawili się , dało się z nimi podać i pożartować. A potem dołączył syn szefa z gitarą i zaczęły się śpiewy gremialne. Wychodziło średnio. Po godzinie zaczęły mi uszy cierpnąć i gitarzyście chyba też od tego fałszowania. Zwinęliśmy się przed pierwszą a reszta siedziała jeszcze z godzinę , emeryci jeszcze dłużej. 
No i na tym właściwie koniec ; niedziela znów okazała się upalna i słoneczna więc po śniadaniu znów ruszyliśmy na wodę , poszaleć na motorówce . Niestety dwa zimne dni temu nie sprzyjały . Około 12.30 spakowaliśmy wszystko do aut i wyruszyliśmy w drogę powrotną zaliczając po drodze obiad w Charzykowych . Do domu dotarliśmy około 19.30. 
Z Kaszub przywiozłam jeszcze kilka skarbów ; szyszki sosnowe , śliczne świeże i czyściutkie . Wymienię te , które mam pochowane w pudelkach ze świątecznymi ozdobami , już nieco wiekowe. I przyznaję się bez bicia , podkradłam z wyrębu dwa drewniane kołki . Pocięliśmy je dziś na kawałki , jeden przerobie na brzozę ( podobno wnusia uczulona i z prawdziwą brzozą nie powinna mieć do czynienia ) i będą zdobić w zimie nasz niby - kominek . 

No i to by było na tyle . Fotek nie mam tym razem za dużo , a to co mam pokażę jutro w osobnej notce , muszę trochę nad nimi popracować .







niedziela, 18 czerwca 2017

18.06.2017 hej , hej! Wróciłam !

Relacja jutro a i ta czy tamta focia też się znajdzie . Dziś tylko chciałam się przywitać . Padnięta jestem po podróży , pakowaniu i rozpakowywaniu , no i muszę się nastawić na powrót do pracy.