Lucia wywołała temat zabawek i poszło... Miałam w planach notkę o odnalezionej , zabytkowej lalce a tu taki temat. Telepatia jakaś czy coś ? A jak by tego było mało zostałam poproszona o kawałek o kamieniach a dokładnie to o krzemieniu. Myślałam o tym ,żeby w jakiejś formie popełnić czasem coś ż życia kamieni i akurat jestem na etapie zastanawiania się nad formą. Skoro tak , to muszę wrócić do opowiastek i od rzeczonego krzemienia zacząć. O cierpliwość jednak proszę , muszę się troszkę do tematu przygotować i doczytać to i owo z moich annałów. Obiecuję się wywiązać w najbliższym czasie.
A wracając do lalki. Liczy sobie lat około 80! Kiedyś należała do mojej matki i jej sióstr , a kiedy pojawiłam się na świecie została moją własnością. Innych dzieci jeszcze długo w rodzinie nie było , to mi się trafiła. Nie specjalnie ją lubiłam , nie pamiętam jednak dlaczego. Mam zdjęcia z nią zrobione w wieku 2-3 lat i jedno jako noworodek , gdzie siedzi nad moim łóżeczkiem. Oryginalnie miała strój krakowski ale inne sukienki szyte dla niej przez moją babcię też. Imiona zmieniała niemal tak często jak ja czytałam książki i zmieniały mi się książkowe idolki. Ostatnie imię , które pamiętam , to Agnieszka , ale dla jakiej bohaterki je dostała , tego nie pamiętam. Lalka już kiedy nią się bawiłam zaczęła się niszczyć. Pękał plastik ( do dziś myślałam ,że to plastik , ale nie , o tym za chwilę ) odpadały łączone z pomocą gumek ręce , nogi albo głowa . Ojciec to naprawiał i jakoś udało się ją ratować , al dla zamaskowania pęknięć na nogach i rękach została ubrana w stare ubranie czyli bluzkę z rękawem i falbankami i aksamitny serdak , na który naszyłam nowe cekiny, a że jak to za minionego ustroju bywało dostępne były tylko zielone , to są zielone. Uszyłam jej też długą spódnicę z tego co pod ręką czyli płótna ze starej poszewki i kolorowych wstążek. Czas dzieciństwa i zabaw lalkami odszedł do historii , dwie moje ulubione lale , w dużo lepszym stanie technicznym niż ta pojechały do domu dziecka a ta została gdzieś schowana i słuch o niej zaginął i to na długie lata . Aż tu kilka dni temu wchodzę rano do matki i kogo widzę? Tak właśnie , wiekową lalkę Agnieszkę . Siedzi sobie na kanapie rozparta na poduszkach. W starym , aksamitnym serdaku i lekko wystrzępionej, nadgryzionej zębem czasu spódnicy z kolorowych wstążek. Jakimś cudem się uchowała a matka wygrzebała ją z jakiegoś kąta . Cud, że nie wyrzuciła , albo potłukła jak stary dwustuletni zegar z kolekcji ojca, bo zdarzały jej się takie akcje. Na wszelki wypadek zrobiłam jej zdjęcie , właściwie to też z zamiarem pokazania jej tutaj jako kolejnego przedmiotu z historią . Nie mam pomysłu co z nią zrobić , bo wiekowa jest i należało by ja potraktować jak przedmiot z historią i zadbać o odrestaurowanie , a z drugiej strony jej stan techniczny jest opłakany , raczej nie do naprawy. Lucia u siebie zasugerowała naprawę . Poszperałam w tak zwanym międzyczasie w internecie i znalazłam kilka ciekawych informacji. Pierwsza to taka, że lalka nie jest z plastiku a z celuloidu czyli protoplasty plastików ( o ile dobrze pamiętam , co to za tworzywo , doczytam bo mnie to nurtuje) . Takie lalki są charakterystyczne dla lat 50-tych i to by się zgadzało . Na te lata wypada młodość matki i jej sióstr , Miała 9 lat kiedy skończyła się wojna , jej młodsze siostry są urodzone już po wojnie. I jeszcze jedna ciekawostka, lalki z celuloidu są bardzo cenne. Te w dobrym stanie osiągają ceny na aukcjach nawet i 700zł. Pewnie i moja jest takim kolekcjonerskim egzemplarzem , niestety stan techniczny nie do przyjęcia . Znalazłam jednak też części takich lalek . Akurat nie od mojej , ale od podobnych . Można kupić nogi , albo korpusy . Może kiedyś uda mi się trafić na taki zestaw do mojej i jednak uda się ją uratować . A oto i ona :
