Jak to zabawnie określa Lucia bo faktycznie większa część imprezy sprowadziła się go gadania. Na sobotni jubileusz miejscowego tygodnika wybieraliśmy się nie wiedząc kompletnie czego się spodziewać . Nikt nic nie mówił i żadne podpytywanie Zaprzyjaźnionych nie pomogło. Nikt nawet słówka nie pisnął Podejrzewałam ,że nie koniecznie będzie to typowa impreza z jedzeniem i przytupem , bo i obiekt gdzie się miało odbyć nie taki oczywisty . Nie żadna restauracja ani sala bankietowa , ani centrum konferencyjne tylko miejscowy dom kultury. I miałam rację . Okazało się przy okazji, że z kreacjami trafiłam idealnie. Podjechaliśmy dziesięć minut przed czasem , czyli akurat tyle, żeby oddać do szatni okrycia i przywitać się z dyrekcją , pogratulować i wręczyć upominek i list gratulacyjny. Chwilę później poproszono nas na salę i się zaczęło. Gadanie , czytanie , wspominanie , dziękowanie i znów od nowa . Najpierw był film zmontowany z wywiadów z paru znanymi w mieście osobami o tym dlaczego czytają nasz tygodnik i jak to jest bez niego. Trochę to jak dla mnie sztucznie wypadło, ale się większości się podobało. Potem dwoje dziennikarzy czytało podziękowania a szefostwo wręczało nagrody . I jak to na każdej szumnej GALI ( bo to gala była jak się okazało) każdy wywołany i obdarowany został zaskoczony i nie wie co powiedzieć – kojarzycie ? A potem dziękował szefostwu , burmistrzowi , rodzinie , swojemu kotu i wszystkim świętym – kojarzycie? Strasznie mi się z tego chciało śmiać , ale nie wypadało więc grzecznie słuchałam i nawet poklaskałam. W następnej kolejności był a jakże mini – recital muzyków związanych z naszym miastem z racji pochodzenia . I tu pełna satysfakcja , bo pokazali pełen profesjonalizm i umiejętności na wysokim poziomie. Muszę w tym miejscu pochwalić nasz dom kultury, za to, że przy remoncie nie zapomnieli o akustyce i mamy naprawdę świetnie nagłośnioną salę widowiskową. Byłam tam po raz pierwszy po remoncie , choć już co najmniej rok jak się remont zakończył. Po tej części oficjalnej zaproszono nas do foyer w celu zdegustowania tortu jubileuszowego i wzniesienia toastu, po czym impreza przeniosła się na piętro , gdzie przygotowano party na stojąco z poczęstunkiem . Mini-dania były całkiem smaczne , alkoholu i innych napojów tez nie brakowało. I jak na takim party , gadało się z tym , to z tamtym , albo jeszcze innym , pojadało to i tamto, coś tam skubnęło , wypiło lampkę winka a czas sobie płynął . Około 21.30 zwinęliśmy się po „angielsku” jak to się kiedyś mówiło czyli nie żagnając się z nikim oprócz gospodarzy. Aha, nasz drugi informatyk jako wieloletni były pracownik tygodnika i wciąż jeszcze pracujący tam na umowę o dzieło dwie godziny w tygodniu też był zaproszony i dostał nawet nagrodę w postaci drewnianego zegarka – znaczy mechnizm osadzony w drewnianej obudowie . I słusznie, że dostał, bo pracował tam od 2001roku i mimo teraz już tylko w zasadzie dorywczej pracy ma najdłuższy staż zaraz po starym szefostwie. Starym , bo od czterech lat jest nowe. Ci pierwsi, założyciele odeszli na emeryturę a firmę odsprzedali młodszemu pokoleniu swoich pracowników. I tym samym mamy pierwszą z imprez z głowy.
Dziś nic szczególnego , dzień jak każdy. Testujemy naszą frytkownicę
. Dziś upiekłam w niej pierś z kurczaka i frytki. Jedno i drugie wyszło pyszne
! I Zajęło 20 minut + 10 minut przygotowanie. Z domowymi przetworami w postaci
ogórków po szwedzku i pomidorów marynowanych wyszedł super obiad. Zobaczymy jak
się sprawdzi przy odświeżeniu bułek, a mam w planach na kolację.