W zasadzie mam już wszystko żeby poświętować. Miałam co robić , dziś też , chociaż zapowiadało się na drobiazgi. Ale jak to w takich przedświątecznych zajęciach , jak się coś zacznie to zaraz pojawia się coś co koniecznie też trzeba zrobić. Ale koniec , przynajmniej do późnego wieczora, bo zamierzam jeszcze nakryć stół, żeby już jutro tego nie robić. Byłam z koszyczkiem poświęcić jedzenie jak to robię od dziecka rok w rok. Mój koszyk jest bardzo tradycyjny : jajka – pisanki, chleb , kawałek kiełbasy, baranek z masła , sól i pieprz, malutka babeczka , dla dekoracji kilka cukrowych jajeczek, gryczpan ( bukszpan inaczej) i kolorowe wstążeczki, wszystko ułożone na białej serwetce . Czemu o tym wspominam ? bo koszyki jakie ludzie zanoszą do święcenia dawno zatraciły swoją pierwotną tradycję. Dziś jest w nich wszystko, zwłaszcza w koszykach dzieci; mało kto trzyma się tylko tradycyjnych ingrediencji. Zauważyłam mnóstwo słodyczy, jakieś wafelki, snikersy , nawet soczki w kartoniku i maskotki , jeśli jajka to czekoladowe , podobnie jak baranki czy zajączki. Zając wielkanocny to głównie nasz, wielkopolski zwyczaj, choć ostatnio powędrował i do innych regionów. Przyglądałam się trochę ludziom i doszłam do wniosku , że mało kto świętuję wymiar duchowy. Nie wielu podchodziło pomodlić się przy grobie. W tym roku zresztą mniejszym i prostszym ale i bardziej eleganckim niż zazwyczaj. Jeśli o mnie chodzi to nigdy specjalnie po drodze do kościoła mi nie było. Oczywiście chodziłam , bo tego wymagali rodzice i babcia ale od lat już nie praktykuję. I zastanawiam się siedząc tam z koszyczkiem święconego na kolanach , co właściwie tu robię co jeśli wziąć pod uwagę miejsce było w pewnym sensie obrazoburcze. Wyszło mi , że kultywuję tradycję , nasze dziedzictwo kulturowe jakim są zwyczaje związane z Wielkanocą . Jeszcze jednym świętem wywodzącym się wprost od naszych słowiańskich przodków a zawłaszczonych przez Chrześcijaństwo , jak i wiele innych świąt. I jeszcze się zastanawiam czy aby na pewno rozumiemy duchowy wymiar śmierci zmartwychwstania. Bo z jednej strony ofiara, poświęcenie w imię zbawienia od grzechu całej ludzkości raz i na zawsze , a z drugiej wciąż przychodzimy na świat naznaczeni grzechem pierworodnym , czyli ofiara niczego nie zmieniła a więc poszła na marne. Jak to się ma więc do twierdzenia, że Bóg nas kocha i dla naszego zbawienia poświęcił syna . Jeśli ta ofiara niczego nie zmieniła to czy na pewno jest to kochający ludzkość Bóg czy tylko wymagające , egoistyczne bóstwo … No i zebrało mi się na filozofowanie , akurat w Wielką Sobotę…
Kochani odwiedzający moją szafunierkę z okazji Świąt życzę Wam radości i nadziei ! Niech ten świąteczny czas przyniesie optymizm i nową energię. Spędzajcie te Święta tak jak lubicie najbardziej. Niech upływają po woli i pozostaną niezapomniane.I tradycyjnie: smacznego jajka i wesołego dyngusu!