O samej hucie i procesie produkcyjnym pisałam już tu kiedyś , a dokładniej to w lipcu 2021 . Zawsze jednak można tam odkryć coś nowego. Te rzeźby na ścianach wykonano z korzeni . Nie mam pojęcia kto , nie udało mi się tego dowiedzieć ale bez wątpienia robią klimat. Zostały zawieszone w nieco mrocznym holu . Nie wiem tez co obrazują . Dla mnie ta poniżej to statek grozy
babusia

Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy
sobota, 20 lipca 2024
20.07.2024 Przerywnik - pierwsza fotorelacja - dziś huta szkła
piątek, 19 lipca 2024
19.07.2024 Post scriptum
Całkiem mi z głowy wyleciało. Muszę się znów wnusiem pochwalić . Nasz najmłodszy - lat niecałe 9 , pojechał pod namiot nad Wartę . Z kolegą i jego rodzicami, dokładnie to z naszym pracownikiem jego młodszym synkiem i żoną . Pracuś jest jakimś strażnikiem rybackim i tak czasem w ramach dyżurów koczuje nad rzeką . W nocy wybrał się z na ryby , a chłopaki z nim .I nasz wnusiu złowił swoją pierwszą , wielką rybę ! Leszcza , jakieś 40cm długości . Jestem w szoku !
19.07.2024 Zwyczajny piątek
Bez zawirowań w pracy ( sezon ogórkowy) i walki z warzywnymi potworami w ilościach hurtowych . Na dziś odpuściłam , zabrałam się za sprawy domowe i zakupy na jakieś dwa tygodnie . Wypadało by jeszcze solidnie chatkę posprzątać , a nie "po łebkach" , ale się przecież nie sklonuję . Póki co i tak działka rządzi . Jutro wybieramy się po deski na kolejne grządki . Nie żebyśmy musieli je od razu montować , ale jeszcze mamy wana do dyspozycji. Na razie się nie sprzedał, to skorzystamy i przywieziemy. Kupiłam w aldim wagonik dąbków. Są w kolorze rudym. Były jeszcze żółte , bordowe i różowe . Najchętniej bym pomieszała , ale się nie dało. Jutro posadzę i może dokupię jeszcze coś na zieleniaku. A jak juz te deski przywieziemy zajmiemy się zaległym sprzątaniem w domku i wyrywaniem chwastów , bo sporo ich wyrosło podczas naszej nieobecności.
Teoretycznie według pogodynek, jest poniżej 30 na plusie ale jakoś trudno to stwierdzić , bo wciąż żar leje się z nieba .
czwartek, 18 lipca 2024
18.07.2024 Wyprawy dzień trzeci
12.07.piątek trochę różności i początek wystawy
Tego dnia mieliśmy trochę czasu , bo Agatowe Lato zaczynało
się dopiero o 15.00. Po śniadaniu i dłuższym przesiadywaniu na patio hoteliku
Europa z kubeczkiem kawy w ręce ( jaki to luksus , tak sobie siedzieć i nic nie
musieć !) wybraliśmy się do pobliskiej
huty szkła Pana Borowskiego. Naszym łupem padły – a jakże-kolejne,
kolekcjonerskie bombki na choinkę oraz tak zwane przez nas „szklaczki” czyli
miniaturowe figurki ze szkła, co oczywiście zaprezentuję w fotorelacji. Hutę
odwiedzaliśmy już kilka razy , kiedyś widzieliśmy nawet proces produkcji , ale
i tak zawsze odkrywamy tam coś nowego. Tym razem to inspiracje stempunkiem . Kilka
prac artysty- hutnika nawiązywało klimatem do rewolucji przemysłowej i co za
tym idzie stylu , z którego powstał steampunk. Zdecydowana większość tych
artystycznych przedmiotów jest poza naszym zasięgiem cenowo, ale może kiedyś
jakiś drobiazg nieco większy od bombek na choinkę sobie sprawimy? Ceny dawno przestały mnie dziwić , bo to co
wyrabiane jest w tej hucie ma wielki walor artystyczny. Po zwiedzeniu huty
wstąpiliśmy do pobliskiego centrum ogrodniczego . Tak sobie , zobaczyć co tam
można do ogródka , a wyszliśmy z nową gablotką do kamieni. Taki fart
promocyjny. Gablota była przeceniona dwukrotnie i od tej obniżonej ceny jeszcze
nam udzielono 50% rabatu. Taki przedmiot na „pozbycie „ . Teraz intensywnie
myślę , gdzie powinno być jej miejsce i chyba już coś wymyśliłam . Skończy się
małą rewolucją w sypialni , „przodkowie” zmienią miejsce pobytu (czytaj
wiszenia na ścianie w ramkach ) a
gablota zawiśnie na honorowej ścianie ale to nie przesądzone. Z centrum
ogrodniczego udaliśmy się do nowego muzeum ceramiki, które polecił chyba sam właściciel
huty i twórca w jednej osobie . Jest tam kilka osób ale dwaj panowie wydają się
tam dowodzić i akurat w dniu kiedy zwiedzaliśmy jeden z nich obsługiwał sklepik.
Muzeum mieści się w Bolesławcu , w starym , ale pięknie odrestaurowanym budynku
i jest bardzo nowocześnie wyposażone. Oprócz sal z ceramiką posiada jeszcze
salę napoleońską i starą aptekę . Bardzo ciekawe ekspozycje pokazujące związki
Bolesławca z czasami napoleońskimi i fragment życia miejskiego z przełomu wieków
XIX i XX . W aptece opowieść snuje hologram
aptekarza . Obejrzeliśmy wystawy ceramiki związanej z Bolesławcem , bo z tego
przecież słynie ten rejon a potem poszliśmy na piętro , gdzie była czasowa
wystawa ceramiki włoskiej i norweskiej. Wystawa akurat dobiegały końca i zdjęto
już zabezpieczenia , o czym uprzedzała przed wpuszczeniem pani kustoszka .
Włoska ceramika jak się okazuje jest bardzo cenna i nie były to repliki , a
oryginalne dzieła. Wierzcie mi ; rzuca na kolana . Najcenniejszy z tych
egzemplarzy wart jest 380 tysięcy euro. Pokażę co ciekawsze egzemplarze na
zdjęciach . Po drugiej stronie Sali wystawiono porcelanę norweską . Sądzę, że
to ekskluzywne ale jednak użytkowe egzemplarze . Wzory również zaprezentuję .
Wiele z nich nawiązuje do norweskich wzorów na swetry .
Po obiedzie, objedzeni po uszy plyndzami ruszyliśmy do
Lwówka Śląskiego na Agatowe Lato. Zaczęliśmy od stoisk , a taaak: ogródkowych ,
bo i wystawa rolnicza się tam rozłożyła. Nawet chodziło mi po głowie kupić kilka okazów do ogródka , ale w końcu odpuściłam
, Nadal jednak mam mieszane uczucia , bo kwiaty były piękne i kolorystycznie
pasowałyby do mojej ogródkowej koncepcji. A potem udaliśmy się na stoiska z
kamieniami . Zgodnie ze strategią nie kupowaliśmy, skupiliśmy się na oglądaniu
. Oczywiści spotkaliśmy paru stałych bywalców , bo to w gruncie rzeczy
zamknięty światek . I nie ma to jak być hobbystą , a może już maniakiem. Jeden
kupił nowy regał i wyszykował całą ścianę pod kamienie , drugi przeznaczył na
nie całe pomieszczenie w nowym domu , a my kupiliśmy nową gablotkę. Wyobraźcie
sobie te salwy śmiechu kiedy się zgadaliśmy w ten sposób oglądając jedno ze stoisk.
Wystawą jak zwykle rządzą mody. W tym roku królowały agaty z Botswany, wszystko
co pochodziło z Malawi w Afryce , oraz indonezyjski agat winogronowy . Pojawiło
się też sporo wiwianitu . Jeszcze ze 3 lata temu pojawił się jako ciekawostka ,
nie budził prawie żadnego zainteresowania i kosztował grosze . W tym roku był
jednym z hitów wystawy a ceny skoczyły do niebotycznych poziomów. Rozejrzeliśmy
się po stoiskach, upatrzyliśmy sobie kilka okazów a zakupy zaplanowaliśmy na dzień
następny. Z wystawy wygonił nas rzęsisty deszcz.
środa, 17 lipca 2024
17.07.2024 Słabo mi idzie
relacjonowanie wyprawy , a wszystko przez działkę , bo jak wspomniałam wyhodowałam potwory , w dodatku w ilości hurtowej , a jako Wielkopolanka nie mogę pozwolić żeby to się miało zmarnować . Duch mojej babci też czuwa , no to mam, o co się prosiłam. Góry warzyw do przerobienia . Zatem przerabiam. Na pierwszy rzut poszły ogórki. Oprócz tego co wcześniej zakisiłam dziś zrobiłam sałatki i "po szwedzku", no prawie po szwedzku , bo zalewę mniej słodką . Jutro powalczę z cukinią , a w sobotę będą kolejne zbiory do zagospodarowania. A wyrosło mi nie mało i wszystko wielkie . Największe korbole - już mają po 40cm średnicy , a co będzie jak dojrzeją i będą gotowe do zbiorów? Za chwilę też zacznie się jabłkowy armagedon. Takiej ilości jak w tym roku i takich rozmiarów jabłek dawno już nie było. Właśnie się słoiki z tym ogórkowym dobrem pasteryzują a ja korzystam z wolnej chwili i skrobię parę słów.
Tak poza tym , popsuła nam się kuchenka mikrofalowa. Już po raz drugi. Raz ją małżonek naprawił ale drugi raz już się nie dało. Mamy już nową . Trafiła z aldim w jakiejś promocyjnej cenie to kupiliśmy nie wiele się namyślając.
Jeszcze o chwilę cierpliwości proszę w kwestii relacji z wyjazdu , bo się nie wyrabiam.
wtorek, 16 lipca 2024
16.07.2024 Wyprawy dzień drugi i wzmianka o pierwszym
Tak mniej-więcej napisałam o pierwszym dniu wczoraj. Poza podróżą i zawirowaniem z nawigacją właściwie nie ma o czym pisać . Podróż w upale i to tyle. A ta nawigacja to już nie pierwszy raz nas wpuściła w jakieś nieprawdopodobne miejsca. Dzieje się to zawsze w tym samy miejscu i zawsze gdy jedziemy do. Gdy wyjeżdżamy już jest prawidłowo. Tu sie dzieje coś dziwnego . Działa chyba jakaś magia albo co ? Pierwszy dzień zakończyliśmy na uroczym ryneczku w Bolesławcu , przy kolacji i przepysznej tureckiej herbacie - gratisowej do kolacji. Ale przedtem udało nam się zwiedzić bazylikę mniejszą czyli kościół, który zwykle był zamknięty na głucho . Ten sam , na ścianie którego odkryłam swoją ulubioną łacińską maksymę "Hora fugit, mors venit; umbra transit, lux manet". Sam budynek kościoła jest gotycki, ale wystrój barokowy. Jak wiele kościołów na tamtym terenie. Było co oglądać. W swoim czasie pokażę parę ciekawych zdjęć.
Dzień drugi możemy śmiało uznać za bardzo udany i określić jako rycerski. Dlaczego rycerski ? Bo udało nam się zdobyć dwa zamki. Tak naprawdę to w żadnym oblężeniu udziału nie braliśmy , zamki zwiedziliśmy po prostu. Zaraz po śniadaniu wybraliśmy się do Siedlęcina z jego wieżą książęcą i jedynymi w swoim rodzaju freskami nawiązującymi do legendy o Królu Arturze. Freski są autentyczne , pochodzą z roku ok. 1320 i zachowane w miejscu gdzie powstały. Obrazy uwiecznione na murach wieży należy czytać od pasa dolnego , od lewa do prawa , jak wszystkie inne średniowieczne malunki , opowiadające poprzez obrazy i symbole historie lub legendy . Freski opowiadają o kilku epizodach z życia sir Lancelota . Freski są pełne symboliki i nawiązują również do etosu rycerskiego. Danych historycznych nie będę rozwijać , łatwo je znaleźć w internecie. Wieża i jej archeologiczne skarby wciąż jest w renowacji i wciąż toczą się tam badania naukowe. Ciekawe co jeszcze odkryją ? Wieża książęca była częścią warownego zamku. W tej chwili przetrwała właściwie tylko ona. Samo wejście na wieżę nie jest najgorsze , schody choć stare i wysłużone są w miarę równe. Na pierwszej kondygnacji była też mini - wystawa witraży inspirowanych średniowieczem. Zwiedzanie zakończyliśmy pyszną herbatą w barze U Lancelota - fajnie zresztą zaaranżowanego ; w średniowieczną stylizację wkomponowano całkiem współczesny kontener gastronomiczny . Po wypiciu herbaty ruszyliśmy do Bolkowa z zamiarem przyjrzenia się bywalcom festiwalu gotyckiego Castle Party. Specjalnie przygotowałam na ten dzień czarne ciuszki ( co nam się później opłaciło ) żeby lepiej poczuć klimat i wtopić się w otoczenie. Po pandemicznej zapaści miasteczko odzyskało werwę i znów żyje dla tej imprezy. Jak to w latach ubiegłych bywało sklepiki, knajpki , lodziarnie oraz wszelkie budki i stoiska oferują towar dla bywalców. Jak zwykle odbyliśmy spacer po miasteczku , częściowo w podcieniach kamieniczek . I tu taka dygresja: mocno zabrudzona witryna , zamknięte na głucho drzwi, przed wejściem kałuża wody (chyba?) , na szybie logo pis i napis "biuro poselskie Elżbiety Witek - zapewne z szacunku dla wyborców to wszystko. Poszliśmy dalej kierując się do zamku. Już samo podejście pod zamek wymaga pewnego wysiłku, bo jak każde średniowieczne zamczysko i ten jest zbudowany na wysokich skalach. A przy bramie na dziedziniec niespodzianka ! Można zwiedzać ! Wszystko z wyjątkiem sal muzealnych - te ze względu na imprezę były już zamknięte. Zwykle gdy zaczynał się festiwal wejście na dziedziniec zamkowy było tylko dla posiadających karnet , a tym razem otwarte ! W końcu się udało , a przypomnę , że to nasze 4 podejście pod mury Bolkowa. Przy kasie kolejna niespodzianka ; Za prawie gotycki anturaż zniżka na bilety! Najwyraźniej kasjer ubraną w długą, czarną suknię z wiktoriańską zawieszką na szyi starszą panią i odzianego w koszulkę fana Within Temptation starszego pana uznal za miłośników gotyku i uczestników festiwalu. Zwiedzanie zamku a wejście na wieżę szczególnie okazało się nie złym wyzwaniem. Bardzo nierówne i bardzo wysokie schody dały nam w kość, ale kto jak nie my. Czuję do dziś w nodze tę eskapadę ale radę dałam, z czego bardzo się cieszę . A widoki z zamkowej wieży zwalają z nóg. Zamek faktycznie ma ciekawą architekturę i faktycznie widać to z zamkowej wieży. Po wyjściu z zamku poszliśmy na obiad do baru Pod Arkadami - też nie po raz pierwszy. Na obiad trzeba było trochę poczekać, bo tłum głodomorów był nie mały. Było za to na co popatrzeć . Dyskretnie robiłam fotki , średnio mi to szło tak "z partyzanta" ale parę ciekawych stylizacji uchwyciłam co pokażę w fotorelacji. W miasteczku atmosfera zabawy i po prostu bycia razem , bez wzroku wbitego w smartfon za to z uśmiechem i otwarciem na innych. Takie pozytywne zakręcenie z nieco przerażającym anturażem , mocną ale piękną muzyką w tle. Pewnie coś w tym jest , co piszą na forach starzy bywalcy ; ktoś na festiwal jedzie sam , a wraca z paczką przyjaciół. Ludzie przyjeżdżają tam , by być razem i dobrze się bawić , a to się czuje. Gdy wyjeżdżaliśmy w parku właśnie zaczynały się wieczorne koncerty. Dzień zakończyliśmy na bolesławickiej starówce .
poniedziałek, 15 lipca 2024
15.07.2024 W zasadzie
powinna być relacja z wyprawy , ale na to potrzebuję czasu na przygotowanie . Tym razem więc zacznę od końca czyli czegoś w rodzaju podsumowania . Opowieści o tym co przeżyliśmy i co widzieliśmy zamieszczę wkrótce. No i okazy zdobyczne muszę opisać , obfotkować i skatalogować. Nie szaleliśmy za bardzo ale pusto nie wróciliśmy , mamy też kilka naprawdę ciekawych artefaktów. Będzie co oglądać, to mogę zagwarantować. Wyjechaliśmy na kompletnym luzie w nieznośnym upale i jechaliśmy nie śpiesznie. Jak to zwykle bywa z przygodami . Wszystko z powodu nawigacji. To urządzenie jest wprawdzie przydatne , ale i głupie. Wpuściło nas w trasę , jak z filmu grozy. Dzięki temu jednak dowiedzieliśmy się , że w kraju wciąż jeszcze są drogi z kocimi łbami. Ale za to jakie widoki !!! Hotel Europa stoi na swoim miejscu . Nic się w nim nie zmieniło, no - prawie nic. Ten sam wystrój z lat 90-tych. Pamiętacie ? To były czasy gdy nie obowiązywały zasady dobrego smaku , królował kicz a wszystkie przydrożne bary od Warszawy do granicy z Niemcami nazywały się "Europa" lub "Europejski" . I tak tam zostało. Właściciele też wciąż ci sami .Choć już wiekowi to wciąż tak samo sympatyczni i otwarci na gości i nawet ekspres do kawy wciąż ten sam , pamiętający ... no na pewno lepsze czasy pamięta. Jedynie nieco wcześniej zamykają jadalnię przez co na wieczorną herbatkę musieliśmy jeździć na stację paliw. Na swoim miejscu zastaliśmy też Kamionkową Chatkę - przydrożną restauracyjkę , w której się stołowaliśmy już kilka razy . Był i ten sam kelner. Region tak samo przyjazny ludziom , tak samo dobrze karmią i jeżdżą jak szaleńcy po wąskich i krętych drogach. Przyznać jednak muszę, że w końcu nauczyli się parzyć dobrą kawę. Podobnie jak w latach poprzednich , gdy odwiedzaliśmy Dolny Śląsk zawarliśmy mnóstwo przypadkowych znajomości, odbyliśmy mnóstwo ciekawych rozmów , poznaliśmy wiele tajemnic związanych z tamtymi rejonami. Tym razem nawet miejscowi bywalcy barów z wyszynkiem ( chciałam napisać menelki, ale nie , przecież wcale tacy nie byli ) zaprosili nas do kompanii. Siedzieli wciąż w tym samy miejscu , co wieczór wypijali we dwóch półlitrówkę i obgadywali przechodzące dziewczyny. Czasem zagadywali gości zasiadających w barowym ogródku , jak nas. Wyjazd choć krótki , ale udał nam się wyśmienicie. Zwiedziliśmy kilka obiektów, wzięliśmy udział - tak na pół gwizdka, co prawda ale jednak w festiwalu Castle Party i powiększyliśmy naszą kolekcję.
A na działce wyhodowałam potwory ! Ale o tym zrobię osobny wpis.
niedziela, 14 lipca 2024
14.07.2024 Hej! Hej! Wróciłam !
I obiecuję solidną relację z wyprawy i dużo , dużo zdjęć , ale trochę mi zajmie przygotowanie wszystkiego . Było super ! I tylko szkoda, że tak krótko .