babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 13 stycznia 2024

13.01.2024 Zakupy udane

 Trochę się nachodziliśmy , ale było warto . Małżonek ubrany na dobre dwa sezony , a ja sobie kupiłam buty. Nic innego specjalnie nie potrzebowałam więc i nie szukałam za bardzo. Warto się wybrać w sezonie pod hasłem "wyprzedaże" . Większość z dużymi rabatami, albo drugi egzemplarz z dodatkowymi rabatami. Najważniejsze jednak, że kupiliśmy to co było potrzebne , czyli kurtkę. Oprócz tego kupiliśmy koszule dla małżonka i to aż trzy . Opłaciło się , bo wszystkie za 1/3 ceny , do tego krawat ( a jakże, nie odmówiłam sobie ) i drugi dostaliśmy w gratisie. A przy kasie okazało się , że dwie koszule za 1/3 ceny, trzecia za 1zł . Czyli wyszło na to, że za to wszystko zapłaciliśmy mniej niż za jedną koszule w cenie regularnej. Ze trzy co bardziej znoszone mogę spokojnie skasować a kurtkę rozprutą na plecach pozszywam i posłuży jeszcze na działce. I tak sobie krążyliśmy po sklepikach. W jednym trafiłam na wyprzedaż butów . Kilka mi się podobało, ale jak to bywa rozmiaru nie było. Cos mi się jednak trafiło. Wygodne typu "oksfordki" i oczywiście czarne. Na wiosnę jak znalazł.

piątek, 12 stycznia 2024

12.01.2024 Namieszali

 nasi kontrahenci . Nie wiem jak i po co - może to jakaś wewnętrzna księgowość istotna dla nich -ale spotkałam się z tym po raz pierwszy , odkąd zajmuję się rachunkami w firmie. Tylko nijak nie mogę załapać po co i dlaczego przysłali to do nas . A nasze księgowe uznały, że to korekta i zaksięgowały . No i wyszedł kociokwik , bo ja sprzętu nie zwracałam dostawcy , fakturę końcową do zaliczkowej dostałam w październiku, towar na zamówienie więc przedpłacony i dawno pracuje u klienta  , a korekta do faktury zaliczkowej przyszła z datą grudniową . Po co ??? A kij wie. Koniec końców dziewczyny mi naliczyły o 6 tysięcy więcej vatu niż powinno być , kazałam im poprawić , a pół dnia wisiałam na drucie, żeby sprawę wyjasnić z kontrahentem . Stanęło na tym ,że mi odpiszą . W ogóle mi dziś nie szło . Z gadżetów na imprezę udało mi się załatwić kilka kubeczków u naszego dostawcy i ściereczek do naczyń w zaprzyjaźnionej pasmanterii. Inni mają braki w reklamówkach. No i nic dziwnego, każdy tnie koszty a od reklamy się zaczyna. 

No i tak to się kula . Popołudnie zaliczyliśmy na zakupach . Po świątecznych przysmakach słuch zaginął , w lodówce przestrzeń i światło , trzeba było zapasy uzupełnić . Parę innych potrzebnych w domu rzeczy też, no to się wybraliśmy . Zrobiłam też zakupy dla matki . Jutro planujemy wybrać się po kurtkę dla małżonka . Właśnie "zajechał" drugą . Jakimś cudem ją podarł , na plecach. A co poza tym ? A się zobaczy...

czwartek, 11 stycznia 2024

11.01.2024 Jak to w zimie

 tej dzisiejszej, nie takiej jak sprzed lat. Po siarczystym mrozie dziś cos na kształt odwilży , co w efekcie wszystko okrywa warstewką lodu. Auto obdrapywałam kilka razy w ciągu dnia. W pracy nawet nie źle , dzieje się sporo jak na początek roku. Może będzie lepiej. Ale jak to u nas co się polepszy, to się popieprzy więc nie należy się specjalnie cieszyć . Złoty środek wskazany. A ,że się popieprza to wiadomo; kolejny głupi bo niedopracowany pomysł , tak zwany KSEF ( syf nie ksef) czyli elektroniczny system faktur. Nikt nic nie wie i nie rozumie. Cos jak z tym kurewskim ładem. Wszyscy liczą , że to wstrzymają i dopracują, bo prawdę mówiąc , w tę stronę to pójdzie tak czy inaczej. Dzisiaj mi się program fakturowy zaktualizował, no i już się pojawiły "ksefne" zakładki tyle, że na razie nie aktywne. Kupiłam nowy numer Cuntry. Jak zwykle mnóstwo fajnych przepisów na potrawy z modrej kapusty, rękodzieło i ciekawostki przyrodniczo - ogródkowe. Chyba będę kupować co miesiąc. Jutro mam dzień w locie , mnóstwo spraw do załatwiania w mieście, a skoro i tak muszę różne miejsca odwiedzić , to się o gadżety na aukcję do szkoły poprzymawiam . Może jeszcze cos skołujemy. Biednie w tym roku w firmach . W sobotę wybieramy się na jakieś konkretniejsze zakupy. Mężuś pilnie potrzebuje zimowej kurtki, a ja zobaczę , może się na coś skuszę. 

środa, 10 stycznia 2024

10.01.2024 Dziś słów kilka o książce

 Zażyczyłam sobie od Gwiazdora . Skończyłam czytać już kilka dni temu i zapomniałam się tym pochwalić , nadrabiam więc niniejszym :

"Sydonia " A dokładnie to „Sydonia słowo się rzekło” . Niezwykła książka o niezwykłej kobiecie . I choć znałam  historię pięknej szlachcianki z rodu tak starego, że na Pomorzu mówiło się , że coś „jest tak stare jak Bork i diabeł”  z innych źródeł , wiedząc kim była i jaki ją spotkał koniec, ze strony na stronę podobała mi się coraz bardziej i czytałam z zapartym tchem . Legenda Pomorza , czarownica spalona na stosie. Jej postać przez wieki obrosła w różne wątki , przypisywano jej wygubienie własnego rodu oraz panującego na Pomorzu rodu Gryfitów, rozlicznych kochanków i paranie się czarami. Prawda o tej nietuzinkowej kobiecie jest jednak inna . W czasach gdy o wszystkich aspektach życia decydowali mężczyźni – a był to przełom XVI i XVII wieku najzwyczajniej w świecie stawiła im czoło. Na swój sposób była feministką i to taką walczącą . Odkryła siłę prawa i postanowiła z tego skorzystać . A walczyła o majątek zapisany jej w testamencie , którego bezprawnie ją i jej siostrę pozbawił brat. Walczyła z pomocą prawa i paragrafów . I całkiem nie źle sobie z tym radziła. Z innymi sprawami też , jak choćby zarządzaniem gospodarstwem w sytuacji gdy została pozbawiona dochodów i środków na utrzymanie. Była przy tym osobą wykształconą jak na tamte czasy , interesowała się wieloma sprawami, znała na leczeniu ziołami i produkowaniu kosmetyków i środków leczniczych i nawet wybudowała dla siebie nie wielki dom, za własne zarobione pieniądze. Świat widział w niej jednak tylko zgorzkniałą, kłótliwą babę, które nieustająco procesuje się z własną rodziną . Gdy była już kobietą leciwą oskarżono ją o czary . Ale i tu łatwo nie poszło. Przyznanie się do czarostwa wymuszono na niej torturami, ale gdy tylko stanęła ponownie przed sądem odwołała swoje zeznania , co zaskutkowało ponownymi torturami i wyrokiem śmierci. Jako szlachciankę ścięto ją jednak mieczem a ciało spalono. Książka Pani Cherezińskiej obala mity , w które obrosła jej historia. Autorka napisała tę książkę wyłącznie na podstawie dokumentów sądowych i jej listów, które zachowały się w archiwach w całości. Nie prawdą okazały się jej liczne romanse i rzucane klątwy. Jak zwykle lekkie pióro Pani Cherezińskiej dodaje tej historii uroku , czyta się świetnie , poznając historie Sydonii i przyswajając solidną porcje wiedzy historycznej przy okazji. Przeczytajcie , nie będziecie żałować !  I jakie piękne to imię Sydonia , w każdym razie mnie się bardzo podoba,

wtorek, 9 stycznia 2024

9.01.2024 Post scriptum

 do wcześniejszego wpisu . A jednak siedzą . Ukłon do policji , że tym razem się wywiązała . Znak, że świat znów ma szansę stanąć na nogi. 

9.01.2023 Miało być o zimie po raz drugi ale ...

 świat do góry nogami się wywraca , aż się prosi gwiazdkami rzucać. A myślałam ,że już koniec tej degrengolady i choć przyjdzie jeszcze długo zaciskać zęby zanim nowy rząd zaprowadzi porządek to jednak idzie w dobrą stronę . A  tymczasem zrobił się taki kociokwik , że nawet mój 40 centymetrowy "szczurzy ogon" jeży mi się na głowie i słupka staje jak zajęcze uszy. Skazani za przestępstwo pospolite prawomocnym wyrokiem z nakazem aresztowania i doprowadzenia na odsiadkę kryminaliści  są zapraszani do pałacu prezydenckiego (sic!) . Co tu powiedzieć ? Autorytet prezydenta sięgnął bruku ( trawersując wiersz Norwida) , jako państwo zostaliśmy ośmieszeni przez głowę państwa ( wybaczcie małe litery ale w tym wypadku duże byłyby nadużyciem) . Na dodatek cała ta przegrana frakcja okazała się żałosna i bez odrobiny godności . Nie umieją po prostu odejść , uznać swoją porażkę i po prostu przyjąć rolę jaką im wyznaczyli wyborcy czyli opozycji - jak to się dzieje w każdym cywilizowanym kraju. Ale nie , oni żyją w swoim alternatywnym świecie i próbują stwarzać narrację, że to tylko chwilowo, że oni zaraz wrócą i będą dalej rządzić , wręcz się odgrażają . De facto tworzą fikcję i destabilizują działania prawowitego rządu i parlamentu. Dobrze chociaż , że nowy Marszałek Sejmu ma głowę na karku i przynajmniej ostatnią minę im rozbroił przesuwając posiedzenia Sejmu na przyszły tydzień i planowana zadyma im nie wypali tak jak sobie zaplanowali. No bo po co tej zjazd 11 ? Po to, żeby w świetle kamer urządzić rozróbę , a tymczasem nie wyszło. Pokrzyczą , postoją na mrozie i tyle, szturmu na sejm nie będzie.  Gdzie my do cholery żyjemy ? 

poniedziałek, 8 stycznia 2024

8.01.2024 Kiedyś to dopiero były zimy

 a dziś marne - 13 i od razu wieje grozą . Tak mi się skojarzyło , bo ja starej daty jestem i przeżyłam nie jedną zimę stulecia , w tym tę z 78-go na 79-ty . Pozwolę sobie dziś ją powspominać i skopiuję fragment z blogu wspominkowego . A że kawałek długi to na dwa razy. Dziś część pierwsza :

     Jeszcze w dniu Wigilii anno domini 1978  żadne znaki na niebie i ziemi nie zwiastowały żadnych klęsk ani nadzwyczajnych zdarzeń. Temperatura w okolicy 0 stopni , śnieg z deszczem i chlapa. Wczesnym popołudniem w pierwsze święto mżawka i deszcz zaczęły zmieniać się w lecące z nieba igiełki lodu a temperatura spadać poniżej zera. Jezdnie i chodniki pokryła cieniutka warstwa lodu . To wtedy powstał miejski  kawał o pewnym milicjancie z naszej komendy ,który odebrał meldunek: „gołoleć” na E8 , a jako karny służbista rozkaz wykonał; rozebrał się do naga i poleciał . Znałam  go osobiście i śmiem twierdzić ,że to nie koniecznie musiał być kawał. Ale to tak nawiasem. Siekący lód  w  zestawieniu z  silnym wiatrem nie był  przyjemny , toteż nikt na świąteczne spacery się nie wybierał i miasto wydawało się senne i ospałe.  Jak podawali wtedy synoptycy , wystąpiło rzadkie w naszym klimacie zjawisko lodowego deszczu.  Lodowy deszcz nie przestał padać aż do następnego ranka  .

Jak przystało w święta , przykładnie wybrałam się do kościoła , późno bo na 11.30 . Na szczęście nie miałam daleko więc padającym lodowym deszczem specjalnie się nie przejęłam. Tymczasem zanim skończyła się Msza lodowy deszcz zmienił się w zamieć śnieżną. Zamiast lodu leciały teraz z nieba wielkie płatki śniegu a wiatr wiał z ogromną prędkością zrywając ludziom wychodzącym z kościoła czapki i kapelusze z głów . Zrobiło się jeszcze zimniej. Pokonanie kilkuset merów , które miałam z kościoła do domu zajęło mi 20 minut . Widoczność zmalała prawie do zera , a w miejscach nieosłoniętych wiatr przewalał tumany śniegu we wszystkich możliwych kierunkach. To śnieżne szaleństwo trwało do wieczora i późnej nocy. Śnieg nie przestał padać i dnia następnego , a temperatura spadła do – 20 stopni. W szkołach akurat trwała przerwa świąteczna więc niespecjalnie nam to utrudniło życie , ale dotarcie do zakładów pracy zaczęło już być problemem. Na ulicach pojawiły się blisko metrowe zaspy. Nie wiele pomagało odśnieżanie , bo padający śnieg natychmiast wszystko zasypywał a wiatr nawiewał nowe zaspy . Tego dnia moja matka po raz pierwszy od wielu lat nie dojechała do pracy – swoją złość z tego powodu wyładowała na mnie , a jakże. Nie wyjechał żaden autobus , ani pociąg. Ojciec dotarł jakoś pieszo z dużym opóźnieniem , kompletnie zziębnięty i przemoczony.  Po paru godzinach jednak wrócił , bo dyrekcja zdecydowała się zamknąć zakład w chwili kiedy wyłączono prąd a tym samym i ogrzewanie. Zamieć trwała nadal , już trzeci dzień . W nocy temperatura znów spadła do prawie -30 stopni ale szalejąca śnieżyca nie ustawała. Na chodnikach rosły kolejne zaspy , zaczęły pękać rury wodociągowe , zamarł w mieście jakikolwiek transport samochodowy , drogi krajowe i linie kolejowe zostały zasypane i zawiane . Na tych ważniejszych pracowały jakieś pługi i spychacze , ale wiele miejscowości zostało odciętych od świata. Nie dojeżdżały do chorych karetki , zaczęły pękać nawet szyny kolejowe. W tv zaczęto mówić o klęsce żywiołowej a do pomocy w odśnieżaniu skierowano jednostki wojskowe. Zamieć nie ustawała , paraliżując życie w kraju. Nie pamiętam już dokładnie , ale  chyba dzień przed Sylwestrem nadano komunikat o odwołaniu zajęć szkolnych , które miały się zacząć drugiego stycznia, a w nowy rok albo zaraz w dniu następnym ogłoszono jednak stan klęski żywiołowej zawieszając pracę wszystkich zakładów i instytucji na tydzień.  W tamtych czasach   takie ogłoszenie to było coś niespotykanego . Nikt nie przejmował się aż tak jak dziś warunkami życia i pracy, a i ludzie byli chyba wytrzymalsi i mniej wymagający. Z powodu zimna , popękanych rur i braku możliwości dojazdu odwołano wiele zabaw sylwestrowych. 31 grudnia nadal szalała zamieć . W ciągu tych kilku dni ludzie zmuszeni docierać do sklepów i do pracy powykopywali w zaspach tunele . Idąc takim tunelem po chodniku nie widziało się jezdni. Miejscami zaspy sięgały 2m. 

Zaproszeni do mnie na osiemnaste urodziny goście: mój obecny mąż , koleżanka z podstawówki i jeszcze dwie  z   LO oraz kolega (a zarazem sąsiad) z podstawówki z drugim , który u niego spędzał święta dotarli jednak mimo zawiei. Spóźnieni , przemarznięci i obsypani śniegiem . Impreza jak impreza; trochę muzyki ,kolacja , tańce, radziecki szampan... Nic szczególnego. Około północy wreszcie przestało wiać i padać .  Termometr za oknem wskazywał – 33 stopnie . Około 3.00 rano mieliśmy dość zabawy .Postanowiliśmy zrobić sobie spacer , a przy okazji odprowadzić rozchodzących się do domu. Zaczęliśmy od mojego obecnego męża , bo mieszkał najdalej, potem przyszła kolej na koleżankę z LO , potem na drugą , a na końcu wróciliśmy we czworo na swoje podwórko. Koleżanka i kolega z którymi chodziłam do podstawówki , oraz gość kolegi ( obaj alumni niższego seminarium zresztą )  mieszkali w bloku obok.  Biel, cisza i cudownie rozgwieżdżone niebo . Czego można chcieć więcej ?  Nawet 33 stopnie mrozu nie mogły popsuć takiego spaceru! A  w perspektywie było jeszcze wolne od szkoły do odwołania ! Sytuacja jednak nie była wesoła. Życie w kraju na kilka dni zamarło. Pracowały służby drogowe i wojsko. Przez tydzień przywrócono jako tako transport. Z dużym opóźnieniem ale zaczęły kursować autobusy i kolej. Trasa kolejowa , którą matka dojeżdżała do pracy została odcięta całkowicie i na długo. Przywrócono linię do Poznania. Jedna z moich koleżanek z LO wyjechała na święta do rodziny, na południe Wielkopolski . W drodze powrotnej, po 8 godzinach jazdy, wyskakiwała trzymając ciężką podróżną torbę z jadącego , a raczej wlokącego się  pociągu , bo ten nie zatrzymał się na stacji , a potem brnęła jakieś 3km do miasta  przez ponad metrowe śnieżne pole , zapadając się w zaspy i przewracając ,niby traper idący przez pustynne bareen -  jak bohaterowie książek Coorwooda (wspominanego wczoraj u Luci- dopisek dzisiejszy).

Przez najbliższe dwa tygodnie mróz utrzymywał się w okolicach -20 , ale śnieg już nie padał. Stan klęski żywiołowej odwołano, zajęcia w szkołach przywrócono. Zdarzały się jeszcze wyłączenia prądu i awarie rur , odnotowywano też więcej wypadków na drogach ale życie jakoś się toczyło.

W drugiej połowie stycznia podjęłam się pracy jako rachmistrz spisowy , ponieważ w kraju ogłoszono spis powszechny. Zima ani mnie ani moim koleżankom , które też pracowały przy spisie  w niczym nie przeszkodziła. Ani niskie temperatury, ani piętrzące się wszędzie zwały śniegu nie psuły nam humoru ani nie odbierały zapału do pracy. Z zadań wywiązałyśmy się przed czasem czyli przed feriami , bo właśnie się zaczynały ferie. Zima postanowiła nie odpuszczać i właśnie w drugim tygodniu ferii przystąpiła do kolejnego ataku . I tu  dopiero zaczyna się najciekawsze , ale o tym następnym razem.

      


niedziela, 7 stycznia 2024

7.01.2024 Z życia kamieni – z ręki człowieka

 Czy wiecie, że oprócz kamieni naturalnych i syntetycznych są też kamienie sztuczne ? Ja do niedawna nie wiedziałam . Myślałam ,że są tylko naturalne i te , imitowane w laboratoriach odwzorywujące ich właściwości fizyczne i chemiczne czyli syntetyczne . Przykładem takich syntetycznie produkowanych  kamieni mogą być rubiny, szmaragdy , cyrkonie -imitujące diamenty , zoltanit czy granat . W 2022 roku wybraliśmy się na wiosenną giełdę kamieni w Poznaniu i tam hitem tego roku był kamień o poetyckiej nazwie Szmaragd Nilu. Oczywiście całkiem spory okaz powiększył naszą kolekcję , a ja zaczęłam szukać o nim informacji. I tu właśnie dowiedziałam się, że jest kamieniem sztucznym czyli takim , który został wytworzony w procesie produkcyjnym i nie posiada właściwości kamienia naturalnego.  Takich tworów – kamieni , które wyszły spod ręki człowieka jest więcej a ich nazwy brzmią równie poetycko jak szmaragd Nilu. Te pewnie znacie, bo dość często spotyka się je w biżuterii. A są to noc Kairu przypominający granatowe, rozgwieżdżone niebo i piasek pustyni – złoto-brązowej barwy , połyskujący w słońcu drobinkami niczym diament.  Tak naprawdę nie są to kamienie a rodzaj szkła nazywany szkłem awenturynowym ze względu na skrzące się drobinki charakterystyczne dla kamienia o nazwie awenturyn. W tym przypadku jednak są to opiłki miedzi dodane do masy szklanej . Proces produkcji tego szkła powstał właściwie przypadkowo , w XVII wieku w Wenecji. W jednej z hut produkującej słynne szkło weneckie do masy szklanej przypadkowo dostały się opiłki miedzi . Efekt końcowy po wystudzeniu okazał się na tyle ciekawy, ze zaczęto produkcję takiego właśnie szkła, skrzącego się drobinkami metalu, jak diamenty. Rodzina Miottich , która prowadziła tę fabrykę szybko zagwarantowała sobie wyłączność na produkcję tego szkła. W XIX w zagłębiem produkującym szkło awenturynowe był Śląsk. Technologie produkcji z dodatkiem opiłków miedzi i chromu opracował dla huty Józefina Franz Pohl. Są jednak pewne przesłanki , które świadczą o tym , że technika produkcji tego szkła była znana już za dynastii Qing w Chinach. Istnieją przedmioty ozdobne wykonane tą techniką oraz XII wieczny perski amulet .

Swoją barwę te szklane kamienie zawdzięczają domieszkom ; zupełnie jak te prawdziwe , wytworzone w procesach naturalnych . Zwykle do masy szklanej dodaje się opiłki miedzi i to jest podstawa . W procesie bardzo powolnego stygnięcia masy wytwarzają się te mikroskopijne , mieniące się kryształki. Tlenek miedzi dodany do szkła nadaje mu barwę złoto-brązową i mamy piasek pustyni, efekt rozgwieżdżonego nieba powstaje gdy do masy dodany zostanie  kobaltu a przecudną zieleń szmaragdu Nilu  chrom.  Przetwarzana masa , przeznaczona do dalszej obróbki nie jest w jednorodna ; zewnętrzne warstwy są zwykle ciemniejsze i mają więcej skrzących się drobinek, im głębiej i bliżej środka tym wybarwienie jest jaśniejsze a drobinki nieco większe i bardziej lśniące. Widać to często w wyrobach gotowych.

Piasek pustyni mam w swojej kolekcji ale bardzo maleńki , oszlifowany w owal , tak na oczko do pierścionka albo nie wielki wisiorek. Dostałam go pod koniec lat 80-tych od ojca jako pamiątkę z jakiegoś jego wyjazdu. I tak sobie jest . Jakoś większego wrażenia na mnie nie zrobiło jak dotąd . Być może kiedyś każę dorobić oprawę ? Na razie jest częścią kolekcji i wraz z innymi drobnymi eksponatami zdobi sypialnię .  Nie mam tez atrakcyjnego zdjęcia a mój egzemplarz nie specjalnie fotogeniczny zatem zdjęcie znalezione w sieci :

 


Jeśli chodzi o noc Kairu to już inna bajka . Pod koniec lat 80-tych mój małżonek był na długim szkoleniu w Warszawie . W weekend pojechałam go odwiedzić i wtedy chodząc po mieście , zajrzeliśmy do nie wielkiego sklepiku z pamiątkami . I tam właśnie po raz pierwszy zobaczyłam ten niepozorny naszyjnik z drobnych granatowo-fioletowych kuleczek skrzących się jak diamenty. Nie był jakoś bardzo drogi więc mój małżonek mi go kupił razem z miniaturowymi kolczykami. Wtedy też dowiedziałam się jak się nazywa .  I długo w moim otoczeniu budził zachwyt , bo nikt nie znał tego kamienia a wygląda efektownie . Nie wiedziałam wtedy, że to szkło , informacji w książkach tez o nim nie było i tak sobie żyłam w przekonaniu, że to kamień . Z upływem czasu naszyjnik się zerwał , czeka na naprawę , a kolczyki zagubiły.  Mam jednak do niego sentyment , służył mi bardzo długo .  Zdjęcia nie mam więc i noc Kairu pokażę tylko na zdjęciu z sieci :

 


Szmaragd Nilu jest ozdobą naszej kolekcji. Jak wspomniałam dołączył do niej niedawno bo niecałe      2 lata temu . Tu jednak mogę się pochwalić , bo od kilku lat kataloguję nasze zbiory:

 


A na koniec najciekawsze; kamień a jednak nie kamień , twór który wyszedł spod ręki człowieka , ale ma swoje właściwości ezoteryczne jak się okazuje .

Piasek pustyni jest kamieniem dobrej energii , ma uspokajać emocje ,wzmacniać entuzjazm i pobudzać ambicję a także wspomagać w dążeniu do celu.

Noc Kairu ma pomagać w racjonalnym myśleniu, oczyszczać i chronić przed złą energią a także pomaga się odciąć od przeszłości i skupić na tym co tu i teraz.

A szmaragd Nilu jest kamieniem ochronnym , przynosi spokój , tonuje emocje i jest kamieniem nadziei. I podobno chroni od uroków.