

Ale mi odwala , stara baba i bałwany. Co innego takie lepienie bałwana z wnuczką , ale wnuczka jeszcze trochę za malutka na lepienie bałwanów. Cieszy mnie ta zima , choć to znów na zimę stulecia wygląda. W moim życiu już drugą , a może trzecią , bo tak dobrze to nie pamiętam. Z czego tu się cieszyć , skoro zapowiadają mrozy trzydziestostopniowe , a jednak , cieszę się i już. A przyczyna tej radości ma 80cm i mieszka na drugim końcu miasta w swoim błękitnym pokoiku z „gospodarstwem” na ścianach i tłumem miśków i lal na półkach. Wszystko wokół małej się kręci. A już za parę miesięcy i wokół dwóch maleństw. To jednak prawda,że dzieci zmieniają postrzeganie świata i wobec ich obecności bledną inne sprawy. I to jest cudowne.
Zaczęłam czytać „Reanimację” autorstwa naszej Krajanki.. Ubarwione tym co się nazywa licentia poetica , ale jednak bez trudu odnajduję znane mi osoby i sytuacje z czasów kiedy pracowałam w przychodni , a pani doktor zaczynała tam pracę . Niektóre postacie tak wyraziście opisane ,że nie sposób pomylić. Książka mi się podoba , dobrze napisana , językiem dziś w dobie skrótów , uproszczeń i obcojęzycznych naleciałości pomieszanych z przekleństwami , niemal nie spotykanym. Dużo szczegółów i niuansów z życia światka lekarskiego i małomiasteczkowego . Drażni trochę przekonanie o wyższości świata lekarskiego nad resztą ,nawet przebijająca pewna zarozumiałość z tego powodu , ale w sumie to nic nowego, przynajmniej dla mnie, bo stykałam się z tym na co dzień przez ładnych parę lat. Tak czy inaczej warto było po tę książkę sięgnąć.
W mieście iluminacje świąteczne po prostu oszałamiające. Zrobiłam wczoraj kilka fotek , w trakcie czekania na zamówione dla chłopaków jedzonko ( pracowali całą noc i zażyczyli sobie pizzy na wzmocnienie – nie było rady musiałam doskoczyć ) ale nie miałam aparatu . Tak tylko pstyknęłam aparatem , który mam w komórce i tylko w okolicach rynku. Więc foty nie są najlepsze. Na „ sesję „ wybiorę się za parę dni jak już do końca ustawią Szopkę.
Przygotowania świąteczne prawie na ukończeniu. Zostało mi kupić saneczki dla Helenki i tablicę dla synka naszego pracusia . Inne zakupy z głowy , no może tylko jeszcze owoce i drobiazgi , które i tak trzeba kupić na bieżąco. Gorzej ze sprawami firmowymi. Prezentów dla kilku najważniejszych kontrahentów i najlepszych serwisantów na razie nie mam – dopiero się po nie wybieram , przede mną piętrzy się fura kartek do wypisania i zabieram się za nie jak przysłowiowy pies do jeża a to czas najwyższy,żeby wysyłać. Premię chłopakom wypłaciłam w środę , ale paczki żywnościowe – tradycyjne jak co roku- też jeszcze nie gotowe, chociaż część już mam. . I sama nie wiem kiedy z tym zdążę... Zdążę ... A kiedy nie zdążyłam???