babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 11 grudnia 2010

11.12.2010 Mam ochotę lepić bałwana





Ale mi odwala , stara baba i bałwany. Co innego takie lepienie bałwana z wnuczką , ale wnuczka jeszcze trochę za malutka na lepienie bałwanów. Cieszy mnie ta zima , choć to znów na zimę stulecia wygląda. W moim życiu już drugą , a może trzecią , bo tak dobrze to nie pamiętam. Z czego tu się cieszyć , skoro zapowiadają mrozy trzydziestostopniowe , a jednak , cieszę się i już. A przyczyna tej radości ma 80cm i mieszka na drugim końcu miasta w swoim błękitnym pokoiku z „gospodarstwem” na ścianach i tłumem miśków i lal na półkach. Wszystko wokół małej się kręci. A już za parę miesięcy i wokół dwóch maleństw. To jednak prawda,że dzieci zmieniają postrzeganie świata i wobec ich obecności bledną inne sprawy. I to jest cudowne.
Zaczęłam czytać „Reanimację” autorstwa naszej Krajanki.. Ubarwione tym co się nazywa licentia poetica , ale jednak bez trudu odnajduję znane mi osoby i sytuacje z czasów kiedy pracowałam w przychodni , a pani doktor zaczynała tam pracę . Niektóre postacie tak wyraziście opisane ,że nie sposób pomylić. Książka mi się podoba , dobrze napisana , językiem dziś w dobie skrótów , uproszczeń i obcojęzycznych naleciałości pomieszanych z przekleństwami , niemal nie spotykanym. Dużo szczegółów i niuansów z życia światka lekarskiego i małomiasteczkowego . Drażni trochę przekonanie o wyższości świata lekarskiego nad resztą ,nawet przebijająca pewna zarozumiałość z tego powodu , ale w sumie to nic nowego, przynajmniej dla mnie, bo stykałam się z tym na co dzień przez ładnych parę lat. Tak czy inaczej warto było po tę książkę sięgnąć.
W mieście iluminacje świąteczne po prostu oszałamiające. Zrobiłam wczoraj kilka fotek , w trakcie czekania na zamówione dla chłopaków jedzonko ( pracowali całą noc i zażyczyli sobie pizzy na wzmocnienie – nie było rady musiałam doskoczyć ) ale nie miałam aparatu . Tak tylko pstyknęłam aparatem , który mam w komórce i tylko w okolicach rynku. Więc foty nie są najlepsze. Na „ sesję „ wybiorę się za parę dni jak już do końca ustawią Szopkę.
Przygotowania świąteczne prawie na ukończeniu. Zostało mi kupić saneczki dla Helenki i tablicę dla synka naszego pracusia . Inne zakupy z głowy , no może tylko jeszcze owoce i drobiazgi , które i tak trzeba kupić na bieżąco. Gorzej ze sprawami firmowymi. Prezentów dla kilku najważniejszych kontrahentów i najlepszych serwisantów na razie nie mam – dopiero się po nie wybieram , przede mną piętrzy się fura kartek do wypisania i zabieram się za nie jak przysłowiowy pies do jeża a to czas najwyższy,żeby wysyłać. Premię chłopakom wypłaciłam w środę , ale paczki żywnościowe – tradycyjne jak co roku- też jeszcze nie gotowe, chociaż część już mam. . I sama nie wiem kiedy z tym zdążę... Zdążę ... A kiedy nie zdążyłam???

czwartek, 9 grudnia 2010

9.12.2010 Zimowo





Możemy świętować ; sandacze i opłatek są . No prawie możemy , bo jeszcze trzeba trochę przygotowań poczynić. Kartki świąteczne rozesłać , prezenty brakujące dokupić , zapakować , choinkę ubrać … No i pokończyć kontrakty. Wczoraj chłopakom wypłaciłam bardzo konkretną świąteczną premię więc i u nich święta będą bogate. Zresztą i tak na Wigilię zwalają się do nas jak co roku. Ale ja to lubię. Taki dzień musi być gwarny i radosny. I naprawdę czas kupować większy stół. Na Wigilii będziemy tradycyjnie: my , dzieciaki i moja matka , ale już na kawie ludzi przybędzie. Chrześniak Mężusia w niedzielę się zaręczył więc mamy jedną osobę więcej , Helenka na swoim dziecinnym krzesełku też musi się przy stole zmieścić , a za trochę i Karolcia. . Stół potrzebny i już. Wczoraj teoretycznie byłam na świątecznych zakupach. Teoretycznie , bo mężuś naprawiał sprzęt a ja snułam się po pobliskiej Galerii Malta i kupiłam kilka drobiazgów , bynajmniej nie świątecznych. Mężusiowi nowy jedwabny krawat , sobie cieniutki bawełniany golfik w kolorze morskim z przeceny – taki akurat pod bezrękawniki, W Empiku książkę mojej krajanki pt. Reanimacja ( wreszcie ) i aniołki do przypięcia na choinkę, w Dauglasie aniołkowy zestaw kąpielowy i w sklepiku z artykułami dekoracyjnymi aniołkowe serwetki . No wiem , stuknięta jestem na tym tle. Ale znów były z tych , którym się oprzeć nie można i do mojej srebrno- czarnej zastawy pasują.. Potem wskoczyliśmy jeszcze do Ikei w celu nabycia tablicy do pisania , na prezent dla synka naszego pracownika i zjedzenia kolacji . Tablicy nie było , niestety , zamiast tego kupiłam sobie szklaną miskę i metalową podstawkę pod świecę , Mężuś dwie zapachowe świeczki do swojej pracowni, ( że niby mają zapach papierosów neutralizować ) , kolację zjedliśmy tradycyjną , kulki mięsne i warzywka na parze i to właściwie wszystko. Wyszło,że tablicę musimy kupić u nas , w tym samym sklepiku , w którym był pan miś i saneczki. Ale może to i lepiej, bo oglądałam i te z naszego sklepiku są zdecydowanie solidniej wykonane niż te z Ikei.
Tym sposobem świąteczne zakupy wciąż nie dokończone. Spożywcze w zasadzie już mam. Została mąka, kapusta kiszona , owoce , ale to na bieżąco, bez pospiechu. Za tydzień czas pieczenia pierników. Dawno tak nie cieszyliśmy się Świętami jak w tym roku.
A póki co , u nas jak na fotkach . Zimowo
.