babusia

Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy
czwartek, 4 lipca 2019
4.07.2019 Żeby było jak należy
melduję się tu mimo rozlicznych zajęć . Dzień z tych do kalendarza nie pasujących i to nie z powodu wnusi tylko ilości pracy. Jeszcze w domu musieliśmy posiedzieć nad papierami . A poza tym bawimy się nie źle z wnusią .
środa, 3 lipca 2019
3.07.2019 Przyjemny chłodek
dzisiaj czyli 22 stopnie. I bardzo mnie to cieszy . Czekamy na wnusię. Już dzwoniła , że przyjedzie o siódmej . Nakupiłam owoców , a na kolację będzie pizza. Wnusia lubi więc się ucieszy . Na razie nie mamy szczególnych planów , poczekamy co panienka wymyśli.
Napisałam dziś kolejną ofertę i podobno już po pół godzinie było wiadomo, że robimy , kwestia potwierdzenia na piśmie ; meilu w tym przypadku. Na jakieś konkretne wakacje się nie zanosi. Oczywiście jakieś urlopy chłopaki zaliczą , my też i to już za tydzień , a potem w sierpniu.
Póki co jednak musimy jeszcze trochę popracować .
Napisałam dziś kolejną ofertę i podobno już po pół godzinie było wiadomo, że robimy , kwestia potwierdzenia na piśmie ; meilu w tym przypadku. Na jakieś konkretne wakacje się nie zanosi. Oczywiście jakieś urlopy chłopaki zaliczą , my też i to już za tydzień , a potem w sierpniu.
Póki co jednak musimy jeszcze trochę popracować .
wtorek, 2 lipca 2019
2.07.2019 Sprawy babusine
Nareszcie chłodniej ! Żeby jeszcze deszcz popadał ... Byłoby idealnie . Na deszcz jednak w moim fyrtlu nie mamy co liczyć , natomiast chłodek ( no powiedzmy 21 stopni na plusie) ma jeszcze potrzymać . I dobrze, bo przynajmniej można swobodnie oddychać i coś robić . A roboty mamy nie mało , trzy tematy ciągniemy na raz , dwa kolejne przyklepane i czekają w kolejce , a ofert przez ostatni tydzień napisałam jakieś 23 albo 24. I też przyklepane , choć rozłożone w czasie. I dobrze,że są . Prawie wyłącznie z firm zagranicznych . Z polskich prawie nie ma żadnych . Ciekawostka taka .
Zamówiłam sobie jeszcze jedną letnią sukienkę . W sumie jakoś szczególnie jej nie potrzebuję , ale podobała mi się . I pewnie do końca lata coś nie coś z garderoby się znosi , a lato długie się zapowiada więc czemu nie . I tak poza tym to nic szczególnego .
Zlikwidował się nasz uroczy "Sklep z Herbatą" . Pewnie nie dali rady czynszem , jak wiele takich sklepików w centrum . Czynsze są w naszym mieście niebotyczne. Szkoda ! Od jutra mamy wnusię na wakacjach . Muszę ulubionych smakołyków nakupić , żeby miała co podjadać .
Lato już na całego a ja jeszcze nie sprecyzowałam planów . Plany są a jakże :
-wyprać pokrowce z materaca ( nie wykonane w ubiegłym roku z powodu długiego remontu w łazienkach)
- uszyć zazdrostki do kuchni
- przetrzepać szafy
- naprawić pozrywane naszyjniki
- dokończyć prace na działce
- wysprzątać piwnicę i garaż ( wspólnie z małżonkiem)
-inne ...............................................( co mi strzeli do głowy)
Zamówiłam sobie jeszcze jedną letnią sukienkę . W sumie jakoś szczególnie jej nie potrzebuję , ale podobała mi się . I pewnie do końca lata coś nie coś z garderoby się znosi , a lato długie się zapowiada więc czemu nie . I tak poza tym to nic szczególnego .
Zlikwidował się nasz uroczy "Sklep z Herbatą" . Pewnie nie dali rady czynszem , jak wiele takich sklepików w centrum . Czynsze są w naszym mieście niebotyczne. Szkoda ! Od jutra mamy wnusię na wakacjach . Muszę ulubionych smakołyków nakupić , żeby miała co podjadać .
Lato już na całego a ja jeszcze nie sprecyzowałam planów . Plany są a jakże :
-wyprać pokrowce z materaca ( nie wykonane w ubiegłym roku z powodu długiego remontu w łazienkach)
- uszyć zazdrostki do kuchni
- przetrzepać szafy
- naprawić pozrywane naszyjniki
- dokończyć prace na działce
- wysprzątać piwnicę i garaż ( wspólnie z małżonkiem)
-inne ...............................................( co mi strzeli do głowy)
poniedziałek, 1 lipca 2019
1.07.2019 No to pół roku mamy z głowy
Teraz będzie z górki. Szkoda tylko, że temperatury zniechęcają do wszelkiej działalności i człowiek zamiast się ruszać i coś robić plaszczy dupsko na kanapie. Inna sprawa, że przyjemnie tak poplaszczyć przy ulubionej muzyczce. Dzisiaj klimaty gotyckie.
W pracy przynajmniej chłodno jak się klimę włączy i można coś tam robić. Ogródek gaśnie w oczach. Słońce wypala wszystko chociaż dzień zaczynam od podlewania . Trzyma się tylko lawenda , surfinie i o dziwo krzaczki kosodrzewiny i jałowca, które posadziliśmy w miejsce tych co spaliło w ubiegłym roku. Może dadzą radę. Nawet pomidory są marne. Będzie może z 10-15 sztuk. Na więcej się nie zanosi.
W środę wnusia się do nas wmeldowuje na kilka dni wakacji . Musimy z dziadkiem jakieś fajne zajęcia wymyślić . Na pewno będziemy jeździć na rowerach , jeśli nie będzie za gorąco i na pewno na działkę a w sobotę nad jezioro . Co dalej zobaczymy .
Własnym oczom nie wierzyłam ; wczoraj mój małżonek zrobił porządki w swojej jaskini i całkiem sporą kupkę klamotów wyrzucił. Jakimś cudem mu się nie przydadzą !!! jest postęp , bo do tej pory ciężko go było do czegoś takiego namówić . Wszystko mu się przydawało. Jak by na to nie spojrzeć jest jakiś postęp.
I pochwalę się lawendą i tym co udało mi się z lawendy wyprodukować i nie tylko .
Gdyby nadal ktoś uważał , że starce nie kwitną , to poniżej dowód , że jednak kwitną i to całkiem ładnie .
W pracy przynajmniej chłodno jak się klimę włączy i można coś tam robić. Ogródek gaśnie w oczach. Słońce wypala wszystko chociaż dzień zaczynam od podlewania . Trzyma się tylko lawenda , surfinie i o dziwo krzaczki kosodrzewiny i jałowca, które posadziliśmy w miejsce tych co spaliło w ubiegłym roku. Może dadzą radę. Nawet pomidory są marne. Będzie może z 10-15 sztuk. Na więcej się nie zanosi.
W środę wnusia się do nas wmeldowuje na kilka dni wakacji . Musimy z dziadkiem jakieś fajne zajęcia wymyślić . Na pewno będziemy jeździć na rowerach , jeśli nie będzie za gorąco i na pewno na działkę a w sobotę nad jezioro . Co dalej zobaczymy .
Własnym oczom nie wierzyłam ; wczoraj mój małżonek zrobił porządki w swojej jaskini i całkiem sporą kupkę klamotów wyrzucił. Jakimś cudem mu się nie przydadzą !!! jest postęp , bo do tej pory ciężko go było do czegoś takiego namówić . Wszystko mu się przydawało. Jak by na to nie spojrzeć jest jakiś postęp.
I pochwalę się lawendą i tym co udało mi się z lawendy wyprodukować i nie tylko .
Gdyby nadal ktoś uważał , że starce nie kwitną , to poniżej dowód , że jednak kwitną i to całkiem ładnie .
A teraz moja lawenda opanowana przez stada motyli ; płochliwe toto więc jest ich kilka na fotce ,
ale latają dosłownie hordami
I lawendowe przysmaki czyli syrop . A tych bukietów mam w sumie pięć , 4 małe i jeden ogromny
niedziela, 30 czerwca 2019
30.06.2019 Nie pamiętam
już kiedy robiłam porządek w rodzinnym domu . Tak się nad tym dziś trochę zastanawiałam. Wyszło mi ,że dawno , dawno. Wyglądało to jednak trochę inaczej , pewnie dlatego ,że robiłam to często od 12 roku życia licząc , kiedy to w ogóle przejęłam prowadzenie domu , z wyłączeniem prania . Pranie to jednak było wyłączone z premedytacją , bo odkryłam ,że jak chce mieć spokój i nie narażać się na szykany ze strony matki, to wystarczyło , że włączyłam muzykę klasyczną cięższego kalibru , np. koncerty skrzypcowe Bramhsa , albo coś Griega i działało nie zawodnie . Najdalej po trzech minutach matka wpadała do łazienki, zatrzaskiwała drzwi i uruchamiała pralkę Franię , a ojciec po 15 minutach wychodził na spacer . No może tylko jak leciała muzyka Griega to nie, bo to akurat lubił. Gotowanie i sprzątanie zaliczałam regularnie, chociaż szaf rodziców nie ruszałam , bo nie moje . Co tam po kątach trzymali to inna sprawa . Wszelkich mniej lub bardziej potrzebnych klamotów zbierających kurz i zawadzających było w nadmiarze zwłaszcza na przełomie lat 70-80-tych , kiedy w sklepach nic nie było , a ludność opanowała mania gromadzenia na zapas. Matce się udzieliło i znosiła do domu co popadnie . A potem wyprowadziłam się z domu, zajęłam swoimi sprawami i porządkami zajął się mój ojciec . Dopiero po jego śmierci porządkowałam jego papiery , szafa z narzędziami i częściami do dziś stoi jak ją ojciec zostawił i tylko czasem moje wnuki odkryją jakieś "skarby" po pradziadku. Od kilku miesięcy ile razy do matki zaglądałam mówiłam jej ,że ma posprzątać . I nawet nie chodziło mi o to , żeby odstawiała wszystkie meble i przetrząsała wszystkie kąty. Niechby zrobiła rzeczy najpotrzebniejsze ; pomyła naczynia, zlewozmywak, kuchenkę , pozamiatała i zmyła podłogę , wyszorowała umywalkę i sedes i tp. Czasami synowie wpadali z odkurzaczem piorącym , żeby babci wyczyścić dywany , parę razy odmalowali jej ściany i szafki w kuchni , coś tam ponaprawiali jeśli było trzeba . Długo zresztą nie było potrzeby robić czegoś więcej, ale mniej - więcej od roku matka przestała w ogóle robić cokolwiek . Raz czy drugi coś tam sprzątnęła więc specjalnie jej nie poganiałam . W końcu stwierdziłam ,że skoro nie słucha , to zrobię porządek sama. Zaopatrzyłam się w różne płyny myjące , kupiłam wiaderko i mop słusznie zakładając , że może niczego nie mieć , albo mieć w stanie kwalifikującym się na śmietnik. Wzięłam kilka dużych worków na śmieci, gumowe rękawice i fartuch i pojechałam do niej około 16.30. Zdziwiła się i najpierw myślała, że jej tylko chcę wiaderko z mopem sprezentować , ale ja założyłam fartuch i ruszyłam do roboty . Jak tylko złapałam koszyk zakupowy to od razu zawartość wylądowała w worku : pudełka po lodach , po margarynie ( nie umyte) słoiki ( j/w) i sto tysięcy foliowych reklamówek + skorupy po jajach . No to zaczęłam po kolei , gdzie nie zajrzałam to samo : śmieci, śmieci i jeszcze więcej śmieci ; wszędzie: w szklankach , w garnkach , doniczkach , w szafie z jedzeniem , w lodówce , gdzie nie zajrzałam to wszędzie coś . Przez pół godziny darła się na mnie ,że co ja robię , oszalałam i to wszystko jest potrzebne , potem się obraziła i poszła do pokoju. Nie odezwała się do mnie ani słowem , aż się chwilę zastanawiałam co tam się dzieje. Przez pięć godzin szorowałam kuchnię i łazienkę . Wyrzuciłam dwa 120 litrowe worki różnych śmieci ; reklamówek , połamanych pudełek i pojemników , foliówek ze spleśniałym chlebem , skorupami od jaj , butelek po napojach i lekach, pojemnikach z resztkami farb z remontów, które pamiętały mojego ojca i Bóg wie czego jeszcze. Do tego jeszcze parę pomniejszych worków . Na koniec jeszcze wyszorowałam lodówkę , bo półki aż się lepiły . Istne wysypisko śmieci. A z braku czasu nie wyciągałam jeszcze zawartości szafek kuchennych i nie sprzątałam w pokojach . Kiedyś to zrobię . Matka nigdy się do domowych prac nie przykładała, jak jeszcze mieszkałam w domu to sprzątał albo ojciec , albo ja , ale to do czego doprowadziła mnie przerosło. W różnych kątach za szafami znalazłam bluzkę , komplet do obcinania paznokci , jakieś dziesięć ręczników i ścierek kuchennych , podstawki pod szklanki do herbaty z czasów PRL-u i kilka pokrywek . I tak sobie myślę , że to już nie jest normalne, to jakaś choroba , albo demencja starcza w jakiejś absurdalnej formie. Z drugiej strony , są tacy , którym się wciąż wydaje, że ich ktoś okrada i liczą poszewki w szafie - jak babcia mojej przyjaciółki , to mogą się i tacy trafić co zbierają śmieci ... I chyba coś w tym jest , bo jak już wystawiałam za drzwi worki to coś zaczęła krzyczeć ,że jak ja mam to na śmietnik wynosić , przecież ktoś będzie te worki otwierał i oglądał co tam jest w śmieciach .Odpowiedziałam jej ,że płaci za wywóz śmieci więc nikomu nic do tego co jest w worku , ale jak się potem zastanowiłam , to kto wie czy nie w tym właśnie problem , że ma jakąś fobię na tym tle, no bo póki chodziła na działkę to za każdym razem znajdywałam jakieś śmieci , a to zakopane, a to popalone, poupychane w krzaki. Jak to razem do kupy poskładać to wszystko na to wskazuje, że jednak fobia.
W każdym razie obraza majestatu , po tej wczorajszej zadymie matka przez pół roku się do mnie nie odezwie . Obraziła się śmiertelnie. Efekt taki, że w kuchni zrobiło się więcej miejsca ; można przejść i nie grozi to urazem . kręgosłup mi wysiadł przy tej robocie , do teraz mnie boli . Okaże się jak się to wszystko skończy, jak ją znam to najdalej za tydzień będzie tak samo jak było.
W każdym razie obraza majestatu , po tej wczorajszej zadymie matka przez pół roku się do mnie nie odezwie . Obraziła się śmiertelnie. Efekt taki, że w kuchni zrobiło się więcej miejsca ; można przejść i nie grozi to urazem . kręgosłup mi wysiadł przy tej robocie , do teraz mnie boli . Okaże się jak się to wszystko skończy, jak ją znam to najdalej za tydzień będzie tak samo jak było.
Subskrybuj:
Posty (Atom)