babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 1 grudnia 2018

1.12.2018 Zimowa atmosfera

przywitała nas rankiem , znaczy mnie , bo małżonek odsypiał . Na termometrze  minus osiem , a w dzień nawet poudawało ,że śniegiem sypie . Szybko jednak się to skończyło .  Ogarnęłam mnóstwo tematów z wyjątkiem tapicera. Tym razem dlatego, że zwyczajnie zapomniałam. 
Krzesełko gotowe . Jutro się pochwalę fotkami .  Uszyłam też kilka drobiazgów dekoracyjnych i zrobiłam 163 pierogi.  I mam dość . Z resztą robota jak robota , ale posprzątanie po tej robocie to dopiero jest wyzwanie. Ale niech im będzie. 

piątek, 30 listopada 2018

30.11.2018 Sprawy babusine

Takie jak zwykle.  Prace biurowe zakończyłam dziś około 14.00 i stwierdziłam ,że niczego więcej nie tknę , żeby nie wiem co , ale się nie dało . Znów wpadka z przesyłką . Powinna dojechać i nie dojechała. Kurier zwykle przyjeżdża około 10-11.00 a dziś nie przyjechał . A paczka wyszła i miała być dostarczona , zgodnie z informacjami od dostawcy i w systemie u przewoźnika . Podzwoniłam i niczego nie załatwiłam. Skończy się kolejną awanturą w poniedziałek. 
Po woli kończę krzesełko . Już mam dół obity ćwieczkami . Teraz jeszcze oparcie . To będzie trudniejsze zadanie. Wygląda na to , ze skończę go przed świętami . Pod wieczór pojechaliśmy po zakupy spożywcze , nic szczególnego , wszystko co na bieżąco potrzebne. Wszędzie już oferty świąteczne. Kupiłam wielką czerwoną świeczkę na niby kominek i ciemnozielony papier do prezentów.  Wszystko pod moje tegoroczne pomysły dekoracyjne. Udało mi się też kupić 2 kuchenne ściereczki; taki komplet , jedna w kratkę , druga w reniferki .
Złe samopoczucie mi minęło. Wprawdzie w nocy obudził mnie ból głowy , ale już w dzień nic mi nie było . No i tyle . Jutro szaleję w kuchni . Musze zrobić mnóstwo pierogów na niedzielny obiad a przed południem pojechać do miasta odebrać marynarki małżonka od czyszczenia i do warsztatu tapicerskiego zapytać o obicie na nowo fotela. 

czwartek, 29 listopada 2018

29.11.2018 Kończy się miesiąc

a i rok niedługo i niech się skończą jak najszybciej. Wciąż jakieś niefarty , a małżonka nerwy zżerają przez tę naszą wpadkę z danymi. Prace wciąż trwają ale on już najczarniejszy ze scenariuszy widzi . No , dobrze nie będzie , ale tak całkiem źle też pewnie nie . Przynajmniej na to liczę . Moje coś mi mówi , na razie milczy a jak milczy to nie jest najgorzej . Byłoby źle gdyby się odezwało. Też się denerwuję i wkurzam z powodu wydatków. 
    Nadal kiepsko się czuję , wygląda na to ,że mnie jakieś paskudztwo dopadło. Powygrzewam się jeszcze i za dzień dwa się wygrzebię . Urwałam się dziś na targ i tu mi się trafiło. Sandacze były ; slownie 4 sztuki z czego 3 kupiłam . Są dość spore . Niestety zamrożone . Wypatroszone ale nie oskrobane , a to znaczy ,ze dzień przed wigilią czeka mnie najpaskudniejsza robota świata. Nie mogę przecież rozmrozić i zamrażać znowu . Trudno się mówi, najważniejsze, że  są . Kupiłam też kurczaka na domowy rosół, ale to później . W najbliższą niedzielę rodzinne pierogi. Wrobili mnie a jakże. Fakt ,że dawno nie robiłam , ale jak pomyślę ile ich musi być to już mi się nie chce jeść.
     

środa, 28 listopada 2018

28.11.2018 W locie

cały dzień . Biegałam dziś po mieście i pisałam oferty na zmianę.  Z tego biegania wyszło tyle, że załatwiłam sprawy na poczcie , zaniosłam handmadziaka do kaletnika, marynarkę i zimowy płaszcz małżonka do czyszczenia , uzupełniłam zapas kopert i papieru do drukarki , podpisałam nową umowę na tv i przywiozłam towar . To wszystko na trzy razy a pomiędzy tym pisałam oferty . Stanowczo jednak mam za dużo na głowie. Niektóre pomniejsze sprawy mi uciekają a raczej je odkładam , a wiadomo ; raz odłożona sprawa , odkłada się dalej sama. 
Mój handmadziak -smok z bajki o obrońcach Berk zrobił w mieście furorę . Najpierw i kaletniczki , podziwiała cała firma i klienci , potem w zaprzyjaźnionej pasmanterii a i na ulicy mnie zaczepiono , skąd ja takie coś mam.  Panie z pasmanterii nie dowierzały, że uszyłam go na zwykłej domowej maszynie do szycia.  W każdym razie wyszedł całkiem , całkiem. Pokażę przy czasie. 
Dostałam dziś sympatyczną przesyłkę od mojej Przyjaciółki z Kaszub . Suszone grzybki i śliczne szydełkowe zawieszki w kształcie dzwoneczków. Fusilko jeszcze raz dziękuję !
No i tyle. Pod koniec dnia pracy rozolała mnie głowa i do teraz boli, pewnie mnie łapie jakaś infekcja albo co ... Wygrzewam się pod kocem i popijam herbatkę.  mężuś w pracy . Dziś w charakterze szkoleniowca . 

wtorek, 27 listopada 2018

27.11.2018 Nieszczęścia chodzą po ludziach

jak by chodziły po ziemi to by je człowiek omijał.   Dziś się dowiedziałam ,że wujek , brat mojego ojca miał udar.  Tak , to ten wujek , z którym tworzymy rodzinne kroniki.  Wyszedł już ze szpitala , ale na jedno oko nie widzi i ma zniekształcone usta , co zresztą słychać gdy mówi. No i ograniczoną sprawność ruchową lewej ręki.  Fatalnie. 
U nas bez zmian. No cóż , jeszcze jedno zadanie  z którym musimy się zmierzyć . Damy radę ( jakkolwiek nie znoszę tego zwrotu wręcz chorobliwie , ale tu pasuje) . Synowej pozostaje czekać . Na razie cieszy się , że wróciła do domu. 
Skończyłam plecak - nocną furię . Jutro zabiorę go do pracy i po drodze na pocztę zaniosę do kaletnika ,żeby mi nabił napę do zapinania . Wyszło całkiem fajnie , co niedługo pokażę na fotkach. Przyszedł prezent dla mężusia ; srebrne spinki z lapis lazuli. Są piękne.  W ogóle sprawy świąteczne ogarniam w tym roku wyjątkowo szybko. Mam już prezenty dla wnucząt i mężusia i babć , została młodzież , no i zdobycie sandaczy. Zwykle o tej porze roku już je miałam . A tym razem nic , ani sztuki.  Reszta to mały Pikuś . 

poniedziałek, 26 listopada 2018

26.11.2018 I dobrze i źle

z przewagą tego drugiego.  Dobrze, bo synowa wyszła dziś ze szpitala , wyniki biopsji już są i tu już źle , bo nerka nazwijmy to dla uproszczenia zmierza do odrzutu. To może przyjść za kilka dni , albo miesięcy albo i za rok, ale przyjdzie. Zwykle tak się dzieje po mniej-więcej 10 latach , a  synowa ma już nową nerkę lat jedenaście . Synowa zapisała się więc od razu na kolejny przeszczep i po prostu musi czekać. 
Danych nie udało się odzyskać . To znaczy częściowo tak , ale jeden ważny  plik poszedł ...  Nie z naszej winy . Na ataki wirusów nic nie poradzimy , zabezpieczenia też były , ale wirusy komputerowe też złośliwieją a dokladnie to hakerzy wymyślają coraz bardziej groźne i sprytniejsze. Nasza wpadka polega na tym tylko, że sami podjęliśmy próbę uratowania i w 95% się to udało , ale te pozostałe 5 okazało się kluczowe. Szykują nam się poważne wydatki . Powalczę o zwrot z ubezpieczenia , ale optymistycznie na to nie patrzę . Jeśli wezmę pod uwagę , jak działają  firmy ubezpieczeniowe to nie mam wielkich nadziei na odzyskanie straty w całości nie mam. 
A poza tym , świat właśnie otarł się o wojnę. 

niedziela, 25 listopada 2018

25.11.2018 Jestem zawiedziona

z paru powodów. Pierwszy to ten ,że nadganiałam wczorajsze tematy . Nie te sklepowe , ale domowe. Jeszcze kilka dni będzie u nas wnusia na obiadkach więc musiałam się trochę przygotować . Pranie też leżało nie uprasowane więc kiedyś trzeba było to zrobić, naszło mnie też na pieczenie dyniowego chlebka ( pyszny wyszedł , choć tak prosty ,że już bardziej nie można) . I tak zleciało do obiadu. Krzesełka znów nie dokończyłam, a zostało roboty na 2-3 godziny.  Po obiedzie pojechaliśmy na degustację . Naszej pani doradczyni tym razem nie było . Odkąd bierzemy w tym udział , nie opuściła żadnej , musiała więc mieć ważny powód . Gość , który ją zastępował nie wysilał się i nawet nie zabiegał o to, żeby coś nowego zaprezentować i namawiał na to co najbardziej idzie i co najtańsze. Gdybyśmy chcieli kupić tanie wino to poszlibyśmy do marketu.  Zamówiliśmy , ale raczej to co znamy . Nie było też tym razem upominków , a losowanie nagród ograniczyło się do jednej sztuki. No cóż , jak zawsze gdy są zmiany. Firmę przejął nowy właściciel , Polak no i jest... po nowemu .  Szybko się skończyła impreza.  Pojechaliśmy do ikei . Upatrzyłam sobie parę drobiazgów na stronach internetowych , chciałam też kupić piernikową chatkę do składania ( wiem, idę na skróty, powinnam sama ją upiec od początku do końca) i przy okazji kupić bon upominkowy dla starszej synowej , bo nie wiem czy zdążymy przed świętami pojechać jeszcze raz , zwłaszcza, że niedziele bez handlu zrobili .  No i z wszystkich upatrzonych drobiazgów to tylko jeden stroik i jedną świeczkę trafiłam . Świąteczny towar wymieciony . Znaczy ten w szkockie kratki , bo inny był. Naszego ulubionego soku żurawinowego tez nie było a na dokładkę zapomniałam kupić bon , na co wpadłam w drodze powrotnej. Tam też za długo się nie kręciliśmy. Pojechaliśmy na drugą stronę  parku handlowego - tak się to szumnie nazywa do M1. Też nie specjalnie było się czym ekscytować. Pokręciliśmy się chwilę po pasażu , kupiliśmy zapas herbatek i płyn do kąpieli w Dauglasie , w pojemniczku przypominającym śniegową kulę . Pięknie błyszczy i pięknie wygląda na półce w łazience , na tle czerwono-szarej ściany. Zajrzeliśmy jeszcze do kilku sklepików i to tyle. Skończył się dzień pracy. Ruszyliśmy w drogę powrotną. 
Czyli cała  ta wyprawa wyszła tak na pół gwizdka , stąd mój zawód . Fotek robótkowych nie zdążyłam zrobić . Zabiorę się za to innym razem .