babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 25 września 2010

25.09.2010 Zwykłe sprawy babcine


Jak ja lubię jesień ! W moim mieście z godziny na godzinę coraz ładniej i bardziej kolorowo. Do tego od dwóch dni świeci słońce i jest ciepło... Cudnie po prostu! Nie drażnią mnie nawet remonty dróg a co za tym idzie gigantyczne korki ( tak, tak, nawet w takim małym mieście jak moje też powstają ) , bo jest pięknie i tyle. No i wieczory coraz dłuższe , a to też miło , bo i książki i ciepłe herbatki w różnych smakach i robótki. Właśnie kończę czapkę- kotka dla Helenki. Jedną już taką ma , ale w rozmiarze dla wcześniaczka . Teraz robię odpowiednią do dzisiejszego wzrostu. Berecika , który zrobiłam wcześniej nie chce nosić. Ściąga z głowy , bo zapamiętała jak bawiła się z dziadkiem w zdejmowanie . Co ciekawe innych czapeczek nie zdejmuje. A berecikiem się po prostu bawi. Synowa założyła misiowi , to też mu ściągnęła. A propos robótek to zamówiłam sobie książkę o drutach i szydełku. Mam kilka ale takie już wiekowe mocno a wiadomo ; nawet robótki się rozwijają więc liczę na jakieś nowe wzory . Mam teraz dla kogo dziergać. Jest Helenka, za parę miesięcy drugie wnusiątko … No i zawsze lubiłam babskie robótki.
Na zieleniaku dziś skromnie. Mało owoców i warzyw , pojawiły się pierwsze orzeszki laskowe i rękawiczki. Z tym jeszcze poczekam. Jak co roku kupię kilka par za jakieś drobne pieniążki, bo i tak do końca zimy pogubię. Tak mam i tyle. Za to znalazłam dziś coś fantastycznego dla wnusi. Skórkowe bamboszki z futerkiem – takie trochę zakopiańskie, tyle,że bez haftów, wysokie , sięgną prawie do kolanka , wiązane. Na zimowe spacery w wózku idealne. O ile w ogóle będzie jeszcze chciała siedzieć w wózku, bo od kilku dni wstaje na nóżki i próbuje chodzić. Kiedy trzymamy ją za rączki to już całkiem sprawnie się przemieszcza. Trzech sekund nie usiedzi już spokojnie.
Popołudnie mam zamiar spędzić na działce – są już gruszki , winogrono i kwitną morcinki -i przy pracach domowo- piwnicznych. Porządek w piwnicy aż się prosi. Muszę jakoś zmobilizować mężusia niech się trochę poudziela i wyniesie parę zbędnych rzeczy. Przy okazji ze swojej jaskini też.
Może jakieś ciasto z jabłuszkami przy okazji wyprodukuję . Dom przecież powinien pachnieć ciastem ...
A na fotce próbka mojej robótkowej działalności.




środa, 22 września 2010

22/23.09.2010 Nie mogę zdążyć

22.09.20101
Ooooojjjj, przydałoby się wydłużyć dobę. Tylko jak? Czas mi jakoś szybko ucieka. Wciąż mnóstwo spraw do załatwienia , nie wiadomo co najpierw do ręki brać i wciąż na coś czasu brakuje. Planowałyśmy z koleżanką zorganizować spotkanie klasowe na 30-lecie matury. Kwiecień sprawie nie sprzyjał, bo wiadomo; żałoba narodowa i te sprawy, w maju były matury więc koleżanka była zajęta ,bo jest egzaminatorem , potem przyszły wakacje. Stanęło na tym ,że będzie 2 października . No i tu zonk; chętnych brak. Odpowiedziały tylko 3 osoby z tego 2 odmówiły. No cóż... Najgorzej,że mam taką zadymę,że brak mi czasu ( albo zapominam z nadmiaru spraw) zadzwonić do R, żeby jej o tym powiedzieć. Załatwić sali na wspólną kolację urodzinową też nie mam kiedy...
******************************
23.09.2010
A dziś pierwszy dzień jesieni. Jak przystało piękny, słoneczny i kolorowy. Lubię jesień. Wczoraj znów
nie zdążyłam; zadzwonić do wuja i do koleżanki, żeby jej o nieudanej próbie zorganizowania spotkania opowiedzieć( dokończyć wpisu też nie zdążyłam). Za to byłam z mężusiem w u klienta w Poznaniu, a potem wstąpiliśmy do le roi zamówić płytki do kuchni. Na razie zamówiliśmy dekory ( 2 wielkie 30x60cm fioletowe róże i płytki na podłogę ; fioletowy gres szkliwiony). Resztę płytek na ścianę i fugi kupimy chyba na miejscu , bo nic wyszukanego nie będzie. Haaaa! Moja nowa kuchnia zaczyna nabierać kształtu. Do remontu jako takiego jeszcze trochę. Musimy wpierw sobie materiały przygotować , ale płytki to już coś. Za tydzień do odbioru – bo to wszystko na zamówienie. Teraz kolej na okap i lampy.
Tak poza tym pracowity dzień nam się dziś zapowiada.


23.09.2010 No cóż....
Mam tyle na głowie,że umykają mi sprawy ważne. Zapomniałam napisać,że 21.09. mój Mężuś obchodził 50 -te urodziny . Miło było, przyjechała teściowa ze szwagierką , nasza młodzież i pracuś z żoną. Zjedliśmy po kawałku cytrynowego tortu i wypiliśmy 2 butelki południowo - afrykańskiego wina . Mężuś dostał od nas wspólny prezent – jedyny, który mógł go uszczęśliwić jak orzekły dzieci. Większą imprezkę planujemy pod koniec października – wspólną , bo i mnie do 50-tki wiele nie zostało. Moja matka jak zwykle nie pamiętała. Nawet nie zadzwoniła z życzeniami. Trudno, nauka życia z pewnością już jej nie grozi, skoro nie nauczyła się niczego przez 74 lata. Niech jej będzie . Szkoda tylko,że nie pamięta,że oprócz nas nikogo nie ma i na nikogo innego liczyć nie będzie mogła, bo z pewnością nie na koleżanki.