babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 23 marca 2024

23.03.2024 Wróciliśmy

 Zeszło nam dłużej niż planowaliśmy ale pogadaliśmy dłużej z rodzinką . Dobrze się spotkać z rodziną. Szkoda tylko, że w smutnych okolicznościach . Domowe sprawy nadrobię jutro . Miłego wieczoru ! 

piątek, 22 marca 2024

22.03.2024 Takie zakupy

 to jest jednak ciężka praca. I wcale nie dlatego, że trzeba coś nosić , bo nie trzeba, od targania są wózki. Najgorszy jest tłok w marketach. Ten co wymyślił zakaz handlu w niedzielę , powinien siedzieć w kryminale do końca świata. No i trzeba się głowić co i w jakim celu do tego wózka wrzucić albo patrzeć na kartkę co chwilę, żeby o niczym nie zapomnieć i z niczym nie przesadzić. Mam to z głowy na szczęście. Zakupy na święta i te domowe ogarnęłam , a właściwie to ogarnęliśmy. Reszta na bieżąco , a od środy pichcę świąteczne przysmaki. Jutro jedziemy pożegnać wujka , nie daleko , jakieś 60 km ale wiadomo jak to z takimi uroczystościami, pół dnia zejdzie na pewno. Po powrocie zamierzam zająć się dekoracjami świątecznymi i może jakieś poprawki porządkowe. 

czwartek, 21 marca 2024

21.03.2024 Wiosna! Wiosna wkoło ! - uwaga ! wpis długi

 A jak wiosna to sobie trochę powspominam jak to z tą wiosną niegdyś  bywało. Działo się , gdy chodziłam do LO czyli w drugiej połowie lat 70-tych.  21 marca, w pierwszy dzień wiosny wypadały imieniny dyrektora naszego LO Benedykta , od niepamiętnych czasów nazywanego przez uczniów „ Beny „ .Dziś już nie żyjący . Kiedy przyszłam do LO jakoś nie zdołałam go polubić. Sporadycznie miałam z nim do czynienia na lekcjach. Przychodził czasem na zastępstwa .Jego klasę i podejście do uczniów doceniłam dopiero kiedy szkołę kończyliśmy. Beny  mieszkał na terenie szkoły . Zdarzało mu się więc chodzić po budynku i boisku w krótkich spodniach i podkoszulku. Wiadomo było, że kiedy występuje w takim nieoficjalnym anturażu , humor mu dopisuje i nikomu krzywdy nie zrobi , bo tak w ogóle to Beny wyglądał groźnie , a instytucja dyrektora szkoły jako taka ,budziła nasz szacunek i obawę . Dyrektor był nie kwestionowanym autorytetem i przed jako takim należało czuć respekt – poniekąd  „ z urzędu” . Dyrektor jednak krzywdy nikomu nie robił i chociaż na dywaniku potrafił naprawdę ostrą reprymendę zafundować delikwentowi , który podpadł , zaraz po jego wyjściu zapominał o sprawie . Beny równie często jak Glapa – profesor od przysposobienia obronnego o ptasim nazwisku ( stąd Glapa) ścigał palaczy. Z lepszym wynikiem jednakże. Wpadał do męskiego wc , zabierał chłopakom papierosy , ładował po strzale „ w papę” i kazał wracać do swojej klasy. Nikt się o to nie oburzał i rodzicom do głowy nie przychodziło, zgłaszać jakieś pretensje. Trzeba pamiętać ,że za palenie papierosów, w tamtych czasach wylatywało się karnie ze szkoły. Każdy wolał oberwać od dyrektora niż mieć ocenę niedostateczną ze sprawowania i wilczy bilet. Dziewczyny miały trochę lepiej . Profesorki rzadziej wpadały do łazienki. A wracając do pierwszego dnia wiosny oraz imienin Benego , to w dniu tym obowiązywał swoisty ceremoniał. Przede wszystkim strój galowy ; biała bluzka i granatowa lub czarna spódnica – w żadnym razie spodnie , a chłopaków biała koszula, garnitur i obowiązkowo muszka . Muszka to było coś co wyróżniało naszą budę . Chłopaki z technikum weterynaryjnego nosili się na czarno , elektronik i „mlecz” koszule z kołnierzykami i szare swetry , a u nas kraciaste koszule na co dzień a muszki na uroczystości. Lekcje w tym dniu były skrócone do pół godziny i nie wolno było stawiać dwój. I nie podskoczyła nawet groźna matematyczka Luta i obie chemiczki – na co dzień postrachy nawet największych kujonów .Musiały respektować. Po tych skróconych lekcjach mogliśmy się też urwać na wagary. Zamiast tych lekcji też , ale pod kontrolą czyli wolno było opuścić szkołę ale z wychowawcą, co akurat moja klasa wykorzystywała. Raz udaliśmy się do parku gdzie odbyła się największa w gminie bitwa na śnieżki – przyłączał się każdy , kto znalazł się w pobliżu. Na śnieżki , tak ! bo to były czasy, kiedy  śnieg leżał często i do kwietnia . Innym razem zrobiliśmy sobie długą wycieczkę po mieście . Prowadził nasz wychowawca , a my niepostrzeżenie uformowaliśmy długi „wąż” za nim i tak idąc gęsiego przewędrowaliśmy pół miasta . Ludzie oglądali się za tym naszym orszakiem, uśmiechali  a wychowawca zorientował się pod sam koniec wędrówki. Śmiechu było na tydzień co najmniej , jak tylko ktoś wspomniał . Kiedy byłam w klasie III, w szkole zainaugurowany został Dzień Młodzieży. Wymyśliła go – a jakże – klasa mojego małżonka , stawiana za wzór wszystkim innym, owiana szkolną legendą IVa.  Z początku w przebraniu przyszły tylko 3 z pięciu klas IV , ale już w zawodach brali udział wszyscy. Najciekawszy był wyścig taczkami z koleżanką na pokładzie. Zaliczyliśmy też atak terrorystyczny i nie było zmiłuj , okup trzeba było zapłacić . Wpadły do klasy „czerwone brygady” :odziane w brezentowe kurtki kangurki i pończochy na twarzach grożąc kartonem po butach w charakterze bomby, wynieśli dwie dziewczyny, po czym zażądali niebotycznego okupu:  3,50 .  Co było robić , zrzuciliśmy się . Okup nie tylko nasz, domorośli terroryści skonsumowali po lekcjach w kawiarence o wdzięcznej nazwie Szarotka. Następnego roku już jednak Dzień Młodzieży przeszedł na stałe  do szkolnych tradycji . Opracowano cały program, na który składały się różne konkursy , zawody sportowe , na koniec dnia dyskoteka , jakieś występy szkolnych kabaretów i zespołów. Najważniejszy jednak miał być konkurs na najlepiej przebraną klasę . Przebrania miały być spójne i coś obrazować. Każda klasa miała wkroczyć w określonej kolejności na salę gimnastyczną – odpowiednio efektownie, żeby zaprezentować się jurorom złożonym z grona profesorskiego i przewodniczących klas.

Dłuższy czas dyskutowaliśmy co z tym zrobić zwłaszcza, ze kilka dziewczyn w ogóle nie chciało brać w tym udziału twierdząc, że się nie będzie wygłupiać. Wychowawca zapowiedział jednak ,że nie można nie przyjść pod groźbą obniżenia zachowania. Nie miały wyjścia, przystosować się musiały. Dwa dni przed imprezą nadal nie było porozumienia co do przebrania. Ostatniego dnia zadecydowała za nas moja przyjaciółka  E. Wyjęła z torby dwa prześcieradła i gruby sznur kilka agrafek oraz świecę , obwinęła się w prześcieradła , coś pozapinała, coś przewiązała i za chwilę stał przed nami mnich w białym habicie .Zapowiedziała ,że na salę wchodzimy rządkiem z zapalonymi świecami śpiewając Bogurodzicę , bo to pasuje do mnisiego pochodu. Ja natychmiast temat podchwyciłam , wraz ze mną D i chłopaki. Stanęło na naszym. Co do śpiewu daliśmy tylko każdemu wolną rękę , bo dla przeciętnego śmiertelnika Bogurodzica jest nie wykonalna . Kazaliśmy mruczeć pod nosem byle żałobnie. W dniu imprezy lekcje były skrócone – miały się zakończyć około 11.00 . Do klas wchodziliśmy w przebraniach . Nawet Luta – groźna profesorka od matematyki nie mogła powstrzymać nikłego uśmiechu na widok mnichów w trampkach ( te trampki to po to, żeby wejść na salę gimnastyczną , bo tylko takie obuwie było dopuszczalne) . Do sali gimnastycznej wchodziliśmy w jakiejś ustalonej przez porządkowych kolejności . Większość robiła to z hukiem , głośno ; ze śpiewem lub wykorzystaniem instrumentów muzycznych . Był obóz cygański, krasnoludki , trzy dwory Klaudiusza , bo akurat pierwszy raz wyemitowano w tv serial „Ja Klaudiusz „ więc temat był na czasie, jacyś piraci – wszyscy głośni i kolorowi. Kiedy przyszła nasza kolej ustawiliśmy się w rzędzie z zapalonymi świecami , po czym zapadła cisza . Na znak dany przez E, mnisi pochód ruszył do sali mrucząc coś żałobie pod nosem każdy sobie. To mruczenie odbite echem kilkumetrowej wysokości sali , całkiem udanie zaimitowało chorał gregoriański . Jurorzy i młodzież która wcześniej weszła na salę zamilkła z wrażenia. Okrążyliśmy salę dookoła , następnie zawróciliśmy przed jury , przed którym na chwilę się zatrzymaliśmy po czym podnosząc w górę oczy i ręce wydeklamowaliśmy chórem łacińskie „ memento mori” i skierowaliśmy się na swoje miejsce. Już samo to wystarczyło, żeby jury wyło ze śmiechu a kiedy jeszcze spojrzeli na plecy kolegi zamykającego pochód – najwyższego w klasie , w przykrótkim habicie , któremu pozostali koledzy przypięli do pleców kartonową tabliczkę z napisem „Rasputin love machine” wrzawie, brawom i salwom śmiechu nie było końca. Konkurs wygraliśmy . Czterokilogramowa torba cukierków trafiła w nasze ręce. Dzięń Młodzieży minął , czas zabawy zastąpiła intensywna nauka do matury a Dzień Młodzieży na długie lata wpisał się w tradycje szkoły . Czy dziś jeszcze jest obchodzony ? Przypuszczam , że tak , każdego roku w pierwszym dniu wiosny kręcą się po mieście przebierańcy, choć do naszego pochodu mnichów im daleko. .

 

 

środa, 20 marca 2024

20.03.2024 Podobno

 już dziś wiosna . Jak dla mnie to jednak 21.03. a nie żaden 20 czy inny 22, zatem właściwy wpis wiosenny będzie jutro . A dziś mam kolejną akcję z mamuśką . Zablokowała sobie telefon i to tak, że żąda numer PUK dla karty sim . A papiery zaginęły w mrokach dziejów - czytaj ogólnym bałaganie w domu, którego nie jestem w stanie opanować , bo nawet jak coś posprzątam , to najdalej za pół dnia jest jak było. Próbowałam załatwić coś w salonie , ale nie , bo musi właściciel i nie pomogły tłumaczenia, że 87 lat i demencja . Nie i już . Ale dziewczyny i tak były miłe , doradziły jak załatwić na infolinii. Spróbuję jutro jak pojadę do matki z tabletkami. 

Tak poza tym zaliczyłam ekspedycję do piwnicy , zabrałam resztę zabawek , jutro zabiorę do biura , a synowa zadzwoni do znajomej żeby odebrała na cele charytatywne. Przy okazji przyniosłam parę pyszności na święta  i nie tylko; buraczki w occie , ogóreczki kiszone , kompot z gruszek i przecier pomidorowy . Po woli ogarniam sprawy świąteczne . Nie szaleję ale jakimś cudem mam co potrzebne , żeby zacząć smakołyki szykować . Trochę mi szyki psuje sobota , bo znów jedziemy pożegnać wujka , ale trudno, siła wyższa . Nadrobię w niedzielę . 

I na powitanie wiosny , taka pogodna piosenka 



wtorek, 19 marca 2024

19.03.2024 Każdy ma swojego mola co go gryzie

Mnie gryzą brewerie mojej mamuśki. Trudno , muszę przyjąć to na klatę - jak to mówi młodzież . Fochy dalej strzela , ale co mi tam , przetrzymam jak i parę innych spraw już mi się zdarzyło przetrzymać. Pożyjemy - zobaczymy. 

Tak poza tym miałam dziś wielką niespodziankę ! Fusilka przysłała mi kartkę świąteczną  i śliczne drobiazgi wielkanocne. Zawadiacki kurczak w kapelutku już ma swoje miejsce , mniejsza pisanka też , a większa będzie centralną częścią dekoracji kuchennego okna. Fusilko dziękuję bardzo !!!




poniedziałek, 18 marca 2024

18.03.2024 Wiedziałam

 Wiedziałam ,że na jednej awanturze z matką się nie skończy . Dziś rano histeria ; zgubiła klucze. No , zdarza się , szukam po chacie , wywaliłam jej torebkę  , sprawdziłam w kieszeniach w kurtkach - nie ma . Oczywiście ja jej zabrałam , bo jak inaczej . Kazałam szukać , ale skoro zgubiła , to trudno , trzeba zamek znów zmienić . Tym razem poleciałam po sam wkład . Około wpół do trzeciej pojechaliśmy zmienić . Wchodzimy , drzwi do mieszkania otwarte , matki nie ma. Zaczęłam do niej dzwonić , ale oczywiście nie odbiera. Małżonek wymienił zamek , po czym wziął ode mnie klucz od domofonu i pojechał dorobić . Mamuśki jak nie było tak nie było. Małżonek przywiózł mi dorobiony klucz i pojechał do biura a ja postanowiłam poczekać , zresztą i tak nie miałam wyjścia , bo musiałam jej zostawić nowy klucz. Zaczęłam gadać przez telefon z kuzynką , żeby jej powiedzieć jak sprawy się mają i nagle dzwonek do domofonu. Otworzyłam , ale się nie odezwałam i czekam kto się zjawi. No i zgadnijcie , a tak: mamuśki znajomka, którą niedawno syn pogonił z domu. Weszła jak do siebie , nawet nie zapukała i chyba się zdziwiła że jestem. Naskoczyłam na nią , co ona tu robi , nawet nie specjalnie się tłumaczyła, po czym szybko ją wyprosiłam . Za jakieś 10 minut później zjawiła się mamuśka. Oczywiście znów awantura , że jej zabrałam klucz , że jak to nie były drzwi zamknięte i tak dalej. Nie dyskutowałam, dałam do ręki nowe klucze , zapowiedziałam , że ma pilnować i że ma wymieniony. Ale jak to nowy zamek ? Jak to wymieniony i takie tam. Powtórzyłam , pokazałam , który klucz od czego i tyle. Zobaczę co się będzie działo dalej. To chyba jednak matka ją wpuszcza do domu, tak myślę , ale muszę to dokładnie wyczaić. Teraz jest nowy zamek więc tamta nawet jak podebrała matce ten klucz to nie wejdzie do mieszkania , a jak wejdzie to znaczy, że matka ją wpuszcza. I bądź tu mądry . 

A tak poza tym zimno . Wprawdzie nie padało , ale pogoda zgodnie z przysłowiem. Kotłuje się jak w garnku. Dzień w pracy bez rewelacji , każdy wie co ma robić . Jest to pewien komfort, że nie potrzeba wszystkiego sprawdzać i pilnować. Dziś chłopaki zaczęli nowy kontrakt ,a ekipa it jechała na spotkanie z zagranicznym szefem naszego klienta , małżonek na okoliczne awarie . Taki zwyczajny poniedziałek...

niedziela, 17 marca 2024

17.03.2024 Dziś zimno i szaro

 dlatego tym bardziej się cieszymy , że wczoraj udało się coś zrobić na tej naszej działce. Góra gałęzi znikła i to się liczy . Na oknie wykiełkowały mi posiane roślinki a rzeżucha już gotowa do zjadania. Będą jutro kanapki z dodatkiem zielonego. Zajęcia dziś ograniczyłam do niezbędnego minimum . Wyprasowałam małżonka koszule i posprzątałam w szafce-spiżarni i zrobiłam obiad. I to tyle . Czytałam potem trochę różności necie i czasopismo domowo-ogródkowe, nawet sobie małą drzemkę ucięłam po południu. Też mi się należy trochę świętego spokoju. Wieczorem zaliczyliśmy spacerek po osiedlu jak zwykle, ale dziś mało przyjemny , bo wiało i przez chwilę nawet deszcz zacinał , choć przelotny. I tak to sobie niedziela zleciała po woli i na luzie. Dobrego tygodnia !