Nie każdy ją ma . Nie każdy jest też zdeklarowanym chomikiem
, jak ja czy mój mąż ; nie wyrzucamy , bo się przyda ( nie przyda się jak
doświadczenie uczy, ale może ) , a i duch wielkopolski u nas, a tu wiadomo ;
obowiązuje zasada, ze od przybytku głowa nie boli. Rzecz będzie nie tyle o
wyrzucaniu ( temat wywołała niedawno Lucia na swoim blogu) co o zbieraniu. Kiedyś
zbierałam starocie , mogę więc poszczycić się pewnym doświadczeniem w tym
względzie , aczkolwiek odległym i dawno zapomnianym. Mam jeszcze kilka
drobiazgów w klimacie retro czy też jak to się modnie dziś określa vintage ,
kilka pamiątek rodzinnych , niektóre nawet bardzo wiekowe i cenne ( tak sądzę –
z racji ich wieku i znanej mi historii ich pochodzenia) . Nie przejdę też
obojętnie jeśli coś jest sygnowane /tagowane mianem staroć , retro , antyk itp.
Stąd moja mania oglądania programów o handlarzach starociami . Nie powiem ,że
nie jest to ciekawe . Spora porcja wiedzy o sztuce użytkowej , stylach i
trendach przy okazji. Niektórzy się dziwią , że mnie to nie nudzi i w ogóle po
co mi ta wiedza . No cóż tak mam i już , od dziecka .No i kryzys końca lat
70-tych i stanu wojennego też miał chyba jakiś wpływ na tę manię zbierania . Co innego jednak kolekcjonerstwo , a co
innego gromadzenie gratów wszelkiej maści , które później lądują na śmietnikach.
A lądują ich nieprawdopodobne ilości . Wystarczy udać się z workiem śmieci do
najbliższego śmietnika żeby zobaczyć ; sprzęt agd, ciuchy , zastawa, stołowa,
garnki , mniejsze i większe meble, góry zabawek – przeważnie plastikowej
chińszczyzny . O górach jedzenia nawet nie wspomnę . Tego się marnuje mnóstwo ,
widuję powyrzucane całe bochenki chleba. I wciąż nie mogę się nadziwić , że
ludzie kupują w takich ilościach a potem wyrzucają . Jeśli chodzi o jedzenie to
u mnie akurat prawie nic się nie marnuję . Nauczyłam się kupować tyle ile
zużywam i po blisko 50 latach przyrządzania posiłków jestem mistrzynią w
robieniu czegoś z niczego . Wiadomo, że czasem się zdarzy ,że zwiędnie jakaś
zapomniana marchewka czy zgnije owoc , albo coś nie zasmakuje i zostanie
niedojedzone , tego się nie uniknie choćby nie wiem jak się człowiek starał ,
nie mniej jedzenie się u mnie nie marnuje i tu jestem zadowolona sama z siebie.
Z graciarni już nie koniecznie . Trzymam różne rzeczy
właściwie nie wiem po jakie licho , bo się nie przydadzą . Np. puszki po
ulubionej herbacie . Owszem są fajne, aluminiowe, szczelne, estetycznie
wykonane i odkładam je z myślą ,że do czegoś wykorzystam . Tymczasem zamiast
wykorzystać, gromadzę w piwnicy. Ale puszki to tylko jedno z wielu. To samo mam
ze słoikami ( część wykorzystuję do przetworów), jakimiś gadżetami reklamowymi
, czasopismami itd. Nauczyłam się już
wyrzucać ciuchy . No nie , nie zupełnie wyrzucać , najpierw segreguję ; to co
się nadaje do opieki społecznej , do kontenera i do śmietnika w ostateczności –
np. koszulki czy tenisówki „zajechane „ przy remontach . Opieka społeczna i PCK
przestały niedawno przyjmować ciuchy więc zostają tylko kontenery. Nie wnikam w
uczciwość firm , które je podstawiają a wieści o tym krążą różne . Zakładam ,że
to co mnie się już nie przyda , komuś może jeszcze posłużyć , nie ważne w jaki
sposób. Jeśli napali tym w piecu i w ten sposób ogrzeje mieszkanie to też
dobrze, choć mało ekologicznie.
Takim samym graciarzem jest mój małżonek; deska , kawałek
sklejki , wykręcone ze starych drzwi zawiasy czy zamek , śruby z demontażu –
broń Boże wyrzucić to się przyda . Gdybym nie powynosiła przy ostatnim remoncie
łazienek starych kranów i lamp to też by je przechowywał. Nasz rocznik tak ma niestety. Braki w zaopatrzeniu
mamy w genach i robimy wszystko ,żeby się przed tym zabezpieczyć . Nasza
młodzież ma bardziej , dużo bardziej praktyczne podejście . I wcale mnie nie
zdziwiło pytanie synowej „ po co wam tyle szaf , co dwie osoby mogą trzymać w
tylu szafach? My się mieścimy w jednej” . No i się mieszczą ; młodzież ma tylko
to co aktualnie się przydaje ; popsuta zabawka, znoszony ciuch, wyszczerbiony
talerz – do kasacji . Jeśli jest potrzeba to kupują nowy , jeśli nie to się obywają . Przyznam się
, ze próbuję wprowadzić ten styl, ale mi nie wychodzi a mężuś nawet nie
próbuje. Rzecz jednak chyba nie w wyrzucaniu , a w świadomym kupowaniu . Do
tego jeszcze wrócę , a w tym miejscu pozwolę sobie na małą dygresję . Kiedyś
się naprawiało, właściwie wszystko: agd, rtv, parasole, aparaty telefoniczne
nawet rajstopy i baterie. Przerabiało się ciuchy , zanosiło do wymiany w
torebkach i kurtkach zamki błyskawiczne , buty do szewca , a ze starych zasłon
szyło ręczniki do naczyń . Świat jednak się pod tym względem mocno zmienił ,
koszty pracy są ogromne , co się wiąże z cenami usług, a te często przekraczają
wartość nowego przedmiotu wyprodukowanego przy bardzo małych nakładach. Kiedyś
, kiedy dóbr było mało i drogie naprawy się opłacały . Dziś już nie . Zrozumiałam
to kiedy zajmowaliśmy się naprawami telefonów, faxów itp. Sprzętów. Naprawa
miała swoją cenę ; założyliśmy , że nie powinna przekraczać połowy ceny zakupu
, ale rzetelnie kalkulując cenę należało ją ustalić na zupełnie innym poziomie.
I często wychodziło więcej niż cena zakupu, zwłaszcza, że niektóre rzeczy
dawały się naprawić w ciągu kilkunastu minut, inne zajmowały kilka godzin. Technologia produkcji też zrobiła swoje ; w
pewnym momencie zaczęto produkować rzeczy nienaprawialne. W pewnym sensie ma to
uzasadnienie, produkcja trwa nieprzerwanie, ludzie mają pracę ale w
konsekwencji produkujemy góry śmieci , bo prędzej czy później to wszystko
wyląduje gdzieś na śmietniku . I tu właśnie jest motyw , o którym wspomniałam ;
świadome kupowanie . Bo w gruncie rzeczy od nas to wszystko zależy , a ściślej
od naszych wyborów. Kiedy zawitały do nas pierwsze markety ludzie szaleli na
zakupach kuszeni ilością i asortymentem .Nic w tym dziwnego , bo po latach
braków każdy chciał mieć . Tak po prostu . Kiedy pierwsza euforia minęła ,
markety zaczęły kusić magicznym słowem „promocja” . Szaleństwo zakupów znów się
rozkręciło , bo jak tu nie kupić kiedy jest taniej – nie ważne czy
potrzebne , ważne że taniej. Pamiętam
jak ludzie w marketach ładowali towarem z promocji po dwa wielkie wózki.
cdn.
I wszystko to prawda. Bardzo to pięknie usystematyzowalas. Ja o swoich kolekcjach pisalam i też wiem ze czesto przesadzam. Z ciuchami i drobiazgami. A V. to już nic nie wyrzuca. Nasze pokolenie tak ma. U nas byl czas jaki był a Włosi po wojnie mieli niewyobrazalna biedę. A nasze dzieci już znają inny model. Moja synowa bez żalu wywala swoje doskonalej jakosci ciuchy (oddaje) innych nie kupuje. A syn jednak zbiera różne narzędzia. :) czekam na cdn.:)***
OdpowiedzUsuńTak , ja myślę ,że to zbieractwo bierze się z naszych doświadczeń. Realnie rzecz biorąc nie mamy powodu gromadzić rzeczy ale gdzieś to w nas siedzi.
UsuńBardzo bliski jest mi Twój opis , próbowałam walczyć ze zbieractwem i niepotrzebnymi zakupami ,ale mi nie wychodzi , czasami mam taką ochotę na zakupy , jakbym była uzależniona , jak już się z czymś rozstanę , to znowu bym to chciała mieć . Ej życie. Moje dzieci to minimaliści. Dobra jakość i wygoda . Zazdroszczę im tego i współczuję jak kiedyś przyjdzie im likwidować nasze zbieractwo .
OdpowiedzUsuńKupowanie poskromiłam , nie muszę tego robić to nie robię, a jak już się na zakupy wybieram , to się parę razy zastanowię czy faktycznie jest mi coś potrzebne. Nadaj jednak nie wyrzucam i nie mogę się rozstać z różnymi rzeczami , które trzymam . A propos dzieci , teraz chyba wszystkie tak mają , minimum i tylko minimum.
Usuń