babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

czwartek, 7 listopada 2019

7.11.2019 Warto było !


Warto było wydać nie małą kasę i odbyć długą podróż do Warszawy i nawet przecierpieć wszystkie niewygody. Tych było nie mało , ale o tym w osobnym wpisie . Krotko mówiąc warszawski Torwar pod względem komfortu i organizacji do poznańskiej Sali Ziemi może się schować , choć ta ostatnia jest dużo mniejsza , ale o tym innym razem. 
Rozmach i jakość wykonania koncertu Sary Bringhtman jest nieporównywalna z żadnym innym. Zdecydowanie był to koncert naszego życia. Może się już nigdy nie powtórzyć i pewnie nie powtórzy. Mieliśmy świetne miejsca na głównej płycie , ledwie 15 rzędów od sceny, dokładnie na wprost . Minus, że wszystkie miejsca na jednym poziomie, a my z natury rzeczy nie zbyt wyrośnięci więc widzowie przed nami nieco zasłaniali widok, ale nie jakoś znacząco, bo jednak scena była wysoko. 
Koncert zaczął się o czasie , a głos spikera zza sceny umiejętnie podsycał atmosferę , informując kilka razy ile minut zostało do występu. Punktualnie o 20.00 opadła kotara i na scenie zobaczyliśmy nie wielką orkiestrę symfoniczną , typowo rockowy zespół z perkusją , klawiszami i dwoma gitarami oraz 40 osobowy chór! Po chwili wśród ostrych hardrockowych riffów i błysków światła wyłoniła się z mroku Sara , ubrana w suknię przywodząca na myśl Marię Stewart , królową Szkocji. Suknia z czarnego aksamitu z wyszywana  złotymi nićmi i kryształami Svarowskiego ,spódnicą z długim trenem i w diademie przypominającym koronę również obsypaną kryształami. Zaśpiewała dwa zupełnie nowe kawałki, potem dołączył do niej solista i razem wykonali jeszcze jeden utwór z repertuaru operowego , a potem Sara zapowiedziała występ solowy swojego ,hmmm, nie wiem chyba ucznia , bo sądząc po wyglądzie bardzo młodego człowieka i zniknęła. I tu muszę sprostować , okazało się jak chwilę poszperałam w necie, że solista nie jest wcale taki młody i nazywa się Vincent Niclo, a jest śpiewakiem operowym. Wychodzi, że wygląd sceniczny może być złudny. Utwór pt " Ameno", zespołu Enigma zabrzmiał w jego wykonaniu imponująco. Potem znów zjawiła się sama , tym razem w wąskiej czarnej sukni ozdobionej girlandą z czerwonych i różowych róż i oczywiście kryształami, tym razem w diademie imitującym ogromne rubiny. znów zabrzmiały perfekcyjnie wykonane utwory , tym razem ze starszego repertuaru. Były jeszcze utwory z repertuaru Pavarotiego, Enio Moricone , tytułowy utwór z pierwszej części "Nieśmiertelnego" , który w jej wykonaniu brzmi znacznie ciekawiej niż oryginał ( wykonanie Quinn) i znów  na przemian kilka nowych i starych kawałków. W trakcie pierwszej części występu Sara zmieniała kostiumy w sumie 7 razy . Po dwóch czarnych aksamitnych , pojawiła się jeszcze w kostiumie różowo- srebrnym , całkowicie mieniącym się i skrzącym jak diamenty , śnieżnobiałym podpinanym kryształowymi broszami w różnych miejscach i w końcu znów czarnym obsypanym niezliczoną ilością kryształków , co przy każdym ruchu skrzyło się wszystkimi kolorami ; zielonym , czerwonym, złotym , niebieskim i fioletowym. Do każdego stroju oczywiście miała odpowiednio dobrany diadem . Kostiumy zmieniała zadziwiająco szybko . Wystarczyło kilkanaście sekund, wypełnionych krótkimi intro w wykonaniu chóru , zespołu lub orkiestry i pokazem światła i znów zjawiała się w nowym anturażu .  Po godzinie nastąpiła 15 minutowa przerwa. Druga część zaczęła się w zdecydowanie spokojniejszej konwencji , wśród chmur scenicznego dymu umiejętnie podświetlonymi reflektorami , co sprawiało niemal magiczny klimat . Sara wyszła tym razem ubrana w suknię złotą , również udekorowaną kryształami . W tej części , równie urozmaiconej jak pierwsza też nie zabrakło starych i nowych wykonań , niektórych w nowej aranżacji. Do występu zaprosiła jeszcze młodszego chłopaka . I tu zaskoczenie ; barwa głosu . Nie pamiętam jak się ten rodzaj głosu męskiego nazywa , obiecuję się dowiedzieć , ale młody człowiek śpiewał kobiecym mezzosopranem. Wiem ,że ten rodzaj głosu jest bardzo rzadki i bardzo charakterystyczny.  Brzmiało przecudnie . A Sara znów zmieniła kostium tym razem na ciemnozielony i diadem wysadzany kryształami w kształcie promieni. Wykonała jeszcze trzy utwory i oczywiście akompaniując sobie sama na pianinie zaśpiewała "Time to say goodbay". Przepięknie ! Nie był to jednak koniec występu . Chór z towarzyszeniem pokazu świateł dał kilkunastosekundowy reczital a capella a Sara zmienila kostium na czerwony , obszyty srebrzyście poyskującymi kamieniami i diadem imitujący rubiny. Znów były dwa nowe utwory a potem zespół rockowy zagrał intro do tanga z "Upiora w Operze".Naprawdę brawurowo . Zabrzmiało jak zespół metalowy. Utwór wykonała wspólnie ze starszym z dwóch solistów . Publiczność wstała z miejsc a brawa nie ustawały. To był już koniec występu , ale były jeszcze bisy. Najpierw dwa kawałki , a po zmianie kostiumu kolejne dwa . Dostała na koniec mnóstwo kwiatów , publiczność stała klaszcząc i skandując "Sara". Ale wszystko ma swój koniec , tak i ten wspaniały występ , kotara zasłoniła scenę i trzeba było opuścić hale widowsikową . I tyle o koncercie . O samym wyjeździe , organizacji i pobycie w stolicy jutro. Wciąż jesteśmy pod wrażeniem . Bez wątpienia było to fantastyczne przeżycie, zwłaszcza, że Sara dysponuje niesamowitym sopranem , który chwilami dzwoni niczym sygnaturki kościelne , czasami jest mroczny i głęboki zależnie od potrzeb aranżacji. Na koniec ciekawostka ; sponsorem trasy koncertowej była firma Svarowski . Na kostiumy Sary  do tych występów naszyto 38 tysięcy kryształów Svarowskiego. Tak gdzieś czytałam , kiedy szukałam biletów na koncert . Nie wiem czy to prawda , ale istotnie , jej suknie dosłownie tonęły w kryształach.  Osobiście ich nie lubię i nie noszę biżuterii od Svarowskiego , za bardzo świecące jak na mój gust , w kostiumach scenicznych jednak sprawdziły się idealnie . Dodały im królewskiego blichtru. 








4 komentarze:

  1. Zawiszczam szczerze!Też ją lubię i chcialabym kiedys usluszec na żywo!
    Pozdrawiam czule!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jeszcze kiedyś przyjedzie i będziesz miała okazję ! Buziaki!

      Usuń
  2. rzeczywiście z opisu doskonałego wyszło mi, że to rzeczywiscie koncert życia. Wspaniałe przeżycie i warto było.
    :*

    OdpowiedzUsuń