babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

wtorek, 7 stycznia 2020

7.01.2020 Ulubiona czapka szefa

Wesoło było na koniec dnia w firmie . Tak około 14 .20 przyjechał do nas znajomy , co się sprawami gazu zajmuje. Chcieliśmy z butlowego przejść na sieciowy , bo właśnie na naszym osiedlu biurowym podciągnęli prawie pod nasz płot . Gadaliśmy , gadaliśmy , uzgadnialiśmy , na koniec rozmowa zeszła na sprawy mniej służbowe. Mężuś z gazownikiem połazili wcześniej po podwórku, żeby wszystko obejrzeć i zobaczyć jak można ten gaz do budynku doprowadzić, jak instalacja itp. Mężuś miał na głowie czapkę . Swoją ulubioną . Nosi ją już dobre 15 lat albo i więcej . Jakimś cudem czapka to przetrzymuje ; nawet najmniejsza  niteczka nie puściła, dzielnie znosi kolejne prania  i nie straciła w żaden sposób na wyglądzie , z pięć razy chciałam ją już skasować , ale mężuś twierdzi,że już takiej miał nie będzie , jest mu ciepło i broń Boże ,żeby poszła do kontenerka. Kiedy gość już wyszedł , a my się szykowaliśmy , do wyjścia okazało się ,że czapka znikła . Mężuś chodził po całej firmie , szukał , w biurach , w garażu , w torbie od komputera i aucie , jeszcze chwila i by zaczął grzejniki w firmie odkręcać . No istny pan Hilary co szuka okularów.  Chłopaki już zaczynali pękać ze śmiechu , ja sobie przypomniałam ,że miał na głowie jak zwiedzali podwórko. Synalek zaczął żartować , że czapkę mężuś miał w kieszeni , ale została pożarta przez węża - tego co trzyma w kieszeni ( to taki przytyk do oszczędności małżonka). Czapka i tak się nie znalazła. Przeszukałam dla pewności jeszcze raz garaż i biura , nawet szafę do rzeczy i nic - czapka znikła, zdematerializowała się , wyparowała, wciągnęła, teleportowała się ; no - kamień w wodę ... Na koniec pracuś wpadł na pomysł ,żeby sprawdzić na kamerach . Odpalili program , pooglądali i się sprawa wydała . Ulubioną czapkę szefa  zgarnął nasz gość razem z dokumentami i poszedł. Mężuś zadzwonił , a gość zdziwiony ; jaka czapka. Ale poszedł do auta i no tak, jest ! Dla pewności zapytał , czy taka czarna z czerwoną naszywką . No tak , ta. Nawet nie zorientował się ,że ją zgarnął . Obiecał odwieźć jutro . A już miałam nadzieję ,że zniknie i mężuś zacznie nosić którąś z nowszych i nie tak intensywnie eksploatowanych albo nowy , gustowny kaszkiecik z angielskiej wełny , co to mu Gwiazdor pod choinką zostawił, tyle, że ten bardziej na wiosnę i jesień , bo nie przykrywa uszu. Nie źle się pośmialiśmy . 

    A tak z innych tematów , to rok się nie źle zaczyna , kontrakt omawiany w ubiegłym roku rusza już w przyszły tydzień , a w sprawie kolejnego, całkiem nowego spotkanie już po jutrze.  I kasę w gotówce zbieram od początku tygodnia . Tak to może zostać . 
    W domu już mniej wesoło; wysiadła nam mikrofalówka  jakieś dwa dni temu , ale problem okazał się prozaiczny . Dziś mężuś ogarnął samodzielnie . Spalił się jakiś bezpiecznik w elektronice . Mężuś wrócił ,że tak powiem do początków i jako biegły w tej dziedzinie bezpiecznik wymienił dziś po powrocie z pracy . Producent był przewidujący i wewnątrz kuchenki na obudowie zamieścił schemat układu elektronicznego . Nikt teraz takich rzeczy nie robi, aż się zdziwiliśmy , ale kuchenka uratowana . Działa jak należy. 

2 komentarze:

  1. No i czapeczka kolejny raz ocalała. Mikrofalowka dziala a kasa spływa . i tak rzeczywiscie może się dziać. :)

    OdpowiedzUsuń