babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

niedziela, 11 grudnia 2016

11.12.2016 Zdecydowanie mi nie idzie

po mojej myśli.  Powiedzmy, że zaległości z wczoraj nadrobiłam w 3/4.  Firanki do kuchni uszyte i założone . Nie miałam pojęcia ,że przyklejenie haczyków do zazdrosek do plastikowych okien wymaga tyle zachodu ! Ceremoniał cały ! Przynajmniej w wykonaniu mojego małżonka . Poszła w ruch poziomica , linijka , miarka , jakiś kątownik , benzyna i nawet "gumówka "- taka piła do metalu znaczy, bo pręty do zazdrosek okazały się za dlugie o centymetr . A chciałam tylko ,żeby pomógł mi przykleić . Bo tak w ogóle to przeprosiłam stare szydełkowe zazdroski z czajniczkami . Uszyłam lambrekiny z szeroką koronką imitującą szydełkowy wzór i chociaż różni się odcieniem , wygląda całkiem nie źle i ładnie się układa. Popakowałam też prawie wszystkie prezenty na akcję robótkowa. Prawie bo jeszcze będzie jeden prezent z domowymi ciasteczkami . Niestety nie miałam już czasu żeby upiec zwłaszcza, że i chleb musiałam upiec bo młodzież była wczoraj na kolacji i zabrakło mi dziś pieczywa. Powypychałam też wszystkie woreczki - niby prezenty i porozwieszałam , no i jeszcze sto tysięcy innych mniej i bardziej ważnych spraw ogarnęłam, w tym pranie. Zostało mi dokończenie dekoracji , ale to w tygodniu , skrócenie firanek w salonie ,bo na razie wiszą takie jak uszyłam zaraz po zakupie a długość pomyliła kobieta w sklepie , ucięła mi zamiast trzech metrów - cztery, a ja nie zmierzyłam uznając ,że jest ile trzeba , dopiero po zawieszeniu wyszła skucha. No i najważniejsze ; chatka z piernika . To jutro , razem z ciasteczkami na Robótkę. I myślę ,że we wtorek będę mogła zrealizować przesyłkę. No i to by było wszystko w kwestii przygotowań do świąt . Zostaną ostatnie poprawki porządkowe i szykowanie smakołyków . No i jeszcze kartki świąteczne . Wysyłam je wciąż w wersji tradycyjnej , ale coraz mniej ich do mnie przychodzi. Duch new-tech wypiera sztukę epistolarną , a szkoda.
Oczywiście sprawy zupełnie inaczej wyglądają w firmie ; tu roboty pod grzywkę i wciąż nowe zlecenia i wciąż nowe przygody jak z tym poszukiwaniem mebli i przesyłkami. A propos mebli ; miałam napisać o poszukiwaniach . Jakiś czas temu namierzyłam fajne mebelki w necie , podzwoniłam tu i ówdzie i dostałam namiar na dystrybutora z Poznania . Napisałam meila z prośbą o wycenę , dostałam i to bardzo szybko, gość jeszcze zadzwonił ,żeby szczegóły uzgodnić , pogadaliśmy chwilę , zaproponował oprócz mebli do salki i do strefy klienta biurka i szafy do gabinetu i inne wersje z różnym przeznaczeniem . Wszystko grzecznie i bardzo profesjonalnie . Po zapoznaniu się z ofertą stwierdziliśmy ,że trzeba je obejrzeć na żywo . Sprawdziłam adres i wydawało się ,że wszystko jasne  i proste ; przez parę lat mieliśmy klienta w tamtej okolicy - teren znany , nie będzie problemu z dojazdem . No i tu zaczynają się przygody ; jedziemy , jedziemy , przebijamy się przez korki sakramenckie , bo to piątek - weekendu początek więc tłok na 92 , S5 i w mieście . I jak już się przebiliśmy i wjechaliśmy na znajomy teren to się dopiero zaczęło; jedziemy i jedziemy ( całkiem jak Rzędzian z Ogniem i Mieczem) , dawno minęłiśmy hotel naszego klienta i gęstą zabudowę , przejechaliśmy wiadukt , wjechaliśmy w jakieś puste okolice  i nic , ani szyldu , ani nazwy ulicy nic . Łapiemy gpesa- tubylca , okazało się ,że mamy zawrócić na wiadukt i jak zjedziemy to zaraz w prawo i tak za 200 metrów skręcić w prawo i tam już będzie - jest napis na tablicy . Tak zrobiliśmy , jedziemy 1200m i zakrętu w prawo nie ma . Znów łapiemy gpesa - tubylca ( w tzw. międzyczasie ciemności zapadły głębokie, choć to dopiero 16.00 była) i tym razem okazało się ,że blisko : skręcić w prawo za 30m ( faktycznie zakręt był) i prosto , do końca ulicy a biuro w tym kremowym domu . Dom faktycznie okazały ale ciemno wszędzie , głucho wszędzie . Jedziemy do końca ulicy - dziura na dziurze i dziurą pogania - napisu nie ma . Na końcu jak już zawróciliśmy zauważyłam pomiędzy krzakami nazwę firmy , kawał szczerego pola za tym i jakiś blaszak na końcu mi zamajaczył ,w swietle jedynej latarni. Ciemno wszędzie głucho wszędzie jak i w biurze. Dzwonię do gościa , nie odbiera , dzwonię na numer firmowy nie odbierają . Powtórzyłam jeszcze ze trzy razy,małżonek klął w żywe kamienie . Co było robić , wróciliśmy na drogę główną i pojechalismy zrobić swoją robotę w salonie samochodowym . Mężuś poszedł szukać uszkodzeń na drutach a ja przysiadłam na antresoli dla klientów z kawą . I jak tak siedziałam , zadzwonił szef z firmy meblowej. Zapytał w jakiej sprawie dzwoniłam , no to mówię ,że dzwoniłam , bo chcieliśmy obejrzeć meble z oferty ale zastaliśmy wszystkie drzwi pozamykane . Przeprosił , bo akurat urządzili sobie pracowniczą Wigilię i zamknęli wcześniej ... Nożżżż . To trzeba mieć farta. Nie dość ,że buda w szczerym polu , gdzie nawet diabeł dobranoc nie mówi , bo tam jeszcze nie trafił , to musieliśmy pojechać akurat jak sobie imprezkę firma urządziła. .. Jak małżonek skończył naprawiać , linię , to poszliśmy do galerii Malta , coś zjeść i powłóczyć się trochę . No i jak to bywa ; świat jest mały , od razu wpadliśmy na znajomych a właściwie to moją bardzo daleką kuzynkę i jej małżonka . U nas w mieście spotkać się nie możemy latami , a w galerii się spotkaliśmy. Pokręciliśmy się trochę , zjedliśmy pizzę ( nie pamiętam kiedy jadłam ) , wstąpiliśmy do kilku sklepów, w dauglasie kupiłam sobie nowe perfumy Loncom Tresor Carese  . Flakon wygląda jak oszlifowany kamień szlachetny .No i pięknie pachną . Załapałam się na solidną promocję , bo mam tam kartę stałego klienta a to upoważnia do rabatów. I to jedyna korzyść z tego wyjazdu . Zachwyciła mnie kreacja w Mohito . Nigdy nie kupuję w sieciówkach , al to mi sie podobało , a małżonek od razu stwierdził ,że mam sobie kupić skoro mi się podoba . Nie chciałam tak od razu , na głodnego więc poszliśmy jeść , ale tak mnie to gryzło , że chciałam ją jeszcze raz obejrzeć , nie dotarliśmy jednak drugi raz do sklepu , bo niestety zrobiło się późno i galerię zamykali. I gryzie mnie do dzisiaj , bo była naprawdę piękna ; czarna aksamitna spódnica z koła na tiulu i brokatowy golf mieniący się na rubinowo- niebiesko-zielono-srebrno i fioletowo , ale to nie był połysk taki pajetowy , tylko taki delikatny ; drobniutkie przeplatane , błyszczące niteczki.

2 komentarze:

  1. Hania doba ma tylko 24 godziny a Ty i tak ogarniasz podwójnie. zaraz zwolnią wszyscy tempo bo wszystko sprowadzać się będzie do Świąt. Do galerii wróć bo szkoda by było takiej kreacji. :)***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym , ale musielibyśmy znów pojechać do Poznania , bo u nas tej sieci nie ma i jak znam życie to rozmiary skończą się na 40 , a ja potrzebuję 44 niestety (ale to i tak lepiej , bo jeszcze 2 lata temu potrzebowałam 48-50). Przed świętami chyba już nie realne.

      Usuń