babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 11 października 2014

11.10.2014 Jeszcze spraw babusinych kilka

A zbierają się wszystkie sprawki  w ilościach nie wyobrażalnych . W czwartek wpadłam na chwilę na targ. Nic specjalnego nie było, ale grzybki się pojawiły - kupiłam odrobinę , bo drogie . Poza tym króluje jesienno - zimowa garderoba . I co by o tym nie myśleć , przyjeżdżają polscy producenci z całkiem nie złym asortymentem . Cenowo oczywiście nie może konkurować z chińszczyzną , a tym bardziej z ofertą Rumunów   , ale jakość widać już na pierwszy rzut oka.
Wczoraj mężuś w drodze od klienta kupił następne grzybki , całkiem spory koszyczek. Ogarnęłam ,po powrocie z Poznania . Trochę do octu, trochę na ususzenie i trochę na dzisiejszy obiadek. Były pyszne . Szkoda,że tak dużo robaczywych . Tak czy inaczej zapasik na zimę jest. 
Przyszły warunki techniczne na budowę naszego biura . Nic szczególnego - właściwie standard . Teraz kolej na projekt , geodetę i pozwolenie na budowę. Załatwiliśmy też koparkę, słupki po starym płocie zostały wyrwane , z dziś nasz pracuś przyjechał z kumplem i sobie zabrali. Przynajmniej odpadł nam problem z wywożeniem na złom siatki i słupków , a jemu się przydadzą na ogród.
Wczoraj po południu wpadliśmy do Juli uzupełnić odzież roboczą - niestety kurtek w odpowiednim rozmiarze nie było. Skończyło się na zakupie zestawu wkrętaków i kilku drobiazgów. Potem zaliczyliśmy jeszcze M1 . Kończyła mi się ważność kuponu rabatowego w Dauglasie - a nie chciałam żeby mi przepadł - w końcu 40 zł to całkiem pokaźny rabat. Mojego upatrzonego koloru szminki akurat nie było więc kupiliśmy zestaw męskich wód - niby to upominkowy , ale w sumie fajny, bo cztery małe flakoniki - można wypróbować różne zapachy . Oczywiście dostaliśmy kilka próbek i nowy kupon , na zakupy w internecie na 10% rabatu i aktualne gazetki. W pasażu był akurat jarmark staropolski - jak co miesiąc , pokręciliśmy się koło straganów, kupiłam na kolację kawałek sera korycińskiego z czosnkiem niedźwiedzim ( pyszny ) a potem jeszcze zapas herbaty i kawy w sklepiku z herbatkami i skończył nam się czas. Zamykali markety. 

Dziś nie pojechałam do biura , bo podrzucili mi wnusia. Synowa w pracy, syn też się zobowiązał pomóc jednemu z naszych klientów więc nie miał się nim kto zająć. Mężuś od rana ruszył na starą działkę z kosą. Dżungla nam tam wyrosła na wysokość 2m . Trzeba to wszystko wykosić i uporządkować przed wystawieniem na sprzedaż. A ja zostałam chwilę z wnusiem w domu , potem poszliśmy na plac zabaw , a potem pojechaliśmy na działkę . Zakładałam ,że na chwilę , a potem wrócimy zrobić obiad . Tymczasem okazało się ,że na działce jest też starszy synalek z wnusią . No i jak się dzieci razem dorwały to już siły nie było, żeby do domu wrócić . Z obiadu nici . Dzieci jadły suchy prowiant po który dojechałam do pobliskiego sklepu. No wiem , powinnam wnusia nakarmić jak należy , ale żal mi było popsuć im zabawę. Musiałam tylko utrzymać ich w bezpiecznej odległości od pracującej kosy. Sąsiedzi chyba kota dostawali przez pół dnia od hałasu . Młodszy wrócił z pracy około 16.40 i zabrał wnusia. Mały zachwycony perspektywą powrotu nie był. Starszy z wnusią chwilę wcześniej pojechali do domu na obiad. A my zostaliśmy jeszcze i trochę posprzątaliśmy , potem ja się zwinęłam w celu przygotowania jedzenia ( mój system odchudzania  poszedł dziś w chatkę z piernika - godziny się porozjeżdżały  )   a mężuś zaczął robić poprawki . Przyjechał po półtorej godzinie , brudny jak nieboskie stworzenie . Ja zresztą wcale lepiej nie wyglądałam .   Efekty : widać garaż i wymiary działki. Jutro albo w tygodniu wskoczymy zrobić fotki do ogłoszeń i wbić tablicę z ogłoszeniem o sprzedaży. 
A poza tym ,to jak zwykle . Rano pojechałam na zakupy - dziś bardzo małe. Trochę owoców i warzyw na zieleniaku i trochę nabiału i świeże pieczywo w mieście . Na zieleniaku już oferta na Wszystkich Świętych - wieńce , wiązanki, kompozycje . Po ubiegłorocznym stonowaniu wróciły kolorowe i tradycyjne wzory . Są też wyszukane, nastrojowe kompozycje w stylu japońskiej ikebany .  I tym świętem zaczyna rządzić komercja. 
Skończyłam szydełkowe ptaszysko , zaczęłam dziubać drugi egzemplarz . Wyszło ... hmm, sama nie wiem , trochę upiorkowate. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz