babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 13 czerwca 2015

13.06.2015 Piknik u Sienkiewicza

Czyli w naszym LO . Taki zlot absolwentów na luzie zupełnym. Zapisało się 100 osób , dotarło z 70 może 80 . Atmosfera była piknikowa , trochę pogawędek , powitań , kibicowania siatkarzom uczniowie kontra absolwenci . Uczniowie wygrali . No cóż , młodość i treningi przy pierwszoligowej drużynie - rośnie nam przyszła kadra .Potem znów pogawędki, występy , konkursy i wspominki. Wszystko w cieniu drzew , na pięknie utrzymanym przyszkolnym trawniku ( za naszych czasów tak ładnie tam nie było) . Z naszej paczki byłyśmy tylko trzy D,R i ja . Z paczki mojego małżonka , tylko mąż R. I to wszystko gdy chodzi o nasze roczniki. D z powodu awarii auta dotarła spóźniona i nie zdążyła się ubrać w suknię i kapelusz. W kapeluszu wystąpiłyśmy więc obie z R , tyle,że ona w krótkiej sukni. Pogadałyśmy  , zjadłyśmy po rewelacyjnej babeczce bezowo - porzeczkowej , poszłyśmy do namiotu lekarskiego , gdzie dyżurowali absolwenci - lekarze zbadać sobie ciśnienie i poziom cukru ( wynik mam książkowy) , wypiłyśmy kawę ,  poczęstowałyśmy się pyrą z gzikiem - pyszne było a potem poszliśmy , bo i mąż R dołączył zwiedzać szkołę .W tym czasie trwały występy uczniów i absolwentów - tu wygrywali absolwenci i to ci zbliżeni do nas rocznikiem. Zwiedzanie skończyło się w szkolnej bibliotece na przeglądaniu kronik . Naszej, R tym razem nie zabrała . W innych znaleźliśmy sporo ciekawostek z naszym udziałem również. Śmiechu było co niemiara.  Około 18.00 pożegnałyśmy się z R i P , oraz ogólnie z pozostałymi i wybrałyśmy się do nas na wino i kawę. Okrężną drogą nieco , bo najpierw D zaprosiła mnie do swojej siostry na kawę , potem pojechałyśmy do nas. Jak tylko zdążyłam zaparzyć wrócił z pracy mój mężuś . Oczywiście z planowanej godziny zrobiły się ponad dwie. Fajnie nam się gada nawet po tylu latach .I bardzo się cieszę ,że się spotkałyśmy. Brakuje mi takich kontaktów.  
A poza tym upalnie a jak wiadomo upałów nie lubię . Rano zrobiłam zakupy na zieleniaku - moja zaprzyjaźniona ogrodniczka znów się pojawiła ze swoim straganem , co bardzo mnie ucieszyło . Zarzekałam się jak żaba deszczu ,że nie będę niczego smażyć w tym roku , ale oczywiście jak  zobaczyłam agrest to zdanie zmieniłam . Mężuś uwielbia dżem agrestowy - tego akurat cały zapas zjedliśmy , to mu zrobię. A na letni obiadek mieliśmy bób - to znaczy ja zjadłam na obiad, mężuś po powrocie z pracy na kolację .  W biurze nic szczególnego , małe porządki . 
Jutro kawa imieninowa u teściowej i szwagroskiej.   

2 komentarze: