babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

środa, 15 stycznia 2020

15.01.2020 Sprawy babusine

Czekam na wnusię . Jutro dzień babciowania . Synowa znów ma kiepskie wyniki, jedzie na kolejne badania i kto wie czy nie będzie musiała zostać w szpitalu.
W pracy jak zwykle ; roboty i pisania na cały dzień. Mężuś nadal u klienta , chłopaki też jechali na popołudniową rundkę . 
Kupiłam sobie kurtkę ze sztucznej skóry . Nawet fajna i bardzo miękka - jak materiał . Już z myślą o wiośnie , bo na prawdziwą zimę się nie zanosi . Raczej na temperatury wiosenne. Sztuczna skóra to nie to samo co prawdziwa , ale niestety , w moją starą ( 38 lat z haczykiem) się nie mieszczę . Sylwetka mi się zmieniła i choćbym chciała w niektórych miejscach nie pasuje i już. Kurtka ma zresztą ciekawą historię ; dostałam ją krótko przed ślubem jako coś w rodzaju wyprawy razem kilkoma innymi ciuszkami. Najpierw była płaszczem typu trencz. Jakim cudem matka to wytrzasnęła w czasach kiedy sklepy świeciły pustkami , a za jakimkolwiek ciuchem ustawiały się kilometrowe kolejki nie mam pojęcia . Płaszcz był bardzo delikatny ze doskonale wyprawionej skóry i świetnie uszyty . Nosiłam go kilka lat. Potem jakieś 3-4 lata wisiał w szafie , po czym kazałam przerobić go na kurtkę . Przerobiono i nawet całkiem udanie , choć myślałam o bardziej rockowym klimacie . W tamtych czasach jednak klimaty rockowe nie były w powszechnym "użyciu" ani nawet powszechnie znane więc musiałam się zadowolić tym co mi uszyto. Nosiłam tę kurtkę kolejnych kilkanaście lat aż w roku chyba 1999 padła ofiarą złodzieja. Ale miałam szczęście . Nasi dzielni chłopcy w niebieskich kubraczkach z blondynkami u boku w brawurowej akcji , w której zresztą brałam udział odzyskali moje skradzione mienie czyli kurtkę. O tej akcji kiedyś przy czasie napiszę coś więcej , bo to ciekawe doświadczenie , ale dziś nie o to chodzi. Kurtka z latami nabierała patyny. Tu i ówdzie ma przytarcie  i dziurę w kieszeni, którą skrzętnie załatałam i to nie raz i wygląda już nobliwie , ale posłużyć może jeszcze drugie tyle, bo skóra nadal jest sprężysta a patyna wcale jej nie zaszkodziła. Nosiłam jeszcze długie lata , aż w końcu kilogramów  mi przybyło i trafiła do szafy na kilka kolejnych lat. Zapomniana wisiała sobie aż skończyłam kurację odchudzającą i nawet w nią weszłam , ale jednak nie pasowała . No to ją zastąpiłam taką namiastką . Może kiedyś ... Jak nie ja , to może moja wnuczka zechce nosić vintage'ową kurtkę po babci z historią i lekką patynką na pokładzie? Byłoby ciekawie ... 
No i koniec mojego pisania , czas się zająć wnusią . 

2 komentarze:

  1. Koniecznie opowiedz historię odzyskania kurtki. To są wspaniale historie naszych niektorych ciuchów ktore nie wyrzucamy bo mają rodowód. Ja też mam takich kilka. O sweterku ponadczasowym też kiedyś opowiedziałam. Obowiązki babciowe najważniejsze :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak , babciowanie najważniejsze. O kurtce kiedyś napiszę, ale muszę w starych zapiskach poszperać , żeby sobie szczegóły przypomnieć.

      Usuń