A przynajmniej przyroda . To czego nie wypaliło słońce , dojrzewa w tempie iście olimpijskim . Porzeczki , wiśnie , maliny - właściwie już się kończą. A na dodatek zakwitły wrotycze , a te przecież zawsze kwitną na przełomie lipca i sierpnia. Zajrzałam dziś na działkę . Wszystko maleńkie i prawie wysuszone. Poskubałam trochę malin i porzeczek i wiśni sąsiada (ale tylko z gałęzi , która zwiesza się na naszą stronę) , pokręciłam się chwilę i pojechałam z powrotem. W sobotę muszę tam wpaść na dłużej . Oczywiście zdążyłam się wkurzyć na matke . Ledwie posprzątaliśmy , a ta już zdążyła zrobić bałagan . Zlikwidowanie paleniska nie poskutkowało . Nie mam co czekać na jesień tylko muszę już teraz posadzić tam kwiatki, choć pewnie nie wiele z nich będzie , bo za sucho.
Prace remontowe postępują ; mam już prawie gotową ścianę z dekorami . Majster tak się zestresował przez te dwa dni opóźnienia , że nawet na kawę nie dał się namówić tylko od razu zabrał się do pracy.
Tak poza tym zwyczajnie . Praca i praca ...
A lato dopiero za parę chwil. U mnie za to normalnie i nie za gorąco jak na Italię. Nawet trawa jeszcze zielona. Przyroda pokazuje humory. Cyknij fotke tej jednej ściany. Buziaki
OdpowiedzUsuńFotki cykam prawie co dziennie , ale pokażę jak już będzie na gotowo . Ale już wygląda coraz lepiej.
Usuń