Rano po mieście rozeszła się hiobowa wieść ; skażenie wody . Wieść rozchodziła się szybko , szczególnie na biurowym osiedlu wykrzykiwana sobie przez sąsiadów z okien i balkonów. Mężuś zadzwonił do zaprzyjaźnionego pracownika wodociągów , żeby sprawdzić u źródła. Potwierdziło się. Około 10.30 zaczęli rozwozić po mieście darmową wodę . Każdy mógł dostać po zgrzewce przy każdym kolejnym objeździe. Nawet my się załapaliśmy , choć wcześniej mężuś do pobliskiego lidla podjechał kupić . Okazało się ,że mamy w wodzie jakąś bakterię . Wodociągi stanęły na wysokości zadania i od razu zaczęli szukać , żeby źródło zakażenia zlokalizować , tym bardziej,że na co dzień mamy tak czystą wodę ,że można ją bez obaw pić po prostu z kranu. No i zadbali ,żeby ludzie wodę mieli i na swój koszt ją ludziom dostarczyli. Teraz pod wieczór już sytuacja jest opanowana , ale wodę zachlorowali i ją ozonują . Śmierdzi niemiłosiernie i przez kilka dni pewnie tak będzie aż wybiją wszelkie bakterie .
Niedawno zamówiłam sobie książke w księgarni internetowej. Wysłali mi ją barzdo szybko , bo już na drugi dzień . I byłoby wszystko pięknie ale jakiś osioł na poczcie zamiast wysłać na główną , to wysłał na odległe osiedle na drugim końcu miasta . Dziś w końcu znalazłam czas ,żeby tam pojechać ( auto mam sprawne od dwóch dni) i co się okazało: czynne od 12 do 18.00. Zdążyłam się wkurzyć. Około 15.00 pojechałam jeszcze raz , zwłaszcza,że musiałam do firmy , która nam robi litery świetlne zajrzeć i znów się wkurzyłam . Cztery osoby przede mną , a stałam ponad pół godziny i nie dlatego ,że tyle mieli ludzie do załatwienia , ale dlatego ,że panienka z okienka była kompletnie nie zorganizowana . Klęłam w duchu jak szewc , ale czekałam , bo jak nie odebrałabym dzisiaj to nie wiem kiedy .
Wzoru litery firma nie zdążyła zrobić . Znów się wkurzyłam , bo w poniedziałek będę musiała się znów fatygować i kombinować z parkowaniem samochodu . Strata czasu .
Na jutro specjalnych planów nie mam , zwykłe sobotnie zajęcia i zrobienie domowego makaronu do niedzielnego rosołku. A mniej- więcej od 17.30 będziemy mieli wnusię , bo rodzice na zabawę się wybierają . Za to w niedzielę jedziemy do Poznania odwiedzić przyjaciół. Dawno się nie widzieliśmy. Już dziś nie mogę się doczekać.
Na miejskim basenie, niedaleko nas, pojawiła się bakteria jakiegoś cholerstwa słonecznego, afera na sto fajerek, bi niby wszystko się zgadza w procedurach, potem w unicestwianu tejże, a ona sobie nadal siedzi w tej wodzie. Szef basenów podał się do dymisji, dzieci ze szkół przestału odwiedzać, grozi krachem , ale nikt jakos się nie przejmuje! Ja czasami sie zastanawiam, że chyba jaki zgon musi byc, aby ktoś się ocknął!
OdpowiedzUsuńTo niestety prawda , u nas wszyscy tak mają ; póki nie ma katastrofy to lekceważą wszystko , a jak się wydarzy to też przestrzegają tak długo dopóki wrzask nie ucichnie , a potem wszystko wraca w stare tryby. U nas już temat opanowany i dotyczył jak się okazało tylko 3 ulic. Szybko zareagowali.
Usuń