za oknami . Przed siódmą rano , kiedy wstaję szarówka , z pracy około 16.30 wróciłam o szarówce, a jeszcze kilka dni temu było całkiem ciemno. Dzień się już wydłuża . I dobrze, bo jedyne czego nie lubię w zimie to wstawania po ciemku.
Dziś już czuję się lepiej. Rano jeszcze bolała mnie głowa i gardło , ale jakoś minęło. Pomogły gorące herbatki i Herbitusin na gardło.
Tak poza tym to miałam dziś w pracy lekki luzik . Dokończyłam sobie spokojnie kilka spraw i nawet ucięłam sobie telefoniczną pogawędkę z przyjaciółką z Podlasia.
W domu też specjalnie się nie udzielam . Wyprasowałam tylko koszule mężusia - tym razem aż dwie; na piątek i poniedziałek , domowe na sobotę jeszcze ma. No wiem, nie ma się czym chwalić , ale czy ja ciągle muszę coś robić . Nie muszę , a dziś nawet ochoty nie miałam. Mężusia i synalka z imprezy przywiozłam . El Komendante zadowolony , że wzięli udział a imprezę powiat będzie pamiętał. El Komendante cieszył się w okolicy wielkim prestiżem.
Jak luz to luz - wieczór zamierzam spędzić też na luzie. Może poczytam dalej o Hygge , bo w końcu wydałam kasę na tę książkę więc wypadałoby przeczytać choć treść mało odkrywcza . Może podziubię przy moich królikach ... A może po prostu posiedzimy przy pachnącej herbatce i pooglądamy jakiś ulubiony film ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz