Matka znów ciśnienie mi dziś podniosła. dwa dni temu zadzwoniłam do niej żeby jej przypomnieć ,ze ma kasę na mieszkanie przynieść i 60 zł na spłatę długu. Obraziła się ,że śmiałam jej przypomnieć i od razu zaczęła mi wypominać ,że ani razu na Mszę za Ojca nie dałam - dałam , ale co jej będę tłumaczyć . z doświadczenia wiem ,że jak sobie coś do łba wbije , to nie ma siły ,żeby jakikolwiek argument dotarł ( jak kiedyś wymyśliła sobie, że mi się auto spaliło to , żadne gadanie,że nie prawda nie pomogło) . Dziś rano kasę mi przyniosła , w kopercie , zajrzałam czy tyle co trzeba. Było , dodatek na spłatę długu też . " Tu ci napisałam" burknęła , odwróciła się i poszła. No i napisała , jakie to koszty na mnie poniosła , łącznie z tym ,że mi wypomniała pomoc w spłacie kredytu , kiedy kupowaliśmy mieszkanie . Tyle tylko,że minęła się z prawdą o połowę . Dokładała mi przez 2 lata do rat po 300zł . Samochód po ojcu bez pokwitowania a jakże i kasę z ojca ubezpieczenia, którą zresztą ona dostała . Ja tylko udziały w spółdzielni inwalidów, które zresztą ojciec zapisał mi jeszcze za życia , o których nie pamiętała zresztą. Samochód owszem dostałam , ale przeniesienie własności ojciec mi podpisał leżąc w szpitalu i wiedząc, że z nim źle. Garaż i działkę ogrodową przekazaną chłopakom - niby w prezencie i mieszkanie , które mi przekazała bez żadnych kosztów. Na koniec jeszcze wypomniała mi ,że na grób do ojca zanoszę "podwiędniete " kwiaty i znicz za złotówkę. W głowie się nie mieści. Ze zlości najpierw kartkę podarłam , ale potem ją ze śmieci wyciągnęłam i posklejałam. kto wie na co może mi się przydać. .. A jeśli o koszty chodzi , to zapomniała ,że jej dupsko uratowałam przed wyprowadzką pod most i kosztowało mnie to sporo ponad 10 tysięcy , za notariusza przy przepisywaniu działki i garażu zapłaciłam ja . Zaraz przypomniała mi się kasa z naszego prezentu ślubnego , za którą rzekomo dla nas kupiła meblościankę, a która wstawili do swojego pokoju , do którego mieliśmy się przenieść jak urodzi się wnuk , Do pokoju nas nie wpuścili , a meblościanka do dziś stoi u niej. Śmiech po prostu... W porywie emocji naskrobałam swoje wyliczenia i oczywiście te meble , ale nie wiem czy jej to dam ... Teraz chce mi się z tego śmiać . Jak się znów wkurzę to wyślę pocztą a do wyliczenia dołączę listy, które dostawał ojciec na jej temat , a które znalazłam w jego papierach jak porządkowałam po jego śmierci. . A naiwnie wierzyłam ,że jak się wyniosłam z domu to będę miała spokój i na co mi na stare lata przyszło...
Tak poza tym , zbieram kartony - do wyprowadzki z kuchennych szafek.
Mam podobną (czytałam Ciebie od początku) matkę (Tata też już nie żyje). Kiedyś każdy mój kontakt z nią to był stres dla mnie nie do zniesienia, ale uważałam, że matka - to muszę. Po śmierci Taty (do której zresztą się przyczyniła) zerwałam z nią kontakty, mimo że mieszkamy w tym samym mieście i to nawet niedaleko. Wysyłamy sobie grzecznościowe kartki (ja wszystkie zachowuję w razie, gdyby chciała mnie wydziedziczyć), ona czasem dzwoni z podziękowaniami, ale ja nie podtrzymuję. Mam święty spokój, nerwica i arytmia ustąpiły. Matka ma bardzo dużo kasy (po Tacie) i drugą córeczkę, która się nią zajmuje za tę kasę. Więc wyrzutów nie mam. Charakteru, zwłaszcza szpetnego, się nie zmieni. A na starość szpetność się jakby pogłębia jeszcze.
OdpowiedzUsuńMój ojciec też nie żyje już 14 lat . Moja kasy nie ma, to co dostała po ojcu przepuściła - zresztą czytałaś to wiesz , że jej dług raz już spłaciłam , drugi raz nie zamierzam. Gorzej,że będę musiała się nią zaopiekować . Oprócz mnie i moich chłopaków nie ma nikogo.
OdpowiedzUsuń