babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

sobota, 6 maja 2017

6.05.2017 Sprawy babusine

Jak przewidywałam , było pracująco choć raczej domowo i na poczytanie książki też się czas znalazł.  Od rana jak zawsze pojechałam na zakupy . Mało przyjemnie , bo padało a ja oczywiście z parasolem chodzić się nie nauczyłam i już do końca życia się nie nauczę . Mam w aucie , ale zabrać nawet jak leje zapominam. Tak w ogóle to lubię sobotnie poranki w mieście i ten leniwy spokój . Jedynie zapach był urzekający ; tak pachnie tylko zieleń na wiosnę . Pachniało cudnie i mocno , bo deszcz wzmacnia takie zapachy. Po powrocie i rozpakowaniu zakupów , zabrałam się za ogarnianie chatki a mężuś do klienta pojechał. Nie trwało długo , wrócił na obiad. W tym czasie zdążyłam zrobić cotygodniowe przepierki , obiad , ogarnąć chatkę i przetrzepać ostanie dwa kartony z książkami. Znów parę ciekawostek znalazłam. Z tych kartonów to właściwie wszytko się kwalifikowało do wydania poza przewodnikami , książkami kucharskimi i "Krzyżowcami ", ale coś nie coś zostawiłam , np. serię o Tomku Wilmowskim , Winnetou , trylogię indiańską Złoto Gór Czarnych i książki Curwooda - te ostatnie ,moje ulubione , do których wracam nawet teraz kiedy już dawno wyrosłam z młodości. Śmiem wątpić w to ,że wnuczęta po nie sięgną , bo to techniczne pokolenie , wychowane na laptopach i innych  smartfonach , ale na razie niech sobie będą . Tym sposobem górka książek przeznaczonych do oddania bibliotece powiększyła się o jakieś 30 sztuk. Po obiedzie ze dwie godzinki się pobyczyliśmy. Poczytałam sobie książkę , taką skandynawską sagę pt. "Córka Wikingów" , wygrzebaną w trakcie porządków . Też ją oddam , ale podobała mi się kiedyś więc czytam jeszcze raz. 
Po południu pojechaliśmy najpierw do Brico po niezbędne zakupy , a potem do biura. Mężuś zajął się dziabaniem kory ( za karę chyba) a ja posadziłam dwa dodatkowe krzaczki - iglaczki , a potem zajęłam się skalniakami . Kupiliśmy trzy worki kamyków w różnych kolorach . Najpierw wysiałam wszystkie nasiona , a potem porozkładałam duże kamienie , których nazbierałam wcześniej , a na koniec porozsypywałam kolorowe kamienie . Zobaczymy co z tego wyrośnie . Dosadzę jeszcze trochę sadzonek , żeby już coś było widać na tych trawnikach. 
A na koniec perełka : Pan Hilary w gwarze poznańskiej ( zamieścił nasz miejscowy tygodnik - przepisałam):
Pan Hilary
Drze kalafe pan Hilary ,
Dzie som moje okulary!
Skoko , zaglundo pod wyro
W kiejdach od porów gmyro,
Wetkoł palec do gulika ,
Zajrzoł potym do trzewika,
Loto po cały chacie ,
Szpycnuł se nawet wef gacie
„do diaska ! dylerii dostane za chwile,
Któś mi buchnoł moje bryle”
Wyćpiuł ze szuflod badejki ,
Potym polecioł do antrejki .
Stynko, wykrzywio kalafe,
Blycuje ślipiami pod szafe.
Przez te całe zamiyszanie,
Zbiyro mu się na dudlanie .
Już podłogę mo zrywać,
I już szkieły zaczół wzywać.
Wtedy szpycnół se w lusterko
I nie wierzy znowyk zerko
Niech no tylko się obóce!

Bryle ciyngiym som na kluce! 

Kocham gwarę poznańską 

2 komentarze:

  1. Takie perełki są cudne. Znam po śląsku " Paweł i Gaweł ". Też mam te serie w domu a do biblioteki oddaje tylko zdublowane pozycję. Nie mam serca. Teraz mi lżej bo mam czytnik i nie przyrasta księgozbiór tradycyjny. Buziam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyrzucić bym nie mogła, ale do biblioteki oddam bez żalu. Niech jeszcze komuś posłużą. U mnie swoje zadanie spełniły a ja bedę miała miejsce na nowe. Buziaki

    OdpowiedzUsuń