babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

poniedziałek, 31 października 2011

31.10.2011 W okół cmentarza

Tak sobie myślę ostatnio o minionym ,pora roku odpowiednia po temu przecież i nastrój jakiś taki nostalgiczny. Nawet muzyka w moim ulubionym radiu., poranne mgły i dywany złotorudych liści zaścielające ulice... No i jutrzejsze święto oczywiście... Kiedy byłam małą dziewczynką i mieszkałam na wsi do tego święta przygotowywaliśmy się bardzo starannie, nie było wówczas zwyczaju palenia zniczy czy lampek w ciągu roku. Ten zwyczaj wiązał się tylko ze Świętem Zmarłych. Przed Świętem trzeba było umyć nagrobki , posprzątać w okół grobów , wyłożyć je świeżymi gałązkami świerku albo mchem., przygotować znicze i wieńce. W sklepach tego nie było, albo raczej zdarzało się ,że się pojawiały . Małe , kolorowe , szklane lampki wypełnione woskiem. Po święcie starannie się je zbierało ,żeby były na następny rok. Cały rok zbierało się też resztki zwykłych świec , topiło potem to wszystko w puszcze po rybach i wlewało do szklanych pojemników zatapiając knot zrobiony z kawałka bawełnianej tasiemki. Domowym sposobem robiło się też wieńce. Na podłożu z mchu upinało się drutem liście paproci, szyszki świerkowe i krepowe kwiaty , też robione domowym sposobem .Liście paproci i szyszki malowało się srebrolem . Kwiaty z krepy robiło się w prosty sposób . Brzegi odpowiednio przyciętej w paski krepy zawijało się na igliczce do robienia rękawic , potem skręcało ,obwiązywało drutem i wyginało krepę w różne strony . Powstawał w ten sposób kwiat . Żeby nie zamókł na deszczu zanurzało się te kwiaty w rozpuszczonym wosku. Takie robione domowym sposobem kwiaty były ładniejsze niż plastikowe ze sklepu z artykułami przemysłowymi. Znałam parę osób, które umiejętność robienia kwiatów z krepy opanowały w sposób perfekcyjny i potrafiły z tego wyczarować prawdziwe cudeńka. Samo święto w tamtym czasie lubiłam, choć nabożeństwo wydawało mi się strasznie długie i nie bardzo rozumiałam dlaczego musi tyle trwać. Często na cmentarz do pobliskiego miasta chodziliśmy pieszo – ok.6km przez las. Na cmentarzu panowały skupienie, powaga i przede wszystkim umiar i skromność. Nie było żadnego przepychu i targowiska próżności .
Jako dziecko w ogóle lubiłam cmentarze. Fascynowały mnie na równi ze starymi zamkami i kościołami. Jakoś to współgrało z moją refleksyjną naturą i pociągiem do rzeczy groźnych i niewyjaśnionych . Kiedy już poszłam do szkoły i zamieszkałam w mieście chodziliśmy na cmentarz dość często. Czytaliśmy epitafia , oglądaliśmy portrety na porcelanie i próbowaliśmy zgadywać kim te osoby mogły być. Zatrzymywaliśmy się przy mogiłach Powstańców Wielkopolskich i żołnierzy – nauczeni w domu ,że im należy się szczególny szacunek. Bywało,że po prostu biegaliśmy po alejkach , albo zakładaliśmy się kto przejdzie przez cmentarz po zapadnięciu zmroku. Udawało mi się , ale wyobraźnia działała . Skóra cierpła i włos na głowie się jeżył. W tych głupich dziecięcych zabawach była chyba jakaś próba oswojenia śmierci. W moim mieście oprócz cmentarza parafialnego był jeszcze jeden – bardzo stary i zapomniany , pozostałość po pruskich zaborcach. Zlikwidowano go w początku lat 70-tych , gdy ruszyła budowa nowego urzędu telekomunikacyjnego. Zanim to się jednak stało chodziliśmy się tam bawić . Nie tylko zresztą moja podwórkowa paczka ale wszystkie dzieciaki z miasta. A jakie fiołki tam rosły!!! Ganialiśmy się pomiędzy przewróconymi , opisanymi gotykiem płytami i ruinami grobowców rodzinnych . Czasem trafiła się nawet dodatkowa atrakcja w postaci wystającej z ziemi jakiejś czaszki lub piszczela . Nikt nam nie mówił,że i te groby należy uszanować. Rodzice jeśli nas za to karali, to raczej w obawie,żebyśmy nie zrobili sobie krzywdy. To jednak wpisywało się jakoś w e wciąż żywą pamięć wojny , represje niemieckie na rodzinach Powstańców ,żyło jeszcze wiele osób , które pamiętały czasy zaborów i wszystko co kojarzyło się z tamtymi czasami należało traktować jako złe i zwyczajnie tępić. Z czasem wyrośliśmy z tego , popruski cmentarz został zlikwidowany . Nie przypuszczałam gdy byłam dzieckiem, że w miejscu tego cmentarza przyjdzie mi kiedyś zamieszkać. .
Minęło wiele lat od czasu tych dziecięcych wypraw , po wielu różnych życiowych przygodach mąż dostał mieszkanie służbowe w budynku telekomunikacji na ostatnim piętrze , dokładnie nad miejscem gdzie kiedyś była kwatera grobowców . Jakoś większego wrażenia to na mnie nie zrobiło, choć czasem zdarzało mi się,że ktoś pytał czy nie boję się duchów. Śmiałam się wtedy ,że nie, bo duchy pruskie więc zdyscyplinowane : czwórkami chodzą ze śpiewem na ustach. Zdarzyła się jednak pewna dziwna noc , która zmieniła moje myślenie i sprawiła,, że przestałam sobie żartować. Przeżyłam odwiedziny z zaświatów ( szczegóły tego zdarzenia to temat na osobny wpis) , świadomość,jakie te odwiedziny niosły przesłanie przyszła dopiero parę miesięcy później. Można się śmiać i nie dowierzać ale doświadczenie tego rodzaju jest co najmniej fascynujące i potrafi zmienić spojrzenie na wymiar tego świata. Od tamtej nocy jakoś tak naturalnie zaakceptowałam śmierć jako część naszego życia i wstęp do dalszego ciągu . Koniec nigdy mnie nie przerażał , co najwyżej niepokoił – jak wszystko co nieznane. W życiu przyszło mi jednak zmierzyć się ze śmiercią bliskich i były to ciężkie przeżycia. W przypadku osób dorosłych jakoś szybko potrafiłam się pogodzić z faktami i choć żal gdzieś tam tkwi i się odzywa co jakiś czas to jednak jest akceptowałny i zrozumiały. Znacznie trudniejsze okazało się zetknięcie ze śmiercią pięciodniowego wnuczka. Coś zupełnie irracjonalnego i niewytłumaczalnego . Jak to ? Takie maleństwo ? Przecież dopiero przyszedł na ten świat ? Wciąż jeszcze nie mogę spokojnie o tym myśleć a tym bardziej się pogodzić.
Teraz po latach nadal lubię zaglądać na cmentarze , choć wolę w trakcie roku , kiedy panuje spokój. W Święto oczywiście idziemy , bo tak każe tradycja i ta religijna i ta rodzinna . Przytłacza nas jednak ten zgiełk i przepych zniesmacza rewia mody ,denerwują przemieszczające się tłumy ludzi a atmosfera nie sprzyja skupieniu i wspominaniu , ciemności nie rozjaśnia blask płonących zniczy . Dzisiejsze znicze są wielkie , płoną po kilka dni , ale ich światło nie rozjaśnia mroku.. I tak sobie myślę ,że te wszystkie góry kwiatów ,wieńców , wiązanek i zniczy są potrzebne nam żyjącym .Zmarłym wystarczy modlitwa i nasze dobre myśli.

1 komentarz: