babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

niedziela, 1 września 2024

1.09.2024 Wpis sobotnio - niedzielny

 Sobotę zaliczyłam w biegu  i z przygodami. Plan był taki, że na imprezę upiekę drożdżowy placek z gruszkami . Wróciłam z porannych zakupów i wizyty u matki, zabieram się za placek , a tu zonk. Popsuły mi się drożdże. leżały w lodówce raptem 4 dni . Nie miały prawa. Pierwszy raz takie coś widziałam ; po przełamaniu miały w środku czarne kulki. Musiały długo leżeć w sklepie , albo nie wiem co. Do użytku się nie nadawały. Sprawę uratowało mi ciasto z owocami z przepisów mojej babci . Udało się wyjątkowo co na imprezie zskutkowało osobistymi podziękowaniami ale o tym później. W tak zwanym międzyczasie zagotowałam kolejne słoiki , obrałam resztę gruszek i przygotowałam kolejne trzy słoiki kompotu. Jak juz się z tym wszystkim uwinęłam i zjedliśmy śniadanie pojechaliśmy na działkę , obładowani obiadem i wszystkimi rzeczami, które miały nam się przydać przy pracy. Trochę tego było, bo dwie baterie umywalkowa i do kuchni , placek , likier gruszkowy , części potrzebne do montażu baterii i a tak; kwiatki. Nie odmówiłam sobie kupna zestawu wrzosów i okazałego krzaczka morcinków . Baterię podłączyliśmy, choć nie obyło się bez rundki do marketu budowlanego po jakąś przejściówkę i haczyki do podwieszenia szafki łazienkowej. Małżonek dopieszczał łazienkę a ja zabrałam się za wycinanie przekwitłych kwiatów na naszej łączce. Udało mi się zrobić połowę zanim wybraliśmy się na piknik. Na szczęście tym razem była już prawie 17.00. A tam już się działo . Wpisowe dostarczyliśmy według rozdzielnika czyli jakiś placek , dary z działeczki - w naszym przypadku gruszki  oraz improwizacja likier gruszkowy. Ten ostatni przywieźliśmy z Pragi , ale nikt go nigdy nie chciał pić i tak sobie stał w kąciku . Pomysł okazał się trafiony , bo wszystkim paniom smakował. Placek też okazał się udany. Każdy , kto się nim częstował , pytał , kto go piekł i przychodził dziękować , że taki pyszny. Ile razy przepis powtórzyłam to już nawet policzyć nie potrafię, a kobiety przypomniały sobie jeszcze serowe bułeczki z poprzedniej imprezy. Gadałam z babkami o jedzeniu , działce, naszych ogródkowych pomysłach i etapie budowy domku , a mężuś najpierw zwiedził okoliczne "posiadłości" , bo każdy się chciał zrewanżować wycieczką ( do nas wciąż ktoś zagląda , ciekaw jak idą prace ) a potem jak i inni faceci "mył w kuchni naczynia" . No wiecie : to się teraz tak nazywa... Trochę tych "naczyń " do mycia sobie zorganizowali. Było wesoło . Powrót do domu też. Jak zobaczyłam co się dzieje, to sobie likier gruszkowy podarowałam. Ktoś musiał autem kierować . Z imprezy zwinęliśmy się około 21.30. Zabawa trwała . Jak długo , pewnie dowiemy się jutro albo w tygodniu. Jak dziś wyjeżdżaliśmy z działki około 19.30 to tamtejszy światek dopiero budził się do życia . Musiało być z rozmachem . Dzień dzisiejszy też miałam dość pracowity. Nadrabiałam to co zwykle robię w soboty; ogarniecie chatki, przepierki a dziś doszły mi porządki w biżuterii, bo wszystko co nosiłam latem leżało luzem na komodzie i kolejne zaprawy . Przygotowałam sobie sosy do leczo , albo czili , albo po prostu do ryżu lub makaronu. Przesmażyłam paprykę z cebulką i pomidorami. Już mi pomysłów brakuje co z tej nadprodukcji wyczarować . Po obiedzie pojechaliśmy na działkę a jakże. Dość późno , ale nie było pospiechu. Zabraliśmy się za składanie szafek . Okazały się śmiesznie proste do złożenia i byłoby wszystko pięknie , ale dwie przyszły takie jak zamówiłam , w kolorze drzwi od łazienki i podłogi a trzecia biała . Myślałam , że ze skóry wyskoczę. Nie cierpię załatwiać reklamacji , ale nie mam wyjścia , przecież nie postawię szafek w różnych kolorach . Teoretycznie mogłabym przemalować na jeden kolor i pierwsza koncepcja na tym się opierała przy założeniu, że szafki będą z drugiego obiegu , ale przecież nie będę malować nowych szafek . Złożyliśmy więc dwie . Trzecia musi poczekać. Przy okazji znów mi inna koncepcja do głowy wpadła i chyba ta się zmaterializuje. Kwiatków posadzić nie zdążyłam , ale wpadniemy jutro . Są w doniczkach , nic im nie będzie. 

Tak poza tym nasza młodsza młodzież obchodzi dziś rocznicę ślubu . Uwierzycie ? siedemnastą ! 

2 komentarze:

  1. Ja to nawet nie liczę moim dzieciom rocznic. chyba już że 35 będzie. Muszę zapytać. Bo jakoś nie obchodzą uroczyście żadnej. A impreza musiała być udana skoro tyle naczyń do mysia się uskładało. Piwniczka na zimę pełna zapasów. Nic się nie martw wszystko zjecie, bo zamiast do sklepu będzie wyprawa do piwnicy. Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj była udana. Dziś nie byliśmy na działce , ale jeszcze wczoraj żywego ducha nie uświadczyło. Sama jestem ciekawa jak się wszystko skończyło. Faktycznie w piwnicy pełno.

      Usuń