z różnych powodów, ale
postanowiłam się nie stresować i nie próbować walczyć z
wiatrakami ( czytaj zusem – nie pierwszy raz im życzę podpalenia
, zaorania i zrównania z ziemią a urzędnikom pożytecznej pracy w
kamieniołomie ) . Zajęłam się więc sprawami mojego remontu w
kuchni. Włosy mi na głowie na jeża stanęły jak usłyszałam o
kolejnych pomysłach mojego mężusia w tym względzie. Zobaczył w
jakimś drogim katalogu jeżdżący koszyk na butelki z winem i
fronty z naklejoną taflą szkła i już mu się oczka zaświeciły.
Do mnie tylko wyjeżdżająca z szafki butla z gazem przemawia ,
ewentualnie szuflada z hamulcem i kosz na śmieci na wózku i z
możliwością segregowania. Nie żebym broniła się przed
nowoczesnymi rozwiązaniami, ale nie chcę przegiąć z ceną. Po
obgadaniu szczegółów stanęło na tym ,że trochę pierwszy
projekt przerobiliśmy. Nic takiego, kilka drobnych poprawek w
ogólnym wyglądzie i lepszym wykorzystaniu wolnych przestrzeni.
Teraz czekam na końcową wycenę i próbki blatów , które
znalazłam w necie – innych niż w pierwszej wersji. Poza tym
młodszy synalek mnie zbuntował., ale w sumie ma rację; zrobię
jeszcze ze dwa projekty i wyceny u konkurencji, żeby zweryfikować
ceny. Może co starguję jeśli inne projekty będą tańsze.
Prawdę mówiąc wolałabym ,żeby robił ten majster a nie ktoś
inny , bo wiem ,że robi bardzo dokładnie i ma wyobraźnię , ale
jeśli będzie za drogi to trudno.
Jutro giełda kamieni
więc sobotę robimy wolną ,żeby pozwiedzać i uzupełnić
kolekcję , a potem mam zamiar zaciągnąć mężusia do Castoramy
po próbniki farb , wybrać zlewozmywak i baterię oraz kinkiety do
holu i plafon do części roboczej.
Kubraczek z czachą dla
Krzysia gotowy , wyszedł nawet ładniejszy niż ten dla Helenki.
Teraz kolej na wiosenną czapeczkę dla niego , a potem zabieram się
do dekoracji świątecznych . Ciekawe co mi z tego wyjdzie.?
Nasz uczeń przyniósł mi
dziś pęczek ślicznych bazi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz