babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

poniedziałek, 4 czerwca 2018

4.06.2018 Było , minęło

Doroczny wyjazd weekendowy . Jak zwykle wyjechaliśmy późnym popołudniem żeby dotrzeć na kolację . Kolacja jak kolacja ; coś na ciepło , pieczywo i coś do kanapek. I tu pierwsze zaskoczenie ; nie ma tego pysznego ciepłego chlebka i bułeczek co zwykle . Zamiast tego jakiś marketowy i musiał długo leżeć . Wybaczyliśmy , bo na razie byliśmy jedynymi gośćmi w ośrodku i pomyśleliśmy, że po prostu nie szaleli dla 15 osób. Okazało się na drugi dzień ,że jednak nie. Następna zmiana ; organizacja ogniska . Zawsze mieliśmy to w cenie i dużą swobodę pod każdym względem , nikt nie narzucał nam jak długo , jak głośno, nie kazał nam płacić za drewno czy przynosić własnych widełek do pieczenia kiełbasek, itd. Często nawet poprzedni menadżerowie przyłączali się do zabawy. A tu zonk; drewno płatne dodatkowo i pretensje , bo od 22.00 obowiązuje cisza nocna . Niby nic takiego , ale nie miło nas to dotknęło. Kolejna wpadka była przy śniadaniu , znów chleb ; kilka kromek na tacy trafiło się z pleśnią . Tego już było za wiele . Synowa zwróciła dość ostro uwagę kucharzowi . Przeprosili oczywiście , przynieśli świeże ( choć nie ciepłe) , ale poskutkowało , bo obiad dla tych co zamówili i  kolacja była już bardzo dobra i nawet o ładne podanie się postarali, co nie zmienia faktu , że następnego dnia zapomnieli na czas zagotować wodę w takim specjalnym termosie , a może po prostu się uszkodził. Poradziliśmy sobie bez , kto lubił popił mlekiem , a reszta zrobiła sobie herbatę i kawę po śniadaniu , bo mieliśmy bezprzewodowe czajniki. Kolejny raz wkurzył nas nowy menadżer , kiedy zabronił dzieciakom stawiać na noc rowery na klatce schodowej pod schodami . Poprzednio nawet tabliczka wisiała, że tam można więc starym zwyczajem postawili. I takich mało sympatycznych drobiazgów było jeszcze sporo. Żeby jednak nie było , że tylko narzekam . Nic z tych rzeczy . Mnie osobiście i mojemu małżonkowi specjalnej różnicy to nie zrobiło, bo my głównie krążymy po okolicy . Tym razem pogoda była taka ,że aż się prosiło o leżenie na plaży więc tego krążenia było mniej . W czwartek od rana na zmianę pływaliśmy motorówką , gadaliśmy i wylegiwaliśmy się w cieniu okazałych świerków , które wciąż rosną przed ośrodkiem 
 ( ubiegłoroczne nawałnice przetrwały ), a dzieciaki jeździły rowerami , kopały dziury w piasku i taplały się w jeziorze.  Pod wieczór pojechaliśmy do naszej Kaszubskiej Przyjaciółki na kolację i pogaduchy . Tu jeszcze raz wielkie podziękowania i przytulasy . Poszły trzy butelki znakomitego winka i gadania było co niemiara . Ciąg dalszy pogaduszek był przy pysznym śniadanku , po którym pożegnaliśmy się z Gospodynią MBD , bo czas już był świętować Dzień Dziecka . Dla całej piątki przewidzieliśmy mnóstwo atrakcji . Najpierw dostały od nas po małym kieszonkowym na lody . Zaraz po śniadaniu pojechaliśmy do Płęsna , bo jeden z punktów przewidywał przejażdżkę na koniach i kucykach. Musieliśmy trochę poczekać , bo chętnych było więcej , ale skorzystaliśmy . To znaczy skorzystały dzieci , starszy syn naszego pracusia, nasza wnuczka i starszy wnuczek jechali na koniach , młodszy syn pracusia i nasz młodszy wnuczek na kucykach .  Radość na buźkach bezcenna.  Młodzież pojechała do ośrodka na obiad , a my zabraliśmy wnusię i od razu ruszyliśmy do Człuchowa do parku rozrywki . Zjedliśmy pyszną zupkę borowikową i naleśniki w tamtejszej restauracji , pokręciliśmy się po sklepiku i parku z automatami na dwuzłotówki ( wnusia skorzystała i pobawiła się koparką ) , a po chwili dojechała reszta . Zaczęliśmy od tak zwanych "kartów" , spalinowych autek jeźdżących po wytyczonych  torach . Wnusiu już nie mógł się doczekać , bo na tych autkach wolno jeździć od 7 lat, no i wnusia jeździła na tym sprzęcie już kilka razy. Po krótkim szkoleniu i ubraniu dzieciarni w kominiarki i kaski towarzystwo wystartowało i zdążyło zaliczyć jazdę , chyba 20 okrążeń jak na torze formuły 1. No i tu się atrakcje skończyły , bo załamała się pogoda . Upał tego dnia był niesamowity i gdyby jeszcze trochę świeciło słońce groziłoby udarem nawet tym , którzy siedzieli w cieniu.  Wracaliśmy w ulewnym deszczu ; w Chojnicach jezdnią płynęła rwąca rzeka , zerwała się burza i wiatr. Po drodze do Charzykowych leciały gałężie , a drzewa gięły się do ziemi. Musieliśmy się zatrzymać i przeczekać. Do ośrodka dotarlismy przed kolacją . 
Ciąg dalszy jutro.

2 komentarze:

  1. Czekam na ciąg dalszy. Emocje wzrastają... stopniowanie mocno zachęca. :)*

    OdpowiedzUsuń