Niedzielny luzik. Rano pozwoliłam sobie pospać i posiedzieć w wannie i poczytać . Mężuś spał i czytał zaległe wiadomości.
Po obiedzie pojechałam do tesco . Na popołudniowe spotkanie miałam w planach deser , ale mężusiowi zamarzyła się pianka z galaretką , no to pojechałam po tę piankę . Przy okazji uzupełniłam zapas kawy z miotły ( zbożowej znaczy) i ryżowych wafli. Od jutra przykładam się do diety . To świętowanie przy suto zastawionym stole i życie za biurkiem , zdecydowanie mi nie posłużyło.
Hasło zabawy karnawałowej podchwycili teściowie młodszego . Zastanawiają się a mój małżonek też po woli zmienia zdanie więc kto wie. Może się załapiemy.
Dzień był dziś wyjątkowo piękny . W nocy spadło znów trochę śniegu - czyli razem mamy już 15 mm , było mroźno i świeciło słońce. Dawno nie pamiętam tak pięknego zimowego dnia.
Jutro znów wracamy do szarej rzeczywistości czyli pracy . I dobrze , bo już mam dość tego ciągłego świętowania , choć tak w ogóle to lubię święta jakie by nie były , ale wiadomo : co za dużo to nie zdrowo. Pora przywrócić zwykłą kolej rzeczy.
Masz rację. Koniec świętowania. Dziś w Italii pierwszy normalny dzień pracy. Chociaż z okazji śniegu cześć szkól, jest nieczynna. Oni tak mają. Jednak czasem to rozumiem, bo dowożenie dzieci z gór zasypanych naprawdę jest trudne. Pomyślności w gubieniu tego co świętowanie przyniosło. ja szczęśliwie odbudowałam to co straciłam. Ale obawiam się o przyszłość. Buziaki
OdpowiedzUsuńW necie trafiłam na stare zdjęcia z zimy 100-lecia 78/79. Jakoś dobrze mi się ta zima kojarzy ( chyba z powodu młodości )i tak sobie myślę ,że to co jest teraz to pikuś. Kiedyś ludzie byli twardsi, znosili dużo trudniejsze warunki.
Usuń