Moja
matka , a któż by inny... Ojcu gwoździ do trumny nawbijała,
teraz mnie próbuje. Ale ja jestem uodporniona. I na nią i na
przeciwności jako takie. Na nią w szczególności. Sprawa wydała
się w sposób prozaiczny. Naliczyli mi jakieś duże kwoty za wodę
w biurze i postanowiłam zrobić z tym porządek. W tym celu udałam
się do spółdzielni mieszkaniowej , która administruje naszym
lokalem biurowym . Pogadałam , stanęło na tym ,że trzeba liczniki
u nas sprawdzić i kiedy już uzgodniliśmy sprawy firmowe ,moje
„coś mi mówi „ szepnęło mi ,że mam o mieszkanie na
Konopnickiej zapytać. No to zapytałam. I tym sposobem sprawa się
rypła ( brzydko mówiąc) . Okazało się ,że matka ma zaległości
w opłatach za X, IX i XII ubiegłego roku. Coś jej się tam
wyrównało po rocznych rozliczeniach , ale nadal zalega na prawie
700zł. Trochę w tym mojej winy, bo kiedy 5 lat temu ratowałam jej
tyłek ( wiedziała doskonale,że zostaje w mieszkaniu tylko pod
warunkiem ,że będzie jak należy płacić opłaty ) i kazałam
zrobić stałe zlecenia w banku na opłaty ,a potem ją sprawdzałam
dobre 3 lata i kasa wpływała, to kontroli zaprzestałam . Pytałam
o opłaty raz na rok. I to był mój zasadniczy błąd. W 2009 roku
wycofała zlecenia , o czym nie wiedziałam i coś tam jednak płaciła
. Na początku ubiegłego roku miała ok. 400 zł długu , ale jakimś
cudem udało jej się to spłacić , bo kiedy we wrześniu pytałam o
opłaty to było ok. A potem znów nie płaciła , albo płaciła
tylko częściowo. No i są efekty. Musiało jednak być jakieś
zadłużenie większe niż 700zł, bo to mniej – więcej 80% jej
opłat z trzech miesięcy. Myślałam ,że mnie szlag trafi jak
usłyszałam. Zadzwoniłam do niej i wrzasnęłam ,że czemu nie
płaci znów za mieszkanie i czemu wycofała zlecenia , to mi
odpyskowała,,że to wcale nie prawda, ze ona ma zapłacone i ,że
nie będzie płacić 70 zł za zlecenia i zaczęła się odgrażać,
że ona mi to mieszkanie odbierze . I rzuciła słuchawkę. Sprawę
obgadałam z chłopakami i postanowiłam ją na drugi dzień ustawić
odpowiednio. Po powrocie z pracy zadzwoniłam jeszcze raz i
zapowiedziałam ,że jutro ( czyli wczoraj) przyjadę po nią o 8.30
i pójdziemy do banku zrobić z powrotem zlecenia . Znów rzuciła mi
słuchawką . Próbowałam jeszcze raz zadzwonić , ale odrzuciła mi
połączenie. Ok. „Wiązanki” pod jej adresem sobie nie
pożałowałam ( szkoda tylko,że jej nie mogła usłyszeć) . I po
namyśle postanowiłam do niej rano pojechać , a gdyby przypadkiem
nie było jej w domu , albo mi nie otworzyła, to wyczekać do 11.00
i podjechać do jej klubu emerytów i przy całej tej bandzie zrobić
jej awanturę , o to,że nie płaci za mieszkanie a baluje na
wszystkich emeryckich jublach. Miałam cichą nadzieję, że się tak
stanie i przy okazji ustawię jej fałszywą przyjaciółeczkę , z
którą mam na pieńku od dzieciństwa ( znając ją to by się w
taką aferę wtrąciła na pewno więc byłaby świetna okazja,żeby
jej dowalić ; co się nawet mojemu ojcu nie udawało , ale on miał
za dużo cierpliwości do matki i jej wszystko odpuszczał w końcu
,choć żarli się cale życie niemożliwie) . Nie wyszło . Matka
była w domu i nawet mnie do chaty wpuściła. Dawno tak się nie
darłam na nikogo jak na nią dziś rano, jeszcze trochę i coś by
poleciało na ścianę albo na jej głowę . Rzuciła mi
ubiegłoroczną książeczkę opłat, że niby ma popłacone.
Wystarczyło,że przerzuciłam dwie kartki i już widziałam ,że są
braki. Jeszcze próbowała mi wciskać,że jest coś pokręcone i ona
płaci. No to skąd to zadłużenie – wrzasnęłam i rzuciłam jej
kartkę ze spółdzielni.. Nawrzeszczałam jeszcze ,że nie pozwolę
jej zmarnować mieszkania po ojcu , zabrałam wszystkie monity ,
rozliczenia i książeczki opłat ze spółdzielni i powiedziałam
,że muszę wszystko wyjaśnić , a potem zapowiedziałam ,że 20
każdego miesiąca będę do niej po kasę na opłaty przyjeżdżać
i sama wpłacać. 20 dostaje emeryturę więc jak ją przypilnuję
to może nie przepuści jej od razu na kolejna emerycką balangę. I
postanowiłam jeździć po kasę do niej nie do domu tylko do klubu
emerytów. Tego na razie jej nie powiedziałam ,ale tak właśnie
zrobię- zawsze ją obchodziło co ludzie powiedzą , no to niech się
wstydzi przed ludźmi. Może zmądrzeje – choć to akurat mało
prawdopodobne. Na koniec zapowiedziałam jej,że jak jej się nie
podoba płacić to jej tu lokatora domelduję . Nie domelduję , bo
by go wykończyła w ciągu tygodnia ale niech myśli,że to zrobię
. Już prędzej ją wyprowadzę na pokój i mieszkanie wynajmę. Tak
naprawdę nie mogę jednak tego zrobić, bo matka jest tam
zameldowana. Ogólnie rzecz biorąc sprawa jest beznadziejna a ja
bezradna. Matce już się zapomniało ,że 5 lat temu ,tylko dzięki
naszym znajomościom z miejscowymi prawnikami , komornikiem i
notariuszami uratowałam jej mieszkanie przed zlicytowaniem a ją
przed zamieszkaniem pod mostem .
A poza tym dziś babciuję . Synowa pojechała na badania a ja mam wakacje z wnuczką . Jest słodka . Cały dzień mi coś opowiada, stroi minki, kazała mi robić na szydełku czapeczkę dla lali i tańczy w rytm kawałków Sary Bringhtman i Gregorian , które sobie puszczamy. Sama przyjemność. Nauczyła się też wierszyka - wyliczanki i zdążyła popsuć swoją ulubioną zabawkę , pszczółkę na kiju do popychania." dziadziuś pokeli, po praci pokeli" - orzekła i zaniosła mu pszczółkę, do pokoju. A teraz uczę ją mówić ,że je się pyry z gzikiem , bo będą na obiad , zgodnie z tradycją środy Popielcowej w naszym domu. Właśnie : Popielec , przecież to już tak jakby początek wiosny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz