babusia

babusia
Obrazek znaleziony w cyberprzestrzeni- autor nie wiadomy

czwartek, 25 marca 2010

25.03.2010 Wiosennie

Wiosna dziś piękna za oknem. Wprawdzie z mojego biura niewiele ją widać , ledwie czubki drzew i pnie tui , które rosną na trawniku przed frontem ale na pewno jest . Słońce przygrzewa , powietrze złagodniało i nawet wrony jakoś weselej kraczą . Wiosna nigdy jakoś specjalnie mnie nie nastrajała , z wszystkich pór roku najbardziej lubię jesień , ale natura ma w sobie coś takiego,że bezbłędnie wie kiedy się zbudzić do życia . Minął przednówek , minęło wraz z nim zmęczenie i wraca energia. Mam nowe pomysły na dekoracje świąteczne, odkopałam stary przepis na gotowany sernik i mimo,ze zarzekałam się jak żaba wody ,że już nic w tym roku piec nie będę , jednak postanowiłam go na święta przygotować . Co to zresztą za Wielkanoc bez sernika...
A oto przepis - dostałam go dawno temu od pewnej woźnej z wiejskiej szkoły .

Sernik gotowany pani Alinki Rz.

75dkg sera twarogowego na sernik

1/2 kostki margaryny

3/4 szklanki cukru + cukier waniliowy

1/2 opakowania budyniu waniliowego bez cukru

1/4szklanki mleka

herbatniki do wyłożenia tortownicy

Ser zmielony, masło, mleko, cukier i jaja wymieszać, ogrzewać na parze lub w kąpieli wodnej aż zaczną się wydzielać bąbelki powietrza. Wtedy wsypać cukier waniliowy, budyń i garść bakalii, wymieszać wylać do tortownicy ze spodem.Zastudzić . Po ostygnięciu mozna oblać polewą czekoladową

Pamiętam, że był pyszny.


Wypisałam też dziś kilka kartek świątecznych. I cóż stąd ,że przyjdą góra ze trzy , niech rodzinka i znajomi się ucieszą. W sobotę mam już luzik , tylko ostatnie poprawki w sprzątaniu więc pojadę na działkę mamy po gryczpan ( bukszpan) i forsycję, przy okazji wysadzę kilka cebul hiacyntów i żonkili , a potem w domu wysieję rzeżuchę i zacznę świąteczne przysmaki przygotowywać i krochmalić serwetki. Muszę na nie bardzo uważać , bo mają ponad 90 lat.
Taka rodzinna pamiątka.
Po pracy pojechaliśmy z mężusiem na zakupy. Nic szczególnego, trochę spożywki , kilka teczek do dokumentacji firmowej i oczywiście coś dla wnusi. Mężuś wrzucił do koszyka kaczkę , która kwacze , a ja dżinsowe ogrodniczki. Jedno i drugie zarąbiste. Wypatzryliśmy też w sklepie z wikliną śliczne wózeczki dla lalek. Kupimy jej taki. Nie będzie się nasza wnusia bawiła tandetną chińszczyzną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz